| W niedzielę 16 lutego 2014 r. odbyło się w Klubie Polskim w Ashfield zebranie, na którym prezentowali się kandydaci do Zarządu Klubu, czyli na społeczne funkcje dyrektorów. Przed i po prezentacji była dyskusja, tym razem dosyć spokojna... może dlatego, że zebrani wyrazili zgodę na to, aby Puls Polonii nagrywał spotkanie, głównie w celach archiwalnych i prawniczych. (Jedynym, który głosował przeciwko nagrywaniu był pan Jagoszewski). Pod koniec zebrania dwie szanowane seniorki polonijne apelowały, aby nie prać polonijnych brudów na oczach całej Australii, a i całego świata – dając do zrozumienia, że chodzi o social media, które w sposób nieposkromiony anonimowo i w poczuciu bezkarności komentują wydarzenia w sposób, jaki im pasuje, a Klubowi reputację psuje. Jako ostatnia głos zabrała pani Teresa Jakubowska. Przypomniała, że na całym świecie trwają przygotowania do kanonizacji Jana Pawła Wielkiego, a tymczasem w Polonii sydnejskiej nasilają się konflikty. Padło pytanie, czy jesteśmy w stanie dać naszemu Papieżowi - z okazji Jego kanonizacji – prezent w postaci zgody i pojednania.
Jest to możliwe, ale pewnie trudne, zwłaszcza po ostatnich „zaszłościach”. Mowa tu o dwóch wywiadach, jakich w kontekście sytuacji w Klubie udzielił Redaktor Drewniak Bumerangowi oraz o serii anonimowych, często rynsztokowych i defamacyjnych komentarzy w tymże Bumerangu zamieszczonych.
Wywiad pierwszy &
Wywiad drugi
Skomplikowaną sytuację w Klubie Polskim w Ashfield starałam się rzeczowo przedstawić w 2 artykułach: Między wyrokiem a apelacją
oraz Od szesnastego do szesnastego.
W dniu 19 stycznia br. odbyło się w Klubie zebranie informacyjne, którego termin przypadł w czasie mojego zagranicznego urlopu i którego przebieg poznałam dopiero 9 lutego, kiedy w Bumerangu opublikowano wywiad z Józefem Drewniakiem pt. Polonia postsolidarnościowa – dzieci Stalina. Pan Drewniak twierdził, że sytuacja w Klubie jest tragiczna („straszne długi”), jego zdaniem prezes chwalił się swoimi zasługami, („oratorium prezesa trwało godzinę”), ale (rzekomo) nie odpowiadał na pytania o sytuację finansową Klubu. W wywiadzie padło patetyczne pytanie: „Czy ktoś z panstwa kiedykolwiek widział sprawozdanie finansowe z koncem roku? Nie.” Jak to „nie”? Przecież wiadomo, że w każdej organizacji/firmie odbywa się doroczne zebranie walne, na którym statutowo przedstawia się Financial Report. Gdyby takiego raportu nie przedstawiono na AGM 16 marca, to w dzień później można będzie takie pytanie postawić. Tymczasem pytanie redaktora Drewniaka pada na miesiąc z okładem przed walnym zebraniem. Takie pytanie – w moim odczuciu – brzmi jak oskarżenie.
Już nie w wywiadzie, ale na forum dyskusyjnym pan Drewniak zapewnia prezesa: „NIGDY NIE OKRADŁEM KLUBU. Czy może pan to samo powiedzieć?” Takie pytanie – w moim odczuciu – brzmi jak insynuacja, że prezes kradnie. Czy można bezkarnie rzucać publicznie takie oskarżenia? Pan Drewniak kpi sobie również z jednego z dyrektorów, który przekazywał mikrofon dyskutantom („latał jak pajac”). Armia anonimowych „forumowiczów” chętnie podchwyciła nagonkę nazywając tego pana „clownem”. Prezesa okrzyczeli Brytanem, jego współpracowników „sforą kundelków”, o teściowej napisano, że „wyszczekiwała arie solowe”, dostało się i żonie prezesa. Wszędzie ten sam ton pogardy, ironii i przekąsu.
Ja tymczasem wierzę w prezesa, podobnie jak znana w Polonii działaczka, urodzona w Australii: I just want to share a thought with you about the Ashfield Polish Club Drama. If the Polish Community cannot trust in a person with a CV like Richard Borysiewicz with his experience, background and connection to the Polish Community and being relatively young and STILL WORKING, then honestly there is no hope for the future. Richard in my mind has all the credentials – there is no one that comes even near to him, including those in opposition to him now and putting him down as being unfair, insensitive and all the other criticism that I read. To believe any of it, I would have to witness it myself. Until I do, and until I see anything that would change my mind, I keep my faith in Richard Borysiewicz. Obiema rękami podpisuję się pod tą opinią.
|
|
|
Nie mogę pojąć, jak to się dzieje, że z gruntu dobrzy i porządni ludzie w szczególnych okolicznościach zaczynają działać w sposób nieetyczny. Do takich szczególnych okoliczności należą forumy dyskusyjne i komentarze internetowe. Czyżby anonimowość (czyli ukryta tożsamość) zachęcała do niekontrolowanych, rynsztokowych wypowiedzi? Czyżby „forumowa” bezkarność zachęcała do przekręcania faktów, do kłamstwa i dezinformacji? Chciałoby się zapytać psychologów i socjologów, dlaczego tak się dzieje? Bo przecież są i sytuacje, gdzie ci sami ludzie osiagają szczyt człowieczeństwa, a to ktoś rzuca się do jeziora, by ratować tonącego, a to w czasie wojny prosty żołnierz ratując kolegę spod gradu kul osiąga szczyt heroizmu....Szkoda, że współczesne media – oferując anonimowe komentarze - prowokują do bezkarnych pyskówek.
Po pierwszym wywiadzie Pana Drewniaka sypnęło się ponad 100 komentarzy. Oczywiście anonimowych. Tylko dwie osoby podały swoje nazwisko, a jeden pan podał swój nr telefonu. Wszyscy „murem” za redaktorem Drewniakiem, wszyscy przeciwko Brytanowi. A gdyby tak mieli podać swoje nazwisko i operować faktami, a nie przymiotnikami, to co by napisali?
Mówimy tu o anonimowości wypowiedzi. Trzeba jednak wyjaśnić, że tożsamość autora „anonimowej” wypowiedzi łatwo ustalić . Każda „anonimowa” wypowiedź nadchodzi do redakcji zaopatrzona w metryczkę Internet Protocol (IP). Redaktor Bumeranga może za pomocą IP zlokalizować, z którego komputera wysłano komentarz. Czyli może ustalić, kto jest autorem. Jako administrator forum dyskusyjnego jest prawnie odpowiedzialny za każde opublikowane słowo. Gdyby do sądu wpłynął pozew o zniesławienie, to prokurator może nakazać ujawnienie numerów IP.
Tak więc warto sobie uzmysłowić, że komentarze nie są aż tak anonimowe, ani bezkarne jakby się zdawało.
W Bumerangu opublikowano ponad setkę komentarzy. Czy to znaczy, że pisało je sto osób? Tylko redaktor Bajkowski wie, ile dokładnie osób nadesłało swoje teksty. Wystarczy, że spojrzy na IPs. Zobaczy wtedy, czy numery IP się powtarzają. Jesli tak, to znaczy, że autorów komentarzy jest – na przykład - pięciu. I tych pięciu – na przykład - udaje większy tłum. Po co ma udawać? A no może po to, aby stworzyć mylne wrażenie, że „wszyscy są przeciw Brytanowi”. Studiowałam styl i rodzaj błędów, jakie napotkałam w komentarzach. Prymitywny i niechlujny styl oraz te same błędy gramatyczne i ortograficzne powtarzają się w bardzo wielu komentarzach. Stąd wrażenie, że prawdziwych autorów jest niewielu, może nawet mniej niż pięciu.
I jeszcze jedna charakterystyczna cecha komentarzy: ich tendencyjność. Prawie wszystkie są przeciwko Zarządowi. Mało które można określic jako neutralne i obiektywne. Szczytem tendencyjnosci wydaje mi się komentarz podsumowujący prezentację kandydatów na dyrektorów. Bez konkretnych zarzutów skrytykował wystąpienia prawie wszystkich kandydatów, dodając na koniec, że tylko dwóch („tych przywróconych na listę nakazem sądowym”) mówiło mądrze i na temat, ale "klakierzy prezesa usiłowali przeszkadzać".
Z komentarzy wynika, że mało kto zna statut Klubu. Przykład: autor jednego komentarza pomstuje, że „Associate Member nie ma prawa głosu, ani prawa uczestniczenia w zebraniach. Jeszcze tak nie było. DYKTATURA!” Żadna dyktatura. Zgodnie ze statutem tylko członek finansowy ma prawo głosować. Więc o co chodzi? Czy autor komentarza chce czytelników wprowadzić w błąd? W innym komentarzu napisano, że Klub musi przyznać osobie aplikujacej taki status, jakiego ta osoba się domaga. Nieprawda! Klub ma prawo przyznać pełne członkowstwo, albo associate member, albo nawet odrzucić aplikację. Warto zajrzeć do statutu. Do zabrania głosu w dyskusji trzeba się solidnie przygotować. Ale niektórym najwyraźniej się nie chce.
Wśród anonimowych postów był jeden dłuższy tekst – podpisany nazwiskiem Ryszarda Borysiewicza. Była to replika prezesa Klubu na wypowiedź Pana Drewniaka. Zdumiało mnie, że Krzysztof Bajkowski ulokował replikę w gąszczu komentarzy. W australijskim prawie prasowym istnieje coś, co się nazywa The Right to Reply. Ktoś, kto został zaatakowany, skrytykowany, ma prawo wyrazić swoje stanowisko. Taka replika powinna być opublikowana jako osobny artykuł z odpowiednio dużym tytułem i odpowiednią ekspozycją na portalu. Tymczasem replika prezesa, osoby publicznej i poszkodowanej, została utopiona w dżungli komentarzy i wydrukowana, podobnie jak tamte , maleńką czcionką (size 11). Natomiast na poczesnym miejscu znalazł się w Bumerangu, w kilka dni później, z równie dużym tutułem kolejny wywiad z Panem Drewniakiem, w którym opisuje incydent, jaki się wydarzył w czasie „klubowego obiadku”. Zdaniem pana Drewniaka była to „przygotowana granda, prowokacja”. Dziwne, bo strona klubowa ma to samo odczucie – że spektakl został wyreżyserowany na niekorzyść Klubu.
To zatrważające, jakie spustoszenie sieje kampania dezinformacji. Jej efekty są zastraszające, cała sytuacja może się skończyć upadkiem klubu – właśnie w chwili, gdy jest szansa wyjść na prostą. Zarząd Klubu marzy o „świętym spokoju” i błaga o to, aby mu dać spokojnie popracować, aby wreszcie na walnym zebraniu przestawić wyniki finansowe; niestety codziennie dostaje nową porcję koszmarnych niespodzianek, w tym prawnych; żyje w szoku i zdumieniu, jaki los zgotowali mu rodacy.
Ale może pojawią się okoliczności, w których ta lepsza natura Polaka weźmie górę i dojdzie do pojednania i wzajemnego przebaczenia. Tak było u Kargula w „Samych swoich”, tak było w Mickiewiczowskim „Panu Tadeuszu”. Tak bywa w każdą polską Wigilię. Może jest szansa na to, że z okazji kanonizacji Jana Pawła Wielkiego złożymy Mu dar w postaci zgody. Byłby to cud, ale przecież cuda się zdarzają.
Ernestyna Skurjat-Kozek
|