Człowiek z nieprawdy. Prezentacja książki Sławomira Cenckiewicza „Wałęsa.Człowiek z teczki”. Książkę Sławomira Cenckiewicza, „Wałęsa. Człowiek z teczki” z podtytułem Wałęsa o autorze książki: „Takie zniewagi nie mogą być darowane. Za krzywdy jakie mi wyrządziłeś zapłacisz Centkiewicz (sic! WŁ) Wpis na blogu, 24 lutego 2012 r., czyta się jak powieść kryminalną. Jest to trzecia pozycja wybitnego historyka o Lechu Wałęsie, bardziej demaskatorska i odkrywcza od poprzednich.
W rozdziale „Od autora” czytamy: „Napisałem tę książkę przede wszystkim z potrzeby serca, ale też z potrzeby chwili związanej z filmem Andrzeja Wajdy oraz towarzyszącą mu nachalną i kłamliwą propagandą państwową o Lechu Wałęsie. Wałęsa. Człowiek z teczki jest próbą całościowego spojrzenia na Wałęsę i jego życiową drogę od dnia urodzin aż do dzisiejszych czasów. Stanowi ona zarówno chronologiczną biografię, jak też problemową analizę wybranych jego postaw i zachowań.”
Nie jest to ściśle naukowa monografia. Autor przyjął inne zasady, co pozwoliło mu na wyrażenie swoich ocen i postawienie własnych hipotez. Nie powtarza informacji o agenturalnej działalności Wałęsy, TW „Bolka”, które zawarł w poprzednich dwóch książkach oraz wielu tekstach publicystycznych, ale oparł się na odnalezionych w Instytucie Pamięci Narodowej nowych archiwaliach, dokumentach śledztw prowadzonych w prokuraturach powszechnych oraz Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu. Jest to raczej uzupełnienie poprzednich studiów z interpretacją nowych faktów.
Na pierwszej stronie jest dedykacja: „Pamięci Grzegorza Lewandowskiego (1963 – 1967)”. Wyjaśnienie znajdujemy dopiero w rozdziale trzecim „Grzegorz Wałęsa żył lat 4”. Syn, którego Lech Wałęsa nie uznał, zmarł tragicznie wpadając przypadkowo do stawu. Wałęsa był co prawda na pogrzebie synka, ale wyparł się go, a na zniszczonym już prawie grobie nie ma nawet tabliczki, która wraz z drewnianym krzyżem zniknęła, gdy Wałęsa został prezydentem. Anonimową mogiłę Grzesia, okoliczni mieszkańcy oznaczyli krzyżem wykonanym z prętów zbrojeniowych. Natomiast miejscowy proboszcz odmówił autorowi książki udzielenia informacji na ten temat, także wglądu do ksiąg parafialnych, a wójt gminy wglądu do ksiąg stanu cywilnego. Oczywista jest zmowa milczenia wokół grobu nieślubnego syna byłego prezydenta RP.
Książka rozpoczyna się od ostrej krytyki zafałszowanego filmu Andrzeja Wajdy o Wałęsie „Człowiek z nadziei”. Ten nijaki artystycznie film, autor obejrzał w Wenecji, na premierze otwartej dla publiczności. Po projekcji nawet były nikłe oklaski uprzejmych widzów, ale sala opustoszała przed zakończeniem wyświetlania napisów. W prasie włoskiej martwa cisza, z wyjątkiem wzmianki, w jednej z lewicowych gazet, zresztą z okazji wywiadu z włoską aktorką grającą w tym filmie. Media polskie natarczywie ogłaszały sukces „arcydzieła”. Natomiast Sławomir Cenckiewicz krótko skwitował: „Rodzimy mistrz pozostał na etapie swego stalinowskiego debiutu”. Pod koniec rozdziału pierwszego autor zadaje raczej retoryczne pytanie: „...czy człowiek na co dzień noszący znaczek z Matką Boską w klapie marynarki na pewno nie zdobędzie się na spojrzenie Polakom prosto w oczy i wyjawienie strasznych tajemnic, które w sobie tłumi? Czy nie ma już żadnej nadziei na to, że (Wałęsa – przyp. WŁ) straciwszy szacunek i zaufanie, zechce przynajmniej, w nagodę za swą spowiedź, żebrać u rodaków o ich litość dla tragicznego losu, który sam na siebie sprowadził i wciąż sprowadza?”
|
Na marginesie. Kilka miesięcy temu, Krzysztof Wyszkowski w liście otwartym do Lecha Wałęsy zwrócił się, o to samo. Bez odpowiedzi. Dalej Sławomir Cenckiewicz pisze: „Nie znam odpowiedzi na to pytanie. Nie wolno jednak orzekać o Wałęsie jako o człowieku z martwą duszą, z sumieniem zabalsamowanym przez specjalistów od kłamstwa i służb specjalnych, starcu bez przyszłości.” Jednak iskierka nadziei jest w tytule rozdziału „Póki człowiek żyje...”
Tytuł rozdziału drugiego „Człowiek z beznadziei” nawiązuje do rodzinnego niedostatku w jakim wychowywał się młody Lech na wsi, dopóki nie podjął pracy jako elektryk w miejscowym POMie. Tu dawał sobie wyśmienicie radę, gdyż były możliwości robienia „fuch”, a on okazał się „złotą rączką”. Z dodatkowym dochodem mógł szpanować w okolicy. Imponował dziewczynom. Pewnego dnia zniknął, prawdopodobnie wtedy gdy dowiedział się, że zostanie ojcem.
Do Gdańska przyjechał w 1967 i został zatrudniony jako elektryk okrętowy na Wydziale W-4 w Stoczni Gdańskiej. Po dwóch latach ożenił się z Danutą Gołoś, też pochodzącą z wielodzietnej wiejskiej rodziny. „Małżeństwo z Danutą przyszło tak jakoś naturalnie. Miałem inne dziewczyny, bardziej mi pasowały, a jednak ożeniłem się własnie z nią. Zastanowiłem się dopiero, jak zagrali mi marsza weselnego.” - napisał później w pamiętnikach. Chociaż z kartotek milicyjnych kompromitujące informacje o bliskich Lecha i Danuty po 1989 zniknęły, wiadomo jednak, że obydwoje pochodzą z rodzin o złej reputacji w swoich stronach. Autor zauważa: „Danuta i Lech, swoim pochodzeniem i lumpenproletariacką mentalnością pasowali do siebie.”
|
Małżeństwo przetrwało dziesiątki lat.
Na początku było ciężko, gdyż Lech jako początkujący robotnik zarabiał 1600 złotych miesięcznie. Sytuacja materialna zmieniła się radykalnie od momentu, gdy przystał na płatną współpracę ze Służbą Bezpieczeństwa. Danuta w pamiętnikach napisała, że nie interesowała się skąd mąż ma dodatkowe dochody i potwierdzała jego bajeczkę o systematycznych wygranych w Totolotka.
Jako TW „Bolek” zarejestrowany został 29 grudnia 1970, w celu „rozeznania działalności kierownictwa Komitetu Strajkowego oraz innych osób wrogo działających w czasie i po wypadkach grudniowych 1970 r. w Stoczni Gdańskiej”, a zdjęty z ewidencji 19 czerwca 1976. Ale dalej współpracował z „władzami” przez dziesięciolecia. Także wcześniej, jeszcze przed masakrą robotników, Grudzień ’70, spotykał się z agentami SB. Historykowi trudno było dotrzeć do całości agenturalnej działalności Lecha Wałęsy, gdyż kiedy pełnił on urząd prezydenta trzykrotnie wypożyczał swoje akta i usuwał z teczek kompromitujące materiały. Wreszcie teczki zniknęły całkowicie. Sławomir Cenckiewicz zebrał jednak wystarczająco dużo pozostałych, pojedyńczych dokumentów.
„Bolek” rozpoznawał na zdjęciach działaczy ruchu antykomunistycznego, pisał donosy na kolegów i znajomych, zdobywał ich rękopisy itd. A na dodatek, jak napisał Cenckiewicz: „Obrażanie nieomal wszystkich ofiar swojego donosicielstwa jest stałą cechą Wałęsy. Można powiedzieć, że wciąż jest tak samo radykalny, walcząc z nimi wszystkimi, jak przed ponad czterdziestoma laty. Obecnie z kolei, ale już pod swoim nazwiskiem, robi w gruncie rzeczy to samo. Sam w ten sposób ujawnia miarę swojej degeneracji moralnej, znieważając nawet zmarłych, uprawiając istny taniec na grobach bohaterów, których zdradził. Bezkarność i szaleństwo człowieka z Matką Boską w klapie należy zresztą do najbardziej ponurych cech systemu III RP.”
|
Na marginesie. Wałęsa, zgodnie z instrukcjami SB, wypierał się całe życie agenturalnej przeszłości. Do września tego roku, kiedy to wydał huczne przyjęcie z okazji siedemdziesiątej rocznicy urodzin. Zaprosił na nie także kpt. Edwarda Graczyka i przedstawił przed kamerami telewizyjnymi, jako oficera Służby Bezpieczeństwa, który go zwerbował.
W rozdziale pt: „Zabili nawet mojego najlepszego przyjaciela” ( słowa Wałęsy) autor podaje przykład „...cynicznego wiarołomstwa, z jakim znany na całym świecie noblista traktuje pamięć o ludziach, którzy w jakimkolwiek stopniu mieli wpływ na jego biografię.” W 1980, w podejrzanych okolicznościach zaginął Tadeusz Szczepański, lat 20, działacz Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża, współpracownik, sąsiad i przyjaciel Wałęsy, z którym często się spotykał. Po dwóch miesiącach odnaleziono w kanale jego okaleczone nagie ciało, z obciętymi do kolan nogami. Śledztwo zostało umorzone. W 1995 matka Tadeusza odwiedziła Wałęsę w jego biurze prezydenckim w Gdańsku, licząc na pomoc głowy państwa w wyjaśnieniu śmierci syna. Stojąc przed rozpartym w fotelu byłym sąsiadem usłyszała, że on „nie pamięta takiego” i sprawy nie zna. Nie kiwnął też palcem w sprawie wyjaśnienia okoliczności zamordowania kapelana „Solidarności” ks. Jerzego Popiełuszki. Ale przed wyborami prezydenckimi, odwiedził dla reklamy matkę ks. Jerzego i obłudnie zapewnił, że jest jej nowym synem.
„Tam na czele jest nasz człowiek” to tytuł następnego rozdziału. Tymi słowami zwrócił się do Edwarda Gierka, minister spraw wewnętrznych Stanisław Kowalczyk, żeby uspokoić, wtedy jeszcze, I Sekretarza KC PZPR, gdy otrzymał wiadomość o wybuchu strajku 14 sierpnia 1980 w Stoczni Gdańskiej. Dokładniej scenę tę w swoich pamiętnikach opisuje Paweł Bożyk doradca ekonomiczny Gierka, który był świadkiem, gdy do gabinetu wszedł nagle Kowalczyk i oświadczył: „Chciałem was poinformować oficjalnie, że Wałęsa to nasz człowiek, współpracujemy z nim, także finansowo, już od siedmiu lat.” Potwierdza to też notatka o Gierku sporządzona przez wywiad NRD.
|
Wałęsa nie pracował wtedy w Stoczni, ale dał się w końcu namówić, że przyjdzie o szóstej rano, żeby wesprzeć strajk. Pojawił się około dziesiątej, ale trudno z pewnością ustalić z jakiego kierunku. Później powstał mit, że przeskoczył płot i sam obalił komunizm. Wódz skromnie dodaje, że z Danuśką. Nie ma jednak pewności, w którym miejscu „przeskoczył”. Tu gdzie sam wskazuje we wspomnieniach jest 3,5-metrowej wysokości mur, którego nie można przeskoczyć. Ewentualnie z pomocą osób trzecich np. agentów SB. Inną wersję w pamiętnikach podaje przyjaciel Lecha z Wydziału W-4, wieloletni agent SB Jerzy Kozłowski ps. „Kolega”, który miał wskazać Wałęsie podwórko ze spiętrzonymi skrzyniami, z którego można się było przedostać na drugą stronę. Jeszcze inna wersja mówi, że został on przywieziony motorówką Marynarki Wojennej do Stoczni od tyłu. Trudno odgadnąć dlaczego tak prosta sprawa jest gmatwana i okrywana tajemnicą. W każdym bądź razie Wałęsa zdążył na czas, żeby wejść w skład Komitetu Strajkowego i stanąć na jego czele. Zachodzi pytanie czy opóźnienie było zamierzone?
Trzy dni trwały pertraktacje Komitetu z dyrekcją i zakończyły podpisaniem umowy niekorzystnej dla strajkujących. Główny postulat o Wolnych Związkach Zawodowych nie został spełniony. Wałęsa rozwiązał strajk, ogłaszając to przez megafon, a uradowany dyrektor zadzwonił do Warszawy, że wszystko poszło jak się umawiali. Ludzie zaczęli wychodzić, a Wałęsa został oskarżony o zdradę. Pozostała część stoczniowców, przedstawiciele innych strajkujących zakładów, działacze WZZ z Anną Walentynowicz i Aliną Pienkowską na czele, które zatrzymywały wychodzących robotników - domagali się kontynuowania strajku do czasu zrealizowania wszystkich postulatów. Kiedy sytuację opanowano, Wałęsa ponownie został przywódcą podjętego strajku.
Gdy 17 września 1980 powstała „Solidarność”, a Wałęsa przewodniczącym Komisji Porozumiewawczej uwierzył, że jest prawdziwym wodzem narodu. Zrobił się apodyktyczny i stawał coraz bardziej agresywny. Szczególnie wobec słabszych, w jego pojeciu kobiet. Pierwszą ofiara była zasłużona działaczka WZZ, Maryla Płońska. Szykanował do końca Annę Walentynowicz, która mu od początku pomagała. Na osobę, która uratowała Sierpień’80, dla której ideały „Solidarności” były wręcz święte, pisał latami paszkwile. Np. w 2009 na blogu napisał: „Robiła więcej złego dla ‘Solidarności’ niż SB i władze komunistyczne razem”. Jeszcze po tragicznej śmierci szargał jej pamięć.
Przewodniczący Komisji Porozumiewawczej z pomocą SB rósł w siłę, był informowany o zagrożeniu ze strony solidarnościowej „ekstremy” wywodzącej się z KOR i WZZ. Dobierał sobie ludzi, a „ekstremę” eliminował.
Podczas stanu wojennego Wałęsa nie był internowany. Z Gdańska przyleciał do Warszawy samolotem i był „gościem” władz PRL jak go zapewniono. Mieszkał w pałacykach rządowych w Chylicach i Otwocku, później w hotelu w Arłamowie. „...od razu zadeklarował poparcie dla Wojciecha Jaruzelskiego i stanu wojennego, bo przecież ‘Solidarność’ ‘poszła za daleko...” pisze Cenckiewicz. W czasie jedenastu miesięcy „gościny” - było to w pewnym stopniu odosobnienie, z mnóstwem wizyt, także żony i dzieci – „gość” nie żałował sobie alkoholu „skonsumował samotnie lub w towarzystwie”, jak skrupulatnie został podliczony: 2 butelki spirytusu,289 butelek wódki, 158 butelek wina, 59 butelek winiaku i koniaku, 238 butelek szampana i 1115 butelek piwa.
Ilość wypitego alkoholu została podana do publicznej wiadomości, natomiast co Przewodniczący uzgodnił z władzami PRL okryte jest tajemnicą. Wiadomo jednak z protokółów, że przed wyjściem z odosobnienia, na spotkaniu z wysokimi przedstawicielami bezpieki i wojska, zgodził się, że nia ma powrotu „Solidarności” sprzed stanu wojennego, obiecał utworzenie nowej „Solidarności” i jej podporządkowanie władzy oraz zaprzestanie walki podziemnej. Przyjęty entuzjastycznie po powrocie do Gdańska, kontaktował się z podziemiem przez „łączników”, prowadząc grę na dwie strony, cały czas będąc lojalnym wobec kliki Jaruzelskiego.
Na Zachodzie Polacy znali prawdę. Od początku 1982 kolportowano ulotkę w języku polskim firmowaną przez „Solidarność. Solidarite Avec Les Ouvriers Polonais”. Zaczyna się od słów „Najważniejszy nakaz chwili: izolacja Wałęsy od Sprawy Polskiej!” A kończy „Użyjcie wszystkich środków by przeszkodzić Wałęsie w wykonaniu tego, czego oczekuje od niego klika wojskowa Jaruzelskiego. Precz z Wałęsą!”.
Już w 1986 Wałęsa, za cichą zgodą komunistów, powołał Tymczasową Radę, jawne kierownictwo zdelegalizowanej „Solidarności” i sterowany dobierał „konstruktywnych” członków usuwając „tych głupich” i „ekstremę”. Rok później zmienił szyld na Krajową Komisję Wykonawczą NSSZ „Solidarność”, w której „...Z ponad setki członków Krajowej Komisji Krajowej NSZZ „Solidarność” z 1981 r. w KKW ostało się jedynie sześciu sojuszników „kuroniady” i Wałęsy... Te dane pokazują bezwzględność operacji politycznej...” (SC). Po usunięciu prawie wszystkich członków władz krajowych i ludzi niewygodnych z regionalnych struktur związkowych, powstała zupełnie nowa „Solidarność”.
„W ten sposób, kosztem wziętej w dwa ognie antykomunistycznej „ekstremy”, holowano wiernego neosolidarnościowego partnera z Matką Boską w klapie, z którym można było w przyszłości zawrzeć prawdziwą transakcję epoki – Okrągły Stół i bezkonfliktowe przejście z PRL do postkomunizmu III RP, dla jednych z solidarnościowego styropianu na salony władzy, dla drugich z SB do UOP, z PZPR do SDRP, z Komitetu Centralnego do zarządu banku...” - SC.
Doradcy „Solidarności” tacy jak Mazowiecki,Geremek, Michnik, Kuroń czyli „kuroniada” porozumiewali się z władzami PRL poza plecami przewodniczącego KKW, traktując go jak pusty symbol. Kiedy w Stoczni Gdańskiej wybuchł strajk w sierpniu 1988 już po dwóch dniach ze strony przygotowanych do transformacji komunistów, wyszła oferta rozmów Okrągłego Stołu i legalizacji „Solidarności” za cenę wygaszenia strajku. Rozmowy w Magdalence wiosną 1989 przy Okrągłym Stole, Kuroń nazwał „dogadywaniem się elit”. „W obozie władzy o wszystkim decydowali Jaruzelski z Kiszczakiem, zaś po stronie neo-„Solidarności” salon „kuroniady”. Kuroń nie krył satysfakcji z pozycji, jaką on i jego środowisko zajęło, podporządkowując sobie Wałęsę i rekonstruowany związek, choć na zupełnie innych warunkach i w nowym kształcie. Od tej pory to Kuroń i jego polityczni przyjaciele mieli decydować o politycznych karierach ludzi ‘Solidarności” - SC. Bez władz wybranych w demokratycznych wyborach.
Wcześniej Sławomir Cenckiewicz napisał: „Były przewodniczacy NSZZ „Solidarność”, noblista, prezydent III RP nie wyjaśniając wielu istotnych mrocznych kart z przeszłości, jest nadal tym, który wspiera dawny aparat przemocy. Taka postawa „najsławniejszego Polaka w świecie” obrazuje stan współczesnej Polski. Naród, który zdumiał i zachwycił swoją odwagą i mądrością „Solidarności” cały świat, dał się zepchnąć do pozycji niewolnika kłamstwa we własnym kraju. Bo czymże jest w istocie stan wojenny, Okrągły Stół i system III RP, w którym dobro i zło sąsiadują obok siebie, a bohater i jego dobrze uposażony oprawca chodzą tymi samymi ulicami?”
Autor kończy następująco: „Ale przy całej przenikliwości Lecha Bądkowskiego i Janusza Kurtyki oraz wielu innych historyków, publicystów, od lat ostrzegających o szkodliwych skutkach mitu „naszej ikony”, mam poczucie, że nie opisali oni problemu najważniejszego – ustawienia „złotego cielca” Wałęsy na miejscu będącym własnością „Solidarności”, własnością narodu. Zastąpienia istoty ostatnich dwustu lat narodowych dziejów bzdurą o „elektryku, co sam obalił komunizm”. W polskie, narodowe uniwersum wpisany został „Bolek” – człowiek z teczki, produkt SB. To nie w polskości, symbolizowanej samotną walką we Wrześniu ’39, cierpieniami zadanymi przez oba totalitaryzmy, prawie półwiekową okupacją sowiecką, heroizmem Powstania Warszawskiego, ale w „chytrości” „Bolka” mamy odnaleźć swój narodowy punkt odniesienia i wzorzec. Takie określenie roli Polaków w najnowszej historii może mieć realne i bardzo niebezpieczne skutki nie tylko dla powszechnej opinii o Polsce, ale i dla bezpieczeństwa państwa. To dlatego zdecydowałem się na ponowne zajęcie ‘sprawą Lecha Wałęsy.”
Dogadały się elity. I tak polityczna zmowa „towarzyszy partyjnych”i „konstruktywnie zreformowanej” „Solidarności” doprowadziła do transformacji reżymu komunistycznego w „demokratyczny” postkomunizm, który rozgrabił Polskę i doprowadza do zniewolenia kraju.
Witold Łukasiak
lukasiak_witold@yahoo.com
Aneks pt. „Rozmowa braci” składa się z dwóch części. „Zapis rozmowy Lecha Wałęsy z bratem Stanisławem z 29 września 1982 r. w Arłamowie spisany z taśmy magnetofonowej w Pracowni Fonoskopii Zakładu Kryminalistyki Komendy Głównej MO w Warszawie” oraz „Stenogram rozmowy Lecha Wałęsy z bratem Stanisławem z 29 września 1982 r. w Arłamowie przygotowany i kolportowany przez SB w 1983 r.”. Można porównać i wychwycić „ulepszenia”. Oprócz innych spraw, rażąca prymitywizmem rozmowa, wygląda, że prowdzona po pijanemu, dotyczy miliona dolarów z którymi Wałęsa nie wie co zrobić.
Nota do obszernej bigliografii: „W bibliogafii pominięto szczegółowy wykaz wykorzystanych w książce materiałów archiwalnych, zbiorów prywatnych, internetowych, artykułów prasowych oraz zebranych relacji. Publikacje żródłowe ograniczono do pozycji najważniejszych.”
Indeks osobowy zawiera około pięciuset haseł.
Detale techniczne: Wydawnictwo Zysk i Spółka z Poznania, www.zysk.com.pl Opieka redakcyjna: Jan Grzegorczyk, Tadeusz Zysk, Magdalena Gauer, Magdalena Wójcik. Projekt graficzny okładki, typograficzny i skład: Lenie Wielkie. Zdjęcia różnych autorów. Stron ok. 450, oprawa miękka, wymiary 13.5x21.5cm. Rok wydania 2013. Posłowie „Od Autora” datowane17września2013.
O autorze, tekst z tylnej okładki: Sławomir Cenckiewicz – doktor habilitowany nauk historycznych, wykładowca akademicki i publicysta. Autor kilkunastu książek, m.in. „Tadeusz Katelbach (1897 – 1977). Biografia polityczna”, Warszawa 2005; „Oczami bezpieki. Szkice i materiały z dziejów aparatu bezpieczeństwa PRL”, Kraków 2004 i Łomianki 2012; „Sprawa Lecha Wałęsy”’ Poznań 2008; Gdański Grudzień ’70. Rekonstrukcja. Dokumentacja. Walka z pamięcią”, Gdańsk-Warszawa 2009; „Anna Solidarność. Życie i działalność Anny Walentynowicz na tle epoki (1929-2010)”, Poznań 2010 (wydanie japońskie 2012); „Długie ramię Moskwy. Wywiad wojskowy Polski Ludowej 1943-1991”, Poznań 2011 i współautor biografii politycznej Lecha Kaczyńskiego (Poznań 2013). Wyróżniany w konkursie „Nagroda Literacka im. Józefa Mackiewicza” i dwukrotny lauret nagrody „Książka Historyczna Roku”. W latach 2001-2008 pracownik Instytutu Pamięci Narodowej w Gdańsku. W 2006 r. pełnił stanowisko przewodniczącego Komisji ds. Likwidacji Wojskowych Służb Informacyjnych.
|