Kto wie, czy właśnie harcerzom nie zawdzięczamy obrony Lwowa w roku 1918 roku ? Bo choć do boju stanęli mieszkańcy miasta, to jednak ogromne poświęcenie i bohaterstwo chłopców z harcerstwa tym bardziej poderwało wszystkich do walki. Mija właśnie 95 lat od tych dni, kiedy to nocą z 31 października na 1 listopada do Lwowa wtargnęły ukraińskie oddziały, ogłaszając przyłączenie tego staropolskiego miasta do Ukraińskiej Republiki Ludowej. Tej samej nocy w Krakowie polskie kompanie opanowały koszary, a rankiem oddział legionistów objął wartę na Rynku. Chorągiew polska powiewała na ratuszu, rozpoczęła się likwidacja władz i wojsk austriackich w Galicji, właściwie bez oporu. Do walk doszło natomiast we Lwowie, gdzie polscy żołnierze z legionów i armii austriackiej – z pomocą lwowskiej młodzieży – musieli wystąpić zbrojnie przeciwko ukraińskim bojówkom. Te trzy tygodnie heroicznej bitwy ( zakończone 22 listopada ) przeszły do naszych dziejów jako „Obrona Lwowa”.
Warto przypomnieć, że do czasu nadejścia odsieczy garstka żołnierzy i mieszkańcy byli skazani na walkę prawie „gołymi pięściami”! Strzelano ze staroświeckich pistoletów i strzelb myśliwskich, kłuto wroga szpadami czy szablami zdjętymi ze ścian pokojów, albowiem mało było uzbrojenia używanego w armii. Broń zdobywano w wypadach na przeciwnika. Walczono na ulicach o każdy dom, także na cmentarzu Łyczakowskim, gdzie ostrzeliwali się najmłodsi uczestnicy tej wielkiej bitwy, harcerze nazwani potem Orlętami Lwowskimi. Jeden z nich, 14-letni Jurek Bitschan przeszedł do legendy uwieczniony wierszem przez Annę Fischerównę:
Bije się Jurek w szeregu, Cmentarnych broni wzgórz... Krew się czerwieni na śniegu, Lecz cóż tam krew, ach cóż!
Z braku miejsca niechaj wystarczy nam tylko ta zwrotka. Jurek Bitschan zginął o świcie 21 listopada, zabity dwoma pociskami. Gdyby ocalał, już następnego dnia mógłby świętować z kolegami zwycięstwo. Bóg zrządził inaczej. Te trzy tygodnie bohaterskiego oporu są dla nas wielką lekcją patriotyzmu. Bili się nawet starcy, kobiety, księża, robotnicy i urzędnicy, studenci i gimnazjaliści, choć najmłodsi z trudem władali ciężkim karabinem. Walczyli mimo braku wody, bo uszkodzono wodociągi. Walczyli głodni, bo wróg blokował dostawy żywności do miasta. Nie było światła, ale w jesiennych mrokach przemykały harcerki w roli łączniczek, inne pracowały jako sanitariuszki. Ilu takich Jurków i harcerek zginęło ? I lwowskich „baciarów” ? Mówi o tym Cmentarz Łyczakowski, dzisiaj poniewierany przez ukraińskie władze.
Pierwszy batalion wysłany z pomocą z Warszawy utknął w Lublinie, walczono też o Galicję Wschodnią. Ostatecznie odsiecz nadeszła, nawet amerykańscy lotnicy z eskadry T.Kościuszki. A potem marszałek Francji F.Foch przemawiając na Uniwersytecie Lwowskim rzekł: „Kiedy wykreślano granice Europy biedząc się nad pytaniem, jakie są granice Polski, Lwów wielkim głosem odpowiedział: POLSKA JEST TUTAJ!” Zaś generał francuski Barthélémy wysłał następującą depeszę do Focha: „ Ludność, która z takim bohaterstwem broni ojczystego miasta, nie może podlegać innej władzy, tylko polskiej”. Niestety, później nie pamiętał o tym Churchill, ani Roosevelt oddając nasze miasto Stalinowi.
W r.1918, gdy nadszedł krytyczny moment dla Lwowa, polskie harcerstwo miało zaledwie siedem lat, jeśli jego historię liczyć od października 1911 roku. Wtedy to, właśnie we Lwowie, ukazał się pierwszy numer pisma „Skaut”, szmuglowany do innych zaborów i szerzący ideę ruchu harcerskiego. Wybuch pierwszej wojny światowej był wyzwaniem dla Polaków, także dla tych najmłodszych i nawet harcerze zaciągali się do wojska. A harcerki pracowały w PCK, magazynach żywności czy roznosiły listy. Swoją wspaniałą kartę ma również ruch harcerski na emigracji, nie wyłączając Australii, o czym niejednokrotnie czytaliśmy w polonijnej prasie.
|
Nie zapominajmy też o zuchach, owych młodszych „harcerzykach”, o których malowniczy reportaż ( 15 luty 2009) zawdzięczamy pani Marysi Nowak HM, komendantce kolonii zuchów w pięknej okolicy Hawks Nest, w ośrodku „Great Aussie Bushcamp”, w pobliżu góry Yacaaba. Tam zuchy spędziły wspaniałe i niezapomniane dni. Pływano kajakami po jeziorze, kąpano w jego wodach, a po kolacji śpiewano piosenki. Jedna z tych piosenek, napisana przez Oliwię Kierdal, mówi o Strzeleckim i wprowadza zuchów w epokę podróży tego wielkiego Polaka po Australii. Zjeżdżano po linie nad jeziorem, a wycieczki do brzegu oceanu były okazją do kapieli i budowania gór z piasku. Innego dnia poznawano busz, szukając minerałów, albo wspinano się na górę Yacaaba. Innym razem budowano tratwy nad jeziorem, organizowano dla zuchów różne gry sprawnościowe połączone z nagrodami. Uczono ich szermierki albo łucznictwa,a zatem sportów olimpijskich.
A wieczorami w ognisku zuchy piekły ciasto „damper”, które było smacznym deserem po kolacji. Przed snem modlitwa. Podczas tych cudownych dni na łonie natury odwiedził zuchów ksiądz Artur, odprawiając Mszę świętą, a potem akompaniując śpiewającym zuchom na gitarze elektrycznej. Finałem była zabawa na gigantycznej huśtawce. Innym razem zuchy wzięły udział w konkursie rysunkowym albo tropiły ślady Strzeleckiego. Tydzień tych naprawdę wspaniałych wakacji zakończyła znowu kąpiel w oceanie, który jest żywiołem magnetycznym i uzdrawiającym. Dzieci wróciły do Sydney myśląc już o kolejnym obozie letnim. Znamy też inne malownicze okolice jak Bielany nad rzeką Colo lub Polana w Wiktorii, wszędzie tam młodzież może spędzić niezapomniane dni, ćwicząc ciało i ducha na tle przepięknej australijskiej przyrody.
Tymczasem na horyncie słychać pomruki burzy. Podobno ktoś szykuje zmiany, a sugerują to tajemnicze słowa nowej pani konsul RP Reginy Jurkowskiej, wygłoszone w Sejmie (11 lipca br) w trakcie jej starań o placówkę w Sydney. Dostrzegła ona – o, dziwo – jakieś problemy, z którymi rzekomo boryka się harcerstwo polonijne na antypodach (?). Kandydatka na sydnejską synekurę uznała też, że formy działania harcerstwa są tradycyjne i że – w dobie internetu (!) – widzi ona inne formy spędzania wolnego czasu. Czyżby chciała oderwać dzieci i młodzież od wakacji nad jeziorem lub oceanem i posadzić je przed ekranami komputerów, przyczyniając się do wykrzywiania kręgosłupów ?
Młodzież na codzień ma kontakt z komputerami, właśnie inne formy spędzania czasu są dla nich atrakcyjne. Jakimi to metodami pani konsul pragnie wesprzeć i pomóc rzekomo „upadające” harcerstwo w Australii ? Bo chyba nie byłyby to szkolenia w duchu nowej a chorej ideologii gender, która zaleca dzieciom uprawianie masturbacji od czwartego roku życia ? A nastolatom uprawianie seksu? Każdy lekarz wie jak straszne konsekwencje niosą takie praktyki dla dorastających organizmów i że są deformacją człowieczeństwa.
Ideologom gender zależy – jak kiedyś Engelsowi – na rozbijaniu rodzin i tworzeniu dewiantów, którymi państwo może manipulować. Według proroków gender patologia ma być normą, natomiast normalność ma zostać wyszydzona a nawet ścigana na mocy nowych ustaw. Gender to nic innego jak ideologia sierot po marksizmie, a narzuca się ją odgórnie podług recepty Gramsciego czyli „marszu przez instytucje”, a nie demokratycznie. Można ją uznać jako zemstę za fiasko marksizmu, który przegrał z wiarą i rodziną. Ta chora zemsta jednak może zniszczyć cywilizację i istotę człowieczeństwa. A zatem – czuwaj! Tym harcerskim pozdrowieniem musimy ostrzegać wszystkich.
Marek Baterowicz
|