Pani Zofia Pilecka – Optułowicz pojawiła się nieoczekiwanie. Przejęta ostatnimi przygotowaniami, rozemocjonowana napływającą falą gości, nie przygotowałam się na powitanie najważniejszej osoby. Nagle stanęła przede mną przepiękna szlachetnością kobieta. Ubrana szykownie, niewysoka, szczuplutka. Z uśmiechem tak szczerym, że od razu wiedziałam, że to musi być Ona. Ukochana córka Rotmistrza Pileckiego. Przysiadłyśmy na chwilę. Na stole czekało kilkanaście książek do podpisania. Wiedziałam, że potem może być bardzo zmęczona.
Zanim wprowadziłam panią Zofię do sali wypełnionej po brzegi, opowiedziałam zgromadzonym o projekcie nazwania ulicy na terenie gminy Wiązowna imieniem Rotmistrza Witolda Pileckiego. Wspomniałam o jej jubileuszu. Zapytałam, czy mają w domu testament Rotmistrza. Widząc niepewność w oczach, przeczytałam fragment książki Tomasza a Kempis, zaczynający się od słów: „Kimże ty jesteś, ze drżysz przed człowiekiem śmiertelnym. Dziś jest, a jutro już go nie ma. Boga się bój, a nie ulękniesz się ludzkich pogróżek”.
Na widok pani Zofii stojący pod ścianą kibice, o których tak ciepło będzie potem mówić, zaintonowali „Sto lat”. Moment prowadzenia pani Zofii do miejsca, gdzie czekali m.in. Tadek Polkowski, autor piosenki o Rotmistrzu: „Czemu mnie o tobie w szkole nie uczyli”, Roman Barszcz, przyjaciel Pułkownika Ryszarda Kuklińskiego, współautor „Przesłania od chłopców z AK”, Maciej Krzysztof Dąbrowski, poeta – autor wiersza pt. „Pilecki. Rotmistrz”, napisanego z potrzeby serca na dzień spotkania z córką i deklamowanego specjalnie dla niej, przeżywałam szczególnie.
Kiedy tak szłam przed panią Zofią, nie mogłam wprost uwierzyć, że to dzieje się naprawdę. Gdyby mi ktoś powiedział rok temu, że będę składać hołd Ince – w dniu odsłaniania jej pomnika Krakowie, że nadam bieg sprawie posadowienia pomnika Pułkownika Kuklińskiego w Wiązownie, że poznam i będę rozmawiać z córką Rotmistrza, najprawdziwszym świadkiem „Świętości Patriotyzmu” – powiedziałabym:„ Niemożliwe!”
Panią Zofię witano na stojąco, śpiewając donośnie. Oklaski długo nie milkły. Ze wzruszeniem przyjęła kosz białych storczyków i kalii, dowód uczuć gości „Zajazdu u Mikulskich” w Wiązownie. I z zawadiackim uśmiechem zapytała: „Dlaczego tak krótko?” Wśród nas znalazła się niezwykle skromna osoba. Już po skończonym spotkaniu powiedziała w wywiadzie: „Chciałabym być szarą myszką”. Tadeusz Płużański zripostował natychmiast z uroczym uśmiechem: „Ale jest pani córką bohatera narodowego. I nie ma zmiłuj”.
Oczy pani Zofii są zielone. I lśnią blaskiem, kiedy mówi o swoim ojcu, Rotmistrzu Witoldzie Pileckim. Nie skarży się nigdy na swój los. Nie opowiada o własnych kłopotach, ani o problemach dzieci i wnuków, choć wie, że każde z nich ma odciśnięty stempel. Po chwili namysłu doda: „wyjątkowy”. Pani Zofia wspominała czasy, gdy tata, sadzając ją na ulubionego konia, Bajkę, nazywał dziewczynkę „swoją małą generałką”. Żałowała, że nie przywiozła egzemplarza poematu o Sukurczach pióra jej ojca. Z okresu dzieciństwa zachowały się w jej domowych zbiorach obrazki krasnoludków przesłane dzieciom z Oświęcimia. Pamięta płótna, jakie malował ojciec. Dwa z nich można obejrzeć w kościele w miejscowości Krupie na Białorusi.
Dzięki dociekliwości ludzi z pasją, czcicieli pamięci Rotmistrza, odnaleziono żyjących tam jeszcze ludzi, którzy pamiętają rodzinę Pileckich. Młodziutką Marię Pilecką, żonę, która w skromnej izbie śpiewała z innymi kolędy. To w rodzinnym gnieździe usłyszała mała Zosia słowa ojca, świadczące o jego wrażliwości. Powtarzał, że „to, co żyje, ma ogromny sens istnienia”. To w Sukurczach dzieci uczono: „Mów prawdę!” – Dlatego dzisiaj często unosi wskazujący palec w górę. I zaraz za palcem wędruje wzrok. Jakby nad jej głową miała pojawić się twarz Rotmistrza z karcącym wzrokiem czujnego ojca. Nie powie nic, co nie jest historycznie udokumentowane. Niepoznane.
Po dawnym majątku Sukurcze, w którym mała Zosia bawiła się beztrosko, nie został kamień na kamieniu. Nie roztkliwiała się nad podróżą do Polski. Zamknęła ten epizod jednym słowem: ”gehennna… potworna, zanim znalazłam się u babci”. I po chwili dodała: „Jeździłam potem z walizeczką, bo ja już nie miałam miejsca do mieszkania, kiedy nie było Sukurcz”. Nawet dziś żyje bardzo skromnie. Z tych opowieści o czasach przedwojnia malował się obraz szczęśliwej rodziny: kochającego ojca, dobrego sąsiada, społecznika, wymagającego gospodarza.
Stopklatka z filmu "Spotkanie z Panią Zofią w Wiązownej" |
Od kiedy pani Zofia dowiedziała się z dokumentów, że jej ojciec stracił życie na Rakowieckiej w Warszawie 25 maja o 21,30, co roku o tej porze staje przed gmachem więzienia z zapalonym zniczem, aby w tym miejscu modlić się za duszę taty. W miejscu, o którym mówi: „Ostatnie tchnienie mojego ojca”. Odebrano jej prawo do odwiedzania grobu: do dziś nieznane jest miejsce pochowania Witolda Pileckiego. Nie tak dawno, w czasie procesu Cz. Łapińskiego, sędziego orzekającego wyrok śmierci Rotmistrza, pani Zofia dla skazanego miała tylko litość. Nie ferowała żadnego osądu. Nie nosiła w sobie nienawiści. Ze spokojem w głosie stwierdziła: „Oskarżony żyje długo i plugawie, a mój ojciec żył krótko i pięknie”. Słowa pani Zofii spotkały się natychmiast z gromkimi brawami.
Widać było wzruszenie malujące się na twarzy pani Zofii, kiedy podeszli do niej bliżej harcerze z warszawskiej drużyny imienia Rotmistrza Witolda Pileckiego. Na ich widok wstała. I przez cały czas mówiła do nich na stojąco. Cieszyła się także widokiem rodzin z dziećmi. Powiedziała o nich: „Sztafeta pokoleń”. Z wesołością w głosie, bojąc się, że nie starczy już miejsca na ulicy, zapraszała wszystkich obecnych na wspólne czuwanie 25 maja o 21 30. Przez lata próbowano odebrać Rotmistrzowi pamięć i honor. Wcześniej odebrano zdrowie i życie.
Jeszcze wielu Polaków nie zna nazwiska: Pilecki. Nie wie, że Witold bił się z zaangażowaniem w wojnie 1920 r. Zgłosił się na ochotnika do Oświęcimia. Zorganizował struktury konspiracji także w obozie w Brzezince. Uciekł z obozu. Walczył z poświęceniem w Powstaniu Warszawskim. Pracował w polskim podziemiu, by ratować kraj przed nową okupacją, tym razem sowiecką. Pół roku trwały tortury w więzieniu na Rakowieckiej. Po ogłoszonym wyroku, karze śmierci, miał powiedzieć do kuzynki, Eleonory Ostrowskiej: ”Ja już żyć nie mogę (…). Bo Oświęcim to była igraszka”.
Pani Zofia jest przekonana, iż był człowiekiem posłanym do wypełnienia pewnej misji na ziemi. To by tłumaczyło, dlaczego miał promienną twarz, jakby wcale nie cierpiał, kiedy wracał z przesłuchań do celi. Rotmistrz Witold Pilecki, żegnając się z najbliższymi, zdawał sobie sprawę, jaki los spotka jego rodzinę. Dlatego prosił, aby czytając książkę Tomasza á Kempis „O naśladowaniu Chrystusa”, potrafili żyć nawet wtedy, gdy zostaną już tylko dziedzicami świeżego powietrza.
P.S. Trzy dni po spotkaniu złożyłam wniosek na ręce Wójta Gminy Wiązowna o nadanie ulicy na terenie gminy imienia Rotmistrza Witolda Pileckiego.
Czy ktoś z młodych znajdzie w sobie dość przekonania, aby złożyć podobny wniosek w miejscu, gdzie przyszło mu żyć?
Małgorzata Kupiszewska
Witold Pilecki - dwukrotnie odznaczony Krzyżem Walecznych. Generał Fieldorf nie chciał wydać rozkazu o pójściu do Oświęcimia na ochotnika, jednak Pilecki dał się ująć w łapance na Żoliborzu. Zorganizował struktury konspiracji obozowej pod nazwą Związek Organizacji Wojskowej najpierw w Auschwitz a potem także w obozie w Brzezince. Organizował ucieczki i tą drogą przekazywał do dowództwa Armii Krajowej raporty o dokonującym się ludobójstwie najpierw na Polakach, a następnie o rozpoczętej eksterminacji żydów. Zagrożony dekonspiracją uciekł z obozu.
Próby pomocy więźniom Oświęcimia okazały się daremne. 1 sierpnia 1944 r. wybuchło powstanie. Jako członek Organizacji NIE nie mógł narażać życia w walce powstańczej. Śmierć dowódcy oddziału, gdzie pomagał rannym, była bezpośrednią przyczyną jego dekonspiracji. Objął dowództwo Oddziału Chrobry 2. Walczył z poświęceniem w powstaniu warszawskim. Reduta Pileckiego prowadziła walkę przez pełne 63 dni zrywu. Po upadku powstania trafił do obozu w Lamsdorf a później jako oficera przeniesiono go do obozu w Murnau. Po wyzwoleniu przez armię amerykańską i na mocy rozkazu gen. Andersa walczył w II Korpusie Polskim we Włoszech. Tam przyjął od gen. Andersa rozkaz o powrocie do kraju, aby tworzyć struktury podziemne organizacji NIE. W 1947 roku został aresztowany prze władze komunistyczne. 25 maja 1948 zabito go strzałem w tył głowy.
Bogusław Homicki wychowanek Marii Pileckiej, żony Rotmistrza
Zwiastun spotkania z Zofią Pilecką-Optułowicz
Spotkanie z Zofią Pilecką-Optułowicz, cz. I
Część II spotkania 1 sierpnia |