Uroczystości patriotyczno – religijne, związane ze Świętem 3-Maja, mają już w Sydney swoją ponad 60 letnią tradycję. Święto Królowej Polski najpierw gromadziło Rodaków w Sydnejskiej Katedrze, a od roku 1966 centralna uroczystość z okazji naszego Święta Narodowego odbywa się w Sanktuarium Matki Bożej w Marayong, zawsze w pierwszą niedzielę maja. Po Mszy św, zakończonej uroczystą procesją, celebrowanie przenosi się do przykościelnej Sali Jana Pawła II.
Kilka lat temu,właśnie w tej sali na jednym ze spotkań polonijnych już po zakończeniu oficjanych uroczystości, dzieliliśmy się wspomnieniami ze swoich pierwszych lat pobytu w Australii. Był tam również Ksiądz Zbigniew Pajdak, który także dołączył do rozmowy, z humorem opowiadając o swoich pierwszych na antypodach Świętach Bożego Narodzenia.
„ Był grudzień, roku 1966. Do Australii przyjechałem kilka miesięcy wcześniej. Ani ja, ani Polacy mieszkający w okolicy Bankstown nie wyobrażali sobie Świąt bez Pasterki. Niestety, ale kościół św. Feliksa, w którym sprawowane były niedzielne msze św. dla Polaków, w wigilię o północy zajmowali Australijczycy, na swoją Pasterkę.
Sala przykościelna, którą nam zaproponowano z trudem pomieściła tłumnie przybyłych rodaków. Organów oczywiście tam nie było, a śpiew prowadził jeden z parafian, posiadacz mocnego głosu. Z prawdziwym wzruszeniem słuchałem polskich kolęd tak daleko od Kraju. Podkreśliłem to zresztą w swoim kazaniu, chwaląc wiernych, że znają je i śpiewają nawet po kilka zwrotek. Starałem się mówić krótko, ponieważ robiło się strasznie gorąco. Sala była niska, bez żadnej klimatyzacji. Nawet pootwierane okna nie dawały wytchnienia, bo i na zewnątrz temperatura z pewnością przekraczała 30 stopni Celsjusza.
Ja, tak jak wtenczas każdy polski ksiądz, miałem ubraną sutannę, a na niej ozdobne szaty liturgiczne, ważące ładnych parę kilogramów. Kończyłem celebrowanie mojej pierwszej australijskiej Pasterki, mokry od potu. Po komunii św. kantor zaintonował kolędę „Lulajże Jezuniu”. Wierni podchwycili – i popłynęły jedna po drugiej zwrotki , z powtarzanym refrenem. Stałem przy ołtarzu, rozświetlonym płonącymi świecami, od których biło jeszcze dodatkowe gorąco, czując jak pot całymi strugami ścieka po moim ciele – od czubka głowy aż po buty. Kiedy miałem nadzieję, że to już ostatnia zwrotka, entuzjastyczny kantor, podbudowany pewnie moim kazaniem, natychmiast intonował kolejną, a potem jeszcze kolejną. Było tych zwrotek na pewno kilkanaście. Niektórych nawet nigdy wcześniej nie słyszałem. Ludzie również nie znali wszystkich słów, z tym większym jednak entuzjazmem powtarzali co najmniej dwukrotnie cały refren. Na szczęście, byłem wtenczas młody – wytrzymałem...”
Od tamtego spotkania upłynęło kilka lat. Teraz zgromadziliśmy się znowu w Sali Jana Pawła II w Marayong, zażywając chwili wytchnienia po gorącym, nawet o tej porze roku, dniu. Właśnie zakończyła się uroczystość poświęcona Matce Bożej, Królowej Polski. Głównym celebransem był ks. Zbigniew Pajdak, w asyście aż 12 Kapłanów! Ta uroczystość była równocześnie jego pożegnalną Mszą św. Za parę dni ks. Zbigniew wyjeżdża bowiem do Polski.
|
|
- Wracam do mojego domu- wielokrotnie podkreślał ten niezwykły Kapłan. Zadanie swoje wykonałem. Moja delegacja, na którą zostałem posłany do Australii, już się zakończyła. - Tutaj trzeba wyjaśnić, że stwierdzenie „wracam do mojego domu” zostało przez pewną grupę rodaków zinterpretowane dosłownie. – Słyszeliście, Ksiądz Pajdak ma w Polsce dom i to piętrowy, w ogrodzie! – Co odważniejsze Panie nawet pytały, gdzie jest ten dom i kto się nim opiekuje. Ksiądz Zbigniew odpowiadał twierdząco, nie zatajając szczegółów – Tak. Mój dom jest piękny, piętrowy, otoczony drzewami. Będę tam miał ogrodnika i kucharkę. Dom położony jest na skraju puszczy w letniskowej miejscowości Puszczykowo, koło Poznania. – Obdarzony swoistym poczuciem humoru, nie dodawał jedynie ks. Zbigniew, że jest to Dom Emeryta Księży Chrystusowców.
Odpustową Mszę św przesunięto w tym roku na godz. 14.30, aby wierni oraz kapłani z innych Ośrodków mogli zdążyć na tę uroczystość po zakończeniu nabożeństw w swoich parafiach. Gospodarz Marayong, ks. Henryk Zasiura, przywitał tłumnie zebranych wiernych oraz Kapłanów a w szczególności głównego celebransa, ks. Zbigniewa Pajdaka, dziękując mu za 47 lat pracy w Australii, Nowej Zelandii i w Afryce.
|
|
Ks. Zbigniew z kolei podziękował swoim współbraciom, za popieranie jego działań. Za to, że bez trudu dawali się namówić i zachęcić do podejmowania nowych inicjatyw i z entuzjazmem wykonywali zadania bardzo często wykraczające daleko poza obowiązki duszpasterstwa polonijnego.
Ks. dr Antoni Dudek po raz kolejny wykazał swój bezdyskusyjny kunszt oratorski. W jego homiliach wypowiadanych wydawałoby się bez wysiłku, ot tak sobie - liczy się każde słowo. Każdy zwrot zawiera głębokie przesłanie. Tym razem także barwnie, choć w telegraficznym skrócie wyjaśnił powody, dla których Matkę Bożą mamy prawo nazywać naszą Królową – Królową Polski. To nie tylko myśmy ją uczynili Królową, to ona nas sobie wybrała. Królowa Polski, to także Królowa Polaków nawet tych, rozsianych po świecie.
Właśnie w hołdzie dla Królowej Polski, Polonia Australijska podjęła trud budowy Sanktuarium Maryjnego tutaj, w Marayong, na obrzeżeniach Sydney. Ta Świątynia, to wotum na Millenium Polski. Kiedy w roku 1966 do Sydney przybył ks. Zbigniew – budowa kościoła nie była jeszcze zakończona. Młody, pełen entuzjazmu Kapłan natychmiast został dokoptowany do Komitetu Budowy i obdarzony funkcją sekretarza. W tworzoną konstrukcję z betonu, stali i drewna, nowoprzybyły Kapłan wniósł przeogromny wymiar duchowy. Za nim stała 1000 letnia historia polskiego chrzecijaństwa, peregrynacja obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej, własne doświadczenie związane z duchem wcielania w życie Kościoła soborowego – jak należy i trzeba sprawować liturgię po polsku, gdzie w Kościele jest miejsce dla laikatu... Wniósł także ducha duszpasterstwa młodych. Założył i przez wiele lat redagował Przegląd Katolicki. Ksiądz Zbigniew umiał dotrzeć do ludzi.
Kiedy w grudniu 1966 roku odbyło się poświęcenie Sanktuarium Maryjnego, udział w tej uroczystości wzięło ponad 19 tys. osób!
Potem dla ks.Zbigniewa przyszły lata trudne. Choroba, cierpienie, niepewność co przyniesie jutro. Młody, silny organizm wsparty modlitwą i najnowszymi osiągnięciami medycznymi, przezwyciężył trudności. Ks. Zbigniew po krótkim okresie rekonwalescencji z jeszcze większą niż poprzednio energią wrócił do pracy w Polonii.
Mianowany został Rektorem Polskiej Misji Katolickiej na australijskim kontynencie a także Prowincjałem Księży Chrystusowców na prowincję obejmującą Australię, Nową Zelandię oraz Południową Afrykę. Funkcję tę pełnił przez całe 10 lat.
W tym czasie następują kolejne, milowe wydarzenia, w których ks. Pajdak jest mocno zaangażowany. Wybór na Stolicę Piotrową polskiego Papieża, przemiany lat 80. na kontynencie europejskim, stan wojenny w Polsce i nowa fala emigracji , potem wizyty Jana Pawła II w Australii – wszystko to stanowiło nowe wyzwania dla ks. Zbigniewa.
Bez względu na rozliczne obowiązki, Sanktuarium w Marayong zawsze było bliskie jego sercu. Wystrój wnętrza świątyni, uporządkowanie otoczenia, otwarcie Domu Alberta, to tylko kilka przykładów...
Serdeczne słowa ks. Antoniego przyjęte zostały bardzo ciepło przez wiernych i sprawujących Eucharystię Kapłanów.
Po Mszy św. przed Kościołem uformowała się procesja. Ze śpiewem Litanii Loretańskiej, kapłani, akolici, ministranci oraz tłumnie zgromadzeni wierni wyruszyli wokół placu przed kościołem.
Uroczystość religijna zakończyła się błogosławieństwem Najświętszym Sakramentem oraz odśpiewaniem hymnu „Boże coś Polskę”. Oprawę muzyczną całej uroczystości prowadziła pani Maja Kędziora ze swoim „Chórem Tęcza”.
Dalsze celebrowanie przeniosło się do Sali Jana Pawła II, gdzie Komitet Duszpasterski z Marayong przygotował pożegnanie ks. Zbigniewa Pajdaka. Salę wypełnili goście. Poszczególne stoły zajmowali przybysze z Canberry, z Geelong, z Gold Coast, z Brisbane, no i oczywiście wspólnoty parafialne z sydnejskich ośrodków.
Słowa oficjalnego pożegnania przekazały ks. Zbigniewowi delegacje z poszczególnych Ośrodków. Pozwolę sobie zacytować niektóre z nich. Rozpoczęli gospodarze.
Kiedy przed laty powołał Cię Pan do żmudnej pracy na swej świętej roli, Gdyś się przygotowywał do niej przez młodzieńcze swe lata,
Wcale przed Tobą nie ukrywał, że przy tej pracy niejedno zaboli, Że trzeba będzie bez przerwy się trudzić i znowu i ciągle zwracać się do ludzi. A brak wdzięczności zaboli nad miarę i niechęć przemóc będzie trzeba. I upaść nieraz pod Krzyża ciężarem, by powstać na nowo dla ludzi i nieba. Ty Księże się nie bałeś, zaufałeś Bogu! Nadzieją serce Twoje biło, Że da łaskę stanu, Ten który jest Twą mocą i siłą. Teraz po latach wiesz, że warto było ufać swemu Panu! Dziś w dniu pożegnania, składamy Ci życzenia: Niech Bóg Twe życie nadal uświęca, dla chwały swego Imienia. Niechaj Twój przykład w dalszym ciągu jak słońce nam świeci I każde słowo niech w duszach zostanie, Aby nas wspierać wśród życia zamieci. Tego życzymy Ci księże Zbigniewie – my, z Marayong parafianie.
|
|
Kolejne, także z serca płynące strofy przekazała Pani Natasza Parafińczuk, wraz ze swoją koleżanką, Panią Bogusią z Woollongong:
Czcigodny Księże Zbigniewie, lat kilka byłeś tu z nami Dlatego kiedy odchodzisz, żegnamy Ciebie ze łzami Za to, że byłeś dobry, za pracę gorliwą w parafii - Dziękują Ci starsi i mali, serdecznie, jak każdy potrafi. Gdy będziesz już tam w Polsce i między ludźmi innymi Niech dobrze Ci będzie z nimi, szczerze Ci tego życzymy. Niech Ci Pan Bóg udziela łask nieba, na dalsze Twoje jak najdłuższe zycie. Nam żegnać już się trzeba. Więc za wszystkie starania Tobie dziękujemy I zapewniamy, że modlić się za Ciebie będziemy. Odchodzisz od nas, lecz bądź pewny tego, że gdy za Tobą stęsknimy, To się zbierzemy, pojedziemy i Cię w Polsce odwiedzimy.
Potem wystąpiła delegacja z Geelong:
Wielebni Księża, Siostry, Szanowni Goście!
[...]Mam zaszczyt przekazać parę słów Księdzu Zbigniewowi w imieniu grona najbliższych przyjaciół z Geelong.
Czcigodny Ojcze!
Życie, to długa podróż. [...]Dziś stajemy na rozdrożu ... Za nami to co minęło, w oddali rodzi się nowe!
Dziękujemy za wszystkie lata. Razem spędziliśmy ich ponad sześć. Pomimo przejścia na zasłużoną emeryturę zawsze pamiętałeś o nas i o nas się troszczyłeś ... jesteśmy Ci za to bardzo wdzięczni.
Przetoczyłeś się przez nasze miasteczko, jak burza nad pustynią. Potem, jak wiatr ustał, zamiast piachu rozkwitły kwiaty i poczuliśmy się jak w oazie...
Ale to jeszcze nie koniec Twojej pielgrzymki. Zdecydowałeś się wracać do domu po długiej rozłące. Już niedługo czeka Cię spotkanie z Ojczyzną. [...]
Twoja droga składała się z wielu etapów, które przeżyłeś, miejsc, które widziałeś i obrazów, które utkwiły w Twojej pamięci. Teraz wracasz tam, skąd przybyłeś – do domu! [...]
Ojcze Zbigniewie, pożegnania są smutne, są także trudne.
Dziękujemy, że byłeś tak piękną częścią naszego życia. Mamy nadzieję, że trafisz w dobre ręce. Niech Bóg ma Cię zawsze w swojej opiece. Niech troską Cię otacza, gdy jesteś zmęczony, niech przyniesie pokój i radość do Twojego serca. A kiedy zdarzy się, że cień rzuci smutek – odwróć swą twarz do słońca.
I pamiętaj, że tutaj także jest Twój dom.
Szczęść Boże – (Halina Zycala i Marysia Filipowicz w imieniu parafian z Geelong).
|
|
Wzruszające słowa pożegnania oraz życzenia na dalszą przyszłość przekazali swojemu Kapłanowi Polacy z Newcastle, z Brisbane, z ośrodków sydnejskich, a nawet z Afryki a także uczestniczące przez cały czas w uroczystości, Siostry Nazaretanki oraz Misjonarki Chrystusa Króla. Wszyscy podkreślali zasługi księdza Zbigniewa, jego wytrwałość, bezinteresowność, serdeczność i wyrozumiałość.
Niech na koniec i mnie wolno będzie wyrazić kilka słów pożegnania dla tego wspaniałego Kapłana, którego posługa duszpasterska wywarła tak bardzo pozytywny wpływ na wiele polskich, emigracyjnych rodzin, w tym i na naszą.
Drogi Księże Zbigniewie! Zebraliśmy się tutaj, aby Cię pożegnać. Za kilka dosłownie dni będziesz już w Polsce. Ale nie, Ty nie odejdziesz, nie może tak sobie zniknąć po prostu, blisko pół wieku pracy duszpasterskiej tylko z chwilą zmiany adresu zamieszkania.
Twoja obecność jest widoczna i będzie w Australii trwać, ponieważ zapisałeś się tutaj w wielu wymiarach. Wystarczy zajrzeć do naszego Sanktuarium Matki Bożej – piękny witraż w tej świątyni, płaskorzeźby zdobiące filary – to bardzo wymierne przykłady Twojego tutaj duszpasterzowania.
Na polskich Bielanach, nad rzeką Colo, w szumie australiskich eukaliptusów i nawet w śpiewie tamtejszych ptaków do tej pory można usłyszeć jeszcze echo beztroskiego śmiechu młodzieży – uczestników licznych obozów, które tam organizowałeś. Udzielałeś sakramentu małżeństwa, chrzciłeś polskie dzieci, dawałeś młodym ludziom wskazówki jak żyć. Zakładając rodziny, wychowując dzieci z dala od Kraju, nie mieliśmy wielu wzorców, nie było tutaj dziadków, rodziców, ani dalszej rodziny – ludzi, na których pomoc można byłoby liczyć w chwilach kryzysu, który nie omija przecież nigdy, żadnej rodziny. Ty, Drogi Księże sprawowałeś i tę rolę. Indywidualne rozmowy po niedzielnych Mszach św. i innych okolicznościowych nabożeństwach, wizyty w domach, podsuwanie prostych, a ciekawych pomysłów – to skutkowało! Twoje wskazówki w cotygodniowych pogadankach radiowych stanowiły dla nas źródło, z którego nieustannie czerpaliśmy wychowując swoje dzieci. Pamiętam, kiedyś mówiłeś o kultywowaniu polskich tradycji. – Dzieci nie można wychowywać w kulturowej próżni, tłumaczyłeś. Kultura, to język, to tradycje. Wy nie przekażecie dzieciom tradycji anglosaksońskich, bo ich sami nie macie. Nie nauczycie waszych dzieci języka angielskiego, bo to nie jest wasz język ojczysty. Dlatego zachowujcie w waszych rodzinach polskie tradycje. Przekazujcie je swoim dzieciom w polskim języku.
Twoje słowa, księże Zbigniewie, utwierdzały nas, że idziemy dobrą drogą. To, że każde z czworga naszych dorosłych już dzieci, czuje że są Polakami i katolikami – to Twoja także zasługa. Kariera zawodowa zaprowadziła ich do Nowego Yorku, Londynu i dwoje do Polski. Nawet i tam trafiło Twoje błogosławieństwo. Kiedy gratulując przed laty naszemu kilkunastoletniemu synowi, doskonale zorganizowanego tutaj obozu harcerskiego, żartobliwie powiedziałeś - Tomku, ja ci kiedy za to ślub dam – nikt nie przypuszczał, że spełnią się Twe słowa. Pięć lat temu udzieliłeś w Poznaniu sakramentu małżeństwa Tomkowi i Ilonie. Księże Zbigniewie, odjeżdżasz z Australii, ale dzieło, które prowadziłeś przez blisko 50 lat będzie trwać. Tak jak trwa i rozwija się założony przez Ciebie i przez lata redagowany Przegląd Katolicki (obecnie w troskliwych rękach ks. redaktora, dr A. Dudka).
Trwa i rozwija się Dom Opieki dla polskich emerytów, który z tak serdecznym zaangażowaniem prowadzą Siostry Nazaretanki. Zawsze podkreślałeś, że prawdziwym i naturalnym miejscem dla ludzi starszych jest rodzina. Rodzina wielopokoleniowa, to idealne środowisko dla prawidłowego rozwoju dzieci. Czasami jednak zdarzają się sytuacje, że trzeba dla starszej osoby szukać miejsca w instytucji. I wtenczas dobrze, aby to była instytucja polska. – Nawet szklanka wody, mówiłeś, podana po polsku zupełnie inaczej smakuje!
Ty nie uznawałeś żadnej taryfy ulgowej, nie głaskałeś niepotrzebnie, na wyrost. Twoje słowa były nieraz ostre, napominające, ale zawsze u podłoża miały ojcowską troskliwość. Wysoko stawiałeś poprzeczkę wymagań, ale wymagałeś przede wszystkim od siebie. Pracowałeś często bez wytchnienia. Byłeś na każde zawołanie – czy to pomoc nowo przybyłym, czy godzenie zwaśnionych rodzin, czy ratowanie tych, którzy w akcie ostatecznej desperacji zamierzali targnąć się na własne życie... Ogromem pracy, jaką wykonałeś można byłoby obdzielić wiele osób.
Wymagałeś od nas, parafian, wymagałeś od siebie – możemy sobie jedynie wyobrazić jak wiele wymagałeś od swoich współbraci, księży Chrystowców. Przekonana jestem, że i oni, podobnie jak i my doceniają Twoje zaangażowanie w pracę duszpasterską i wspominać Cię będą jako dobrego, serdecznego choć wymagającego lidera.
Dzisiaj Cię żegnamy, Drogi Księże Zbigniewie, mówiąc „Do zobaczenia” – bo na pewno się spotkamy. Na pewno będziemy utrzymywać kontakt. Szczęść Boże, na wszystkie lata życia, które są przed Tobą.
Odśpiewana na zakończenie uroczystości pieśń „Upływa szybko życie” w niejednym oku wywołała łzę wzruszenia.
Kiedy opuszczaliśmy salę Jana Pawła II, zapadał wczesny, jesienny zmrok. W kościele zaczęli gromadzić się wierni na wieczorową Mszę św. i mające się za chwilę rozpocząć Nabożeństwo Majowe. W płomykach migocących na ołtarzu świec, wspaniały witraż jarzył się wszystkimi kolorami tęczy. Wnęrze świątyni emanowało ciepłem i spokojem. W dobywającym się jeszcze z zewnątrz półmroku jakby ożyły zdobiące ściany dostojne płaskorzeźby. Wydawało się, że postaci apostołów Piotra i Pawła, oraz filarów Polskiego Kościoła, od Mieszka I do bł. Jana Pawła II, wyrażają swoją aprobatę dla uroczystości, która dopiero co się tutaj zakończyła.
Odnosiliśmy wrażenie, że przy ołtarzu lśni jeszcze złocista Monstrancja w rękach ks. Zbigniewa, błogosławiącego tak licznie zgromadzonych wiernych i kapłanów. Dziękujemy Ci Księże Zbigniewie za to błogosławieństwo. Niech ono będzie z nami na wszystkie te dni, kiedy Ciebie już w Australii nie będzie. Niech to błogosławieństwo stanie się pomostem łączącym nas z Polską.
Marianna Łacek
Dopisek Urszuli Lang:
Zapewne to przez pomyłkę zapomniano o nas w artykule Pani Mariany Łacek z 20-ego Maja; ale my też chcemy sie włączyc do publicznego zapisu, że w dniu 5 Maja na uroczystosciach w Marayong dzieci z Lajkonika - Malwinka i Mateusz Leszniewicz - w imieniu calego Naszego Zespolu Lajkonik, czyli wszystkich dzieci, młodziezy i rodziców też serdecznie podziekowali Księdziu Pajdakowi za jego wspaniałą prace na terenie Sydney przez 47 lat. Dzieci przekazały Ksiedzu kilka pamiątek australijskich, specjalnie wybranych, żeby mu przypominały o nas, a także orginalny drewniany bumerang australijski z intencją, żeby jeszcze kiedys nas odwiedził.
Urszula Lang w imieniu Lajkonika
|