Kategorie:
Nowiny
Ze Świata
Z Polski
Z Australii
Polonijne
Nauka
Religia
Wyszukiwarka 

Szukanie Rozszerzone
Konkurs Strzeleckiego:

Archiwum:

Reklama:

 
22 marca 2013
O zadaniach polskiej polityki zagranicznej w roku 2013
przemówienie ministra Radosława Sikorskiego (i riposta)
Po raz szósty mam zaszczyt przedstawiać Państwu Informację o zadaniach polskiej polityki zagranicznej. Z satysfakcją mogę dziś powiedzieć: międzynarodowa pozycja Polski jest dobra. Umacniamy naszą pozycję w Unii Europejskiej, która mimo kryzysu integruje się i rozszerza. Pamiętając o przeszłości, patrzymy przede wszystkim w przyszłość. Myślimy jak wolni ludzie żyjący w wolnym i prosperującym kraju. Wiemy, że nasz los zależy dziś od nas samych – bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Samodzielnie, w zgodzie z sumieniem i wedle najlepszej wiedzy, kształtujemy politykę zagraniczną.

A czymże może być dziś skuteczna polityka zagraniczna? To nic innego jak wynik wzajemnego oddziaływania czynników materialnych i niematerialnych, wpływających na zdolność państwa do osiągania swych celów. To sztuka wzmacniania pozytywnych zależności i optymalnego wykorzystywania uzyskanego potencjału. Jak mawiał francuski mąż stanu Aristide Briand – jest to sztuka łączenia pożądanego z możliwym.

Najważniejszym narzędziem budowy statusu kraju na arenie międzynarodowej jest dyplomacja, ale jej skuteczność zależy przede wszystkim od siły całego państwa. Ta zaś zmienia się w czasie. I zawsze powinna być mierzona w relacji do innych podmiotów stosunków międzynarodowych. Aby właściwie ocenić geostrategiczną pozycję Polski dziś, trzeba spojrzeć na nasz kraj z perspektywy historii. Kluczowe jest więc określenie naszego znaczenia w przeszłości, naszego miejsca w dzisiejszej hierarchii państw oraz wykonalnych scenariuszy na przyszłość.

Historia wielokrotnie stawiała nas wobec strategicznych dylematów. Nasz los zależał wówczas od poczucia odpowiedzialności przywódców państwa, od ich sumienia i zrozumienia prawideł życia politycznego oraz społecznego. Od realistycznej oceny naszych zasobów. Jak bowiem powiedział kiedyś Józef Piłsudski: „myśleć mogę za pięć Polsk, ale realizować tylko to, co ta jedna wykonać potrafi”. Kiedy w nowożytnej Europie rodził się kapitalizm, my byliśmy na uboczu. Na zachodzie kontynentu pierwsze manufaktury powstały w XIII wieku, a u nas dopiero u schyłku wieku XVI. W średniowieczu polski produkt krajowy brutto per capita nie odbiegał jeszcze znacząco od średniej dla najzamożniejszych państw Europy Zachodniej – w XIV i XV stuleciu kształtował się na poziomie około 80 procent. Podobnie nie odstawaliśmy pod względem siły fiskalnej, czyli zdolności administracji do ściągania podatków, a co za tym idzie, do inwestycji publicznych.

Spowolnienia oraz blokady procesów modernizacyjnych okazały się fundamentalną przyczyną polskich problemów i tragedii. Skutkowały słabszym wzrostem i zacofaniem oraz niewydolnością państwa. Wprawdzie Polacy byli stosunkowo zamożni, ale skarb królewski świecił pustkami. Inaczej mówiąc, siła fiskalna naszego kraju nie odpowiadała wciąż dużemu potencjałowi poboru podatków. W przededniu Sejmu Wielkiego, w 1788 roku, polski PKB spadł do poziomu 16 procent brytyjskiego.

Nasi sąsiedzi rośli w siłę, także militarną. Polska wprawdzie jeszcze formalnie istniała, ale nie liczyła się na arenie międzynarodowej. Obce wojska, wbrew polskiemu interesowi i nominalnej suwerenności, stacjonowały na naszym terytorium. Pod zaborami ziemie polskie nie zaznały rewolucji przemysłowej. W konsekwencji, II Rzeczpospolita nie mogła dołączyć do gospodarczej czołówki ówczesnego świata. Mimo sztandarowych inwestycji, takich jak port w Gdyni i Centralny Okręg Przemysłowy, Polska gospodarka nie rozwijała się tak dynamicznie, jak sąsiednie. Przez dziesięć lat trwała wojna celna z Niemcami, uniemożliwiająca dwustronny handel. Aby dostrzec skalę wyzwań, wyobraźmy sobie, co by było, gdybyśmy dziś nie mogli eksportować towarów na nasz najważniejszy rynek zbytu.

Polska była wyspą względnej wolności wśród konsolidujących się totalitaryzmów. Ich przywódcy mniej lub bardziej otwarcie głosili wrogość wobec naszego kraju. Jak się później okazało, nie mogliśmy liczyć na solidarność sojuszników. A dystans na polu wojskowości między Polską a jej agresywnymi sąsiadami systematycznie pogłębiał się. W latach 1933-1939 polskie wydatki na wojsko, mimo że stanowiły 20 procent naszego PKB, wyniosły zaledwie 7 procent niemieckich. Wiemy jaki był finał.

Z innych powodów, ale również dramatycznie przedstawiała się sytuacja Polski 30 lat temu. W trakcie długiej nocy stanu wojennego narzucono nam przygnębiającą stabilność w ramach dwubiegunowego świata. Rządząca w kraju ekipa nie wykorzystała okresu swej wszechwładzy do wprowadzenia niezbędnych reform i dźwignięcia kraju z gospodarczej zapaści. W 1981 roku nasz PKB per capita wynosił 41 procent średniej zachodnioeuropejskiej, by dekadę później, u progu przemian, spaść do zaledwie 30 procent, najniższego poziomu w historii. Dziś jesteśmy blisko 59 procent, a gdy mowa o średniej unijnej – nawet 64. Te dane dedykuję apologetom etatyzmu w gospodarce z obu stron sali.

A jak na tym tle rysuje się sytuacja Polski dzisiaj? Odwieczne dylematy każdego państwa, które w książce „Mocarstwa świata” historyk Paul Kennedy streszcza w pytaniu: armaty, masło czy inwestycje, jeszcze nigdy w naszej historii nie dawały się tak łatwo pogodzić. Jako jedno z nielicznych państw NATO utrzymujemy rekomendowane standardy wydatków obronnych, nie zaniedbując stabilności fiskalnej i pamiętając o obowiązkach wobec przyszłych pokoleń. Jesteśmy jednym z niewielu państw Sojuszu, w którym wydatki na obronność wzrosły od początku kryzysu.

Ostatnie dwadzieścia lat to nieprzerwany wzrost gospodarczy. Jedno pełne pokolenie Polaków zjawisko recesji zna jedynie z podręczników ekonomii. Nieprzerwanie odnotowujemy wzrost produktu krajowego brutto, przekładający się na odczuwalną, znaczącą poprawę warunków życia. Prognozy są także zachęcające. Analitycy szacują, że nominalny PKB Polski zwiększy się do roku 2030 o ponad 70 procent. Efektywnie korzystamy z funduszy europejskich. W tym miejscu głęboki ukłon wobec minister Elżbiety Bieńkowskiej.

Nasza pozycja w rankingach marki narodowej poprawia się. Jak podaje jeden z raportów, Polska uplasowała się na 20 miejscu w świecie, a wartość naszej marki wzrosła o 75 procent. Takie rozwiązania jak „kotwica fiskalna”, zapisana w naszej konstytucji, stanowią dziś inspirację dla innych państw. Między innymi dzięki udanej prezydencji w Unii i sprawnemu przygotowaniu Euro 2012 z szacunkiem mówi się o polskim sukcesie i dobrej organizacji. To zasługa wszystkich Polaków, którzy zbudowali wolną ojczyznę – marzenie tylu pokoleń! Wyzwaniem jednak pozostają niekorzystne trendy demograficzne, które hamują wzrost potencjału fiskalnego; niski poziom inwestycji prywatnych oraz spadające tempo wzrostu produktywności. Polska musi tworzyć nowe przewagi konkurencyjne, a model wzrostu oparty na zwiększaniu efektywności wzbogacić zdolnością do innowacji.

Panie i Panowie Posłowie! W historii naszego kraju wiele razy bywało, że czasy stagnacji i regresu ustępowały miejsca okresom wielkiego przyspieszenia. Były to przestrzenie mierzone dziesięcioleciami, istotniejsze w skutkach niż jakiekolwiek odosobnione wydarzenia – wspomnijmy choćby modernizacyjne zrywy za czasów Kazimierza Wielkiego, Stanisława Augusta, czy Władysława Grabskiego. Miały te okresy dwie cechy wspólne – po pierwsze, decydowały o losach polskiej państwowości na wiele dziesięcioleci; po drugie, nigdy nie kończyły się pełnym sukcesem, rozumianym jako zasypanie luki rozwojowej między nami a zachodem kontynentu.

Nasze dzisiejsze dylematy przypadają właśnie w takim momencie, gdy mamy już powody do dumy. Polska po udanej transformacji stoi przed pokusą, aby zwolnić i napawać się własnymi niezaprzeczalnymi osiągnięciami. Wszak kraj nasz nigdy nie był dostatniejszy. Rolą dyplomacji, tak jak ja ją pojmuję, jest mądre wspieranie procesów modernizacyjnych, zapewnianie Polsce stabilnego i przyjaznego otoczenia międzynarodowego.

Jeśli w naszych wysiłkach będziemy konsekwentni, a koniunktura nadal będzie nam sprzyjać, to, jak sugerują prognozy Międzynarodowego Funduszu Walutowego, w ciągu dwóch dekad polski PKB per capita osiągnie poziom zachodnioeuropejski. Nie będzie to wszakże oznaczało końca drogi, wyrównywania poziomu życia i zamożności. Jeszcze dłużej bowiem potrwa u nas opóźniony z przyczyn historycznych proces akumulacji majątku – osobistego i narodowego. W ubiegłym roku przeciętny Polak odłożył zaledwie 3 procent swoich dochodów, podczas gdy przeciętny Czech – prawie 7, a Niemiec aż 10. Wciąż budujemy drogi, koleje, stadiony czy teatry, które inni już mają. A więc reasumując – potrzebujemy jednego pokolenia bezpiecznego rozwoju, aby osiągnąć zdolności produkcyjne Zachodniej Europy i około 30 lat, aby osiągnąć jej jakość życia.

Wysoka Izbo! Zdaję sprawę Wysokiej Izbie z polskiej polityki zagranicznej zaledwie kilka tygodni po decyzji Rady Europejskiej w sprawie wieloletniego budżetu Unii. Sprawie tak ważnej dla całego rządu i dla szans rozwojowych Polski na dekady, że osobistą odpowiedzialność za negocjacje przejął Prezes Rady Ministrów, Donald Tusk. Wynegocjowana suma 106 miliardów euro, w tym prawie 73 miliardy na politykę spójności oraz blisko 29 miliardów na rolnictwo, to realizacja wyborczych obietnic Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego. Dumny jestem z tego, że mogę – w obecności Prezydenta i całego Sejmu - powiedzieć: Panie Premierze, słowa danego Narodowi dotrzymał Pan z nawiązką.

Te olbrzymie sumy to także dowód, że potrafimy metodycznie, w duchu zasad pracy organicznej, realizować na arenie międzynarodowej wielkie projekty polityczne. Wbrew kryzysowi szalejącemu w Europie, cierpliwie pracowaliśmy na nasz sukces: począwszy od uzyskania teki komisarza do spraw budżetu dla Janusza Lewandowskiego, poprzez powołanie grupy przyjaciół polityki spójności i negocjacyjny sojusz z Grupą Wyszehradzką, współpracę z Francją, aż po przekonanie Niemiec i Wielkiej Brytanii do poparcia budżetu oszczędnego, ale takiego, w którym cięcia nie spadły głównie na kraje na dorobku. Mój pierwszy zastępca, minister Piotr Serafin, skutecznie wspierał Premiera w omijaniu raf. W tych negocjacjach budżetowych Polska okazała się zawodnikiem długodystansowym, który potrafi inteligentnie rozłożyć siły i odnieść zwycięstwo – drużynowe i indywidualne.

Wysoki Sejmie! Teraz, gdy batalia już wygrana, czas na refleksję. Na naszych oczach powstaje bowiem zreformowana konstrukcja europejska. Integrację napędza w coraz większym stopniu współpraca w kwestiach finansowych i bankowych. Strefa euro od początku kryzysu zasadniczo się zmieniła. Doceńmy wielki wysiłek, który podjęły kraje tzw. siedemnastki. Zrobiono wiele, aby w przyszłości była obszarem finansowej stabilności i przewidywalności. Tylko do takiej, odmienionej i zreformowanej strefy euro, w której naprawie dzisiaj uczestniczymy, będziemy mogli w sposób bezpieczny przystąpić. Natomiast trwałe pozostawanie poza obszarem wspólnej waluty ograniczyłoby nasze pole manewru. Będziemy więc mieli wybór – albo pozostaniemy w nurcie ściślejszej integracji gospodarczej, finansowej i politycznej, albo staniemy gdzieś z boku, zaprzepaszczając szansę na szybszy rozwój i wpływ na kształt polityk unijnych.

Europa wciąż walczy z kryzysem, ale mimo to integracja kontynentu posuwa się naprzód. Dowodzi tego podtrzymanie polityki rozszerzenia Unii oraz przyjęcie Traktatu fiskalnego, który podpisało 25 państw członkowskich. Premier Donald Tusk uzyskał dla Polski wpływ na architekturę strefy euro, mimo że do niej jeszcze nie należymy. Kolejną odsłoną procesu zacieśniania integracji jest plan utworzenia unii bankowej. Podpisujemy się pod tym pomysłem, choć musimy być pewni, że nasze prawa i interesy będą respektowane. Pierwszy etap negocjacji tej unii, czyli utworzenie europejskiego nadzoru, jest obiecujący.

Europa to dzisiaj także coraz bardziej widoczny podział na kręgi integracji. Czy nam się to podoba czy nie, to, co kiedyś było jedynie przedmiotem teoretycznych rozważań, staje się polityczną rzeczywistością. Zainteresowane państwa członkowskie mogą w dowolnym momencie podjąć wzmocnioną współpracę, zobowiązując się przy tym do zachowania jej otwartego charakteru. Centrum tworzą dziś bezapelacyjnie państwa używające waluty euro. Uzupełniają je układ z Schengen …… czy też Traktat Fiskalny. Jak na tle kręgów integracji, czy – jak mówią inni – jej różnych „prędkości”, rysuje się pozycja Polski? Wobec zawirowań na Południu i wyspiarskiego dystansu Wielkiej Brytanii mamy szansę wejść do najściślejszego kręgu decyzyjnego Unii Europejskiej. Choć jesteśmy liczącym się państwem członkowskim, to aby zwiększyć nasze znaczenie, powinniśmy być gotowi dołączyć do strefy euro. Lecz tylko w taki sposób, który wzmocni gospodarkę. Tak jak cztery lata temu uczyniła to Słowacja, gdzie – wbrew powszechnym obawom – natychmiast spadła inflacja, a wielkie sieci handlowe zaokrąglały ceny w dół. Wkrótce wspólną walutę przyjmą inne państwa naszego regionu – po Estonii także Łotwa i Litwa.

Członkostwo Polski w strefie euro przyniesie wymierne korzyści, których skala zależeć będzie od siły i przygotowania naszej gospodarki oraz ostatecznego kursu złotego wobec euro. Korzyści dla konsumentów i przedsiębiorców: tańsze pożyczki, brak konieczności wymiany waluty przy podróżach zagranicznych, ułatwienie zakupów internetowych, łatwość dokonywania międzynarodowych transakcji, prostsze rozliczanie się firm z funduszy unijnych i wreszcie zwiększenie zaufania zagranicznych inwestorów. Wspólna waluta to także odebranie politykom prawa do nieodpowiedzialności i możliwości psucia pieniądza. Nikt, kto poważnie myśli o finansach państwa, nie powinien bać się kar wymierzanych za lekkomyślne szastanie pieniędzmi przyszłych pokoleń. W zamian bowiem uzyska pewność, że w razie niezawinionego kryzysu nie będzie zostawiony samemu sobie. A skoro tak, to słowami Józefa Ignacego Kraszewskiego, nieprzekonanych pytam: dlaczego boicie się zmian, nawet na lepsze?

Wysoka Izbo! Wobec wyłaniającej się nowej Unii Europejskiej, skupionej wokół strefy euro, zadajmy sobie szczerze pytanie, jaki typ relacji z resztą Unii najlepiej będzie służył naszemu interesowi narodowemu. I nie chodzi mi o perspektywę jedynie średnioterminową, to znaczy kiedy i po jakim kursie przystąpić do trzeciego etapu Unii Gospodarczej i Walutowej. Czas i warunki wykonania tego kroku trzeba ostrożnie i mądrze rozeznać, ale powiedzmy to jasno: przystąpienie do strefy euro leży w strategicznym interesie Polski. Stawką jest geopolityczne umocowanie naszego kraju na dekady, a może – oby! – na wieki.

W Unii Europejskiej działają też siły odśrodkowe. Przy okazji kryzysu wypłynęły na wierzch egoizmy narodowe. Niestety, interes wspólnoty jako całości bywa spychany na drugi plan i jest coraz częściej podporządkowywany polityce wewnętrznej. Niektórzy sądzą, że mogą wybierać z europejskiego menu jedynie te potrawy, które smakują im najbardziej; korzystać z dobrodziejstw integracji, nie angażując się we wspólne przedsięwzięcia. Łudzą się, że będąc poza Unią mogliby ważyć więcej, mieć większe pole swobody. Ale pamiętajmy, że gdyby Unia Europejska miała być jedynie tymczasową strefą wolnego handlu, to adekwatnym byłoby pytanie jednego z europarlamentarzystów: dlaczego brytyjski podatnik ma się dokładać do budowy warszawskiego metra?

Solidarność i spójność mają sens wtedy i tylko wtedy, gdy jako Europejczycy dostrzegamy wspólnotę naszych losów. Tymczasem udział gospodarek państw członkowskich Unii Europejskiej spadł w światowym PKB w ciągu ostatnich dwudziestu lat o prawie jedną czwartą i będzie systematycznie malał. Odwrotny trend dotyczy mocarstw pozaeuropejskich, które będą dynamicznie rosnąć. Jeśli w Chinach nie dojdzie do kryzysu zadłużenia, to rok 2016 może być pierwszym, w którym staną się one gospodarczo potężniejsze od całej Unii.

Ostrzegam więc: wyobrażenia o państwach Unii, działających na światowej arenie w pojedynkę to niebezpieczne mrzonki. Zastrzeżenie to dotyczy nawet Wielkiej Brytanii, której udział w unijnym PKB wynosi 14 procent, a co dopiero Polski, dla której wskaźnik ten wynosi 5 procent. Podobnie niekorzystne dla Europy, lecz jeszcze bardziej nieubłagane, są trendy demograficzne. O ile w 1960 roku ludność naszego kontynentu stanowiła prawie 20 procent, a w 2000 roku niecałe 12 procent populacji świata, to w roku 2040 będzie to zaledwie nieco ponad 8 procent.

Wobec tych przemian, potrzebujemy porozumienia o transatlantyckiej strefie wolnego handlu, zwłaszcza że jest to kolejny argument przemawiający za silnym głosem Unii w świecie. Tak korzystnego porozumienia w pojedynkę nie wynegocjowałoby żadne państwo europejskie. My, Polacy, przekonaliśmy się, że wspólny interes Europy to nie abstrakcja, ale rzeczywistość. Tak było przy okazji zniesienia rosyjskiego embarga na import naszej żywności czy przy negocjacjach gazowych. Tu nie trzeba wielkich słów – wspólne działanie Unii po prostu się opłaca.

Pani Marszałek, Wysoki Sejmie! Pamiętając, że wszelkie analogie historyczne mają ograniczoną użyteczność, porównałbym Unię Europejską do Cesarstwa Rzymskiego, organizmu, który na stulecia – przynajmniej w Europie Zachodniej – określił schemat osadnictwa, siatkę dróg i dorobek prawny, z którego korzystamy do dzisiaj. Tyle że nasza Unia jest lepsza, bo nie powstała w drodze podboju, lecz dobrowolnie. Wszyscy czujemy, że pytanie o granice integracji europejskiej to pytanie o nasze bezpieczeństwo i o potęgę zachodniej cywilizacji.

Pytanie o granice Starego Kontynentu jest stare jak marzenie o europejskiej jedności. Dla niektórych Europa jest tam, gdzie stoją średniowieczne ratusze i katedry. Dla wielu na Zachodzie mentalna granica, utrwalona przez pół wieku zimnej wojny, przebiega nadal tam, gdzie kończą się rzymskie drogi. Gdzieś między Renem a Łabą i na Dunaju, ale tylko w Wiedniu. Moim zaś zdaniem budowle są wynikiem działania praw i instytucji, a więc granica Europy sięga tam, gdzie obowiązuje europejskie prawo. Po zjednoczeniu Niemiec linia ta przesunęła się na Odrę. W roku 2004 – na Bug. Ale czy jest trwała? I czy może sięgnąć dalej?

Rzymski limes czasami się cofał, nawet w czasach świetności. Na wyspach brytyjskich północną granicę stanowił Wał Hadriana, ale przez około dwadzieścia lat próbowano ustanowić ją na Wale Antoninusa. Pozostając poza strefą euro, stanęlibyśmy wobec ryzyka ponownej marginalizacji, samookreślenia się jako obszar niepełnej, a być może nawet tymczasowej, integracji. Lecz Polacy chcą być w Unii pełnoprawnymi obywatelami, cives Romani, a nie podrzędnymi foederati. Nie dla prestiżu, który jest z tym związany, ale aby móc wpływać i wspólnie z innymi kształtować przyszłość Unii.

Rzym to nie tylko Cesarstwo Zachodnie, lecz także prawosławne Bizancjum, z nieprzerwanym do 1453 roku pocztem cesarzy. Nasz wielki rodak, Jan Paweł II, mawiał, że Europa jest w pełni sobą, gdy oddycha oboma płucami – wschodnim i zachodnim. Gdyby więc świat wschodniosłowiańskiego prawosławia kiedyś zechciał, i umiał, przyjąć dorobek prawny oraz instytucjonalny naszej Unii, to horyzont europejskiego świata przesunąłby się nie tylko za Dniepr, ale hen, po granice Chin i Korei. Polska na zawsze przezwyciężyłaby syndrom peryferii i znalazłaby się w bezpiecznym centrum. Tak poszerzony Zachód, z zasobami Rosji, potęgą gospodarczą Unii oraz wojskową Stanów Zjednoczonych, miałby szansę zachowania wpływów w świecie wschodzących potęg pozaeuropejskich.

Spyta ktoś, dlaczego nie możemy iść polską drogą, dlaczego sami nie możemy stać się biegunem integracyjnym – wszak była taka szansa w okresie Złotego Wieku. Odpowiadam: była, ale ją zaprzepaściliśmy. Dziś ani nasi wschodni sąsiedzi nie chcą państwowo integrować się z nami, ani my z nimi. Pójście drogą samodzielną wymagałoby mobilizacji społecznej, finansowej i wojskowej, które trudno sobie wyobrazić przy zachowaniu systemu demokratycznego. Tak więc dzisiaj jedyne wykonalne zastosowanie idei jagiellońskiej to rozszerzanie Unii. Innej możliwości nie ma. A bieżąca dekada zadecyduje zapewne o tym, czy nasze europejskie demokratyczne imperium utrzyma moc przyciągania.

Natomiast tym, którzy mimo ograniczeń naszych zasobów śnią o renacjonalizacji polityki w Europie, o powrocie do znajomych ram samolubnego państwa narodowego, mówię: uważajcie o czym marzycie! Wasze życzenie może się spełnić łatwiej niż sądzicie. Unia Europejska jest nadal w kryzysie i jej przetrwanie nie jest gwarantowane. To prawda, że jej rozpad oddałby nam pełnię władztwa, ale odzyskaliby je też i inni. Bylibyśmy wtedy, owszem, samorządni i niezależni, ale i samotni. I znowu na przedmurzu.

Wysoki Sejmie! Silna Polska w Unii to także silniejsza Grupa Wyszehradzka. Bo Europa Środkowa nie jest już miejscem, w którym – jak pisał w słynnym eseju Milan Kundera – rozgrywają się dziejowe tragedie. Przypomina raczej spełnione wreszcie marzenie węgierskiego pisarza György’a Konráda o wolnym i dostatnim regionie, czy czechosłowackiego premiera Milana Hodžy o regionie zintegrowanym. Potencjał naszej części Europy już dziś jest całkiem pokaźny i stale rośnie. Stopa wzrostu gospodarczego Polski, Czech, Słowacji i Węgier przekroczyła w ubiegłych latach średnią unijną. W połowie lat dziewięćdziesiątych PKB czterech państw Grupy Wyszehradzkiej wynosił niecałe 270 miliardów dolarów. Dziś jest to prawie cztery razy tyle. Jesteśmy także zbiorowo najważniejszym partnerem handlowym Niemiec, wyprzedzając między innymi Francję.

W Radzie Unii Europejskiej, zgodnie z obowiązującym wciąż prawem, mamy we czwórkę 58 głosów ważonych, dokładnie tyle samo co Niemcy i Francja razem wzięte. Chcemy dodawać impetu tym sprzyjającym trendom. Przewodnictwo w Grupie Wyszehradzkiej rozpocząłem odwiedzając Bratysławę, Pragę i Budapeszt. Mam nadzieję, że zapoczątkuję w ten sposób tradycję wizyt na początku każdej prezydencji. Niecałe dwa lata temu otworzyliśmy połączenie gazowe z Czechami. Ruszyły także prace nad budową analogicznego łącznika ze Słowacją. Podobne projekty rozwijają wspólnie Słowacy i Węgrzy. Kończymy budowę głównych dróg łączących Polskę z Czechami i Słowacją. Ze Słowacją chcielibyśmy zorganizować wspólnie zimowe Igrzyska Olimpijskie w 2022 roku.

Potwierdziliśmy decyzję o uruchomieniu za trzy lata Wyszehradzkiej Grupy Bojowej. Kontynuujemy sprawdzoną formułę spotkań premierów, szefów dyplomacji i ministrów do spraw europejskich przed szczytami unijnymi. Wspólne wysiłki dają dobre wyniki, tak jak przy negocjacjach wieloletniego budżetu. Wspólnie wspieramy europejskie aspiracje państw Partnerstwa Wschodniego. Odbywamy regularne konsultacje polityczne z państwami nordyckimi. Razem zabiegamy o rozszerzenie Unii Europejskiej o państwa Bałkanów Zachodnich. Wkrótce w Unii z radością powitamy Chorwację – 28 państwo członkowskie Wspólnoty.

Wysoka Izbo! Jak już wspomniałem, dla nas i dla Europy XXI wieku istotne będzie, jaką przynależność cywilizacyjną wybiorą narody wschodniej części kontynentu. Jesteśmy aktywnym promotorem unijnej polityki partnerstwa. Zdajemy sobie jednak sprawę, że postępy na drodze ku demokracji, rządom prawa i modernizacji zależą od nich samych.

Duże nadzieje wiążemy z listopadowym szczytem Partnerstwa Wschodniego w Wilnie. Za pełny sukces uznamy podpisanie umów – stowarzyszeniowej i o wolnym handlu z Ukrainą oraz sfinalizowanie negocjacji analogicznych porozumień z Mołdawią, Gruzją i Armenią. Dążymy do objęcia obywateli Gruzji, Ukrainy, Mołdawii, a także Rosji ruchem bezwizowym. Choć ucieszymy się, gdy wizy znikną, mamy satysfakcję, że póki obowiązują, nasi wschodni sąsiedzi przychodzą po nie głównie do polskich konsulatów. W roku 2008 wydaliśmy 534 tysiące wiz, a w 2012 już 1,3 miliona. W ciągu czterech lat wzrost o 143 procent. Znieśliśmy opłaty za wizy narodowe dla obywateli Ukrainy i Białorusi, a ostatnio Mołdawii. Dzięki działaniom Polski udało się uruchomić unijny fundusz w wysokości 37 milionów euro skierowany do społeczeństw obywatelskich sześciu państw Partnerstwa Wschodniego. Zabiegamy o pełne otwarcie programu Erasmus dla wszystkich dla tysięcy studentów z tych krajów.

Społeczeństwo obywatelskie będziemy aktywnie wspierać także na Białorusi, między innymi za pośrednictwem Europejskiego Funduszu na rzecz Demokracji. Cieszymy się, że nasze wysiłki zmierzające do jego powołania zakończyły się powodzeniem, a polski kandydat – Jerzy Pomianowski – został wybrany jego pierwszym dyrektorem. Fundusz będzie promował demokrację w całym sąsiedztwie Unii. W Polsce jego partnerem będzie Fundacja Solidarności Międzynarodowej. Ta i inne inicjatywy świadczą o naszym zdecydowaniu, by – zwłaszcza w przypadku niesprzyjającej atmosfery politycznej – podtrzymywać i rozwijać dialog na poziomie obywatelskim. Wzmacniamy także Wspólnotę Demokracji – stworzyliśmy trwałe ramy prawne dla funkcjonowania jej Stałego Sekretariatu w Warszawie. Ustanawiamy szczodrą Nagrodę Solidarności – którą pragniemy po raz pierwszy wręczyć w tym roku, w rocznicę porozumień sierpniowych.

Dostrzegamy, że Ukraina stoi przed zasadniczym dylematem, na miarę tego z połowy XVII wieku lub z początków wieku XX. Jest to dla Kijowa wybór między nowoczesnością i demokracją z jednej strony, a innym modelem cywilizacyjnym, z drugiej. Jeśli Ukraina stworzy warunki do podpisania umowy stowarzyszeniowej, Polska będzie zabiegać o przyznanie jej na nadchodzącym szczycie Partnerstwa Wschodniego „perspektywy europejskiej”.

W tym roku przypada 70. rocznica zbrodni wołyńskiej, w wyniku której zginęły dziesiątki tysięcy naszych rodaków. Doceniamy niedawne orędzie ukraińskich biskupów greckokatolickich, upamiętniające te tragiczne wydarzenia. Wyrażamy jednocześnie głębokie przekonanie, że pojednanie musi się dokonywać w duchu szacunku dla prawdy historycznej. Dynamicznie rosną dwustronne obroty handlowe z Rosją – w ubiegłym roku o ponad 10 procent, wynosząc blisko 38 miliardów dolarów. Sam eksport wzrósł aż o 16 procent, a w porównaniu z rokiem 2007 – o ponad połowę. Cieszymy się z sukcesów naszych przedsiębiorców w Europie Wschodniej. Polskie firmy uczestniczą w rozbudowie metra w Petersburgu. Bydgoska PESA dostarcza tramwaje do Królewca.

Jesteśmy zainteresowani współpracą między Polską a Rosją, a zwłaszcza regionami i społecznościami lokalnymi. Problematykę tę kompetentnie nadzoruje Polsko-Rosyjskie Forum Regionów. Zarówno w Polsce, jak i w Rosji powołaliśmy Centra Dialogu i Porozumienia, które zajmują się trudnymi tematami. Otwarta w 68. rocznicę wyzwolenia obozu w Auschwitz rosyjska wystawa narodowa pokazuje, że jesteśmy w stanie mówić jednym głosem w ważnych i trudnych sprawach historycznych. Wierzymy, że ubiegłoroczna wizyta patriarchy Cyryla I w naszym kraju oraz wspólne przesłanie polskiego Kościoła katolickiego i rosyjskiej Cerkwi prawosławnej przyczynią się do pojednania między naszymi narodami.

Widzimy, że zdaje egzamin umowa o małym ruchu granicznym, która pozwala mieszkańcom północnej Polski i obwodu królewieckiego poznać się nawzajem. Większa otwartość granic to także wymierne korzyści gospodarcze. Dzięki między innymi wspomnianej umowie z Rosją oraz podobnemu porozumieniu z Ukrainą wydatki cudzoziemców przekraczających granicę Polski na wschodzie i północy wyniosły w 2012 roku aż 6,6 miliarda złotych – wzrost o ponad jedną czwartą w porównaniu do roku poprzedniego.

Żałujemy, że Rosja nie jest konsekwentna w modernizacji swych instytucji i społeczeństwa, a na drodze do demokracji robi wręcz krok wstecz. Konsekwentnie zabiegamy o zwrot dokumentów katyńskich oraz domagamy się przekazania wraku samolotu Tu-154 i pełnej dokumentacji katastrofy. Będziemy nadal wspierać prokuraturę w jej staraniach o wyegzekwowanie pomocy prawnej. Rozczarowani dotychczasowym impasem, zdecydowaliśmy się zwrócić o wsparcie Unii Europejskiej i uzyskaliśmy je. Natomiast tym, którzy całą naszą politykę zagraniczną chcieliby sprowadzić do sprawy wraku, pragnę powiedzieć: gdy jakieś państwo nie wypełnia zobowiązań międzynarodowych, tak jak w tym wypadku, to po patriotach spodziewałbym się solidarności z rządem i kierowania pretensji pod właściwy adres.

Panie i Panowie Posłowie! Najbliższe stosunki dwustronne łączą nas przede wszystkim z partnerami z Unii Europejskiej. Z Niemcami mamy wspólną, strategiczną wizję przyszłości Unii oraz podobne recepty na wyjście z kryzysu. Razem dbamy o sąsiedztwo, w szczególności wschodnie. Jednocześnie niezmiennie przypominamy naszym partnerom, że nawet państwo o tak dużym potencjale jak RFN nie może na forum Unii działać w pojedynkę. Z potencjałem powinno się wiązać poczucie szczególnej odpowiedzialności za losy Europy.

Miniony rok miał doniosłe znaczenie dla stosunków polsko-francuskich. Wybór nowych władz dał podstawy do politycznego zbliżenia. Nowe otwarcie widać przede wszystkim na forum unijnym, gdzie walczyliśmy o utrzymanie ambitnej wspólnej polityki rolnej i prorozwojowej polityki spójności. Wracamy do cyklicznych konsultacji międzyrządowych, przewidzianych w ramach partnerstwa strategicznego.

Niemcom i Francuzom gratulujemy 50-lecia Traktatu Elizejskiego. Pamiętamy, że ponad 20 lat temu był on inspiracją dla pojednania polsko-niemieckiego. Z obu państwami łączy nas współpraca w ramach Trójkąta Weimarskiego, a sam Trójkąt staje się coraz bardziej równoramienny. Niedawny szczyt wyszehradzko-weimarski w Warszawie był ambitną figurą z zakresu geometrii politycznej – kwadrat wpisany w trójkąt. Krytykom naszej polityki mówię: im ściślejsze nasze związki z Francją i Niemcami, tym silniejsza Polska w regionie. Im lepsza współpraca w naszym regionie, tym większa zdolność Polski do reprezentowania jego interesów.

Najważniejszym partnerem pozaeuropejskim pozostają Stany Zjednoczone. Cieszymy się, że mimo interesów w innych częściach świata USA przypominają sobie o starych europejskich przyjaciołach. Polska pozostanie orędownikiem bliskiego współdziałania obu części zachodniej cywilizacji tak w dziedzinie handlu i gospodarki, jak i bezpieczeństwa oraz szerzenia demokracji.

Polski jest najczęściej używanym językiem obcym w Anglii i Walii. Chcielibyśmy, aby tak liczna obecność naszych rodaków w Wielkiej Brytanii przyczyniła się do dalszego zacieśniania tradycyjnie przyjaznych więzów między naszymi krajami. Żałujemy, że Wielka Brytania dystansuje się od Europy. Brytyjskim przyjaciołom pragnę dziś powiedzieć: Unia Was potrzebuje. Waszego pragmatyzmu, kompetencji i siły zbrojnej. Możemy razem działać na rzecz polityki rozszerzenia. Dokończyć tworzenie w pełni wspólnego unijnego rynku. Bronić nowych technik wydobywania gazu i ropy. Także Wy potrzebujecie Unii, która zwiększa Waszą moc oddziaływania, szczególnie w bezpośrednim sąsiedztwie Europy. A przezwyciężanie kryzysu zadłużenia okazuje się niełatwe także poza strefą euro.

Tradycyjnie bliskie stosunki łączą nas ze Szwecją, z którą w listopadzie ubiegłego roku rozpoczęliśmy dialog w dziedzinie bezpieczeństwa na szczeblu ministrów spraw zagranicznych i obrony. Doskonale rozwijają się nasze stosunki z innymi partnerami bałtyckimi – Danią, Estonią i Finlandią, Łotwą. Już dziś rozpoczynamy też przygotowania do polskiego przewodnictwa w Radzie Państw Morza Bałtyckiego. Współpraca polsko-norweska rozwija się dynamicznie tak w dziedzinie energetyki i przemysłów obronnych, jak i inicjatyw rozbrojeniowych. Wysoko cenimy współpracę polityczno-wojskową z Rumunią. Podtrzymujemy tradycję konsultacji międzyrządowych z Hiszpanią. Doceniamy wkład poprzedniego rządu Włoch w walkę z kryzysem i pozostajemy otwarci na współdziałanie z nowym gabinetem.

Benedyktowi XVI dziękujemy za kontynuację misji Jana Pawła II, pamiętną pielgrzymkę do Polski w 2006 roku oraz życzliwość, którą okazywał naszemu krajowi. Gratulujemy wyboru nowemu papieżowi Franciszkowi, pierwszemu z Nowego Świata. Liczymy na dalszą owocną współpracę ze Stolicą Apostolską, także w kwestii ochrony praw chrześcijan na świecie.

W tym roku obchodzimy 150 rocznicę powstania styczniowego. Litewska Pogoń na powstańczych sztandarach, obok Orła i Archanioła Michała, przypomina o łączącej nas historii. Pamiętając o wspólnym dziedzictwie, tym bardziej liczymy dziś na współpracę z nowym rządem Litwy. Mamy nadzieję, że rozwiązanie najbardziej palących kwestii, w tym praw mniejszości polskiej na Litwie, przyczyni się do łatwiejszej realizacji dwustronnych przedsięwzięć, w tym nowych połączeń drogowych, kolejowych oraz energetycznych. Życzymy Litwie powodzenia w sprawowaniu unijnej prezydencji w drugiej połowie roku.

W dyskusji o przyszłości Unii nie zapominamy o państwach, które mają prawo być częścią europejskiej rodziny. Polskie wsparcie dla polityki rozszerzenia Unii to nie tylko polityczne deklaracje, ale także konkretna pomoc ekspercka, szczególnie dla państw Bałkanów Zachodnich. Ważne są dla nas relacje z Turcją, naszym sojusznikiem w NATO, jedną z najbardziej dynamicznych gospodarek na świecie. Przygotowujemy się do obchodów wyjątkowej, sześćsetnej rocznicy nawiązania z państwem tureckim stosunków dyplomatycznych. A skoro o południowym wschodzie kontynentu mowa: cieszymy się, że wskaźniki ekonomiczne zdają się sugerować koniec dotkliwego stadium kryzysu w kolebce demokracji, Grecji.

Wysoka Izbo! Coraz istotniejszym elementem prowadzenia naszej polityki staje się dyplomacja publiczna. To główny instrument tzw. miękkiej siły, której w dzisiejszym świecie używa się częściej i skuteczniej niż siły twardej, militarnej. Z naszym przekazem chcemy docierać do szerokich grup odbiorców. Przybliżamy światu naszą historię i bohaterów. W siedzibie Organizacji Narodów Zjednoczonych w Nowym Jorku, w dniu pamięci o Holokauście, otwarta została wystawa poświęcona Janowi Karskiemu. Polska pozostaje rzecznikiem prawdy historycznej. Tam, gdzie spotykamy się z próbami fałszowania naszej historii, stanowczo i skutecznie reagujemy.

Polskie doświadczenia pokojowej transformacji to główny motyw naszej pomocy rozwojowej. Najbardziej użyteczne wydają się być na postsowieckim Wschodzie, ale na specjalistyczne szkolenia zapraszamy także urzędników z państw, które są w trakcie lub dopiero u progu zmian – z takich krajów jak Afganistan, Egipt, Libia, Mjanma czy Tunezja. We współpracy z Ministerstwem Nauki i Szkolnictwa Wyższego utworzymy w tym roku nowy program stypendialny – imienia Stefana Banacha – dla najlepszych studentów z obszaru Partnerstwa Wschodniego. Zabiegamy o niestałe członkostwo w Radzie Bezpieczeństwa Narodów Zjednoczonych na lata 2018-2019, szóste w historii i pierwsze od ponad dwudziestu lat. W tym roku Polska przewodniczy Radzie Praw Człowieka ONZ w Genewie. Powierzenie nam tej funkcji odbieramy jako wyraz uznania za nasze dotychczasowe zaangażowanie.

W świecie arabskim nadal będziemy kłaść nacisk na wsparcie demokratyzacji – zarówno dwustronnie, jak i w ramach południowego wymiaru Europejskiej Polityki Sąsiedztwa. Dziesiąta rocznica rozpoczęcia interwencji w Iraku przypomina nam o zagrożeniach, jakie niesie ekstremizm. Z ogromną troską i współczuciem obserwujemy sytuację ludności cywilnej w Syrii. Przestrzegamy rząd w Damaszku przed użyciem broni chemicznej w trwającym już blisko dwa lata konflikcie. Jako członka Komisji Państw Neutralnych nadzorujących rozejm na Półwyspie Koreańskim niepokoi nas kolejna północnokoreańska próba nuklearna.

Dostrzegamy ogromny, choć nadal nie w pełni wykorzystany, potencjał Afryki. Uczestniczymy w realizacji wspólnej europejskiej polityki, w tym rozwojowej, wobec państw afrykańskich. Razem z innymi resortami aktywizujemy kontakty międzyrządowe z najważniejszymi krajami Afryki Subsaharyjskiej – Republiką Południowej Afryki i Nigerią. Odnotowujemy rosnące znaczenie Azji – kontynentu, który już dziś wytwarza ponad jedną trzecią światowego PKB. Dostrzegając ten potencjał, zwiększamy w Azji naszą obecność dyplomatyczną. Otworzyliśmy Instytuty Polskie w Tokio i New Delhi, a wkrótce tego typu placówka powstanie w Pekinie. Rozbudowujemy sieć konsulatów honorowych.

Z Chinami łączy nas partnerstwo strategiczne, potwierdzone ubiegłorocznym szczytem w Warszawie, w którym uczestniczyli również przywódcy państw naszego regionu. Uważamy Państwo Środka za mocarstwo ponadregionalne, które powinno coraz aktywniej angażować się w rozwiązywanie problemów w skali globalnej. Służymy swoimi doświadczeniami, gdyby Chiny zdecydowały się spluralizować system polityczny. Kontynuować będziemy dobrą współpracę z Japonią, forpocztą demokracji w strefie Pacyfiku.

Polskie firmy konsekwentnie wzmacniają swoją pozycję na zagranicznych, w szczególności pozaeuropejskich, rynkach. W ubiegłym roku nasz eksport wzrósł o prawie 4 procent, z czego najbardziej przyspieszyła sprzedaż do krajów Ameryki Łacińskiej (17,6 procent), Afryki (16,6 procent) i Azji (12,2 procent). Polski eksport nareszcie uzyskuje profil globalny.

To rosnące zainteresowanie wymaga wzmacniania stosunków z odległymi i słabiej rozpoznanymi rynkami. Wspieramy polskich przedsiębiorców, koncentrując się na rozbudowie nowoczesnej bazy traktatowej. Niezmiennie uznajemy rolę Ministerstwa Gospodarki w promocji gospodarczej i postulujemy przyjęcie odpowiedniej ustawy. Utrzymujemy regularne kontakty z kilkoma setkami polskich firm z sektorów energetyki, obrony, transportu, przetwórstwa spożywczego i przemysłu innowacyjnego. Przystąpiliśmy do Europejskiej Agencji Kosmicznej. Przedsiębiorcy towarzyszą przedstawicielom MSZ w pozaeuropejskich wizytach zagranicznych. W ubiegłym roku były to wyjazdy do Arabii Saudyjskiej, Birmy, Brazylii, Chile, Chin, Kolumbii i Meksyku. W tym roku będą to między innymi Australia, Indie, Mongolia i Nowa Zelandia.

Z uwagą obserwujemy zmiany na rynku energetycznym w USA, które pociągną za sobą konsekwencje geopolityczne. Stany Zjednoczone będą do roku 2020 eksporterem netto gazu. Europejska gospodarka może na tym skorzystać. W ciągu najbliższej dekady otworzy się bowiem nowy rynek handlu energią, pozwalający na dywersyfikację importu surowców. Polska tworzy ponadto podstawy współpracy w obszarze poszukiwania alternatywnych źródeł energii i rozwoju nowatorskich technologii. Intensywny dialog w tych kwestiach prowadzimy także z Kanadą. Priorytetem pozostanie pełne wykorzystanie własnych, narodowych zasobów energetycznych, w tym złóż gazu łupkowego.

Panie i Panowie Posłowie! Historia uczy, że Polska o bezpieczeństwo, także w wymiarze wojskowym, zadbać musi przede wszystkim sama. Że zależy ono w największym stopniu od naszego własnego potencjału obronnego. Jak pisał Jan Nowak-Jeziorański, „nie można opierać bezpieczeństwa tylko na sojusznikach, nawet najpotężniejszych, jeśli własnymi siłami nie zapewnimy sprzymierzeńcom możliwości przyjścia nam z pomocą. Poczucie bezpieczeństwa (…) nie może stać się mitem, który rozbroi nas psychicznie i zrodzi lenistwo myśli wojskowej”. Modernizacja sił zbrojnych to więc priorytet na najbliższą dekadę. W ciągu dekady wydamy na nią poważną sumę prawie 140 miliardów złotych. Budujemy siły odstraszania – pozyskamy rakiety, śmigłowce, wozy bojowe, okręty podwodne i samoloty bezzałogowe.

Będziemy dysponowali własnym systemem obrony powietrznej. Nasza narodowa tarcza, wraz z tarczą amerykańską, której elementy znajdą się na naszym terytorium w roku 2018, wejdzie w skład systemu ogólnonatowskiego. Sojusz Północnoatlantycki pozostaje dla nas bowiem najważniejszym zewnętrznym gwarantem bezpieczeństwa. Będziemy zabiegać, aby kolektywna obrona, kluczowa z polskiego punktu widzenia, pozostała dla NATO naczelnym zadaniem. Jesienią po raz pierwszy na naszym terytorium odbędą się manewry wojskowe Sojuszu pod nazwą Steadfast Jazz. Cieszymy się ze znacznego wkładu, jaki zadeklarowali nasi natowscy partnerzy, zwłaszcza Francja i Stany Zjednoczone. Zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami, od kilku miesięcy gościmy w Polsce pododdział amerykańskich sił powietrznych, który obsługuje rotacyjną obecność samolotów bojowych F-16 i transportowych C-130.

Z Amerykanami współpracujemy także w Afganistanie. Operacja NATO w tym kraju wkracza w końcową fazę. Polski kontyngent, obecnie liczący 1800 żołnierzy, zmniejszymy w październiku do 1000. Do końca przyszłego roku – razem z sojusznikami – zakończymy misję stabilizacyjną ISAF. Jesteśmy dumni, że naród afgański wysoko ceni zaangażowanie i poświęcenie polskich żołnierzy oraz dyplomatów.

Silna Unia Europejska, którą budujemy, to także rozwój europejskich zdolności obronnych. Pod koniec tego roku Rada Europejska podejmie decyzję w sprawie dalszych kierunków rozwoju Wspólnej Polityki Bezpieczeństwa i Obrony. Będziemy konsekwentnie opowiadać się za jej wzmacnianiem, choć nie mamy złudzeń, aby mogła w tej dekadzie zastąpić NATO. Uczestniczymy w unijnych grupach bojowych i nie wykluczamy ich użycia. Nasze siły są obecne w Kosowie, Bośni i Hercegowinie oraz w Gruzji. Bierzemy udział w unijnej misji szkoleniowej w Mali, wspierając sojuszników w walce z terroryzmem na Sahelu. Silna Unia Europejska to także taka, która posiada sprawną dyplomację. Wspieramy wysiłki Catherine Ashton i Europejskiej Służby Działań Zewnętrznych, szczególnie w trudnych rozmowach z Iranem.

Wysoki Sejmie! W ubiegłym roku decyzją Wysokiej Izby środki przeznaczone na wsparcie Polonii, zostały przekazane Ministerstwu Spraw Zagranicznych. Bieżący rok jest pierwszym pełnym rokiem obowiązywania nowych zasad. W ramach rozstrzygniętych niedawno konkursów przeznaczymy na współpracę z rodakami ponad 50 milionów złotych, choć wnioski złożono na sumę 224 milionów. Rozumiem rozczarowanie tych, których zgłoszenia nie uzyskały aprobaty. Zapraszam do składania wniosków w przyszłym roku. Szczególnie mile widziane będą projekty, które wzmocnią współpracę gospodarczą Polonii z krajem oraz te, które zachęcą Polaków z diaspory do powrotu. Zaproponujemy nowe formy emisji telewizji i radia dla zagranicy, zarówno po polsku, jak i w językach obcych. Zmieniamy filozofię polityki polonijnej. Chcemy, aby rodacy mieszkający za granicą stali się wpływowym podmiotem polskiej polityki zagranicznej i swoją aktywnością wzmacniali wizerunek, pozycję i interesy gospodarcze Polski. Pamiętamy o naszych obowiązkach wobec rodaków na Wschodzie. A zarówno na Zachodzie, jak i na Wschodzie nie pytamy jedynie co Polska może zrobić dla Polonii, ale głównie co Polonia może zrobić dla Polski.

Wysoka Izbo! Kontynuujemy proces modernizacji służby zagranicznej. Wprowadzamy nowe formy obecności dyplomatycznej Polski, takie jak wspólne z państwami trzecimi siedziby placówek czy powoływanie ambasadorów wizytujących, na przykład na Malcie. Te rozwiązania zapewniają obecność polskiej służby zagranicznej w nowych miejscach, przy znacznie niższych nakładach finansowych. Towarzyszy temu racjonalizacja sieci zagranicznych przedstawicielstw Polski. Zwiększamy naszą obecność w tych regionach, w których mamy istotne interesy, zwłaszcza gospodarcze. Dlatego przenosimy konsulat z Vancouver do Edmonton – kanadyjskiej stolicy przemysłu wydobywczego. Rozstrzygnęliśmy międzynarodowy konkurs na nową ambasadę w Berlinie – teraz trwają prace nad przygotowaniem tej inwestycji. Jednocześnie sprzedajemy budynki które odegrały już swą rolę, jak była ambasada PRL w Kolonii, lub w miejscach, gdzie nie mamy już placówek.

Efektywnie działa nasza służba konsularna. W ubiegłym roku wykonaliśmy ponad dwa miliony rejestrowanych czynności konsularnych, o 16 procent więcej niż w roku 2011, co przyniosło skarbowi państwa ponad 200 milionów złotych. Uruchomiliśmy Zespół Wsparcia Konsularnego, który udziela pomocy polskim placówkom w sytuacjach kryzysowych – i to już w ciągu 24 godzin od zgłoszenia zdarzenia. Polacy chętnie podróżują i stają coraz bardziej mobilni. Jesteśmy bardziej otwarci i swobodnie korzystamy z dobrodziejstw globalizacji. W ubiegłym roku polskie urzędy konsularne wydały blisko 177 tysięcy paszportów – o 65 procent więcej niż w roku 2003, poprzedzającym akcesję do Unii.

Chcąc prowadzić skuteczną politykę zagraniczną – która dawno już przestała być dyplomacją salonową – zapewniamy polskim dyplomatom nowoczesne narzędzia pracy. Dzięki zdjęciom satelitarnych jesteśmy w stanie precyzyjnie analizować zagrożenia i sprawnie organizować pomoc naszym rodakom w sytuacjach kryzysowych. Uruchomiliśmy przejrzysty portal internetowy, zintegrowany z witrynami placówek – jedno z najbardziej ambitnych przedsięwzięć w historii polskiego Internetu. Wdrażamy system Elektronicznego Obiegu Dokumentów, najnowocześniejszy w polskiej administracji rządowej.

Dążąc do polepszenia bezpieczeństwa ludzi i mienia oraz ochrony informacji, utworzyliśmy Inspektorat Służby Zagranicznej. Pracujemy także nad wprowadzeniem kategorii tajemnicy dyplomatycznej, która obejmowałaby informacje jawne o charakterze wrażliwym. Trwa przegląd funkcjonowania Europejskiej Służby Działań Zewnętrznych. Liczymy na zapewnienie równowagi geograficznej wśród personelu Służby. Chcemy także, aby w większym stopniu angażowała się w zadania stricte dyplomatyczne. Z satysfakcją stwierdzam stale zwiększającą się liczbę polskich dyplomatów w ESDZ. W unijnej dyplomacji zatrudnionych jest obecnie 66 Polaków, w tym 48 w Brukseli i 18 pracowników merytorycznych w delegaturach. Nasz rodak, Maciej Popowski, jest zastępcą sekretarza generalnego Służby, a w ubiegłym roku grono unijnych ambasadorów powiększyło się o dwóch Polaków: Jana Tombińskiego na Ukrainie oraz Adama Kułacha w Arabii Saudyjskiej. Co siódma nominacja przypadła naszym dyplomatom. Polacy obejmują odpowiedzialne stanowiska także w NATO: szefują biurom Sojuszu na Ukrainie i w Rosji. Jeden z naszych rodaków wkrótce obejmie funkcję szefa Komitetu Budżetowego Paktu. Ściśle współpracujemy z polskimi instytutami badawczymi i analitycznymi, które są coraz bardziej rozpoznawalne w Europie i w świecie. Wysokie noty regularnie zbierają Polski Instytut Spraw Międzynarodowych oraz Ośrodek Studiów Wschodnich.

Naszą politykę konsultujemy z władzami lokalnymi i organizacjami pozarządowymi. We wszystkich województwach powstają Regionalne Ośrodki Debaty Międzynarodowej, dzięki którym potrzeby samorządów znajdują odzwierciedlenie w priorytetach polityki zagranicznej państwa. Wysoka Izbo! Kończąc, przypomnę, że jeden z europejskich polityków porównał niedawno Unię Europejską do rodu Buddenbrooków z powieści Tomasza Manna: pierwsze pokolenie założyło obiecujące rodzinne przedsiębiorstwo, drugie – skutecznie nim zarządzało, a trzecie – cały dorobek zaprzepaściło. Używając dalej tej metafory dodał, że Europą rządzą dziś przedstawiciele trzeciego pokolenia, a nagrodę Nobla odebrali ku czci pierwszego. Jako napomnienie, by wspólnego dorobku, stworzonego tak wielkim wysiłkiem, nie traktować jako czegoś oczywistego i danego raz na zawsze. Przyjmujemy tę analogię. Próbujemy stosować ją również do historii Polski. Kilkakrotnie w naszych dziejach bywało bowiem, że z mozołem wznoszony gmach państwa, najpierw zasobny, błyszczący przepychem, z czasem - źle zarządzany – popadał w ruinę.

Nasze dzieje bowiem to opowieść o wielkości i upadku, o bohaterach i zdrajcach. Opowieść o oszałamiających sukcesach. O kraju miliona kilometrów kwadratowych, sięgającym od Bałtyku po Morze Czarne, od Wielkopolski po Kijowszczyznę. Wielonarodowym i wielowyznaniowym, otwartym i gościnnym. A zarazem wiernym tradycji i korzeniom. To jedna strona medalu. Ale to także opowieść o karygodnych zaniechaniach. O nieprzekuwaniu militarnych wiktorii w sukcesy polityczne i dyplomatyczne. O niewykorzystanych możliwościach rozwojowych i o „straceńczym optymizmie”, który, w myśl hasła „chcieć to móc”, stawiał przed nami niewykonalne zadania. Po czym zmuszał do rozdzierania szat, gdy łatwo przewidywalne skutki prowadziły do katastrof na skalę pokoleń.

Dziś szybciej niż kiedykolwiek w historii wzmacniamy siłę Polski i jej pozycję w świecie. Dzięki pracy milionów Polaków, dzięki osiągnięciom przedsiębiorców, dzięki dobrej polityce kolejnych rządów i samorządów, ale też dzięki skutecznej dyplomacji. Robimy to z polską konsekwencją i z polskim uporem. Wchodząc do Unii, dokonaliśmy wyboru dziejowego. Jeśli nie chcemy powtórzyć grzechu zaniechania naszych przodków, musimy być konsekwentni i wchodzić do najściślejszych kręgów decyzyjnych. Prowadzić politykę zagraniczną tak, jak Donald Tusk poprowadził unijne negocjacje budżetowe. Dzięki odniesionemu w nich sukcesowi, dziś mamy środki na dokonanie cywilizacyjnego skoku. Nie zaprzepaśćmy tej historycznej szansy!

Radosław Sikorski

Na prosbę naszej czytelniczki, Moniki Wiench publikujemy głos polemisty z www.blogpress.pl z 21 marca 2013.

Ta informacja, to w dużym stopniu megalomańskie wystąpienie. Minister Sikorski swoją informację w sejmie rozpoczął pompatycznie i na tych wysokich diapazonach pozostał do końca. Postawił tezę, iż międzynarodowa pozycja Polski jest dobra, a w UE swoją pozycję umacniamy. Można się było spodziewać, że tę tezę w dalszym ciągu uzasadni. Niestety, ta przedmowa nie dowiodła słuszności tej tezy. Przedstawię swoją opinię na temat przytoczonych "argumentów" ministra, odnosząc się do jego wystąpienia i trzymając się przyjętej kolejności.

Początkowe akapity, to truizmy i cytaty sławnych praktyków w dziejach państw, mające przedstawić mówcę jako znawcę przedmiotu; wartość takiego wstępu - neutralna. Następnie minister przedstawił historyczny rys wartości PKB Polski w stosunku do innych wybranych państw Europy; wprawdzie nie podał źródeł, ale z pewnymi zastrzeżeniami można go przyjąć jako poprawny (na wykresach nie widać np. wpływu wojen światowych). Następnie bardziej szczegółowo przedstawił mówca stan naszego PKB w okresie powojennym i postęp gospodarczy po ustrojowych przemianach - dość oczywisty dla ekonomistów - po wyzwoleniu się z nonsensów księżycowej "planowej gospodarki", wspomniał o dotrzymywaniu standardów NATO w utrzymywaniu wydatków obronnych.

Wspomnę tu, że "wydatki", to nie wszystko - jeszcze muszą być racjonalne (ale o tym potem). Następuje "ukłon" w stronę min. Bieńkowskiej za efektywność w wykorzystaniu funduszy europejskich. Tu akurat mam duże zastrzeżenia - ostatnio nie można sie doczekać zwolnienia blokady ponad 4 mld. EURO z powodu nieprawidłowości przy finansowaniu budowy dróg. Szef MSZ przedstawił obecny okres rozwoju gospodarczego jako trwalszy niż historyczne okresy modernizacyjne państwa - za czasów Kazimierza wielkiego, Stanisława Augusta, czy Władysława Grabskiego (tu akurat bardziej reprezentatywną postacią był chyba Eugeniusz Kwiatkowski). Widzi jednak ciągle dystans do Niemieć, a nawet do Czech; my wciąż budujemy drogi koleje, stadiony, czy teatry - potrzeba jeszcze jednego pokolenia, by osiągnąć standardy Zach. Europy. Moja uwaga - budowanie fanaberyjnych niepotrzebnych stadionów i kolei z infrastrukturą przewyższająca poziom francuskiego TGV (trasa W-wa - Gdynia)- ten dystans zwiększa, nie zmniejsza.

Dalej orator przedstawił decyzję RE o budżecie Unii z suma 106 mld. EURO dla Polski na lata 2014 -20, jako zasługę premiera Tuska i obwieścił, że słowa "dane narodowi dotrzymał Pan z nawiązką", wspomniał także udział w tym sukcesie polskiego komisarza UE Janusza Lewandowskiego, a także zastępcy szefa resortu MSZ P. Serafina. Wszystko pięknie, tylko minister nie zwrócił uwagi na fakt, że PE przegłosował rezolucje odrzucającą ów budżet. Smaczku dodaje fakt, ze ugrupowanie w skład którego wchodzą przedstawiciele PO i PSL - głosowało przeciwko budżetowi, a ugrupowanie z PIS było za przyjęciem budżetu. Ostateczna decyzja PE ma być głosowana w czerwcu i być może budżet podobny do tego autorstwa RE będzie przyjęty. W każdym razie zarówno otrąbienie sukcesu i komplementowanie swojego przełożonego jest przedwczesne i niesmaczne.

Następnie minister przedstawił swój punkt widzenia w sprawie dalszego pogłębiania się procesów integracyjnych w UE, stwierdził, że tylko unia fiskalna zapewni Polsce szybszy rozwój. Pozostawanie poza obszarem wspólnej waluty ograniczyłoby nasze pole manewru. Kierujący MSZ widzi walkę i wysiłek państw strefy euro o stabilność i przewidywalność, ale nie dostrzega zagrożeń, które już się uwidoczniły w strefie na skutek nieodpowiedzialnej polityki finansowej niektórych państw, ale także wielkich międzynarodowych banków, nie widzi, że "naprawa" tej strefy przebiega przy pomocy ręcznego sterowania EBC, nie widzi, że niektóre bogate państwa muszą poświęcać pieniądze swoich podatników na rzecz społeczeństw żyjących ponad stan; zresztą nie tylko bogate - nawet biedniejsze np. Słowacja ma łożyć na bogatszą Grecję, a nawet Polska (nie będąc w strefie) - też musiała pozbyć się części swoich rezerw NBP na korzyść m.in. bogatszej Grecji.

Wspólna waluta pozbawiła państwa możliwości skorzystania z mechanizmu inflacyjnego dla ratowania swoich finansów (przeniosła ten mechanizm na poziom międzynarodowy - co właśnie skutkuje finansowaniem jednego państwa przez drugie). Strefa wspólnej waluty nie ma odpowiednich samoregulujących mechanizmów i dopóki ich nie będzie miała - przystąpienie do niej to nieodpowiedzialna polityka wobec własnego narodu mogąca doprowadzić do mniejszej lub większej finansowej katastrofy, którą odrobić będą zmuszone następne pokolenia. Do jakich metod ucieka sie obecnie EBC, MFW i Komisja Europejska wobec Cypru jest teraz widoczne, jak na dłoni.

Minister Sikorski widzi jedynie korzyści związane ze wspólna walutą - oczywiście korzyści przez niego wymienione to prawda, a zagrożenia przedstawione wyżej, to też prawda, ale percepcja tych zagrożeń najwidoczniej przerasta możliwości poznawcze pana ministra. W dalszym ciągu wypowiedzi minister grozi, że tylko dalsza integracja umożliwi Europie utrzymanie swojej pozycji w gospodarce światowej. Twierdzi nawet, że jeżeli nie dojdzie w Chinach do kryzysu zadłużenia, to wyprzedzą one UE już w 2016 r. Nadzwyczaj kiepskich ekonomicznych doradców zatrudnia pan Sikorski; otóż wg danych z 27.04.2012 r. MFW, BŚ i CIA World Facbook - PKB UE, to 17.648 mld.$, a Chin, to 7.143 mld.$; gdyby nawet roczny przyrost PKB Chin w następnych 5 latach był na poziomie 10%, a UE 0%, to jeszcze brakło by Chinom przynajmniej 5 tysięcy mld.$. Wg wielu analityków Chinom nie uda się nawet utrzymać obecnego przyrostu PKB na poziomie 7 %.

Następnie nasz złotousty następca Cicerona snuje historyczne rozważania zjednoczenia Europy w granicach Rzymu Hadriana, czy Trajana, widzi także konieczność włączenia do niej wschodnich terenów Chrześcijaństwa prawosławnego, które pokrywało się z terenami cesarstwa bizantyjskiego. Taka wspaniała wizja mogłaby rozciągnąć "Europę" aż do granic Chin i Korei, a Polska przestałaby być w końcu "Przedmurzem". Ależ się nasz minister zagalopował - musiałby po drodze zmienić wielkoruską mentalność, a to wymagałoby likwidacji broni A (jedynej realnej przyczyny wielkości Rosji) i kilkupokoleniowej pracy cywilizacyjnej.

Całkowicie niezrozumiały jest entuzjazm min. Sikorskiego do likwidacji wiz z państwami nie będącymi w Unii. Polska nawet będąc w Unii - przez kilka lat jeszcze nie korzystała z ruchu bezwizowego. Kontrola ruchu granicznego ma za zadanie chronić interesy gospodarcze państwa. Cała idea Unii począwszy od Wspólnoty Węgla i Stali poprzez Wspólny Rynek Gospodarczy, to stopniowe zmniejszanie poziomu ceł, to odgrodzenie się od reszty świata barierami (także celnymi) by budować własny przemysł, własne rolnictwo, by nie dopuścić do niekontrolowanej wymiany przygranicznej, która uszczupla dochody państwa i Wspólnoty. Zniesienie wiz z Rosją i Ukrainą to niekontrolowane wpuszczenie hordy rekieterów, pospolitych "handlowców" i ludzi żądnych zatrudnienia na polskich warunkach, o wiele lepszych niż w ich macierzystym państwie. Krótko mówiąc, zniesienie wiz, to ogromne straty finansowe dla Polski i nie tylko finansowe.

Kwestia zwrotu wraku Tupolewa, to najwymowniejszy znak międzynarodowego znaczenia Polski (a raczej braku znaczenia). Nie będę powtarzał tego co powiedział w sejmie poseł Waszczykowski, który wymienił kilkadziesiąt możliwych i koniecznych działań MSZ w tej sprawie, których nie wykonano.

Min. Sikorski przedstawia jako sukces bardzo dobre stosunki z dużymi światowymi mocarstwami. To oczywiście prawda, tyle tylko, że nie są to stosunki równoprawne. Dość śmieszne jest stwierdzenie, że Trójkąt Wejmarski staje się coraz bardziej równoramienny; czyżby nie wiedział, że równoramienny on był zawsze (przyjmując zbliżone do siebie potencjały Niemiec i Francji). Miał zapewne na myśli "równoboczny" - albo freudowskie przejęzyczenie się, albo brak wiedzy wyniesionej ze szkół. W dalszym ciągu minister poucza Anglię by bardziej integrowała się z Unią (najwyraźniej wysoko mierzy w jej przyszłych strukturach).

Minister bardzo dobrze ocenia stosunki ze Szwecją, i krajami bałtyckimi - zapomniał, że w sprawie protestu przed budową North Streamu nie potrafił od nich uzyskać wsparcia (nie mówiąc o całkowicie wrogiej wobec Polski postawie Niemiec w tej sprawie). Dość "dyplomatycznie" odniósł sie do Litwy, stosunki z którą są fatalne na tle praw naszej Polonii w tym kraju.

Politykę historyczną - nadzwyczaj przez siebie zaniedbaną przedstawił jako istotny element dyplomacji publicznej; szkoda, że praktycznie ta polityka nie jest prowadzona na terenie Europy Zachodniej, w Ameryce i Izraelu. MSZ nie przeciwstawia sie wcale, lub w stopniu niewystarczającym oskarżeniom w stosunku do Polski o "polskie obozy koncentracyjne" o udział w holokauście. Niemcy chętnie podzielą się z odpowiedzialnością za obozy, a kłamstwo powtarzane wielokrotnie staje sie w końcu prawdą. Polska nie przeciwstawia się niemieckiej polityce dotyczącej "wypędzonych".

Min. Sikorski wspomniał o bezpieczeństwie energetycznym i dywersyfikacji dostaw surowców energetycznych - m.in. po oddaniu naszego terminalu LNG w Świnoujściu; nie powiedział jednak, że to jego rząd włączył na 3 lata wsteczny bieg przy jego budowie i kilkakrotnie (przy najlepszych układach) przekroczony zostanie normatywny czas budowy.

W sprawie tarczy antyrakietowej premier Tusk wykazał się najbardziej nieodpowiedzialną polityką torpedując tarczę planowana przez administrację Busha. Nawet późniejszy reset Obamy nie mógłby spowodować, że pozbawieni bylibyśmy wszystkiego. Obecna wersja tarczy, także z elementami polskiej tarczy, to piosenka 2018 r. i lat późniejszych. To też jest pisane na wodzie, zważywszy, że ostatnia decyzja prezydenta US zakłada instalowanie w Polsce zamiast planowanych uprzednio najnowszych antyrakiet - tylko straszaki niezdolne zwalczyć Iskanderów. Prawo US, ale deprymujące jest milczenie naszego rządu (nawet amerykańska prasa analizuje tę decyzje pod kątem utraty zaufania u polskich sojuszników, ale nasz rząd milczy).

Analiza własnych poczynań służb dyplomatycznych i konsularnych to wyłącznie przechwałki. Podam tylko jeden znamienny przykład działania podległych ministrowi służb konsularnych; otóż w Smoleńsku i Moskwie w czasie pamiętnych wydarzeń po 10 kwietnia 2010 r. kilkunastu, a nawet kilkudziesięciu polskich konsulów nie zdołało dopilnować stosunkowo prostej rzeczy - mianowicie - ułożenia zwłok ofiar katastrofy do trumien i opatrzenia ich właściwymi opisami personaliów. W efekcie mamy do czynienia z zamianami zwłok już w kilku przypadkach i prawdopodobnie na tym nie koniec. Ten fakt karygodnych zaniedbań w wykonaniu swoich obowiązków powinien skutkować zwolnieniem dyscyplinarnym wszystkich konsulów z tej części Rosji, a także dymisją ich przełożonych do ministra włącznie.

W kilku przypadkach w wystąpieniu szefa MSZ przewija sie myśl, iż pytania o niepowodzenia w polskiej polityce zagranicznej należy kierować do innych adresatów - np. do Rosji w sprawie wraku, do US w sprawie tarczy, do Białorusi w sprawie przetrzymywania polskiej obywatelki, do Litwy w sprawie braku należnych praw dla naszych rodaków, do kanclerz Merkel w sprawie wypędzonych itp. On nie czuje się właściwym adresatem tych pytań.

Pojawia się zasadnicze pytanie - po co nam minister, który twierdzi, że międzynarodowe znaczenie Polski jest duże i rośnie, a jednocześnie on sam nie może załatwić dla Polski żadnej poważniejszej sprawy.

www.blogpress.pl/node/16181