Słowa te - z refrenu piosenki przewijającej się w filmie “Testament” ( reżyseria Marii Dłużewskiej ) - słyszeliśmy w Klubie Polskim w Ashfield ( 21 kwietnia br), a niestety obrazują one sytuację Polski po zamachu na Tupolewa 10 kwietnia 2010 roku. Gdyby kogoś dziwiła pewność tego sądu, powinien uzmysłowić sobie długą listę mocnych poszlak wskazujących właśnie na zamach wbrew sfabrykowanym pomówieniom o braku wyszkolenia (?) pilotów, ich „błędach”, o pijanym generale Błasiku, o rzekomych naciskach na załogę, o mgle czy o jakiejś „pancernej” brzozie, która jednak nie mogła urwać skrzydła, albowiem wobec impetu i wagi samolotu to wątłe drzewo przedstawiało zaledwie siłę zapałki!
Raporty MAK-u i Millera opierają się właśnie na takich pomówieniach, a nie na dowodach. Dowody są celowo ignorowane, na szczęście zajmują się nimi fachowcy np. z zespołu Macierewicza, eksperci z USA czy dr Grzegorz Szuladziński z Sydney, który zaszczycił nas swoją obecnością.
Niezależnie od ich technicznych ustaleń dysponujemy całą gamą logicznych dowodów na fakt zamachu jak np. uprowadzenie cockpitu przez Rosjan natychmiast po upadku Tupolewa, niszczenie resztek samolotu, trzymanie czarnych skrzynek tyle lat po tragedii, nie oddawanie wraku albo rozrzucenie szczątków maszyny i ciał ofiar na dużej przestrzeni, co wskazuje na działanie eksplozji, a nie na skutki upadku z niskiego pułapu na lesisty teren. Są to więc tzw. logiczne dowody nie wprost na okoliczności zamachu. I dla ludzi myślących logicznie nie trzeba technicznych analiz, choć są one nieocenione jak np. Report 456 „Some technical and structural aspects of the Smolensk plane crash” dr Grzegorza Szuladzińskiego.
“Testament” wspomina tym jak owa “pancerna brzoza” czy “pijany” generał rodzą manipulacje oraz piramidalne kłamstwo smoleńskie, lecz ideą filmu jest ukazać jak dzieło „poległych” w Tupolewie owocuje w następnym pokoleniu, a szczególnie w dokonaniach ich dzieci. I dlatego kamera ( Bartłomiej Maj) rejestruje wypowiedzi Pawła Kurtyki, Małgorzaty Wasserman, Jakuba Płażyńskiego, Diany Merty i Sebastiana Putry. Mówią oni też o tym jak w MSZ palono rzeczy osobiste ofiar ( jaki to wyraz pogardy dla zabitych i ich rodzin!), jak Rosjanie fałszowali dane osobiste w wynikach sekcji ( a cóż rzec o samych wynikach!) albo jak polskie władze nie dopuszczały do ekshumacji fachowców o światowej sławie.
Wniosek nasuwa się sam: ekshumacje nie mogły podważyć oficjalnych raportów, a zatem musiały być dokonane przez „specjalistów” kontrolowanych. Słuchaliśmy tych wypowiedzi na tle słów - „Czy ta ziemia mą ojczyzną...” , a refren ten ma istotną rolę w konstrukcji filmu. Pod Smoleńskiem zginęli ci, co pragnęli silnej Polski, a swym dzieciom pozostawili w testamencie moralny nakaz uzdrowienia państwa, aby „ta ziemia BYŁA w końcu ich ojczyzną”. Panujący układ PO-PSL nieustannie próbuje zepchnąć w cień pamięć o „poległych” 10 kwietnia, a nawet pohańbić ich imiona. W pewnym sensie dzielą więc oni w IIIRP los żołnierzy wyklętych.
A jednak – jak mówi Małgorzata Wasserman – pęka to kłamstwo. Prawda jak źródło bije pod mułem propagandy utkanej z mgły smoleńskiej. Narasta przekonanie, że tragedia Tupolewa nie była konsekwencją wypadku. Ilustruje to dyskusja po filmie, tylko dwaj malkontenci zmącili powszechną opinię o zamachu, a pytania do dr Szuladzińskiego miały często charakter afirmacji oczekującej jedynie potwierdzenia. Jego techniczna analiza wskazuje na eksplozje „taking place just before landing”, bo tylko to tłumaczy „profound damage and dismemberment,...fragmentation of the structure”, co ilustrowały liczne zdjęcia zrobione po katastrofie.
Wypada tylko dodać, że owa gwałtowna „fragmentation” dotyczy także ciał ofiar. Wnioski dr Szuladzińskiego, jakkolwiek cenne, potwierdzają tylko sumę logicznych analiz, które o wiele wcześniej sugerowały wielce prawdopodobny udział służb specjalnych w zniszczeniu samolotu z polską delegacją na uroczystości katyńskie. Ważnym ogniwem tych logicznych analiz była obecność na wieży kontrolnej lotniska tajemniczego oficera, który polecił kontrolerom zezwolić na lądowanie i sprowadzić maszynę jak najbliżej ziemi, zapewne aby w tym momencie doprowadzić do eksplozji na sygnał zewnętrzny.
Po dyskusji w klubie wyświetlono jeszcze wzruszający film „Córka” ( o Marcie Kaczyńskiej i jej Rodzicach ), także w reżyserii Marii Dłużewskiej. Pani Dłużewska jest też realizatorką ( wspólnie z Joanną Lichocką ) znanych i ważnych filmów „Mgła” czy „Pogarda” oraz laureatką Wielkiej Nagrody Wolności” ( Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich, 2012), nagrodę tę przekazała na potrzeby filmu fabularnego o Smoleńsku.
Pani Maria Dłużewska była działaczką „Solidarności Walczącej” i otrzymała od prezydenta Lecha Kaczyńskiego Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski. Jest ona osobą o wielkiej charyzmie i wrażliwości na sprawy Kraju, udowodniła to też w czasie dyskusji. Po spotkaniu w Klubie, prowadzonym przez Huberta Błaszczyka, prezesa Związku Więźniów Politycznych Stanu Wojennego, grupa ochotników ruszyła do Marayong, by przy pomniku smoleńskim zapalić świece poległym w Tupolewie. Była to zarazem scena do filmu kręconego przez panią Marię w Australii, a jej głównym aktorem był Stanisław Zdziech na swym motocyklu ( przyjechał aż z Melbourne!), który zapalał pierwszy znicz. A potem my, kolejne znicze w ciszy i mroku Marayong, w pobliżu świątyni.
Cześć Ich pamięci! I nie upadajmy na duchu, bo Polska jest wartością wieczną, czego nie można powiedzieć o politycznych układach, paraliżujących dzisiaj naszą suwerenność z obu stron, Brukseli i Moskwy. Przetrwaliśmy epokę rozbiorów, noc okupacji, makabryczny okres PRL-u i choć trwa makabreska IIIRP, to pamiętajny, że w kalejdoskopie dziejów układy zmieniają się pod wpływem najdrobniejszych nawet drżeń na scenie świata. A właśnie unijny twór ulega coraz większym wstrząsom, a putinowski model rządów nie będzie wiekuistym rozwiązaniem.
O wiele lepszym wyjściem dla planety byłoby imperium Ducha Świętego, w którym każdy naród mógłby powiedzieć, że „ta ziemia ma ojczyzną”.
Marek Baterowicz
|