Lajkonik na weselu | W deszczową sobotę 1 marca ruszyliśmy do Concord na ślub Łukasza Karpińskiego z Sandrą Wehbe, którzy zdecydowali się zawrzeć związek małżeński w pięknym kościele St Mary’s. Przy wejściu do kościoła powitał nas sympatyczny (cejlońskiego pochodzenia?) ksiądz z Five Dock. Przy ołtarzu kręcili się - jeszcze nie nerwowo – pan młody ze swymi drużbami, najbliższym przyjacielem Rosjaninem Kolją i stryjecznym bratem, krwi mieszanej polsko-chińskiej. W ławie siedzieli już rodzice Łukasza (przylecieli z Polski) oraz mieszkający w Sydney stryjek Karpinski ze stryjenką Sheryl. Wzrok wszystkich ściągała na siebie niespełna 16-letnia piękność w cytrynowej sukience, stryjeczna siostra pana młodego. A w kościelnych ławach dominowali Libańczycy – widać Sandy ma wielką rodzinę.
Ceremonia ślubna miała się rozpocząć o 2 pm. Gdzieś o wpół do trzeciej pan młody zaczął nerwowo spoglądać na zegarek. Ale oto pojawiła się panna młoda, prowadzona do ołtarza przez swego ojca. W czasie Mszy św. słyszelismy piękne głosy (może kuzynek), czytania przypadły ślicznym dziewczynom (kuzynkom), tak więc oprawa ceremonii znakomita. Dary do ołtarza przyniosły dwie matki, które przekazały je Łukaszowi i Sandrze, dopiero państwo młodzi przekazali je kapłanowi.
Młodzi byli przez całą ceremonię radośni, weseli, buchało od nich miłością i nieziemskim ciepłem. Kiedy Sandra wypowiadała słowa przysięgi, trzymała swoje ręce na rękach Łukasza – niby tak leciutko oparte, ale było w nich coś z gestu zawłaszczenia: „jesteś mój na wieki”, a może raczej „ja tu rządzę”?
Dwie matki z darami |
Państwo Karpinscy z Ernestyną |
Kiedy kapłan ogłosił młodych mężem i żoną, w kosciele rozległy sie brawa. Potem wiadomo, podpisywanie ksiąg i dokumentów, pamiątkowe zdjęcia, wreszcie – już na zewnątrz – uściski i życzenia. Wielka limuzyna zabrała młodych z rodzicami i teściami , a goście rozjechali się na chwilkę do domów, aby wieczorem spotkać się w sali bankietowej Klubu RSL w Epping. Kiedy przyjechaliśmy, młodzi już tam byli, ekipa filmowa kręciła sceny na klubowych schodach obsypanych płatkami róż. Następnie Master of Ceremony zaprosił wszystkich na I piętro, skąd po kilku drinkach i przekąskach przeszliśmy do pięknej sali z krzesłami odzianymi w białe „koszulki” z niebieskimi szarfami. Wszędzie pełno kwiatów, a na stole honorowym piękne kompozycje kwiatowe.
MC przedstawiał rodziców państwa młodych – państwa Wehbe wprowadzono przy dźwiękach arabskiej muzyki, a państwa Karpińskich – przy dźwiękach poloneza z „Pana Tadeusza”. Przyznam, że w tym momencie zakręciła mi się łza w oku. Wejście państwa młodych było „ogniste”, bo w rytm ogłuszających bębnów i przez słupy ognia. Zanim doszli do high table musieli swoje odtańczyć i „odtrząść”.
Stryj Łukasza ze stryjenką i jej bratem |
A jednak na jawie |
Więcej zdjęć ze ślubu i wesela - kliknij tutaj
Myślałam, że przy takiej dominacji Libańczyków pozostaniemy w klimacie bliskowschodnim, a tu nagle niespodzianka, na sale wbiegają Lajkoniki, którym towarzyszy dyrektorka artystyczna Urszula Lang. Młodzież tańczy, skacze przez kapelusze, a Ulka pogwizduje, pohukuje, podśpiewuje. Po tej porcji dynamicznych tańców MC zapowiada serię przemówień. W imieniu rodziny Wehbe przemawia brat Sandry; w imieniu Karpińskich z Polski przemawia po polsku pani Anna Krystyna; słowa mamy tłumaczy Łukasz. Potem w imieniu własnym przemawia pan młody. Przyznał ze skruchą, że tak wcześnie wyleciał z gniazda rodzinnego (do Australii wyleciał tuż po maturze). Wzruszyły mnie jego ostatnie słowa „przyrzekam, że wam jeszcze wynagrodzę to, że tak wczesnie wyleciałem”. Oczyma wyobraźni już widzę, jak Łukasz z Sandrą i malutkimi dziećmi co dwa lata pakują się do samolotu, aby wakacje spędzić u polskich dziadków.
Mama Łukasza wspominała jak to 2 lata temu Sandra pojawiła się w Polsce, swoim ciepłem i urokiem (i chęcią uczenia się polskiego) podbijając serca wszystkich krewnych. Podobało mi się, jak w czasie weselnej biesiady przywoływano pamięc tych, którzy nie mogli byc dzisiaj z młodymi. Przede wszystkim pamięć zmarłych dziadków. Również siostry Łukasza, która własnie lada moment miała urodzić swoje pierwsze dziecko. Bodaj najdowcipniejszą była mowa wygłoszona przez najserdeczniejszego przyjaciela – Kolję. Kolja opowiadał o przyjaźni, jaka się zawiązała w czasie studiów na Macquarie University. Tam również studiowała panna młoda. Kiedy Łukasz starał się o pracę (własnie na Macquarie), członkiem komisji egzaminacyjnej była Sandra i to ona głosowała przeciwko niemu! Na szczęscie inni ją przegłosowali, torując drogę Przeznaczeniu. Swoją mowę Kolja zakończył fajną zmyłką oświadczając, Sandy and Luke are expecting.....a my wszyscy giniemy w domysłach a boy or a girl? ...ale Kolja dodał po dłuższej chwili: a big family. Tośmy się pośmiali!
|
Po lewej stryjeczna siostra Łukasza, a po prawej partnerka Kolji |
Sympatycznym elementem biesiady była projekcja filmu na dużym ekranie – był to okraszony muzyką montaż zdjęć z dzieciństwa, młodości i pierwszego etapu narzeczeństwa. Ale najbardziej zjawiskowym wydarzeniem wieczoru był taniec państwa młodych we mgle. To było jak senne marzenie, jak słowo, które stało się ciałem. Na parkiecie pojawiało się coraz wiecej par, wszystko pod dyktando Mistrza Ceremonii, najpierw Sandra z ojcem, następnie inne córki z ojcami, potem matki z synami, i tak dalej. Ponownie wystąpił Lajkonik, a po nim belly dancers.
I na koniec niespodzianka – ja przynajmniej o takim scenariuszu jeszcze nie słyszałam: na hasło Mistrza Ceeremonii dookoła parkietu ustawili się wszyscy goście. Miało nastąpić pożegnanie z Młodymi. Sandra szła lewym półkolem, każdemu dając buziaka i huga, od przeciwnej strony szedł pan młody. A na koniec wszyscy zrobiliśmy pożegnalny tunel, przez który państwo młodzi – mocno pochyleni – musieli się przedrzeć, aby wyjść na wolność.
I pójść własną drogą. Naszemu drogiemu koledze z Kosciuszko Heritage Inc. i kochanej Sandy życzymy wielkiej, szczęśliwej rodziny!
Więcej zdjęć ze ślubu i wesela - kliknij tutaj
|