W niedzielne popołudnie, 7 lipca 2013 r. ruszyliśmy silną grupą rodzinną do Domu Orła Białego w Cabramatta, gdzie odbywał się piękny, rodzinny właśnie bal na 170 fajerek. Skąd tyle fajerek? 90+80= 170. Proste: Państwo Józefa i Mieczysław Woźniczka obchodzili niezwykły jubileusz: ona świętowała swoje 80-lecie, a on 90-lecie. Z tej okazji zgromadziła się cała najbliższa rodzina. Syn Les i synowa Kasia oraz wnuk Darek i prawnuk Sebastian przylecieli z Adelaide. Była oczywiście córka Jubilatów, Ulka Lang z mężem Tonym, szwagierką i szwagrem, mnóstwo przyjaciół, w tym Pani Wala Myszak o pół roku starsza od Jubilata i podobno paru innych czerstwych 90-latków. Najmłodszym uczestnikiem balu był dwuletni Sebastianek, który nie miał szansy się nudzić, ponieważ miał na głowie dwie adoratorki 3-letnią Klaudię i niewiele starszą Kingę.
Sala w Cabramatta jak zwykle swojska, ciepła, ładnie udekorowana, na stołach wazoniki z karłowatymi różyczkami. Na ścianach dwa wielkie ekrany, na których mozna było oglądać montaż zdjęć Państwa Woźniczków od tych historycznych, czarno-białych, po współczesne, kolorowe.
Miłą niespodzianką była obecność znakomitego zespołu z Newcastle: szalenie popularnej w australijskiej Polonii piosenkarki Asi Łunarzewskiej i czarujacego swym głosem Damiana Cottona. Ich repertuar bardzo sie nam podobał; od romantycznych ballad po dynamiczne szlagiery, które podrywały do tańca.
Ksiądz Józef Kołodziej poświęcił balowe potrawy, po czym zaprosił do odśpiewania „100 lat”, którą to pieśń gromkimi głosami odśpiewaliśmy potem jeszcze kilka razy.
A śpiewanie szło coraz lepiej, zwłaszcza tym, którzy odsuwając wino na bok, skoncentrowali się na whisky – oj, bardzo smakowała w ten zimowy wieczór! Stoły bogato zastawione, a na nich bardzo polskie jedzenie, w tym smalec ze skwarkami! Zabrakło może tylko sławetnej zasmażki, ale ta pojawiła się w formie śpiewanej, więc krzywda się nam nijaka nie stała.
|
|
Oto przy mikrofonach pojawili się ubrani we frymuśne kapelusze Leszek i Kasia, aby zaśpiewać przy udziale całej sali piosenkę obżartuchów pt. Zasmażka. A potem doszła kuzynka Ela i zaczął się „handicap quiz” z masą pytań o tematyce rodzinnej Jubilatów. Wiadomo, że w udzielaniu prawidłowych odpowiedzi największe szanse mogli mieć krewni. Ale wydaje mi się, że tu nie o odpowiedzi chodziło, tylko o to, aby zebrani poznali trochę szczegółów, w tym intymnych, z życia Jubilatów. I tak padło pytanie, jak miała na imię pierwsza dziewczyna Mietka. I tu sala zgadywała. Usłyszeliśmy, że była to Helena. I odwrotnie: jak miał na imię pierwszy chłopak Józi? Odpowiedź: Aleksander. I wyjaśnienie, że Miecio był dopiero siódmy w kolejce.
Fotogaleria zdjęć z Balu na 170 fajerek kliknij tutaj
Były też pytania „gospodarcze”, np. ile Pan Miecio posiada kosiarek oraz whipper-snipper’ów, i ile z nich jest w stanie nadającym się do użytku. Można sobie wyobrażać, że w garażu stoi 15 popsutych kosiarek, a tu nie – mówią nam, że są 2 i obie na chodzie, podobnie jak 3 snippery. Najwiecej zabawy było przy pytaniu o warkocze Panny Józi. Pokazała Ela dwa warkocze, a naszym zadaniem było zgadnąć, jaka jest ich długość oraz waga. No więc nie metr i nie kilogram! Warkocze miały 70 cm długości i tylko 30 dkg wagi. Warto dodać, że warkocze są dobrze zakonserwowane. Zostały Józi obcięte tuż po ślubie, czyli prawie 60 lat temu.
Przyznam, że o tych warkoczach to już słyszałam 8 lat temu, kiedy pojechałam do Państwa Wożniczków zrobić wywiad, do tej pory dostępny w Pulsie Polonii pod tytułem
„Kilometry tasiemek, stroje narodowe, czyli opowieść o Pani Józefie”. Na zdjęciach widać energiczną parę w dobrej kondycji fizycznej. W ciągu ostatnich lat sporo się jednak zmieniło. Najpierw pochorowała się żona, potem mąż. Oboje super dzielnie walczą o swoje zdrowie, swoje życie, wzajemnie się wspierając. I kiedy zobaczyłam jak na niedzielnym balu Jubilat prosi swoją Józię do tańca, to z trudem hamowałam łzy – łzy wzruszenia, łzy radości i dumy. Chciałoby się, aby w każdej polskiej rodzinie panowała miłość i oddanie; aby każda polska rodzina z troskliwością pielęgnowała i przekazywała swe tradycje. Umiłowanie tych tradycji, polskiego folkloru, polskiego krajobrazu --- i patriotyzmu przekazują Woźniczkowie nie tylko wnukowi i prawnukom, ale za posrednictwem Urszuli wartosci te od ponad 20 lat trafiają do "obcych" - do kolejnych pokoleń „Lajkonika”. Ale nie na „Lajkoniku” się kończy misja Urszuli. Nie byłoby festiwali kościuszkowskich, nie byłoby promocji Kościuszki i Strzeleckiego w Australii, nie byłoby pięknych początków przyjaźni z Aborygenami, gdyby nie polskie geny Urszuli, gdyby nie polski duch jej rodziców.
Ernestyna Skurjat-Kozek |