Chińczycy nie lubią czwórki, uważają ją za cyfrę feralną i może mają rację. Wystarczy przypomnieć tu częściowo wolne wybory do Sejmu i Senatu, które przeprowadzono 4 czerwca 1989 roku. Była to pierwsza lekcja „demokracji” po okrągłym stole, bo cóż w ogóle oznacza to, że wybory są „częściowo” wolne ? Albo są wolne i wtedy mamy demokrację, albo są one w części już spreparowane i wtedy demokracji nie ma. W głosowaniu wzięło udział więc tylko 62% uprawnionych, tak niski procent świadczyłby, że wielu obywateli, rozczarowanych tą manipulacją już na samym początku IIIRP, pozostało w domu.
Tak się złożyło, że w trzy lata potem – 4 czerwca 1992 r. – fatum znowu ugodziło w naszą ojczyznę, obalając rząd premiera Olszewskiego i Macierewicza, którzy ośmielili się przedstawić plan lustracji byłej nomenklatury PRL-u, a zatem „elit” powiązanych ściśle z agenturą sowiecką. A zatem pierwszy rząd IIIRP, który poważył się zrealizować polską rację stanu został usunięty wspólnymi siłami postkomunistycznego układu i prezydenta Wałęsy.
Legendarny lider „Solidarności” nie okazał się tu bohaterem pozytywnym ( również podejrzany o kolaborację) podał rękę dawnym kadrom partyjnym i ubeckim oraz eksponentom wpływów rosyjskich w Polsce, których umowa okrągłego stołu odstawiła tylko czasowo na boczny tor. Mieli wrócić pełną parą dzięki punktowi 7 z traktatu polsko-rosyjskiego, który Wałęsa zamierzał podpisać podczas wizyty w Moskwie, lecz zapobiegł temu właśnie premier Olszewski. Ten sporny punkt przewidywał powstanie na terenach byłych baz sowieckich wspólnych przedsiębiorstw polsko-rosyjskich. Punkt ten stworzyłby w istocie rosyjskie enklawy na terytorium naszego kraju.
Kwitowano to żartem: „Wyjdę z koszar, wejdę do spółki!”, ale sytuacja wcale nie byłaby wesoła. Dymisja rządu Olszewskiego była też karą za usunięcie tego punktu z traktatu, choć główną przyczyną zdawał się plan lustracji, bezlitośnie wykorzystany przez postkomunistyczne lobby do obalenia rządu. Film „Nocna zmiana” ukazuje doskonale historię tego politycznego przewrotu, dla ocalenia karier 66 peerelowskich aparatczyków poświęcono ideę oczyszczenia państwa z obcych służb. Był to nowy cios dla zaledwie odradzającej się suwerenności, a niewątpliwie oznaczało to cofnięcie się do okresu dawnej zależności choć w innych warunkach.
„Nocna zmiana” ukazuje zwolenników i krzykaczy epoki PRL-u jak Geremek, Mazowiecki, Michnik, Rokita, Pawlak, Lis czy Tusk – ich wspólny front z pomocą „Bolka” doprowadził do politycznej katastrofy, zrujnował projekt budowy polskiego państwa. Po 4 czerwca 1992 r. stan IIIRP będzie przypominał chorobliwą kondycję agenturalności żywcem przejętą z PRL-u, a po smoleńskim zamachu już całkowicie poddaną obcym wpływom.
Spektakularne wygłupy prezydenta Komorowskiego z jego czekoladowym orłem i świętem niby polskiej flagi są obrazem upadku IIIRP jako republiki suwerennej, a jego plany ustanowienia jakiegoś Dnia Wolności w roku przyszłym (podobno właśnie w dniu 4 czerwca) być może są obliczone na pogłębieniu zamętu w głowach obywateli, bo to pozory wolności. Rząd PO z pomocą obcych najemników torpeduje nawet obchody listopadowego Święta Niepodległości!
Z kolei prezydencki rzecznik prof. Tomasz Nałęcz popisał się albo złą wolą, albo ignorancją, komentując rocznicę rzezi Polaków na Wołyniu absurdalnym stwierdzeniem, że na owych terenach nie było...polskiej ludności! Najprościej, prawda, w ten sposób załatwić sprawę!? Za co więc pan Nałęcz dostał profesorski tytuł, jeśli nie zna dziejów własnego narodu ? A może się z nim nie utożsamia ? Bierze tym samym udział w akcji wymazywania naszej obecności na kresach, co władze ukraińskie czynią w sposób jeszcze bardziej brutalny jak np. dewastując zupełnie cmentarze, gdzie spoczywają pokolenia Polaków. Oto w Stanisławowie polski cmentarz zrównano z ziemią, teren wybetonowano i zamieniono na park miejski.
Czy polski rząd protestuje ? Gdyby był polskim rządem może protestowałby, aby choć zapobiec innym profanacjom. Są narody, które nie dopuszczą, aby sprofanowano bodaj jeden ich nagrobek, ale my pozwalamy na zagładę całych cmentarzy!? A są to historyczne ślady naszej obecności na kresach. Jest wprawdzie zgoda na Dom Polski we Lwowie, ale przecież polskości Lwowa i tak nie da nie da się zanegować.
Wśród tylu politycznych dat przemknęła w cieniu 130-ta rocznica zgonu Cypriana Kamila Norwida, który zmarł w paryskim przytułku dla emigrantów w r. 1883. I z pewnością Norwid powinien nam patronować bardziej aniżeli Julian Tuwim, choć mamy i Rok Tuwima ( 60-lecie zgonu), bo to Norwid był poetą genialnym, a Tuwim zaledwie błyskotliwym. Nie dostrzegł tego Dział Szkolny Polskich Organizacji w Wiktorii ? W poezji Norwida brzmi esencja polskości, a Tuwimowi na służbie w PRL-u zdarzały się jak wiemy wiersze bardzo różne, a nawet dedykowane Jerzemu Borejszy, dyrektorowi „Czytelnika” i nadzorcy sowietyzowanej kultury, z okazji jego pochówku. Tuwim przyjaźnił się też z bratem Borejszy – Jackiem Różańskim, który był krwawym szefem Urzędu Bezpieczeństwa. Obaj ci bracia ( de facto Goldbergowie) brali udział w zniewalaniu Polski po wojnie, ale cóż to obchodziło Tuwima ?
Piękną lekcją polskości jest film „Prezydent” (wyświetlony niedawno w Sydney z inicjatywy Klubu „Gazety Polskiej”), reżyserii Joanny Lichockiej i Jarosława Rybickiego. Jego bohaterem jest oczywiście Lech Kaczyński, opluwany przez tuby PO-michnikowskie za to, że konsekwentnie dbał o interes Polski. Był mężem stanu wielkiego formatu, a jednym z założeń jego programu była prawda o Katyniu pojmowana jako fundament IIIRP. Nie obawiał się też formułować roszczeń pod adresem Rosji, a podczas uroczystości na Westerplatte wygarnął publicznie Putinowi, że nie można stawiać na równi wymordowania tysięcy naszych oficerów a epidemii tyfusu wśród rosyjskich jeńców.
„Prezydent” jest filmem dokumentalnym, opartym na kronikach z tamtych lat, a obrazy i wypowiedzi Kaczyńskiego tworzą narrację zdarzeń, które wyraźnie demonstrują jak niewygodnym politykiem był dla Putina nie tylko w kwestii katyńskiej. Dążył do utrwalenia rozpadu ex-sowieckiego układu geopolitycznego zacieśniając nasze więzi z krajami byłego imperium jak Ukraina, kraje nadbałtyckie czy Gruzja. Niektórzy widzieli w tym kontynuację polityki jagiellońskiej, sam Kaczyński wolał określać ją polityką południowo-wschodnią. Tak czy owak to w dniach inwazji na Gruzję zmobilizował pięciu prezydentów i w ich obecności wygłosił dramatyczne przemówienie w Tbilisi, przerywane okrzykami tłumu: „Polska, Polska!!”. I Lech Kaczyński zatrzymał rosyjskie czołgi. Film „Prezydent” jest tylko dokumentem epoki, unika propagandy, ale ukazuje całą gamę putinowskich motywów, stojących za smoleńską „katastrofą” jak odegranie się za Katyń czy zemsta za interwencję w obronie Gruzji, a zwłaszcza za słowa: „..ci sąsiedzi pokazali nam twarz, którą znamy od setek lat...i sądzą, że musimy im podlegać!”
Motywy do likwidacji Lecha Kaczyńskiego i jego obozu miał też układ post-komunistyczny w Polsce, nie miejmy tu złudzeń, choćby po rozwiązaniu WSI. Wystarczy przypomnieć też ideały głoszone przez Prezydenta („sprawiedliwość, solidarność, uczciwość” ) albo jego mocną wypowiedź: „Polska jest własnością wszystkich obywateli, a nie własnością byznesmenów różnego rodzaju...a z ich wpływami czas skończyć!”. Czy można się zatem dziwić, że i „polskim” służbom postać Lecha Kaczyńskiego bardzo nie pasowała, a podobnie włoska mafia karze idealistów walczących z korupcją.
Film „Prezydent” mógłby nawet otworzyć oczy porucznikowi Colombo, który – jak referowal nam prezes RN – byłby skłonny podejrzewać brata Prezydenta o motywy do wywołania mgły i spowodowania „wypadku”. Ta pochopna supozycja nie przynosi zaszczytu słynnemu detektywowi. Ale film ukazuje nade wszystko jak wielkim patriotą był Lech Kaczyński, wizjoner Polski silnej, oczyszczonej i będącej wspólnym dobrem narodu.
Marek Baterowicz
|