Dzis, w niechlubną rocznicę wybuchu stanu wojennego w Polsce chcę powiedziec coś ważnego. Chce przypomnieć o ludziach, ktorzy byli wtedy po tamtej stronie, a jednak byli Polakami.
Kiedy mnie ubecja w grudniu 1985 roku zawiozla z Katowic do Warszawy i z powrotem, znalazłam sie w jakiejs klinice MSW w Katowicach, gdzie pilnujacy mnie dwaj ubecy musieli zostać na korytarzu. Chodzilo o to, czy moga mnie zamknąc, czy nie. Bylam po wypadku samochodowym ze zlamaną reką w gipsie. Pani doktor powiedzialam, ze mam zlamana rekę i nie czuję sie dobrze, a ona mi na to „ reka to małe piwo... ale ma pani chyba jakies klopoty z sercem, prawda?”
Natychmiast to podchwycilam, tym bardziej, ze bylo to powiedziane konspiracyjnycm szeptem. Natychmiast uznalam, że jest to dla mnie ratunek. Przed aresztowaniem, na ktory juz czekaly SB-ckie psy, przed wiezieniem, ktore mi sie wowczas, wedlug ich prawa, nalezalo. Dzis i wiele razy wczesniej dziękuje tej Pani Doktor za odwage, ze serce i patriotyzm. Nie wiem i pewnie nigdy sie nie dowiem jak nie nazywala, ale dzis, w Australii, dziekuje Jej z calego serca.
Monika Wiench
|