Wanda Skowrońska | O książce Wandy Skowrońskiej "To Bonegilla from Somewhere".Książka napisana została w języku angielskim. Po angielsku prowadzona była także promocja tej cennej, nie tylko z punktu widzenia literackiego, pozycji . Oprócz niezwykle barwnie przedstawionego życia mieszkańców obozu uchodźców w Bonegilla, Wanda Skowrońska przekazuje także anglojęzycznemu czytelnikowi obraz II Wojny Światowej. Cały jeden rozdział poświęca także Powstaniu Warszawskiemu. Poniższe sprawozdanie jest polskim przekładem spotkania autorskiego, które odbyło się 8 września, w Klubie Polskim w Ashfield (tłum. M. Łacek).
„Bonegilla, to słowo, które najczęściej musiałam w swoim życiu literować. Tam się urodziłam. Tam spędziłam pierwsze 5 lat mojego życia ”, powiedziała Wanda Skowrońska, mieszkająca i pracująca w Sydney dr psychologii edukacyjnej.
Krótki fragment książki przeczytał Andrzej Siedlecki – aktor, autor a przede wszystkim koordynator nauczania języka polskiego na Macquarie University w Sydnej.
Promocję książki Wandy Skowrońskiej prowadził znany filozof, historyk a także matematyk z Uniwersytetu Nowej Południowej Walii (NSW University) – prof. James Frankling.
O wygłoszenie promocyjnego przemówienia poproszony został Peter Coleman – pisarz (autor kilku książek) dziennikarz ( wieloletni redaktor naczelny The Bulletin) oraz polityk (członek Parlamentu Australijskiego w latach 1981 – 87). Przytoczymy tutaj tłumaczenie obszernych fragmentów tego przemówienia.
Wspomnienia z Bonegilla – dr Peter Coleman Książka Wandy Skowrońskiej „Do Bonegilla skądś tam” jest cennym dokumentem o losach Ludzi Wysiedlonych (Displaced People) w Australii. Najpierw jednak powinniśmy zacząć od wyjaśnienia słowa – Ludzie Wysiedleni (DP). Przyznacie Państwo, że jest to niezręczne słowo. Wszak istniało już inne określenie: uchodźcy (refugees) – to właśnie ci ludzie, którzy musieli uciekać przed Hitlerem i Trzecią Rzeszą a więc uchodźcy. Dlaczego miliony ludzi bezdomnych, ludzi pozbawionych narodowości, którzy znaleźli schronienie w obozach powojennej Europy nie mogło być po prostu nazywanych uchodźcami?
Powód był jeden – Stalin. Miliony tych bezdomnych osób, pozostałość wojny Hitlera i Stalina uciekało przed Komunizmem. Dla Stalina, nie mogło być jednak mowy o żadnych uciekinierach przed Komunizmem. Mogły jedynie istnieć grupy ludzi, którzy spieszyli w drugą stronę, aby żyć w ustroju Związku Radzieckiego. Trzeba przyzmać, że Stalin odniósł tutaj zwycięstwo. Musiało powstać nowe słowo, utworzone szczedólnie z myślą o tej grupie – Ludzie Wysiedleni, to spełniało jego oczekiwania.
Tym samym rozpoczynała się nowa era - era podwójnego znaczenia słów - próba ugłaskania Sowietów, o czym tak dosadnie pisał George Orwell. Ludzie Wysiedleni znali prawdę o Związku Radzieckim. Zdawali sobie sprawę, że powrót oznaczałby dla nich śmierć, albo Gułag. Po powrocie do swoich domów byliby na siłę ‘repatriowani’ to znaczy albo zgładzeni albo wysłani do Gułagu.
W tym samym czasie w Londynie odbywała się Wielka Parada Zwycięstwa. Niestety zabrakło tam miejsca dla Polaków, pomimo, że to polscy lotnicy bohatersko bronili Londynu. Nie było miejsca dla żołnierzy Generała Andersa, którzy zatryumfowali zdobyciem twierdzy Monte Cassino, nie było miejsca dla żadnego z ocalałych bohaterów Powstania Warszawskiego no i oczywiście nie mogło być miejsca dla Polskiego Rządu na Uchodźstwie.
Czy nie uważacie Państwo, że powinna jednak być zachowana granica ugłaskiwania Stalina?
Na szczęście Ludzie Wysiedleni znaleźli swoje miejsce w wielu krajach, między innymi w Australii. To stwierdzenie wiedzie nas prosto do książki Wandy Skowrońskiej. Ale jest jeszcze jeden szczegół, o którym pragnę wspomnieć. Anna Applebaum podkreśla to w swojej książce „Żelazna Kurtyna. Stłamszenie Wschodniej Europy”. Bardzo wyraźnie eksponuje ona różnicę pomiędzy Pierwszą a Drugą Wojną Światową. Pierwsza Wojna była krwawą i morderczą pożogą, która koncentrowała się jednak głównie na działaniach wojennych. Druga Wojna natomiast bardzo boleśnie wdarła się w życie normalnych, cywilnych ludzi. To były nie tylko brutalne walki, ale okupacja, deportacja, wysiedlenia ludności cywilnej na olbrzymią skalę, nieustająca przemoc – wszystko to wywarło tak przeogromny wpływ na psychikę milionów ludzi, że trudno sobie wyobrazić. Te doświadczenia były o wiele bardziej bolsne dla mieszkańsów Wschodniej Europy niż dla innych nacji, w tym szczególnie dla ludności anglosaksońskiej.
Wielki polski poeta, Czesław Miłosz powiedział, że Wojna we Wschodniej Europie porozbijała na szczątki system wartości przeciętnego człowieka. „Kiedyś, widząc na ulicy ciało leżącego człowieka, każdy natychmiast zawiadomiłby policję. Zebrałaby się grupka ludzi komentujących to zdarzenie. Teraz, podczas okupacji każdy wie, że należy z daleka ominąć leżące w rynsztoku ciało i najlepiej powstrzymać się od zadawania jakichkolwiek pytań... Podczas okupacji nazistowskiej nawet najbardziej respektowani obywatele nie uważali rabunku za zbrodnię pod warunkiem, że to pomagało walczącemu podziemiu. Dziewczęta i chłopcy z wielu rodzin, bezwzględnie przestrzegających prawo stawali się kryminalistami, dla których zabicie człowieka nie przedstawiało wielkiego problemu natury moralnej.”
Doświadczenia związane z zagarnięciem własnego narodu oraz jego okupacją przez obce mocarstwo są trudne do wyobrażenia dla ludzi takich jak Australijczycy. Nigdy nie doświadczyli oni bowiem próby zniszczenia całej swojej cywilizacji, rozpadu świata opartego na podstawach moralnych zasad wpajanych przez rodziców i nauczycieli. Nie doświadczyli upadku swoich respektowanych liderów. Przez to wszystko przeszli nowoprzybyli Australijczycy - Ludzie Wysiedleni. Teraz musieli znaleźć swój własny ‘modus vivendi’ - sposób na zabliźnienie tych ran.
Tak więc w końcu dotarliśmy do cennego pamiętnika Wandy i jej rodziny. Historia rozpoczyna się w Bonegilla, gdzie Wanda się urodziła. Bonegilla to oczywiście przejściowy obóz położony w północno-wschodniej Wiktorii. Ponad 320 000 uchodźców przemieściło się przez ten obóz, w drodze do znalezienia pracy i uzyskania australijskiego obywatelstwa. Kiedy zeszli ze statków w Melbourne, podobni do szkieletów, chudzi i wynędzniali, w zniszczonych ubraniach, ze starymi, obdartymi walizkami – ale pełni europejskiej godności i nieskazitelych manier, spotkali się z Australią, o której nie mieli pojęcia i która o nich też nic nie wiedziała.
Nowoprzybyłych Wysiedleńców od zamieszkałych tu Australijczyków rozdzielała przepaść nie do przebycia.
Czesław Miłosz określił, że z jednej strony znaleźli się Wysiedleńcy, których życie ukształtowane zostało przez serię porażek, wrogą okupację, deportacje, obozy śmierci i przemoc, jaka spotykała ich na porządku dziennym. Z drugiej strony byli ich nowi, anglosaksońscy gospodarze, z których prawie nikt nie posiadał podobnego doświadczenia.
Nowoprzybyłych najpierw zakwaterowano w dawnych, już opuszczonych barakach wojskowych, które rozłożone były wzdłuż linii kolejowej w niezbyt dużej odległości od Albury/Wodonga. Pozostawali w tych barakach tak długo, aż udało im się znaleźć gdzieś w Australii pracę. To właśnie tam urodziła się Wanda Skowrońska i tam spędziła pierwsze 5 lat swojego życia. Jej rodzice znaleźli zatrudnienie w obozie. Tamte lata głęboko wryły się w pamięć Wandy.
[...]
Obóz Bonegilla, jak pisze Skowrońska, to jakby pojazd kosmiczny, który lądując w środku buszu przywiózł grupę rozbitków społecznych hitlerowsko – stalinowskiej wojny – Polaków, Litwinów, Estończyków, Łotyszów, Węgrów, Czechów, Ukraińców, Niemców. Wszyscy byli u kresu wytrzymałości, bez grosza, w dalszym ciągu przerażeni myślą o Sowieckim Gułagu, i bardziej niż chętni do podjęcia jakiejkolwiek pracy w nowym kraju, którego polityka demograficzna zawierała się w dwu słowach: ‘Zaludnić, lub zniknąć.’
Dla Wandy Skowrońskiej jako dziecka, Bonegilla była czymś w rodzaju raju. Sprawiała to mieszanina europejskich zwyczajów, possumów, otwartej przestrzeni, opowieści o niezapomnianym świecie, który został hen, daleko. Dla ludzi takich jak ja, mówił dr. Peter Coleman, to było równiż coś zupełnie nowego – początek wielokulturowości (chociaż to słowo jeszcze wówczas nie istniało).
Namacalnym dowodem tej wielokulturowości był fakt, że mężczyźni nosili szelki, dziewczęta spacerowały po ścieżkach trzymając się ‘pod rękę’, a z głośników przed każdym ogłoszeniem rozlegało się ‘Achtung! Achtung! ‘. Zdarzały się oczywiście spięcia pomiędzy grupami etnicznymi, byli donosiciele, były zdrady. Dla mnie, chłopca z Sydnejskiej dzielnicy, było to niezwykle kształcące i kształtujące charakter doświadczenie, powiedział dr Coleman.
Wanda Skowrońska rozpoczyna opowieść przedstawieniem swojego polskiego ojca – Bogdana i łotewskiej matki – Valerii. Nie sposób zrozumieć pierwszych polskich wysiedleńców bez wspomnienia Powstania Warszawskiego w roku 1944. Był to największy militarny zryw oporu przeciwko Hitlerowskim Nazistom. Jednak nawet po dzień dzisiejszy tak niewiele się o tym mówi.
Według mnie jest to jeden z najbardziej wzruszających rozdziałów w książce Wandy Skowrońskiej. Powstanie trwało nieco ponad dwa miesiące. Ojciec Wandy, wówczas 14 letni chłopiec był jednym z 50 tysięcy powstańców Armii Krajowej. Równocześnie po drugiej stronie Wisły, czekali i przyglądali się Rosjanie z Armii Czerwonej, zdecydowani patrzeć jak Naziści wykańczają opór Polaków, aby dopiero potem przekroczyć Wisłę.
Hitlerowscy Naziści zgładzili ponad 200 000 Polaków i na rozkaz Hitlera zniszczyli historyczną Warszawę, budynek, po budynku. George Orwell był jednym z kilku dziennikarzy akredytowanych przez Brytyjczyków, który zwrócili uwagę na tragedię Polaków.
Naziści wywieźli z Warszawy blisko 800 000 Polaków. Okaleczeni, wyniszczeni, schorowani, powlekli się drogą na Zachód. Niektórzy byli ludźmi z tak zwanego marginesu społecznego. Niektórzy postradali zmysły. Inni, jak Bogdan, młodzi, silni psychicznie, znaleźli swój raj w Australii. [...]
Matka Wandy, Valeria przeżyła dwie okupacje na Łotwie – w 1940 roku Sowiecką (deportowano wówczas w bydlęcych wagonach na Syberię, 35 000 Łotyszów) i w roku 1941 Nazistowską (eksterminowanych było wówczas 90 000 Łotyszów w tym 70 000 Żydów i 2 000 Romów). Valerii udało się zbiec na Zachód przed kolejną inwazją Armii Czerwonej w r. 1944. Tylko cudem przeżyła bombardowanie Hamburga. Do obozu w Bonegilla trafiła parę miesięcy później niż Bogdan. Pobrali się w roku 1951. Wkrótce na świat przyszła Wanda.
Obóz w Bonegilla został zburzony. Wiatr hula teraz wzdłuż dawnych ulic, tam gdzie dawniej była świetlica, stołówka, toalety, kino, bank, szkoła. Tylko blok 19 pozostał nietknięty – stoi jako zabytek. Zwiedzanie tego miejsca przyprawia o wzruszenie tych, którzy tam mieszkali, lub pracowali, a w szczególności wszystkich Wysiedleńców, ludzi takich jak Wanda, którzy urodzili się i spędzili tam swoje dzieciństwo.
Wanda pięknie opisuje to miejsce i wspomina je z nutką nostalgii. Przypomina nam także tę ogromną przepaść, o której tak ponuro pisał Czesław Miłosz i co najważniejsze, w jaki sposób udało się ludziom zbudować pomost nad tą przepaścią.
Z prawdziwą przyjemnością podjąłem się promocji wspomnień Wandy, które stanowią jednocześnie ważny przyczynek do historii Australii. Przekonany jestem, że tę książkę spotka sukces, bo w pełni na to zasługuje.”
Słowa dr Colemana zostały przyjęte oklaskami.
Książka Wandy Skowrońskiej, to pomnik wystawiony nie tylko jej Rodzicom, ale tysiącom Polaków, którzy po II Wojnie Światowej rozpoczęli nowe życie w Australii. Obarczeni wieloma tragicznymi wspomnieniami, nieznający języka, skazani na pobyt w nieprzychylnym środowisku, nie mówiąc już nawet o innym klimacie, innej kuchni, innych zwyczajach. Tamci, powojenni emigranci pokonali wszystkie trudności – wyszli z tego zwycięsko. To ich dzieci, ustami poety Petera Skrzyneckiego, obrazami filmów Zosi Turkiewicz oraz chwytajacą za serce opowieścią Wandy Skowrońskiej na zawsze wplatają ich losy w historię Australii - tworząc tym samym niezwykle istotny przyczynek do historii Narodu Polskiego.
Marianna Łacek
|