Kategorie:
Nowiny
Ze Świata
Z Polski
Z Australii
Polonijne
Nauka
Religia
Wyszukiwarka 

Szukanie Rozszerzone
Konkurs Strzeleckiego:

Archiwum:

Reklama:

 
1 maja 2014
Msza czterech papieży
Ernestyna Skurjat-Kozek

Relikwie Jana Pawła II i Jana XXIII
Po 9 latach od śmierci Jan Paweł II został ogłoszony świętym. Wraz z nim papież Franciszek wyniósł na ołtarze papieża Jana XXIII. Było to w historii kościoła katolickiego wydarzenie bez precedensu, ponieważ nigdy wcześniej świętymi nie zostali dwaj papieże naraz i nigdy mszy kanonizacyjnej nie odprawiali dwaj inni papieże: Franciszek i emerytowany Benedykt XVI. Na kilka dni przed uroczystościami zaczęłam się rozglądać za mediami, które będą tę historyczną mszę transmitować.

Na początek sprawdziłam TV Trwam, ale nie było żadnej informacji. Po chwili – poprzez google – trafiłam na stronę www.kaninizacjajp2.tvp.pl - jak się okazało, był to tymczasowy URL, który łączył z Redakcją Religijną TVP. Z informacji w TVP wynikało, że oprócz transmisji telewizyjnej prowadzonej na żywo przez TVP, TVP Info oraz TV Polonia, będzie też transmisja internetowa. Ponieważ nie mam telewizji kablowej, ani TV Polonia, wybór był oczywisty – oglądanie w domu. Była i inna opcja, bowiem w Klubie Polskim w Ashfield szykowano specjalne popołudnie jako preludium przed transmisją na wielkim ekranie. Miło byłoby oglądać mszę kanonizacyjną w gronie rodaków, jednak zwyciężyła opcja pozostania w domu, aby doświadczyć historycznego wydarzenia w pełnej koncentracji i skupieniu.

Bodaj na dzień przez kanonizacją dostałam z Waszyngtonu informację, że amerykańska Polonia będzie oglądać mszę w TV Trwam. Podano również trzy inne kanały, które miały prowadzić bezposrednią transmisję: Watykan miał nadawać na własnym kanale a także - niespodzianka - na You Tube. Dostałam też adres strony internetowej EWTN (Eternal Word Television Network). Postanowiłam wejść najpierw na www.tv-trwam.pl/na-zywo. Wszystko wyglądało obiecująco.

W niedzielę 27 kwietnia wczesnym popołudniem udaliśmy się do pobliskiego kościółka St Agatha’s na uroczystości Niedzieli Miłosierdzia Bożego. Po mszy św. wystawiono Przenajświętszy Sakrament, wierni odmówili Koronkę. Przy ołtarzu wystawiono portrety dwóch papieży i wazon z kwiatami biało-czerwonymi, a zdjęcie św. Faustyny stało na stoliczku przybranym czerwonym obrusem i białą serwetą. Czyżby Australijczycy dobrali te kolory podświadomie?

Na straganie przed kościołem można było kupić różne pamiątki i wydawnictwa. Wybraliśmy dwa filmy: „Karol. A Man who became Pope” z Piotrem Adamczykiem w roli Wojtyły oraz „Pope John Paul II” z Jonem Voightem w roli papieża, a także opasłą księgę "Diary of Saint Maria Faustina Kowalska. Divine Mercy in My Soul", czyli „Dzienniczek siostry Faustyny” w wersji angielskiej.






Po powrocie do domu postawiliśmy w salonie laptop podłączony do telewizora z zamiarem oglądania mszy na dużym ekranie. Póki co siedziałam w swoim gabinecie, przy swoim komputerze i sprawdzałam wszystkie kanały. Na początek TVP, gdzie znajdowała się filmoteka z różnymi ciekawymi programami religijnymi. Wybór był trudny, ostatecznie kliknęłam na wideo „Jan Paweł II i jego przyjaciel”. I wciągnęło mnie! Była to opowieść o przyjażni Lolka Wojtyły z Jurkiem Klugerem. Chłopcy poznali się w Wadowicach. Jurek był synem zamożnego żydowskiego adwokata. Jego matka była wykształconą kobietą, siostra – świetnie zapowiadającą się tenisistką. Obaj chłopcy bardzo się polubili i razem spędzali czas. Chodzili do tej samej szkoły, później dostali się do tego samego gimnazjum. Kluger wspomina, że kiedy dowiedział się o pozytywnych wynikach egzaminu, po raz pierwszy w życiu przestąpił próg kościoła, aby podzielić się z Lolkiem radosną wiadomością.

Przyjaciół rozdzieliła wojna. Matka i siostra Jurka zginęły w holokauście. On sam znalazł się na Syberii, potem dołączył do armii generała Andersa. Po wojnie osiadł we Włoszech. Pewnego dnia dowiedział się, że Karol Wojtyła został arcybiskupem. Przyjaźń ożyła. Kluger wspomina, że kiedyś rozmawiał z „Lolkiem” – już papieżem – na temat znajdującej się nieopodal Watykanu synagogi. I tak zrodził się pomysł historycznej wizyty głowy Kościoła katolickiego w żydowskiej bożnicy.

Dochodziła godzina 18. Z TVP przerzucam się na TV Trwam, która nadawała na żywo programy poprzedzające samą mszę. Niestety, „czkawki” i powtórzenia utrudniały oglądanie. Watykan też coś nie bardzo odbierał, a You Tube w miarę dobrze. Ale chcieliśmy transmisję po polsku! Mąż na swoim komputerze sprawdzał TVP, gdzie tuż przed transmisją znalazł informację, że w niektórych krajach świata, z powodów licencyjnych transmisji nie będzie. Myślałam, że mnie ze złości szlag trafi. To Telewizja Polska nie wiedziała, ile jest kontynentów i z jakimi krajami ma umowy? To nie można było nas jakoś wcześniej powiadomić, tylko w ostatniej chwili tak po świńsku wypchać nas na out ? Byłam naprawdę wściekła, a udobruchałam się dopiero, kiedy spoczęłam w fotelu przed dużym ekranem, gdy już transmitowano uroczystości na kanale EWTN, - pierwszej na świecie katolickiej telewizji satelitarnej. Jakość transmisji znakomita!






Była to transmisja komentowana na żywo przez grupę ekspertów: radosnych i sympatycznych erudytów. Dzięki ich komentarzom i objaśnieniom można było zrozumieć sens tego wszystkiego, co się działo w na Placu św. Piotra. (Nota bene Telewizja Watykan nie dawała żadnych komentarzy, koncentrując się na przekazie oryginalnego dżwięku i obrazu.) Grupa komentatorów była bardzo pozytywnie nastawiona do Polski, podkreślała polskie wątki przy każdej okazji, zauważając też morze polskich flag. Byli we wszystkim dobrze zorientowani, m.in. w tym, że z Polski przyjechało na kanonizację 1700 autokarów. Zauważyli też ze smutkiem i zdumieniem (prawie z oburzeniem), że w Modlitwach Wiernych, wygłoszonych m.in. po chinsku, zabrakło polskiego głosu! Głośno się zastanawiali, czy to było zrobione celowo, czy przez zwykłe niedopatrzenie. Warto przy okazji wspomnieć, że Pierwsze Czytanie (w hołdzie Włochowi) odczytano po włosku, a Drugie (w hołdzie Polakowi) – po polsku.

Dzięki objaśnieniom komentatorów dowiedziałam się, że na początku uroczystości wniesiono i nieopodal ołtarza złożono relikwiarze obu papieży wynoszonych na ołtarze. Relikwię (ampułkę krwi) Jana Pawła II wniosła – w asyście swego męża – Kostarykanka cudownie uzdrowiona za Jego wstawiennictwem. Również dzięki komentatorom dowiedziałam się, że kanonizacja została ogłoszona na początku mszy św. Nie znam kościelnej procedury, zatem spodziewałam się, że ogłoszenie kanonizacji nastąpi pod koniec mszy, po uroczystym odsłonięciu portretów błogosławionych papieży, przy fanfarach i owacjach wiernych. Wyjaśniono nam, że odsłonięcie portretów ma miejsce tylko podczas beatyfikacji. Tak więc ważny moment odczytania formuły kanonizacyjnej (po łacinie) umknął jakoś mojej uwadze; bardzo mnie to zmartwiło, na szczęście udało mi się tę zaległość odrobić później, gdy oglądałam retransmisję.






Żałuję, że Msza św. nie była odprawiana po angielsku, bo wtedy – rozumiejąc każde słowo - przeżywałabym wszystko o wiele głębiej. Na szczęście homilia papieska była wygłoszona po angielsku. Była raczej krótka, bardzo konkretna, trafiająca w sedno rzeczy, czyli - jak to określili komentatorzy - „up to the point”. Papież Franciszek celnie podkreślił, co łączyło dwóch świętych: „Byli kapłanami, biskupami i papieżami dwudziestego wieku. Poznali jego tragedie, ale nie byli nimi przytłoczeni. Silniejszy był w nich Bóg; silniejsza była w nich wiara w Jezusa Chrystusa, Odkupiciela człowieka i Pana historii; silniejsze było w nich miłosierdzie Boga, które objawia się w tych pięciu ranach; silniejsza była macierzyńska bliskość Maryi.”

Polskiego papieża określił jako papieża rodziny. Powiedział: „ W tej posłudze Ludowi Bożemu Jan Paweł II był papieżem rodziny. Kiedyś sam tak powiedział, że chciałby zostać zapamiętany jako papież rodziny. Chętnie to podkreślam w czasie, gdy przeżywamy proces synodalny o rodzinie i z rodzinami, proces, któremu na pewno On z nieba towarzyszy i go wspiera.” Zaimponowało mi, że polskie tłumaczenie homilii błyskawicznie pojawiło się na internecie!






Uroczystość została uświęcona i uświetniona pieśniami w wykonaniu wspaniałych chórów; przyznam jednak, że zabrakło mi chociaż jednej pieśni polskiej, zwłaszcza tej ulubionej papieskiej Barki. Bez niej cała uroczystość wydała mi się jakby pozbawiona kropki nad i. Ale nie wolno narzekać. O wiele ważniejsze jest, że w mediach podkreśla się, że Jan Paweł II to papież Miłosierdzia („ is known as pope of Mercy”).

Zaraz po transmisji (i po retransmisji), zatopiłam się w lekturze "Diary of Saint Fasustyna". Jestem bardzo pod wrażeniem tego, co Wojtyła uczynił dla budowania kultu Miłosierdzia Bożego i to w czasach, kiedy ostrożny Watykan „cenzorskim” zapisem objął objawienia s. Faustyny. Sama Faustyna miała chwile zwątpienia. Jezus Chrystus objawiał się jej raz po raz, a ona się bała, że to jakieś przywidzenia. Zdarzało się, że matka przełożona zrugała ją, wyzywając od histeryczek i dziwaczek. Faustyna szukała oparcia w dobrych, rozumiejących spowiednikach, duchowych przewodnikach, ale nie było o nich łatwo; niejeden unikał spowiadania jej, bo Faustyna to trudny przypadek.

Biedna siostrzyczka przeżywała na zmianę ekstazę i radość z oglądania Boga, oraz katusze i rozpacz, że wpadła w sidła szatana. W sumie jednak wiedziała, że będzie święta, bo jej to wyraźnie Jezus powiedział. A świat miał watpliwości. I dopiero z inicjatywy Wojtyły przeprowadzono analizę zapisków Faustyny, w których wykryto bogactwo teologii, daleko przekraczające poziom prostej, niewykształconej dziewczyny. Wojtyła wiedział, że słowa zapisane przez Faustynę były słowami Boga. Rozpoznał w Faustynie świętą – On, który też wiedział, że będzie świętym.






Następnego dnia obejrzeliśmy dwa filmy o Janie Pawle II. Pierwszy (Pope John Paul II) to film z 2005 r. z Jonem Voightem w roli papieża. Akcja filmu zaczyna się w chwili zamachu, po czym następuje seria retrospekcji – od nazistowskiej okupacji Polski, poprzez Teatr Rapsodyczny, kapłaństwo, szarpaninę z komunistami, stawianie Krzyża w Nowej Hucie, nauczanie na KULu, wycieczki kajakowe oraz górskie, pomoc przyjaciółce chorej na raka, która została cudownie uzdrowiona przez Padre Pio. Część druga filmu obejmuje czasy od konklawe, moskiewskie knowania, pierwszą pielgrzymkę do Polski, serię pielgrzymek do wielu krajów świata, w tym do Izraela, ustanowienie Swiatowego Dnia Młodzieży, pogorszenie stanu zdrowia – choroba Parkinsona... słowem " Ewangelia cierpienia" zakończona śmiercią 2 kwietnia 2005 r. Więcej na temat tego filmu w Wikipedii

Byliśmy bardzo pod wrażeniem; zdawało się nam, że to najlepszy film o papieżu, jaki zrealizowano w ciągu 34 lat. Ale zdanie zmieniliśmy po obejrzeniu kolejnego filmu „Karol, człowiek, który został papieżem”. W porównaniu do ciężaru dramatycznego „Karola” ten pierwszy wydał się „cepeliadą . „Karol” przedstawia dzieje Wojtyły od czasów wojennych do wyboru na papieża. Akcja filmu przenosi nas w czasy dwóch totalitaryzmów (faszyzmu, a nastepnie komunizmu), którym Wojtyła dał wielki opór. Z przejęciem ogląda się sceny egzekucji w krakowskim ghetto, wywózki do Auschwitz, śmierć najbliższych przyjaciół Karola, którzy mimo nierównowagi sił zdecydowali się walczyć przeciw nazistom. Rozumiemy decyzję Karola, który postanawia zwalczać zło dobrem i miłością.

Z zapartym tchem sledzimy dzieje Hanki, jego sympatii, która po wojnie wychodzi za mąż i wyjeżdża do USA – tam zachoruje na raka płuc, uratuje ją interwencja Karola u Ojca Pio; Hanka zostaje cudownie uzdrowiona. Podobna scena znajduje się w filmie z Voightem. Czyżby w obu filmach popełniono błąd historyczny? George Weigel, wielki znawca spraw papieskich, autor "Świadka nadziei" zajął głos w internecie wytykając błędy w scenariuszu „Karola”. Twierdzi, że Hania (prawdziwe imię Halina) była nie narzeczoną, ale przyjaciółką Karola; przypomina, że to ksiądz Wojtyła ochrzcił jej pierwsze dziecko (listopad 1946.) Prostuje, że to nie ona została cudownie uzdrowiona, tylko dr Wanda Półtawska, ofiara ekperymentów medycznych w nazistowskich obozach. Weigel podkreśla, że ksiądz Tomasz, filmowy przyjaciel Karola, którego zastrzelą Niemcy, to postać fikcyjna. W rzeczywistości przewodnikiem duchowym Karola był starszy od niego ksiądz Figlewicz. Weigel wytyka i to, że na potrzeby filmu wymyślono szpicla o imieniu Adam (nota bene wątek Adama to jeden z najbardziej wstrząsających epizodów filmu).

Filmowy Adam romansuje ze studentką Wojtyły, aby łatwiej wejść w otoczenie biskupa i donosić nań na SB. Zakłada podsłuchy w konfesjonale, jeździ na wycieczki z „Wujkiem”, śledzi każdy jego krok. Przygotowując raporty do SB przesłuchuje nagrania i nieoczekiwanie wpada w zachwyt naukami Wojtyły. Adam nawraca się. Rozszlochany, zalany łzami idzie do Wojtyły „Ojcze, zgrzeszyłem”. Weigel pisze, że postać Adama jest policzkiem i obrazą dla kręgu przyjaciół Wojtyły, które było wolne od szpiclów. Chyba jednak w rzeczywistości musiała się wydarzyć podobna historia, bowiem również w filmie z Voightem jest scena, kiedy wysoki rangą esbek J. Kordek, z diabelskim uporem prześladujący Wojtyłę , ostatecznie się nawraca i we łzach prosi Jana Pawła II o przebaczenie.






Wojtyła, jeszcze jako biskup, potem jako papież, dobrze wiedział, że jest otoczony szpiegami. Jednym z takich (świadomych czy nieświadomych) donosicieli był ojciec Hejmo. Ostatnio czytamy, że agentem w Watykanie był osobisty tłumacz papieża, arcybiskup Janusz Bolonek. A sprawa Tomasza Turowskiego, którego Wojtyła znał jeszcze z Krakowa? Musiał papież się domyślać, że Turowski to kret, skoro kiedyś go po prostu, spokojnie, zapytał: "a tak naprawdę jaka jest twoja misja?" Wrogów i zdrajców było oczywiście wielu, a wśród nich być może nie brakowało skruszonych i nawróconych. Moim zdaniem wolność scenarzystów polega na tym, aby znając realia stworzyli fabułę bliską prezentowanej rzeczywistości i zbudowali takie zdarzenia i postacie, które są „nie-nieprawdopodobne”. Tak więc jeśli ktoś zostaje cudownie uzdrowiony przez Ojca Pio dzięki wstawiennictwu Wojtyły, to w filmie fabularnym nie jest istotne, jak się naprawdę taka osoba nazywała. I podobnie, jeśli jakiś komuch z kręgów wrogich Wojtyle nawrócił się, to w filmie fabularnym można mu nadać dowolne imię i miejsce zamieszkania. Reżym autentyczności obowiązuje tylko w filmach dokumentalnych. Fabuła robi odstępstwa od realiów, aby łatwiej budować dramatyzm filmu. I wtedy film wywiera wrażenie. A wtedy przesłanie i nauki zapadają głębiej w naszą świadomość.

Przyznam, że po uroczystościach kanonizacyjnych, po obejrzeniu filmów i po lekturze pierwszej setki stron "Diary" tkwię w jakimś dziwnym stanie oderwania od codziennej rzeczywistości. Marzy mi się, aby mieć węcej czasu na obejrzenie innych filmów o naszym świętym (jest ich dużo, a ich listę można znaleźć na google!), aby też kontynuować lekturę "Diary of Saint Faustina" (całość ma grubo ponad 600 stron)....Na regale czeka też od lat nieprzeczytane tomisko "Świadek nadziei" (ponad tysiąc stron), wielkie dzieło Georga Weigla o papieżu. A obok opasła książka – poezje Wojtyły, które z pewnością warto poczytać częściej niż raz na 10 lat. Jest też na domowych półkach mnóstwo z biegiem lat zgromadzonych albumów i książek o papieżu. Chciałoby się wszystko rzucić, normalne życie, codzienne obowiązki i tylko czytać i studiować, by wreszcie pojąć, by sobie uzmysłowić, jak wielkiego świętego mamy.

Ernestyna Skurjat-Kozek

Z Eugeniuszem Mrozem, przyjacielem i ostatnim z żyjących kolegów szkolnych św. Jana Pawła II, rozmawia Mariusz Kamieniecki