O szóstej rano załomotali do drzwi. Przetarłem oczy i szybko wstałem. Było ich dwóch. Obaj z teczkami. - O co chodzi? – zapytałem. - My z Biura Podatkowego. - Przynieśliście mi czek? - Niezupełnie, przyjechaliśmy wystawić rachunek. - Za co? - Jak to „za co”, nie ogląda pan telewizji? - Nie oglądam. - Radzimy oglądać, to nie będzie zaskoczenia. Rząd wprowadził nowy podatek, od wody. - Co, woda też? Dwa lata temu rząd wprowadził podatek od powietrza. Czy to nie dosyć?
- Fakty zgadzają się, a opinię każdy może mieć swoją i powinien ją zachować dla siebie. Przez dwa lata nie było rozporządzeń wykonawczych do ustawy. Teraz może pan zapłacić za dwa lata wstecz, no i za rok bieżący. Natomiast przepisy wykonawcze do ustawy o podatku od wody parlament przegłosował razem z ustawą. Dlatego jesteśmy tu bez zwłoki.
- Czy macie panowie jakiś dowód na to, że jesteście tymi, za których podajecie się?
- Oczywiście! – I obaj sięgnęli po różowe, optymistyczne gwiazdy urzędników Biura Podatkowego. - A czemu jest was tutaj aż dwóch? - Przepisy bezpieczeństwa pracy. Wie pan, terroryści grasują na drogach. A ponadto nikt z nas nie chce być posądzonym o korupcję. W ten sposób kontrolujemy się nawzajem. - No to, jak już bezpiecznie tutaj dotarliście, to powiedzcie jaki jest wasz plan? - Jeśli chodzi o powietrze, to musimy ustalić pojemność płuc podatnika. Są na to dwa sposoby. Możemy zmierzyć obwód i wynik przeliczyć na pojemność, albo poprosić o dmuchanie w balon, a następnie przepuścić zawarte w nim powietrze przez urządzenie pomiarowe. Ma pan prawo wyboru metody. Wybrałem balon. Nie wysilałem się specjalnie i wyszło im cztery litry. Spojrzeli na mnie krytycznie.
- Trochę mało. Grożą panu komplikacje zdrowotne. Doradzamy ćwiczenia fizyczne oraz medytację oddechową, zwiększającą pojemność płuc. Zostawimy odpowiednią broszurę. - A czy wówczas zwiększą mi panowie podatek? - Drogi panie – agent poczuł się już wyraźnie spoufalony – czy nie warto zainwestować nieco wirtualnych dolarów w poprawę realnego zdrowia? Jego kolega przytakiwął głową. - No dobrze, skorzystam z rady panów, jeśli chodzi o moje zdrowie. To ładnie, że rząd się o mnie aż tak troszczy. Ale czy możecie mi panowie powiedzieć dlaczego w ogóle mamy, my społeczeństwo, płacić podatek za powietrze? Czy konstytucja naszego państwa przewiduje w ogóle taką ewentualność?
- Poszło nam dobrze z tym zdrowiem, więc dalej trzymajmy się tego przykładu – zaproponował ten drugi. – Rząd był chory, bo miał długi. Zbliżał się termin spłaty dużej raty. Rząd musiał jakoś wygospodarować pieniądze. Nie mógł przecież zbankrutować, czy choćby zawiesić swoją działalność, tak jak to się już zdarzyło jednemu, nieodpowiedzialnemu rządowi w innym państwie. Nasz rząd jest poważny, więc sprzedał korporacji Aerosanto powietrze unoszące się ponad terytorium naszego państwa a także ponad szelfem kontynentalnym. To, czym w tej chwili oddychamy, już do nas nie należy. Z tym, że my to robimy legalnie, a pan nie. Właściwie, to moglibyśmy panu wystawić mandat, a nawet zaaresztować.
- Zaraz, zaraz. Powiedział pan, że powietrze już do nas nie należy. To znaczy, że wcześniej, czyli przed sprzedażą, należało do nas. To znaczy, że rząd sprzedał nasze, a nie swoje, powietrze. Czyli rząd popełnił przestępstwo...
- Spokojnie, nasz rząd postępuje zgodnie z prawem. Zanim dokonał sprzedaży, przedstawił parlamentowi projekt ustawy o nacjonalizacji powietrza. Z jednym głosem wstrzymującym się, parlament tę ustawę przegłosował. - Ależ to również bezprawie, skoro powietrze było nasze, a nie parlamentu. - Nie nam, drobnym urzędnikom, w to wnikać. Nawet sam premier nie może kwestionować decyzji parlamentu. Parlament podejmuje decyzje, a my je wykonujemy. Słyszał pan pewnie, nawet bez oglądania telewizji, jaka jest zależność między władzą ustawodawczą a wykonawczą. Zresztą, parlamentarzystów wybiera naród, nie rząd. Pan może odwołać swojego posła. Ale pan go wybrał, więc jeśli pan szuka winnego tej trudnej, ale koniecznej decyzji, to radziłbym spojrzeć w lustro.
- Nie wszystko jest dla mnie klarowne. Czy posłowie podjęli świadomą decyzję? Czy rząd, przedstawiając posłom do zatwierdzenia projekt ustawy o nacjonalizacji, poinformował ich, że zamierza powietrze sprzedać korporacji Aerosanto? - Pan, zdawałoby się inteligentny, a chwilami jakby z księżyca spadł. Posłowie zjeżdżają się na swoje sesje do stolicy nie po to, aby podejmować świadome decyzje. Mają inne, ważniejsze sprawy na głowie. Każdy z nich ma w kieszeni listę zakupów, otrzymaną od żony, niektórzy, zestresowani swą trudną pracą, muszą się zrelaksować odwiedzając pobliskie winiarnie albo domy rozrywki. I trzeba ich zrozumieć, bo obowiązuje ich dyscyplina partyjna. Oni nie posiadają własnej świadomości. Szef informuje, jak mają głosować i tyle. Zresztą, on ma duże biuro i ekspertów. Przeciętny poseł ma w swoim biurze żonę i córkę. Czego można od niego wymagać? Jestem urzędnikiem, ale patrzę na życie takie, jakim ono jest.
- No, nareszcie można z panami sensownie porozmawiać. Powiedzcie mi więc, czy sprzedaż powietrza nad całym państwem korporacji Aerosanto uzdrowiła rząd? - Częściowo, dzięki sprzedaży powietrza i energetyki udało się spłacić ratę. Jednakże już w następnym roku rząd znalazł się w trudnej, powiedziałbym przedzawałowej sytuacji, ponieważ nie uzyskał żadnego dochodu z tytułu świadczeń energetycznych. Musiał więc sprzedać wodę korporacji Aquanto. - Rozumiem, że rząd sprzedał infrastrukturę zapewniającą dopływ wody mieszkańcom miast i obecnie na dostawach wody zarabia Aquanto, a nie rząd. - Niezupełnie, wymieniona przez pana transakcja miała miejsce wiele lat temu. Obecnie rząd sprzedał korporacji Aquanto wodę deszczową i w tej sprawie właśnie przychodzimy.
- Podejmujecie panowie trudne dla mnie tematy. Korporacja Aerosanto kupiła powietrze, a korporacja Aquanto wodę deszczową, do kogo w takim razie należą chmury?
Urzędnicy spojrzeli po sobie. Po chwili ten pierwszy powiedział. - To chyba niedopatrzenie, chmury nie zostały jeszcze sprzedane. Jeszcze dzisiaj przedstawię dyrektorowi projekt wniosku w sprawie upaństwowienia chmur. Może i przytrafi mi się jakiś awans. - A podatek będzie płacony właściwie od czego? - Znajdziemy jakiś sposób, to nasza specjalność. Na przykład, wprowadzimy podatek od fotografowania chmur. O, widzę tutaj aparat fotograficzny. Zaraz zrobię notatkę.
- Czy to nie przesada, jak pan wyliczy podstawę podatku z leżącego tu, na stole, aparatu? - W takich przypadkach operujemy wielkościami średnimi. Średnia liczba fotografii rocznie, średni procent zdjęć krajobrazu, średnie roczne zachmurzenie. Współpracują z nami wszystkie instytucje, włączywszy biuro meteorologiczne i związki fotografików. Wiele biur oraz organizacji pozarządowych nam pomoże.
- A jak ustalicie panowie wysokość mojego podatku od wody deszczowej?
- Proste, znamy średnie opady roczne w tej okolicy, pomierzymy powierzchnie dachów, sprawdzimy czy zbierana na nich woda zmieści się w zainstalowanych zbiornikach i ostateczny rezultat wyliczymy precyzyjnie. Jeśli dostawi pan jeden czy więcej zbiorników w przyszłości, to należy nas o tym poinformować. - Mam jeszcze jedno pytanie: jeśli dzisiaj wystawicie mi rachunek, to ile czasu będę miał na jego zapłacenie? - Trzy tygodnie.
- A jeśli nie będę miał w tym czasie pieniędzy?
- To radzimy szybko się o nie postarać. Po trzech tygodniach doliczamy procent, a po sześciu karę. Po trzech miesiącach, w ramach umowy z korporacją Avarusanto, specjalizującą się w odzyskiwaniu zaległości, sprzedajemy tej firmie dług. Ona z kolei dolicza swoje wysokie koszty obsługi prawnej i ściąga należność od dłużników. Jeśli nie mają pieniędzy, to dom idzie pod młotek.
- Jeszcze jedna sprawa mnie dręczy. Dla kogo właściwie panowie pracują – dla państwa czy dla Aerosanto, Aquanto i Avarusanto?
- Jesteśmy urzędnikami państwowymi, ale w ramach prywatyzacji nasze biuro zobowiązało się do stałego pobierania podatków dla korporacji. To porozumienie dodatkowo wzmocniło kasę państwową i zwiększyło zatrudnienie w naszym biurze, a więc zmniejszyło krajowe bezrobocie. Korporacja, to też kawałek państwa, która świadczy usługi obywatelom, podobnie jak my.
Nagle spod domu wybiegł mój rottweiler, który przysłuchiwał się tam konwersacji, nie wytrzymał i skoczył na poborców. Wrzasnęli i rzucili się do ucieczki. Cała trójka zniknęła za zakrętem. Teczki i różowe gwiazdy zostały na ziemi.
Pies z zakrwawionym pyskiem wrócił po godzinie. Poborców nigdy więcej już nie widziałem. Demontaż konstytucji został powstrzymany.
Janusz Rygielski |