Kategorie:
Nowiny
Ze Świata
Z Polski
Z Australii
Polonijne
Nauka
Religia
Wyszukiwarka 

Szukanie Rozszerzone
Konkurs Strzeleckiego:

Archiwum:

Reklama:

 
25 sierpnia 2013
Lekarze nie dawali szans
Cud w Sokółce

Badania wykazały, że nowotwór zajął dwie trzecie wątroby oraz węzły chłonne. Lekarze orzekli, że szanse na wyleczenie pacjenta są zerowe. W Sokółce został uzdrowiony. Pielgrzymi modlący się przed przemienioną w niezwykły sposób Cząstką Ciała Pańskiego w kolegiacie św. Antoniego w Sokółce doznają wielu łask uzdrowienia. Szczególnie poruszające jest świadectwo dotkniętego chorobą nowotworową Stanisława Kumy, Polaka ze Szwecji. Mężczyzna zachorował w 2012 roku. Badania przeprowadzone w szpitalu w Sundsvall wykazały rozległość śmiertelnej choroby, która zaatakowała wątrobę oraz węzły chłonne.

Lekarze nie widzieli żadnych szans na wyleczenie. Panu Stanisławowi pozostał ostatni ratunek – modlitwa o uzdrowienie. Za sugestią ks. Zbigniewa Gołębiewskiego, byłego proboszcza jego parafii, postanowił udać się do Sokółki. Najpierw wyszukał w internecie stronę tamtejszej parafii św. Antoniego. „Już podczas czytania tego portalu poczułem, że muszę znaleźć się w Sokółce” – czytamy w świadectwie, które do sokólskiej parafii dotarło na początku sierpnia br. Już następnego dnia mężczyzna wyruszył wraz z żoną ze Szwecji na pielgrzymkę do sokólskiej świątyni.

Droga ze Szwecji do północno-wschodniej Polski była długa i męcząca, szczególnie dla osoby tak ciężko chorej. Kiedy po dwóch dniach dotarli w końcu do celu, nad Sokółką zapadała już noc. Niemal nieprzytomni ze zmęczenia pielgrzymi udali się na spoczynek do położonego nieopodal kościoła zajazdu. Stanisława Kumę obudził dźwięk kościelnych dzwonów. Była niedziela. Nagle poczuł, że wewnątrz jego ciała, w miejscach zajętych chorobą, dzieje się coś dziwnego.

To, co wydarzyło się w dalszych minutach i godzinach tego dnia, najlepiej oddadzą słowa samego pana Stanisława: „Obudziłem się zupełnie, leżałem bez ruchu. W lewym boku, gdzie była rana, czułem, jak gdyby ktoś przyłożył mi ciepły okład. Po chwili usłyszałem dobiegającą do moich uszu zza okna melodię ’Kiedy ranne wstają zorze’. Leżałem cały czas bez ruchu, melodia się skończyła i w tym samym momencie to dziwne uczucie znikło. Ja i żona ubraliśmy się i poszliśmy do kościoła zamówić Mszę Świętą. Zaraz potem ukląkłem przed Cudowną Hostią i znów poczułem w lewym boku, jakby ktoś mi przyłożył ciepły kompres, lecz mniej intensywny… Nie potrafiłem wypowiedzieć ani słowa, tylko łzy mi leciały”.

Pan Stanisław przystąpił do spowiedzi, uczestniczył w Eucharystii, a po południu wraz z żoną wziął udział w adoracji Najświętszego Sakramentu. „To była najpiękniejsza adoracja w moim życiu, mogłem teraz umrzeć lub żyć, nie miało to dla mnie żadnego znaczenia. Byłem szczęśliwy” – wyznaje mężczyzna.

Po powrocie do domu w Szwecji Stanisław Kuma codziennie żarliwie modlił się do Jezusa Eucharystycznego. Wkrótce udał się też na kolejne badania tomograficzne do szpitala. O ich wynikach powiadomiła go telefonicznie córka, która jest lekarzem, i z bólem serca śledziła przebieg choroby ojca. Najpierw nie mogła wydobyć z siebie ani jednego słowa. – Pomyślałem, że pewnie nadszedł mój czas, aby odejść z tego świata do naszego Ojca – wspomina pan Stanisław. Jednak informacja, jaką przekazała mu córka, była zupełnie inna. Jej łzy okazały się łzami szczęścia. Powiedziała krótko: „Tatuś, nie ma śladu po chorobie, ani na wątrobie, ani na węzłach chłonnych”. Lekarze nie potrafią wyjaśnić, w jaki sposób nowotwór zniknął, ale pan Stanisław to wie i świadczy o Jezusie: „On w dalszym ciągu jest z nami i nas uzdrawia, dokładnie jak 2 tysiące lat temu”.

Adam Białous

naszdziennik.pl