Kategorie:
Nowiny
Ze Świata
Z Polski
Z Australii
Polonijne
Nauka
Religia
Wyszukiwarka 

Szukanie Rozszerzone
Konkurs Strzeleckiego:

Archiwum:

Reklama:

 
28 listopada 2012
Kabaret niezbyt Starszych Panów
tekst i zdjęcia: Jerzy Krysiak

18 listopada, w słoneczne, niedzielne przedpołudnie wybrałem się na Federation Square, aby wziąć udział w corocznym festiwalu kultury polskiej. Na ten swoisty Dzień Polski zaprosiłem Elenę, dyrektora artystycznego oraz wykładowcę choreografii w Akademii Sztuk Pięknych w Kiszyniowie. Chciałem się pochwalić polską kulturą a jednocześnie usłyszeć trochę krytycznych uwag. Sam festiwal jest imprezą tak atrakcyjną, że nie sposób sobie wyobrazić kogoś, komu nie przypadła by do gustu ta pełna energii i rozmachu impreza.

Organizatorzy przez lata przyzwyczaili nas to tak wysokiego poziomu, iż nie trudno było przewidzieć, że i tym razem zobaczymy i przeżyjemy coś niezwykłego. Były więc atrakcyjne stoiska, przepyszna polska kuchnia i doskonała zabawa. Gdybym więc chciał opisać wszystko, co się tego dnia wydarzyło zapewne zabrakło by mi atramentu w piórze i dlatego postanowiłem skupić się na tegorocznej nowości, jaką były występy kabaretowe.

Kabaret Starszych Panów to polski kabaret powstały w 1958 roku, który przez wiele lat cieszył się niezwykłą popularnością wśród widzów telewizji polskiej. Był to kabaret autorski dwóch twórców rozrywki, Jeremiego Przybory i Jerzego Wasowskiego. Kiedy w latach 60-tych ubiegłego stulecia, Jeremi Przybora pisał kabaretowe teksty, zapewne nawet do głowy mu nie przyszło, że pół wieku później, w dalekiej Australii, owe teksty będą nadal bawić i rozczulać. A wszystko to za sprawą paru zapaleńców z dalekiego Sydney, którzy postanowili odtworzyć niezapomnianą atmosferę kultowego już dziś programu. Przyznam się, że niezwykle się ucieszyłem na wiadomości, że owi straceńcy skorzystali z zaproszenia ks. Wiesława Słowika i postanowili zjawić się w Melbourne aby uświetnić tą niewątpliwie najważniejszą imprezę w kalendarzu wiktorianskiej Polonii.

Mieliśmy więc okazję i przyjemność podejrzenia gustownego rąbka kabaretowej podwiązki, którą starannie wykroiła grupa z Sydney pod wodzą Jolanty Komincz i Wiesława Rogolińskiego. Pewien mój znajomy, dyrektor gdańskiego teatru, powiedział mi kiedyś, że teatr ma do spełnienia dwa zadania – wcielać najlepsze wzorce kultury i bawić publiczność. Aby wykonać pierwsze zadanie należy od czasu do czasu sięgnąć do klasyki. Drugie zadanie jest wykonalne jedynie wtedy, jeśli do zespołu zaangażuje się „fajne babeczki”. Idąc za tą, jakże praktyczną radą, grupa teatralna z Sydney, wcieliła obie zasady w jednym przedstawieniu.






Kobietki więc zgodnie z planem pociągały gustownie za struny czarującej harfy seksapealu, bezlitośnie tumaniąc brzydszą część publiczności. Jola Komicz piosenką „Bo we mnie jest seks” zgrabnie przygotowała grunt do powalenia nas na kolana za sprawą trzech „hiszpanek” tańczących w tle utworu „Torreador”. Atmosfera jak w paryskim Moulin Rouge. Nie lada zadanie czekało na męską cześć zespołu. Aby dorównać czarowi swoich koleżanek, musieli stanąć na głowie aktorskiego kunsztu. Wiesław Rogoliński wykonując utwór „Upiorny Twist” nie tylko stawał na głowie ale również podskakiwał, podrygiwał i niemalże fikał koziołki. To był kabaret bardzo młodych panów.

Mógłbym jeszcze długo opisywać wszystkie atrakcyjne kabaretowe kawałki ale ograniczę się do bodajże najbardziej trafionego opisu – cuda na kiju!! Nie mam jednak zamiaru zakończenia mojego sprawozdania tym cukierkowatym, słodkim podsumowaniem. Jeszcze trochę dziegciu. Zgodnie z opinią wspomnianej wcześniej Eleny, początek był nieco nerwowy i dało sie zauważyć sceniczną tremę. Poza tym parę scen było zbyt statycznych i należało by je nieco rozruszać. W opinii większości widzów było to jednak popołudnie bardzo udane, spędzone w niezwykle sympatycznym towarzystwie. Brawo!

W programie wystąpili:
Iwona Saktura, Dariusz Plust, Bogumiła Filip, Piotr Pokorski, Jolanta Komicz, Wiesław Rogoliński, Jaga Nasielska.

Załączone zdjęcia (skandalicznej jakości) są wytworem mojej niezdarnej lekkomyślności w operowaniu wysokiej jakości ($6000!!) sprzętu fotograficznego. A wszystko zgodnie z zasadą: „Kabaret, kabaret a śmiechu w nim mało, bo życie już dawno przerosło kabaret”.

Jerzy Krysiak