Kategorie:
Nowiny
Ze Świata
Z Polski
Z Australii
Polonijne
Nauka
Religia
Wyszukiwarka 

Szukanie Rozszerzone
Konkurs Strzeleckiego:

Archiwum:

Reklama:

 
21 lutego 2014
Machina teatralna
Andrzej Dorecki
Proszę bardzo Szanowną Redakcję o umieszczenie na stronie internetowej Pulsu Polonii mojego wiersza. Wiersz jest satyryczny, ale nie złośliwy i ma akceptację naszego reżysera Stefana Mrowińskiego; opisuje pracę całego zespołu pod kierunkiem Stefana nad widowiskiem „Koniec i początek” o życiu i twórczości Wisławy Szymborskiej. Serdeczne pozdrowienia
Andrzej Dorecki

Machina ruszyła, zaczęto próby
I każdy z aktorów do pracy się rwie
To sprawa jest dumy, to sprawa chluby
A każdy z zespołu wyróźnić się chce.
Maestro naucza – prezentuj rolę,
Lecz nie graj bo sztuka po prostu nie ta
I wszyscy spełniają tę jego wolę,
Bo on doświadczenie prawdziwe w tym ma.

Jak bardzo tu ważna kontrola tempa,
To nie jest to samo minuta czy dwie
I z wolna się staje rzecz niepojęta,
Że każdy z aktorów przejmuje tym się.
Podstawą teatru jest ruch sceniczny
Społeczność aktorska tę sprawę już zna
Reżyser tworzy tu obraz magiczny
Bo on wyobraźnię największą z nas ma.

Już w pierwszej odsłonie kieruje nami:
Dwóch mężczyzn z wściekłością do bicie się rwie,
Kobiecie z tłumu „wielkimi łapami”
Rozdzielić skłóconych udaje więc się.
A inny pomysł naszego Stefana –
Młodego aktora jest nie stać na gym –
Więc jego rola jest prezentowana
Jak robi ćwiczenia i dobrze mu z tym.

Nie mogę pojąć jak piękna kobieta
Coś kradnie, a co to, to niewiem już sam,
Myślę, na pewno to nie jest zaleta
I na to teorię swą własną już mam.
Bo przecież wkrótce, przy innej odsłonie
Zdejmuje szaliczek, berecik i płaszcz
Ja moralności bezprzecznie tu bronię
A ty widzu pogląd na sprawę już masz.

Jej partner krawat czerwony zdejmuje,
Co dalej nastąpi to ja nie wiem sam
I tylko się martwię co dziecko to czuje
Jest małe, niewinne, co zrobić z tym mam?
Muszę to przerwać, nie patrzę, nie słucham
Scenariusz czytałem po łebkach, to fakt,
W uszach mi dzwoni – prezentuj już ducha!
Bo to jest z pewnością ostatni ten akt.

Tu następuje batalia krytyczna,
Jak kłaniać się pięknie nie każdy to wie
A lista instrukcji była tak liczna,
Że mogliśmy łatwo pogubić w tym się.
Cztery kroki do przodu, głęboki skłon,
Potem wszyscy w tył, a do przodu Panie,
Ze stoperem w ręku nad tym czuwa On
Czekamy czujnie co się wtedy stanie.

Nasza aktorka asekurowana –
Dwaj dżentelmeni za ręce ją wiodą.
Ta próba chyba będzie trwać do rana,
Lecz dla zespołu nie jest to przeszkodą.
Stefan wprowadził dwa rodzaje skłonów
Jeden samą głową i głęboki w pas,
To jest łatwiejsze, jemu się wydaje,
Ludzie mogą szaleć, nie chce męczyć nas.

Oto wreszcie światowa prapremiera
Publiczność szturmuje do tych wszystkich bram,
Teatr szeroko swoje drzwi otwiera –
Telewizja, radio towarzyszy nam.
Stefan w glossie wymiary swe obwieszcza,
Jego postać wypełnia całą scenę,
Rozkłada ramiona, coś na kształt wieszcza,
By zdobyć widzów najwyższą ocenę.

A sztuka biegnie ustalonym torem,
Stefan za kulisą kontroluje czas –
Godzina piętnaście! Stwierdza z humorem,
Krzyczy, wiwatuje, no i chwali nas!
Publiczność szaleje – reżyser! - woła,
Maestro wychodzi i w pas kłania się,
Ruchem dyskretnym ociera pot z czoła,
Bo nad tym pracował i noce i dnie.

Wiwaty bez końca, uściski dłoni,
Setka widzów do nas przecisnąć się chce,
Zbytnią skromnością już nikt się nie broni,
Mamy sukces światowy, każdy to wie.
Wieczorem wszystkie agencje donoszą,
Chicago, Warszawa w nagłówkach to ma,
Lizbona, Paryż, o szczegóły proszą,
A także Rzym, Berlin, New York i Moskwa
We wtorek rano minister kultury,
Ambasador Polski – zmieniają plany
Dopasowują swych spotkań struktury –
By wręczyć nam wszystkim „Złote Stefany”.

Andrzej Dorecki
napisane 11 grudnia 2013 r.