Nie ulega kwestii, że wyjątkowość tego konklawe wynikała z faktu abdykacji poprzednika na tronie Piotrowym. Okres oczekiwań i spekulacji wywołanych tą historyczną elekcją mamy już za sobą, a przecież tak niedawno „The Catholic Weekly” ( 24 luty br) zamieścił zdjęcia dwunastu kardynałów – „Twelve cardinals to watch” - tzw. papabili czyli uważanych za najbardziej bliskich uzyskania papieskiej tiary. Nie było wśród nich kardynała Jorge Bergoglio.
Dwunastkę faworytów otwierał węgierski kardynał Peter Erdo ( zaledwie 60-letni), a dalej w kolejności szli: wybitny teolog i kardynał z Quebec’u – 68-letni Marc Ouellet, następnie inny kardynał z Argentyny – Leonardo Sandri ( 69 lat, zatem młodszy od wybranego!), który był nuncjuszem Watykanu w Wenezueli i w Meksyku, a ze szczególna troską patrzy na pogarszający się los chrześcijan na Bliskim Wschodzie. Dalej kardynał z Filipin – Luis Tagle, zaledwie 55-letni, potem Peter Turkson, kardynał z Ghany. Afisze z jego podobizną rozlepiał ktoś na ulicach Rzymu, być może taką reklamą odebrano mu szanse? Był też Robert Sarah, 67-letni kardynał z Gwinei. Z Ameryki Łacińskiej byli ponadto 70-letni Oscar Rodriguez Maradiaga, kardynał z Hondurasu, oraz 63-letni Odilo Scherer, kardynał brazylijski z niemieckich przodków, a zatem nie mający chyba szans po Ratzingerze. Był też kardynał z USA, 63-letni Timothy Dolan. I wreszcie dwaj Włosi : 71-letni Angelo Scola z Mediolanu, uważany za wielkiego faworyta, i 70-letni Gianfranco Ravasi, przewodniczący Papieskiej Rady Kultury, odpowiedzialny też za dialog z niewierzącymi.
Jorge Mario Bergoglio pokonał dwunastu faworytów, w tym młodszego kandydata z Argentyny, który też z włoskiej rodziny pochodzi i dwanaście lat pracował w Watykanie. Czy podczas konklawe kardynałowie przypomnieli sobie słowa Jana Pawła II, że świat oczekuje drugiego Św.Franciszka! ? Kościół dla ubogich! – pierwsze przesłanie nowego papieża wraz z wyborem imienia ściśle się łączy, a w latach szalejącego kryzysu brzmi jak nadzieja, chociaż panaceum powinno przyjść od rządów suwerennych państw, jeżeli unijny kolektyw nie potrafi wyleczyć nas z kryzysu. W tym wszystkim musimy jednak pamiętać, że akcentowanie losu ubogich przez papieża Franciszka nie jest czymś nowym: rola charytatywna Kościoła znana jest od wieków.
I nie tylko Św.Franciszek z Asyżu jest tu przykładem. Wspomnijmy tu tylko Św.Wincentego de Paul, tak dobrze znanego nam na antypodach z sieci sklepików, gdzie za prawie grosze możemy kupić różności – od koszuli, ubrań i talerzy po obrazy i CD z rzadkimi nagraniami. St.Vicent de Paul ( 1581- 1660) zakładał bractwa miłosierdzia, szpitale, pomagał żebrakom a jego fundacje dla ubogich ( wspierali je możni, a zwłaszcza rodzina de Gondi ) były niczym „państwo opiekuńcze” we Francji. Louise de Marillac pomogła mu stworzyć kongregację sióstr opiekujących się kobietami. W r.1632 przekształcił dawnych szpital dla trędowatych w największy ośrodek pomocy dla biednych. Przykładów można by mnożyć, bo w każdym kraju katolickim istniały instytucje charytatywne, także w Rzeczypospolitej. W Madrycie działa kilka stołówek dla ubogich i uchodźców prowadzonych przez Kościół, sam jadałem tam w latach 80-tych, a jedna z nich istnieje od XVI-tego wieku. I trzeba o tym mówić, by wrogowie katolicyzmu nie próbowali perorować, że Kościół obudził się dla ubogich dopiero teraz z papieżem Franciszkiem, który właśnie dlatego mógłby też przypomnieć swoich prekursorów.
Szczególnie cieszy, że nowy papież wywodzi się z zakonu jezuitów, tak skrzywdzonych przez ślepą Historię i „filozofów” Oświecenia, a najbardziej przez władców Portugalii i Hiszpanii. Albowiem wielką „winą” jezuitów było to, ze Indian traktowali jako ludzi o duszach godnych zbawienia, podczas gdy wlaściciele majątków w koloniach Ameryki widzieli w nich wyłącznie siłę roboczą. I stracili ją, ponieważ Indianie woleli żyć na terenie misji prowadzonych przez jezuitów na ziemiach dzisiejszego Paragwaju i Urugwaju. W tej idealnej republice Indianie śpiewali w chórach przykościelnych, też pracując, ale była to praca dla wspólnego dobra tego bożego państwa.
Podobnie było w Brazylii. Właściciele ziemscy słali więc fałszywe raporty do władców Hiszpanii, Portugalii, a także do Rzymu pełne kalumnii o jezuitach. Papież Klemens XIII ( 1758-1769) bronił zakonu, jednak w Lizbonie wszechwładny minister Pombal dekretem w 1759 ogłosił konfiskatę dóbr jezuitów, skazując ich na wygnanie z kolonii portugalskich i z samej Portugalii. Podobny dekret wydał w r.1767 król hiszpański Karol III, była to wojna władzy świeckiej z Zakonem tak zasłużonym dla Kościoła i ludzkości, mającym swoje misje na całym świecie od Brazylii, Peru, Quebec po Filipiny czy Japonię. Na misje w Paragwaju ruszyło wojsko z armatami, przemocą zniszczono idealne państwo, a jezuitów, którzy przeżyli najazd, ładowano na okręty do Europy. Obszarnicy potrzebowali siły roboczej, nic innego się nie liczyło. Była to bezlitosna represja świata materialnego – wypadek bez precedensu w dziejach - która likwidowała uduchowiony projekt jezuitów. Lata temu nakręcono film o tej straszliwej zbrodni, „Mision”, a być może papież Franciszek wyniesie na ołtarze ofiary tej masakry ?
Pod presją i w obliczu zniesienia jezuitów w Ameryce Klemens XIV wydał w 1770 dekret kasaty Zakonu, jezuici przetrwali jednak w Polsce pod zaborami, w Austrii czy w Niemczech, a w r.1814 Pius VII szczęśliwie odwołał akt kasaty tego zakonu tak zasłużonego również na polu edukacji.
Prezydent Włoch Giorgio Napolitano powitał z radością wybór kardynała Bergoglio: „...wspaniałe dziedzictwo moralne i kulturalne katolicyzmu jest nierozerwalnie związane z naszą historią dwu tysięcy lat i z wartościami moralnymi, z którymi Italia się utożsamia”. Otóż to, to nie Kościół powinien się zmieniać, bo któż wtedy stanie na straży tych wartości ? Świat degeneruje się z dekady na dekadę, relatywizm dokonał spustoszeń w skali wartości i tolerowane ( czy to nie wystarczy?) dewiacje pretendują do rangi normalności, a niektóre przestępstwa mają się stać wykroczeniami ( jak tuskowy projekt uznania kradzieży do sumy tysiąca zlotych za tylko wykroczenie – to zachęta do napadów w biały dzień!).
Świat się gwałtownie psuje i chce chyba pociągnąć Kościół do wspólnego bagna, a nawet pewne lobby uparcie nad tym pracują. I występują nieraz pod etykietką „watykanistów”, naturalnie z instytutów nie mających nic wspólnego z Watykanem, przekonując jak to rzekomo Kościół potrzebuje reformy. Tymczasem jeśli ktoś ma się zmieniać, a zwłaszcza leczyć to właśnie świat, który pozbawiony dekalogu jest jak statek dryfujący bez busoli. I tonie z balastem korupcji, ludobójstw, nieosądzonych gwałtów i zamachów, a także legalizowanych perwersji.
Dlatego nie traktujmy poważnie zarzutów, że Kościół jest opoką konserwatyzmu i powinien ulec jakiejś „modernizacji” – poza może retuszami stylu – bo przecież nie może zaprzeczyć swej esencji i przykazaniom, które tak bardzo irytują relatywistów, ateistów i wrogów Ducha Świętego. Amen.
Marek Baterowicz
|