Od Redakcji: Podróżując po świecie szlakiem liberty Felix Molski odwiedza muzea i cmentarze, fotografuje i dokumentuje pomniki bohaterstwa i męczeństwa oraz nawiązuje kontakty, które owocują niezwykłymi opowieściami, jak na przykład ta o katyńskiej ikonie... O Katyńskiej Madonnie opowiada Halina Młyńczak, którą Felix spotkał w Gdyni. Kopię ikony można obejrzeć i krótką jej historię poznać na wystawie ANZAC Centenary Exhibition w Klubie Polskim w Ashfield.
* * *
"Ta deseczka z Kozielska – to jakby ostatni
dotyk mojego Ojca. Może spał na sąsiedniej
pryczy, z której ucięto ten kawałek deski?
A może patrząc w ukryciu przed enkawudowską
strażą, na wizerunek Matki Bożej Miłosierdzia
modlił się o cud powrótu do rodziny?
Do Ojczyzny – tak nas powrócisz cudem na ojczyzny
łono…? Przecież jak większość z nich
był chory na Polskę?" – zastanawia się pani
Halina Młyńczak, córka zamordowanego
w Katyniu ppor. Gustawa Szpilewskiego.
– Przez dwa lata wisiała na ścianie w moim
domu w Gdyni. Dziś w tym miejscu wisi replika
mojej Matki Bożej Jenieckiej, bo tak
ją nazywam – mówi pani Halina Młyńczak.
– Wierzę, że to za Jej sprawą w moim życiu
wydarzył się ten cud. Bo przecież 7 kwietnia
1990 r. tę maleńką ikonkę z płaskorzeźbą
Matki Bożej Ostrobramskiej przyniósł do
mojego domu wnuk zamordowanego w Katyniu
por. Henryka Gorzechowskiego, też
Henryk. A rok później, też 7 kwietnia, po
51. latach stanęłam w Żuchowiczach Wielkich,
w miejscu, gdzie żyli moi dziadowie
i skąd wywieźli naszą rodzinę na Sybir. Przecież
tylko miłosierne serce Matki mogło wskazać
to miejsce… Pani Halina odnalazła wtedy
w Radziwiłowskiej Połoneczce na Nowogródczyźnie,
na przykościelnym cmentarzu grobek
swojej siostrzyczki Janeczki.
Zachowały
się tylko cztery groby i krzyżyk z tabliczką:
„…ukochana córka Gustawa i Marii Szpilewskich”.
Dziś w tym miejscu stoi pomniczek
z epitafium: „Ś.p. Gustaw Szpilewski, kierownik
szkoły w Żuchowiczach Wielkich, zamordowany
w Katyniu 1940 r.” oraz wizerunkiem
Matki Bożej Kozielskiej według płaskorzeźby
por. Henryka Gorzechowskiego. Tej samej,
która jest dziś relikwią w Kaplicy Katyńskiej
Katedry Polowej Wojska Polskiego.
7 kwietnia – to data w moim sercu matki
i babci szczególna, tego dnia urodziła się
moja córka i mój wnuk. Gdy więc w moim
domu właśnie 7 kwietnia pojawił się Gość
tak szczególny – pomyślałam: Czy to jakiś
znak, zadanie zlecone przez Bożą Opatrzność
za pośrednictwem Matki Bożej?..
STACJA SMOLENSK ICH TAM UŻE NIET Miała sześć lat, gdy widziała go po raz ostatni.
Porucznik rezerwy, z zawodu nauczyciel, kierownik
szkoły w Żuchowiczach Wielkich w powiecie
stołpeckim, Gustaw Szpilewski na czas
mobilizacji we wrześniu 1939 r. miał się stawić
do macierzystego pułku, 78 Pułku Piechoty
w Baranowiczach. – Pamiętam, jak tatusia żegnaliśmy.
Przed szkołę zajechała bryczka, taki
powozik. Po jednej stronie – wspomina Pani
Halina Młyńczak – siedział mój tatuś, a po
drugiej mój ojciec chrzestny, obaj nauczyciele.
Ich losy potoczyły się w ten sposób, że jeden
dostał się do niewoli niemieckiej i przeżył, mój
tatuś do sowieckiej i jako jeniec Kozielska został
zamordowany w Katyniu.
Gustaw Szpilewski, Baranowicze 1927. |
Tablica pamiątkowa w Kaplicy Katyńskiej w Gdyni |
Zadziwiająca i szokująca była jednak zbieżność
i zgodność celów obu okupantów.
Mołotow (jego podpis widnieje na wniosku
przygotowanym dla WKP(b) przez Ławrientija
Berię z 5 marca 1940 r., skazującym
jeńców polskich na śmierć): „Wystarczyło
jedno uderzenie na Polskę, najpierw ze strony
niemieckiej, a potem – Armii Czerwonej,
by nic nie zostało z tego pokracznego bękarta
traktatu wersalskiego”.
Himmler: „jest konieczne, aby wielki naród
niemiecki widział swoje główne zadanie
w unicestwieniu wszystkich Polaków”.
Plan zagłady polskich elit rozpoczęty w Katyniu
trwał do 1956 r., bo to zbrodnicze dzieło
było kontynuowane przez polską bezpiekę
nadzorowaną przez Sowietów.
– Dość szybko dowiedzieliśmy się, że Ojciec
jest w niewoli, bo potajemnie dotarł do nas,
do Żuchowicz żołnierz z plutonu mojego
taty (zwykłych żołnierzy zwalniali; Sowietom
chodziło o zagładę polskich elit – Akcja AB
– Katyń).
Rodzina podporucznika Szpilewskiego czekała
na wieści, na potwierdzenie, że żyje,
że jest cały i zdrowy. Te dni, podobnie jak
w setkach tysięcy polskich rodzin ze wschodnich
kresów II RP, były naznaczone oczekiwaniem
i tęsknotą. Z końcem listopada 1939 r.
z obozów w Kozielsku, Starobielsku, w Ostaszkowie
zaczęły napływać pierwsze listy.
– Pierwsza wiadomość przyszła w listopadzie
1939 r. Pismo takie bardziej kulfoniaste, na
kartce z zeszytu; jakby był chory albo ranny.
W sumie przesłał tych listów pięć. Sygnowane:
Kozielsk, Jaszczik 12 (poczta polowa nr 12). Do
Muzeum Katyńskiego przekazałam dwa listy
i legitymację. W jednym z listów pisał: „Często
widzę obraz, jak Haluśka i Waldeczek idąc
spać składają rączki i mówią: „daj zdrowia
dla Tatusia…Proszę Was, dziatki, abyście Mamusi
słuchały, a Waldeczek, żeby był dobrym
uczniem, swych nauczycieli słuchał, Mamusi
pomagał i Siostrzyczkom krzywdy nie robił”.
A do Mamy: „Ja się na wszystko zgadzam,
co postanowisz, tylko przeżyjcie. Wrócę,
będę pracował…”
Ostatni list pisze w marcu:
„…chciałbym być ptakiem wiosennym, by
wracać do siebie” – Pani Halina cytuje z pamięci
jedne z ostatnich, tak drogich słów Ojca.
13 kwietnia 1940 r. Pani Maria Alojza z Terleckich
– Szpilewska (z zawodu nauczycielka),
z siedmioletnią Halusią i o cztery lata
starszym Waldeczkiem wsiedli do wagonu
razem z innymi deportowanymi na Sybir Polakami.
– O mojej Matce mogę powiedzieć,
że to taka „Kwietniowa Niobe”. Bo przecież
traciła po kolei to, co najcenniejsze. Najpierw
– ojczyznę, potem dziecko (27 marca 1940 r.
umarła moja siostra), a w końcu męża.
Rodzice Pani Haliny pochodzili z rodów
o tradycjach patriotycznych, zakorzenionych
na kresach wschodnich.
– Może w Rakowie nieopodal Mińska jest
jeszcze nagrobek mojej babki Łucji z Sabiłłów
– Szpilewskiej. „Długi łańcuch ludzkich
istnień, połączonych nutą swojską, żeby Polska
byłą Polską” – przypominają się pani Halinie
słowa Jana Pietrzaka. – Tam, na kresach
nasze groby; na Cmentarzu Orląt Lwowskich
leży stryj Marii Szpilewskiej z Terleckich.
– Jako rodzina czcimy pamięć zesłańców
Sybiru, ofiar Katynia, Kuropat, legionistów,
Orląt Lwowskich, powstańców. Wszystko,
co polskie jest mi bliskie…
– Na Sybir wieźli nas około dwóch tygodni.
Wagon zatrzymał się na stacji Smoleńsk, to
musiało być około połowy kwietnia. Jeszcze
nie wiedzieliśmy, że 17 kilometrów od tej stacji,
w lesie katyńskim enkawudziści ich mordują.
Być może, że na sąsiednim torze stał
wagon z kolejnym transportem jeńców z Kozielska.
Transport w przeciwnym kierunku –
w stroną dołów śmierci. Podczas tego postoju
na stacji w Smoleńsku moja mama, która
była dyżurną w wagonie, poszła z wiadrami
po kipiatok (wrzątek). Po drodze pyta spotkanego
Sowieta: Gdzie tu jest Kozielsk, bo tam
jest mój mąż. Sowiet na to: Tam ich uże niet.
Dziś już córka Gustawa Szpilewskiego wie, że
jej ojciec, gdy stali wtedy na stacji w Smoleńsku,
jeszcze żył. Zamordowali go prawdopodobnie
30 kwietnia 1940: – Mój Tata znalazł
się na liście wywozowej z Kozielska razem ze
Swianiewiczem, z 29 kwietnia. – Dzięki temu
wiem nawet, z zapisków Swianiewicza, jak
wyglądał poranek 29 kwietnia 1940 r., ostatnie
chwile jego życia.
W tym samym czasie, gdy Polacy – pozbawieni
swoich domów, dobytku – deportowani
byli w nieludzkich warunkach na Syberię;
w tym samym czasie, gdy ich mężowie i ojcowie
byli mordowani w katyńskim lesie…
Nieopodal w willi KGB pod Smoleńskiem
Woroszyłow i Kaganowicz, którzy zadecydowali
o męczeństwie Polaków, spokojnie
łowili ryby i wypoczywali.
STACJA SYBIR: ich postrielali pamieszcziki kapitalisty Na Sybirze Pani Maria Szpilewska, „kwietniowa
Niobe” – jak mówi o swojej Matce
z wielką czułością i szacunkiem córka Halina
Młyńczak – pracowała w kołchozie.
– Te kobiety, nasze matki to były prawdziwe
bohaterki.
Musiały tam na Sybirze nie tylko nas, swoje
dzieci, odziać, wyżywić, ale i zachować narodowość,
przekazać wiarę. Wbrew wysiłkom
rusyfikacyjnym i propagandzie sowieckiej
szkoły. – Mama zawsze nam mówiła: Dzieci,
pamiętajcie, wy jesteście Polakami.
Święte Matki Polki czekające… Contra spem,
spero (z nadzieją wbrew nadziei). To dzięki
nim pamięć o Katyniu nie dała się zgładzić.
Ale było to możliwe dzięki temu, że swój los
i los swoich dzieci powierzyły Matce nad
Matkami – Kresowej Madonnie
– Wychowywały po chrześcijańsku, nie budziły
w nas nienawiści do morderców. Ale
też przebaczenie bez woli ujawnienia całej
prawdy i skruchy sprawców, staje się pustym
gestem – dzieli się refleksją pani Halina.
Swoistym wotum wdzięczności dla Matek,
wdów katyńskich, jest książka, wydana staraniem
Gdyńskiej Rodziny Katyńskiej, „Pisane
miłością”. Pani Halina pokazuje zamieszczone
w publikacji zdjęcia z rodzinnego archiwum
swojej Mamy: – To zdjęcie z chrztu
mojej mamy, a to foto rodziców (oboje byli
nauczycielami) zaraz po ślubie, z 1928 r.
Tutaj Mamusia z naszą trójką: Ja, moja siostra
bliźniaczka i Walduś. Cytuje fragment
książki, swojego autorstwa, poświęcony mamie
Marii. Mama pisała do Gdańska, gdzie
studiowałam po wojnie na Politechnice:
„Miej Boga w sercu, ucz się, wyjdż na ludzi,
tak aby Tatuś był z Ciebie dumny. Dziś dziękuję
Ci, Matko, za przykład Twojego życia”.
Z listów, które pani Halina Młyńczak dostała
od cioci po śmierci swojej Matki, dowiedziała
się, że mamusia pisała w sprawie ojca do
Moskwy: – Czekała i szukała, pisała nawet
do Moskwy, ale oczywiście odpowiedzi nie
było. Mama pisała pamiętnik i listy do Lwowa,
do mojej ciotki.
Okruchy syberyjskich wspomnień Pani Haliny:
– Zapamiętałam bardzo wyraźnie szczególnie
dwa momenty. Przyszedł raz do nas jeden
Sowiet, brygadzista i mówi do mojej mamy:
Ty muża żdziosz? – Ich pastrielali pamieszcziki
kapitalisty; ani nie żywut. (Czekasz na
męża? Ich zastrzelili kapitaliści bogacze. Oni
nie żyją). – Nam to dziś na zebraniu powiedzieli
– zakończył. – Najwyraźniej dostali na
tych ich zebraniach partyjnych zadanie, by to
kłamstwo katyńskie rozpowszechniać.
– Pamiętam, jak zaczęłam strasznie płakać.
Mama zaczęła mnie uspokajać: – Co ty go
słuchasz, co on wie?!
Nasza pamięć rejestruje szczególnie wyraźnie
kadry, nasycone traumatycznymi przeżyciami.
A gdy w grę wchodzi wrażliwość
dziecka…
– To było już po podpisaniu układu Sikorski-
-Majski. Do naszego pasiołka wrócił polski
Żyd, zwolniony z więzienia. Jego rodzina
była wysiedlona razem z nami.
Wszyscy do niego przypadli i pytali. Chcieli się
dowiedzieć, czy wie, widział, gdzie nasi bliscy.
Powiedział do mnie: On wróci za trzy dni.
Obudził w moim sercu taką nadzieję, że nie
poszłam do szkoły, usiadłam pod wiatrakiem
ze wzrokiem utkwionym w step i wypatrywałam,
żeby wybiec mu na spotkanie. Nic
tylko myślałam, czy mnie pozna, czy ja jego
poznam?
Gdy Niemcy odkryli w 1943 r. masowe groby
w katyńskim lesie, gadzinówki sowieckie
pisały: Niemcy rozstrzelali kolo Smoleńska
polskich oficerów. Pani Maria Szpilewska
w swoich zapiskach z syberyjskiego zesłania
zanotowała: „Walduś dziś płakał – pewnie
wspominał tatusia, nie chce nawet słyszeć,
że jego tatuś miałby nie żyć… ja natomiast
myślę, że pewnie nie żyje.”
Starszemu bratu Pani Halina zawdzięcza
wiele. Tak jak na Syberii otaczał ją prawie ojcowską
opieką. – Wspierał mnie materialnie,
wypełniając puste miejsce po ojcu. Mama
cieszyła się, że w dalekim Gdańsku, gdzie studiowałam
na politechnice, jesteśmy razem.
Do akademika przysyłała z Rzeszowa, gdzie
po wojnie zamieszkała, blachę ciasta i listy.
Do Polski rodzina porucznika Szpilewskiego
wróciła w czerwcu 1946 r. – Najpierw do
Łańcuta, gdzie zatrzymała się ciotka, żona
leśniczego w dobrach hrabiego Potockiego.
– W Rzeszowie poszłam od razu do szóstej
klasy (do piątej klasy uczyła się w szkole rosyjskiej
na Sybirze). – Pisać po polsku nauczyłam
się na „Iliadzie” i „Odysei” – wspomina Pani
Halina. W Rzeszowie, który wtedy był bardzo
„czerwony”, zdałam maturę. O ojcu musiałam
pisać: zginął na wojnie. A w dokumentach
mama zmuszona była podawać oficjalnie datę
zgonu: 9 maja 1946 r. Mam nawet taki dokument.
Jak wszystkie rodziny katyńskie byliśmy
zakneblowani. Tylko nieliczni mieli odwagę
napisać w czasach PRL na symbolicznych nagrobkach:
zginął w Katyniu w 1940.
Zanim Halina Młyńczak stanęła po raz pierwszy
na ziemi męczeństwa swojego Ojca, już
wiedziała: ppor. Gustaw Szpilewski, numer
identyfikacyjny 3736.
STACJA GDYNIA: na skrzyzowaniu katyńskich losów Chrystus nie tylko krzyżuje ludzkie losy, ale
jak głosił Biskup Józef Zawitkowski w tegorocznych
kazaniach pasyjnych w Radiu Maryja:
„Wszystko mi pokrzyżowałeś”. Z tego
„krzyżowania” może się narodzić tylko dobro,
znacznie przerastające naszą maleńką
wyobraźnię, rozum i plany, które co najwyżej
sięgają końca nosa.
Na takim skrzyżowaniu spotkały się losy
dwóch gdyńskich rodzin, na które padał
długi cień katyńskiego Krzyża. Jak doszło
do spotkania Pani Haliny Młyńczak, córki
zamordowanego w Katyniu ppor. Gustawa
Szpilewskiego, więżnia Kozielska i Henryka
Gorzechowskiego (juniora), syna por. Henryka
Gorzechowskiego, zamordowanego
w Katyniu jeńca Kozielska.
– W piśmie „Odrodzenie”, opowiada Pani
Halina Młyńczak, redagowanym m.in. przez
pisarza Jana Dobraczyńskiego, ogłoszono,
że organizowany jest wyjazd do Katynia dla
rodzin pomordowanych. Zebrałam oczywiście
wszystkie dokumenty dotyczące ojca
i w kopercie, na której po raz pierwszy mogłam
napisać oficjalnie słowo „Katyń”, przesłałam.
Zostałam zakwalifikowana na ten
wyjazd. Był rok 1989 r.
Zaczęłam na lewo i prawo z tej radości
chwalić się wśród znajomych: – Jadę do
Katynia! Jedna z moich znajomych, gdy to
usłyszała, mówi: – A ja znam Pana Henryka
Gorzechowskiego, który był w Kozielsku
i pracuje w gdyńskim „Centromerze”.
– Jak
to, to niemożliwe, jeniec z Kozielska żyje?!
– nie dowierzałam.
Koleżanka zorganizowała spotkanie towarzyskie.
Rozmawialiśmy chyba ze cztery
godziny. To od niego dowiedziałam się, że
w Kozielsku mój ojciec, tak jak i jego był
w tzw. skicie (zabudowania dla niższej służby
klasztornej), gdzie Sowieci przetrzymywali
niższych stopniem polskich oficerów. Starsi
stopniem byli w pomieszczeniach dawnego
monastyru prawosławnego. Pan Gorzechowski
opowiedział Pani Halinie o relikwii
po Ojcu – sosnowej deseczce z wizerunkiem
Matki Bożej Ostrobramskiej, którą ojciec
podarował mu w Kozielsku na 19. urodziny
(na rewersie deseczki jest data: Kozielsk
28-II-1940).
Kresowa Madonna uratowała jego młode życie.
Na porannym apelu, gdzieś w drugiej połowie
kwietnia 1940 r. – w każdym razie wtedy,
gdy wywożono z Kozielska w niewiadomym
kierunku jedną z ostatnich grup jeńców
– dziewiętnastoletni wówczas Henryk Gorzechowski
usłyszał wyczytane swoje nazwisko.
Zapytał: – Henryk, ale który? Jest przecież
dwóch. Ojciec i syn. Przyjmujący apel machnął
ręką: „wsio rawno, możet byt atiec”.
– Pan Gorzechowski, gdy się spotkaliśmy, był
po pierwszym zawale, wspomina Pani Halina,
więc przekazał mi lampki, które miałam
zapalić również w jego imieniu na miejscu
kaźni naszych ojców. Przed moim wyjazdem
do Katynia w 1989 r. przychodzili do mnie
różni ludzie i prosili: – Przywieź stamtąd chociaż
gałązkę z tego lasu.
– Z Henrykiem Gorzechowskim, który pracował
w Centromerze m.in. jako tłumacz,
umówiłam się na spotkanie po przyjeździe
z Katynia. W maju 1989 r. Pan Gorzechowski
uczestniczył w wyjeździe kombatantów na
Monte Cassino (w czasie wojny, po uwolnieniu
z Kozielska, był żołnierzem Generała
Maczka). Ale już do spotkania nie doszło;
zmarł w październiku 1989 r.
– Gdy poznałam historię tej relikwii, uświadomiłam
sobie, że ta pamiątka ma nie tylko
prywatny, ale i narodowy charakter.
– 7 kwietnia 1990 r. deseczkę z wyrzeźbionym
kozikiem wizerunkiem Kresowej Madonny
przyniósł do mojego domu po śmierci ojca
– kolejny Henryk Gorzechowski (taka była tradycja
dziedziczenia imienia w tej rodzinie).
Pani Halina rozpoczęła starania, by o Kozielskiej
relikwii dowiedział się świat. Początkowo
myślała, by znalazła jakieś godne miejsce
w Gdyni. – Gdy może powstanie sanktuarium
katyńskie, Matka Boża z Kozielska będzie
chciała mu patronować – marzyła.
W 1990 r. napisała do „Pielgrzyma” o swojej
drugiej pielgrzymce do Katynia w 1990 r.:
„Jego opiekunka (Henryka Gorzechowskiego
– juniora) Matka Boska, odbyła pielgrzymkę
do Katynia ze mną, do grobu Henryka – seniora.
Trwała w ukryciu przez 50. lat, teraz tę
płaskorzeźbę…za waszym pośrednictwem
pragnęłabym ukazać światu. Ściślej biorąc,
może uczyni to kolejny Henryk Gorzechowski
– wnuk i syn Henryków, ja zaś poczuwam
się do obowiązku zasygnalizować sprawę”.
Pani Halina w tekście do „Pielgrzyma” przypomina
dalej, że znana jest relikwia, wyrzeżbiona
przez ppor. Zielińskiego z obozu nr II
w 1941 r. A Matka Boża Ostrobramska na
deseczce z obozowej pryczy z Kozielska jest
relikwią z obozu nr 1.
– Zaczęłam o Niej pisać, udostępniać na wystawy
– opowiada Pani Halina.
Gdy nawiązałam kontakt z prof. Jackiem
Trznadlem, on zaproponował, by relikwia
znalazła swoje godne miejsce w Katedrze św.
Jana Chrzciciela w Warszawie. W sercu hołubiłam
myśl o Gdyni, ale przecież Warszawa to
serce Polski. Gdy prof. Jacek Trznadel skontaktował
się z ówczesnym Biskupem Sławojem
Leszkiem Głódziem, wybór padł ostatecznie
na Katedrę Polową Wojska Polskiego.
Największą zasługę w powstaniu tego sanktuarium
mają, moim zdaniem, Prof. Trznadel
i Biskup Polowy Sławoj Leszek Głódż.
– Ilekroć jestem w Warszawie, zaglądam do
kaplicy i serce mi rośnie. Byłam oczywiście
z wnukami, którzy potrafią natychmiast odszukać
tabliczkę z nazwiskiem pradziadka:
Gustawa Szpilewskiego. A jednocześnie nie
mogę się nadziwić: – Dlaczego przez moje
ręce Matka Boża wyszła z ukrycia, skoro tylerąk i serc godniejszych?...
MODLITWA Pani Halina Młyńczak, wdzięczna cudownej
ingerencji Matki Bożej – relikwii z Kozielska,
napisała modlitwę.
To jakby niewypowiedziane błaganie Ojca,
który prosi o opiekę nad swoim Synem:
„Matko Najświętsza,
do serca swego przytul Syneczka mego jedynego,
obok na pryczy los jeniecki dzieli,
odkąd Sowieci nas do niewoli wzięli.
Głos jego Matki z Polski nie dochodzi,
zmowa zaborców listom drogę grodzi,
Tyś w Ostrej Bramie dana na ratunek,
Zdejm z serca Ojca głęboki frasunek.
Proszę, niech Henryk zrodzon w Polsce wolnej,
wróci do Matki i Polski swobodnej
Na desce z pryczy rzeźbiąc Twe oblicze,
proszę: otocz opieką jego młode życie.” Amen. I tak się stało.
|
* * *
Od 15 września 2002 r. Matka Boża z Kaplicy
Katyńskiej, na deseczce z obozowej pryczy,
w Katedrze Polowej Wojska Polskiego, pochyla
się nad prośbami wszystkich skruszonych
w sercu i przedstawia swojemu zmaltretowanemu
Synowi. A On wisi w kruchcie
obok na krzyżu; przypomina wszystkich
wydobytych z katyńskich dołów śmierci. Ten
sam poszarpany polski mundur i to samo
rozdarte, ale kochające serce.
Boskie zranione Serce, które leczy inne zranione
ludzkie serca.
Elżbieta Szmigielska-Jezierska
Źródło: Nasza Służba. Dwutygodnik Ordynariatu Polowego Wojska Polskiego nr 8, 16-30 kwietnia 2008.
Tablica pamiątkowa w kościele św. Brygidy w Gdańsku |
Kaplica Katyńska w Gdyni |
"Wiernym Synom Ojczyzny" tablica w Kaplicy Katyńskiej w Gdyni |
Matka Boska Ostrobramska - Kaplica Katyńska w Gdyni |
Ołtarzyk z Madonnami Katyńskimi - Kaplica Katyńska w Gdyni |
|