Z Edmundem Obiałą, dyrektorem budowy i wykonawcą modernizacji kompleksowego systemu dostawczego i artystycznego zaplecza Opery sydnejskiej rozmawia Małgorzata Kwiatkowska.
O Edmundzie Obiale pierwszy raz usłyszeliśmy w połowie lat 90-tych ubiegłego stulecia, kiedy została mu powierzona budowa stadionu olimpijskiego na XXVII Igrzyska Olimpijskie “Sydney 2000”. Dwanaście lat później, po zakończeniu XXX Igrzysk Olimpijskich w Londynie Edmund Obiała ma na koncie już dwa stadiony olimpijskie, których powstanie może firmować własnym nazwiskiem.
MK: Jakie były podobieństwa i różnice w podejmowaniu decyzji, a następnie realizacji budowy tych stadionów?
EO: I w jednym i drugim przypadku cel był ten sam, zaprojektowanie i zrealizowanie objektów, na których zostaną zorganizowane igrzyska olimpijskie. Na pewno jest Pani wiadomo, że przygotowanie igrzysk olimpijskich składa się z dwóch, a właściwie z trzech etapów. Etap pierwszy to złożenie do MKOl-u propozycji organizacji igrzysk olimpijskich. Ten etap jest chyba najtrudniejszy, bo konkurencja o prawo organizacji igrzysk olimpijskich jest niezwykle zacięta, a szczególnie na przestrzeni ostatnich 25-ciu lat. Wygranie tego etapu jest zależne od tak wielu czynników, że nie zawsze najlepsza technicznie i organizacyjnie przygotowana propozycja wygrywa. Łut szczęścia, umiejętności dyplomatyczne decydują o ostatecznym wyborze. A po celebracji z okazji zabezpieczenia sobie prawa do organizacji igrzysk zaczyna się prawdziwa przygoda, żeby zdążyć zorganizować najlepszy spektakl w historii igrzysk, itd. I ten cel i w przypadku Sydney, i Londynu był ten sam, jednak warunki – nazwijmy je poczatkowymi – były inne. W okresie 7 lat od zgłoszenia zwycięzcy do organizacji igrzysk trzeba przygotować je na dzień otwarcia. Opóźnienia są nie do zaakceptowania. Sydney, które jest bardzo pięknym miastem, ale bardzo młodym, nie moglo zaoferować takiej scenerii jak Londyn, w którym wiele aren zmagań olimpijskich umieszczonych zostało w historycznych miejscach stolicy Wielkiej Brytanii. I była to zasadnicza różnica bardzo podobnych igrzysk, albowiem Brytyjczycy pełnymi garściami korzystali z sydnejskich doświadczeń. Dodam również, że w początkowej fazie doradcy z Australii stanowili więcej niż 50 procent personelu doradczego pracującego przy projektowaniu i realizacji objektów.
Odprawa techniczna - E.Obiała pierwszy z prawej |
MK: Czy w trakcie budowy dokonał Pan zmian w harmonogramie prac lub też skali przedsięwzięcia?
EO: Moje założenia odnośnie harmonogramu były realizowane ściśle, z wyjątkiem wioski olimpijskiej, która była realizowana ze znacznym opóźnieniem, ale bez wpływu na ostateczny termin oddania jej do użytku. A moje generalne założenia odnośnie logistyki sprawdziły się w 100 procentach. Gdybyśmy na tak wczesnym etapie nie zdecydowali się na zbudowanie dodatkowej śluzy w systemie istniejących kanałów (poziom wody w Tamizie między przypływem i odpływem waha się w granicach 6 m), dodatkowej bocznicy kolejowej i ogromnego placu przeładunkowego, to igrzyska by się ... nie odbyły. Transport drogowy był nierealnym rozwiązaniem i nie był w stanie zabezpieczyć wszystkich dostaw materiałów. Ta kwestia została bardzo źle oszacowana przez zespół odpowiedzialny za przygotowanie pierwszego etapu.
MK: Jaka dyscyplina sportu jest Pańskim faworytem i czy w czasie zawodów zwraca Pan uwagę na elementy techniczne boisk i trybun?
EO: Muszę przyznać, że jako zagorzały kibic lekkiej atletyki zawsze czekam na rozpoczęcie konkurencji lekkoatletycznych i jest to dla mnie kwintesencja igrzysk olimpijskich. Oczywiście, że zwracam uwagę na funkcjonalność każdej areny i muszę przyznać, że serca aren (czytaj: boiska) w Londynie były lepiej rozwiązane niż w Sydney i nie popełniliśmy tych samych błędów. Natomiast od strony widzów, VIP-w i środków masowego przekazu obiekty sydnejskie miały znacznie lepsze rozwiazania. Jako, że w Igrzyskach Olimpijskich w Sydney brałem bezpośredni udział jako attaché olimpijski, emocje były zdecydowanie silniejsze. Uczestniczyłem w wejściu ekipy polskiej na stadion i muszę przyznać, że wziąłem pastylkę uspokajającą, bo napięcie było ogromne. Pierwszy raz w historii igrzysk olimpijskich, człowiek, który budowal główny stadion olimpijski, brał udział z ekipą narodową w ceremonii otwarcia igrzysk.
Prace pod Operą Sydnejską |
MK: Komu kibicuje Pan po ponad trzydziestu latach zamieszkiwania za granicą?
EO: Zawsze polskiej reprezentacji, a w szczególności reprezentacji lekkoatletycznej. A na drugim miejscu Australii. Bardzo lubię stosunek i podejście patriotyczne Australijczyków do sportu. Bez patosu, ale z pełnym zaangażowaniem i świadomością pod jaką flagą startują, i ich unikatowe “podejście” do fair play.
MK: Czy, będąc zapracowanym i przemieszczając się między różnymi kontynentami, znajduje Pan czas, by rekreacyjnie uprawiać jakąś dyscyplinę sportu?
EO: Przez długie lata grałem w tenisa, nauczyłem się grać w Australii. No ale teraz stawy odmawiają powoli posłuszeństwa, więc spędzam 3-4 godziny tygodniowo w dzielnicowej siłowni.
Pan Edmund - w środku |
MK: Budowle – “cegiełki” Pańskiego autorstwa, świadectwa Pańskiej pracy – są rozrzucone po całym świecie. Każde nowe wyzwanie okazuje się być bardziej spektakularnym, czego dowodem jest obecne Pańskie zaangażowanie w ogromny projekt mający na celu usprawnienie system komunikacji samochodowej i pieszej wokół Opery przy zachowaniu wszelkich warunków bezpieczeństwa. Co jako dyrektor tego prestiżowego projektu może nam Pan o nim powiedzieć. Co sprawia Panu największą trudność w realizacji tego przedsięwzięcia? Jakie jest największe ryzyko i jak je Pan przezwycieża?
EO: Rzeczywiscie jest to fascynujący projekt, który ze względu na ogromne wyzwania techniczne “odnowił” mnie zawodowo. Jest wielkim wyzwaniem w kilku dziedzinach jednocześnie i w zakresie drążenia tuneli i szybów pod gmachem Opery, głębokich wykopów do 15 m poniżej poziomu oceanu i pod monumentalnymi schodami. Podkopanie skomplikowanych fundamentów z równoczesną zminimalizowaną kontrolą ruchów konstrukcji graniczy z majstersztykiem. Także pod względem pomiarów geodezyjnych, gdyż cały czas każdy, nawet najmniejszy ruch podłoża budynku musi być ściśle kontrolowany i automatycznie przy zaistnieniu jakiegokolwiek problemu przekazywany na mój telefon komórkowy. Więc logistyka jest karkołomna, ale doskonale sobie z tym radzimy . A przecież muszę nadmienić, że program artystyczny Opery jest bez zmian, tak jakby nas tutaj, na placu budowy, w ogóle nie było. I jest to pierwsza poważna modernizacja budynku w ciagu ostatnich 40-tu lat, od chwili oddania go do użytku.
MK: Kiedy rozpoczął się ten projekt i jaki jest oczekiwany termin oddania do użytku?
EO: Przetarg rozpoczął się w maju 2011 roku, kontrakt został podpisany w grudniu 2011 roku, a budowa rozpoczęła się 15 stycznia 2012 roku. Wszystko powinno być zapięte na “ostatni guzik” w lipcu 2014 roku.
MK: Jakich efektów oczekuje się w wyniku tej przebudowy?
Edmund Obiała z Utzonem Juniorem |
EO: Budynek Opery, perełka architektury, przynależny do światowego dziedzictwa kultury jest odwiedzany przez około 8,2 miliona turystów rocznie. W skali rocznej odbywa się w nim 1700 przedstawień oglądanych przez ponad milion widzów. Budynek tętni życiem przez 24 godziny na dobę w ciągu całego roku. Ogromnym mankamentem budynku jest brak zaplecza dostawczego i warsztatów do produkcji dekoracji, do których byłby bezkolizyjny dostęp. Obecnie wszystkie dostawy – a jest ich niemało, około 1000 samochodów dostawczych tygodniowo – odbywają się na poziomie podium. I jest to przyczyną wielu wypadków i kolizji i z pieszymi (w ładny, słoneczny, wiosenny dzień Opera jest odwiedzana przez około 50000 turystów). No i budynek nie wygląda najładniej otoczony wianuszkiem samochodów dostawczych i czasowych barier rozdzielających poszczególne stanowiska rozładunkowe. Żeby tego uniknąć, przemieszczamy te rozładunki do nowo budowanych przez nas pomieszczeń pod budynkiem Opery. Kubatura tych pomieszczeń wynosi około 50000 ml, a jest to równe kubaturze 40-piętrowego wieżowca o wymiarach podstawy 20 x 20 m. Po zakończeniu tego projektu zarządzanie budynkiem Opery będzie o niebo łatwiejsze, a turyści bez przeszkód będą mogli zwiedzać ten przepiękny monument.
MK: Jak układa się Panu współpraca z architektem Janem Utzonem, synem projektanta budynku Opery w Sydney?
EO: Jest on fizycznie “wierną kopią” ojca Jørna Utzona. Czasami mam wrażenie, że to ta sama osoba. Przyjacielski, wyrozumiały i komunikatywny. Rzadkie to cechy wśród architektów, które znacznie ułatwiają moją pracę. Wydaje mi się, że znaleźliśmy wspólny język.
MK: Który projekt / budowa dała Panu najwięcej satysfakcji i dlaczego?
EO: Myślę, że chyba jednak projektowanie i realizacja The Chifley Tower w latach 1988-1992. Zaledwie po siedmiu latach po przyjeździe dio Australii zostałem dyrektorem budowy tego najbardziej skomplikowanego i kosztownego budynku w Australii. Koszt budynku to $1 milliard (1988 rok) i trudno będzie zbudować coś droższego. Ponieważ budowany był w konstrukcji stalowej na tak ogromna skalę, więc przyczyniliśmy się do wielu zmian w australijskich normach i normatywach. Z łezką w oku wspopminam ten projekt.
MK: Serdecznie dziękuję za rozmowę i życzę Panu sukcesów w realizacji obecnego projektu. Będziemy kibicować.
Edmund Obiała jest absolwentem studiów inżynierskich Wyższej Szkoły Inżynierskiej w Bydgoszczy (1974) i magisterskich na Politechnice Poznańskiej (1979) . W 1981 roku przybył wraz z żoną Grażyną do Sydney. W 1984 roku otrzymał obywatelstwo Australii. Jest twórcą dwóch stadionów olimpiskich, w Sydney (obecnie ANZ Stadium) i w Londynie. Wcześniej wybudował dwa inne stadiony w Sydney - do rugby w Parramatta i Sydney Footbool Stadium. Oprócz tego kierował budową 56-piętrowego biurowca Chifley Tower w Sydney oraz 36-piętrowego wieżowca Narodowego Banku Australii. Zaangażowany był również w przebudowę stadionu Webley. Obecnie, od 2011 roku, prowadzi realizację prestizowego projektu przebudowy całego układu komunikacyjnego pod Opera sydnejską (VAPS – Vehicle and Pedestians Safety ). Ten ogromny projekt odbywa się przy zachowaniu normalnego komercyjnego funkcjonowania budynku Opery przez 24 godziny na dobę.
|
Edmund Obiała uprawiał lekkoatletykę (rzut oszczepem), a potem karate w klubie Zawisza Bydgoszcz.
W uznaniu za zaangażowanie w budowę infrastruktury sportowej został mianowany attaché olimpijskim polskiej ekipy na Igrzyskach Olimpijskich w Sydney w 2000 roku.
|