Kategorie:
Nowiny
Ze Świata
Z Polski
Z Australii
Polonijne
Nauka
Religia
Wyszukiwarka 

Szukanie Rozszerzone
Konkurs Strzeleckiego:

Archiwum:

Reklama:

 
11 maja 2014
Katyńskie Madonny - Kwietniowa Niobe
z Haliną Młyńczak rozmawia Elżbieta Szmigielska-Jezierska
Od Redakcji: Podróżując po świecie szlakiem liberty Felix Molski odwiedza muzea i cmentarze, fotografuje i dokumentuje pomniki bohaterstwa i męczeństwa oraz nawiązuje kontakty, które owocują niezwykłymi opowieściami, jak na przykład ta o katyńskiej ikonie... O Katyńskiej Madonnie opowiada Halina Młyńczak, którą Felix spotkał w Gdyni. Kopię ikony można obejrzeć i krótką jej historię poznać na wystawie ANZAC Centenary Exhibition w Klubie Polskim w Ashfield.

* * *

"Ta deseczka z Kozielska – to jakby ostatni dotyk mojego Ojca. Może spał na sąsiedniej pryczy, z której ucięto ten kawałek deski? A może patrząc w ukryciu przed enkawudowską strażą, na wizerunek Matki Bożej Miłosierdzia modlił się o cud powrótu do rodziny? Do Ojczyzny – tak nas powrócisz cudem na ojczyzny łono…? Przecież jak większość z nich był chory na Polskę?" – zastanawia się pani Halina Młyńczak, córka zamordowanego w Katyniu ppor. Gustawa Szpilewskiego.

– Przez dwa lata wisiała na ścianie w moim domu w Gdyni. Dziś w tym miejscu wisi replika mojej Matki Bożej Jenieckiej, bo tak ją nazywam – mówi pani Halina Młyńczak. – Wierzę, że to za Jej sprawą w moim życiu wydarzył się ten cud. Bo przecież 7 kwietnia 1990 r. tę maleńką ikonkę z płaskorzeźbą Matki Bożej Ostrobramskiej przyniósł do mojego domu wnuk zamordowanego w Katyniu por. Henryka Gorzechowskiego, też Henryk. A rok później, też 7 kwietnia, po 51. latach stanęłam w Żuchowiczach Wielkich, w miejscu, gdzie żyli moi dziadowie i skąd wywieźli naszą rodzinę na Sybir. Przecież tylko miłosierne serce Matki mogło wskazać to miejsce… Pani Halina odnalazła wtedy w Radziwiłowskiej Połoneczce na Nowogródczyźnie, na przykościelnym cmentarzu grobek swojej siostrzyczki Janeczki.

Zachowały się tylko cztery groby i krzyżyk z tabliczką: „…ukochana córka Gustawa i Marii Szpilewskich”. Dziś w tym miejscu stoi pomniczek z epitafium: „Ś.p. Gustaw Szpilewski, kierownik szkoły w Żuchowiczach Wielkich, zamordowany w Katyniu 1940 r.” oraz wizerunkiem Matki Bożej Kozielskiej według płaskorzeźby por. Henryka Gorzechowskiego. Tej samej, która jest dziś relikwią w Kaplicy Katyńskiej Katedry Polowej Wojska Polskiego.

7 kwietnia – to data w moim sercu matki i babci szczególna, tego dnia urodziła się moja córka i mój wnuk. Gdy więc w moim domu właśnie 7 kwietnia pojawił się Gość tak szczególny – pomyślałam: Czy to jakiś znak, zadanie zlecone przez Bożą Opatrzność za pośrednictwem Matki Bożej?..

STACJA SMOLENSK ICH TAM UŻE NIET
Miała sześć lat, gdy widziała go po raz ostatni. Porucznik rezerwy, z zawodu nauczyciel, kierownik szkoły w Żuchowiczach Wielkich w powiecie stołpeckim, Gustaw Szpilewski na czas mobilizacji we wrześniu 1939 r. miał się stawić do macierzystego pułku, 78 Pułku Piechoty w Baranowiczach. – Pamiętam, jak tatusia żegnaliśmy. Przed szkołę zajechała bryczka, taki powozik. Po jednej stronie – wspomina Pani Halina Młyńczak – siedział mój tatuś, a po drugiej mój ojciec chrzestny, obaj nauczyciele. Ich losy potoczyły się w ten sposób, że jeden dostał się do niewoli niemieckiej i przeżył, mój tatuś do sowieckiej i jako jeniec Kozielska został zamordowany w Katyniu.


Gustaw Szpilewski, Baranowicze 1927.


Tablica pamiątkowa w Kaplicy Katyńskiej w Gdyni

Zadziwiająca i szokująca była jednak zbieżność i zgodność celów obu okupantów. Mołotow (jego podpis widnieje na wniosku przygotowanym dla WKP(b) przez Ławrientija Berię z 5 marca 1940 r., skazującym jeńców polskich na śmierć): „Wystarczyło jedno uderzenie na Polskę, najpierw ze strony niemieckiej, a potem – Armii Czerwonej, by nic nie zostało z tego pokracznego bękarta traktatu wersalskiego”. Himmler: „jest konieczne, aby wielki naród niemiecki widział swoje główne zadanie w unicestwieniu wszystkich Polaków”. Plan zagłady polskich elit rozpoczęty w Katyniu trwał do 1956 r., bo to zbrodnicze dzieło było kontynuowane przez polską bezpiekę nadzorowaną przez Sowietów.

– Dość szybko dowiedzieliśmy się, że Ojciec jest w niewoli, bo potajemnie dotarł do nas, do Żuchowicz żołnierz z plutonu mojego taty (zwykłych żołnierzy zwalniali; Sowietom chodziło o zagładę polskich elit – Akcja AB – Katyń).

Rodzina podporucznika Szpilewskiego czekała na wieści, na potwierdzenie, że żyje, że jest cały i zdrowy. Te dni, podobnie jak w setkach tysięcy polskich rodzin ze wschodnich kresów II RP, były naznaczone oczekiwaniem i tęsknotą. Z końcem listopada 1939 r. z obozów w Kozielsku, Starobielsku, w Ostaszkowie zaczęły napływać pierwsze listy. – Pierwsza wiadomość przyszła w listopadzie 1939 r. Pismo takie bardziej kulfoniaste, na kartce z zeszytu; jakby był chory albo ranny. W sumie przesłał tych listów pięć. Sygnowane: Kozielsk, Jaszczik 12 (poczta polowa nr 12). Do Muzeum Katyńskiego przekazałam dwa listy i legitymację. W jednym z listów pisał: „Często widzę obraz, jak Haluśka i Waldeczek idąc spać składają rączki i mówią: „daj zdrowia dla Tatusia…Proszę Was, dziatki, abyście Mamusi słuchały, a Waldeczek, żeby był dobrym uczniem, swych nauczycieli słuchał, Mamusi pomagał i Siostrzyczkom krzywdy nie robił”. A do Mamy: „Ja się na wszystko zgadzam, co postanowisz, tylko przeżyjcie. Wrócę, będę pracował…”

Ostatni list pisze w marcu: „…chciałbym być ptakiem wiosennym, by wracać do siebie” – Pani Halina cytuje z pamięci jedne z ostatnich, tak drogich słów Ojca. 13 kwietnia 1940 r. Pani Maria Alojza z Terleckich – Szpilewska (z zawodu nauczycielka), z siedmioletnią Halusią i o cztery lata starszym Waldeczkiem wsiedli do wagonu razem z innymi deportowanymi na Sybir Polakami. – O mojej Matce mogę powiedzieć, że to taka „Kwietniowa Niobe”. Bo przecież traciła po kolei to, co najcenniejsze. Najpierw – ojczyznę, potem dziecko (27 marca 1940 r. umarła moja siostra), a w końcu męża. Rodzice Pani Haliny pochodzili z rodów o tradycjach patriotycznych, zakorzenionych na kresach wschodnich. – Może w Rakowie nieopodal Mińska jest jeszcze nagrobek mojej babki Łucji z Sabiłłów – Szpilewskiej. „Długi łańcuch ludzkich istnień, połączonych nutą swojską, żeby Polska byłą Polską” – przypominają się pani Halinie słowa Jana Pietrzaka. – Tam, na kresach nasze groby; na Cmentarzu Orląt Lwowskich leży stryj Marii Szpilewskiej z Terleckich. – Jako rodzina czcimy pamięć zesłańców Sybiru, ofiar Katynia, Kuropat, legionistów, Orląt Lwowskich, powstańców. Wszystko, co polskie jest mi bliskie…

– Na Sybir wieźli nas około dwóch tygodni. Wagon zatrzymał się na stacji Smoleńsk, to musiało być około połowy kwietnia. Jeszcze nie wiedzieliśmy, że 17 kilometrów od tej stacji, w lesie katyńskim enkawudziści ich mordują. Być może, że na sąsiednim torze stał wagon z kolejnym transportem jeńców z Kozielska. Transport w przeciwnym kierunku – w stroną dołów śmierci. Podczas tego postoju na stacji w Smoleńsku moja mama, która była dyżurną w wagonie, poszła z wiadrami po kipiatok (wrzątek). Po drodze pyta spotkanego Sowieta: Gdzie tu jest Kozielsk, bo tam jest mój mąż. Sowiet na to: Tam ich uże niet. Dziś już córka Gustawa Szpilewskiego wie, że jej ojciec, gdy stali wtedy na stacji w Smoleńsku, jeszcze żył. Zamordowali go prawdopodobnie 30 kwietnia 1940: – Mój Tata znalazł się na liście wywozowej z Kozielska razem ze Swianiewiczem, z 29 kwietnia. – Dzięki temu wiem nawet, z zapisków Swianiewicza, jak wyglądał poranek 29 kwietnia 1940 r., ostatnie chwile jego życia.

W tym samym czasie, gdy Polacy – pozbawieni swoich domów, dobytku – deportowani byli w nieludzkich warunkach na Syberię; w tym samym czasie, gdy ich mężowie i ojcowie byli mordowani w katyńskim lesie… Nieopodal w willi KGB pod Smoleńskiem Woroszyłow i Kaganowicz, którzy zadecydowali o męczeństwie Polaków, spokojnie łowili ryby i wypoczywali.

STACJA SYBIR: ich postrielali pamieszcziki kapitalisty
Na Sybirze Pani Maria Szpilewska, „kwietniowa Niobe” – jak mówi o swojej Matce z wielką czułością i szacunkiem córka Halina Młyńczak – pracowała w kołchozie. – Te kobiety, nasze matki to były prawdziwe bohaterki. Musiały tam na Sybirze nie tylko nas, swoje dzieci, odziać, wyżywić, ale i zachować narodowość, przekazać wiarę. Wbrew wysiłkom rusyfikacyjnym i propagandzie sowieckiej szkoły. – Mama zawsze nam mówiła: Dzieci, pamiętajcie, wy jesteście Polakami. Święte Matki Polki czekające… Contra spem, spero (z nadzieją wbrew nadziei). To dzięki nim pamięć o Katyniu nie dała się zgładzić. Ale było to możliwe dzięki temu, że swój los i los swoich dzieci powierzyły Matce nad Matkami – Kresowej Madonnie – Wychowywały po chrześcijańsku, nie budziły w nas nienawiści do morderców. Ale też przebaczenie bez woli ujawnienia całej prawdy i skruchy sprawców, staje się pustym gestem – dzieli się refleksją pani Halina.

Swoistym wotum wdzięczności dla Matek, wdów katyńskich, jest książka, wydana staraniem Gdyńskiej Rodziny Katyńskiej, „Pisane miłością”. Pani Halina pokazuje zamieszczone w publikacji zdjęcia z rodzinnego archiwum swojej Mamy: – To zdjęcie z chrztu mojej mamy, a to foto rodziców (oboje byli nauczycielami) zaraz po ślubie, z 1928 r. Tutaj Mamusia z naszą trójką: Ja, moja siostra bliźniaczka i Walduś. Cytuje fragment książki, swojego autorstwa, poświęcony mamie Marii. Mama pisała do Gdańska, gdzie studiowałam po wojnie na Politechnice: „Miej Boga w sercu, ucz się, wyjdż na ludzi, tak aby Tatuś był z Ciebie dumny. Dziś dziękuję Ci, Matko, za przykład Twojego życia”. Z listów, które pani Halina Młyńczak dostała od cioci po śmierci swojej Matki, dowiedziała się, że mamusia pisała w sprawie ojca do Moskwy: – Czekała i szukała, pisała nawet do Moskwy, ale oczywiście odpowiedzi nie było. Mama pisała pamiętnik i listy do Lwowa, do mojej ciotki.

Okruchy syberyjskich wspomnień Pani Haliny: – Zapamiętałam bardzo wyraźnie szczególnie dwa momenty. Przyszedł raz do nas jeden Sowiet, brygadzista i mówi do mojej mamy: Ty muża żdziosz? – Ich pastrielali pamieszcziki kapitalisty; ani nie żywut. (Czekasz na męża? Ich zastrzelili kapitaliści bogacze. Oni nie żyją). – Nam to dziś na zebraniu powiedzieli – zakończył. – Najwyraźniej dostali na tych ich zebraniach partyjnych zadanie, by to kłamstwo katyńskie rozpowszechniać. – Pamiętam, jak zaczęłam strasznie płakać. Mama zaczęła mnie uspokajać: – Co ty go słuchasz, co on wie?! Nasza pamięć rejestruje szczególnie wyraźnie kadry, nasycone traumatycznymi przeżyciami. A gdy w grę wchodzi wrażliwość dziecka…

– To było już po podpisaniu układu Sikorski- -Majski. Do naszego pasiołka wrócił polski Żyd, zwolniony z więzienia. Jego rodzina była wysiedlona razem z nami. Wszyscy do niego przypadli i pytali. Chcieli się dowiedzieć, czy wie, widział, gdzie nasi bliscy. Powiedział do mnie: On wróci za trzy dni. Obudził w moim sercu taką nadzieję, że nie poszłam do szkoły, usiadłam pod wiatrakiem ze wzrokiem utkwionym w step i wypatrywałam, żeby wybiec mu na spotkanie. Nic tylko myślałam, czy mnie pozna, czy ja jego poznam?

Gdy Niemcy odkryli w 1943 r. masowe groby w katyńskim lesie, gadzinówki sowieckie pisały: Niemcy rozstrzelali kolo Smoleńska polskich oficerów. Pani Maria Szpilewska w swoich zapiskach z syberyjskiego zesłania zanotowała: „Walduś dziś płakał – pewnie wspominał tatusia, nie chce nawet słyszeć, że jego tatuś miałby nie żyć… ja natomiast myślę, że pewnie nie żyje.”

Starszemu bratu Pani Halina zawdzięcza wiele. Tak jak na Syberii otaczał ją prawie ojcowską opieką. – Wspierał mnie materialnie, wypełniając puste miejsce po ojcu. Mama cieszyła się, że w dalekim Gdańsku, gdzie studiowałam na politechnice, jesteśmy razem. Do akademika przysyłała z Rzeszowa, gdzie po wojnie zamieszkała, blachę ciasta i listy. Do Polski rodzina porucznika Szpilewskiego wróciła w czerwcu 1946 r. – Najpierw do Łańcuta, gdzie zatrzymała się ciotka, żona leśniczego w dobrach hrabiego Potockiego. – W Rzeszowie poszłam od razu do szóstej klasy (do piątej klasy uczyła się w szkole rosyjskiej na Sybirze). – Pisać po polsku nauczyłam się na „Iliadzie” i „Odysei” – wspomina Pani Halina. W Rzeszowie, który wtedy był bardzo „czerwony”, zdałam maturę. O ojcu musiałam pisać: zginął na wojnie. A w dokumentach mama zmuszona była podawać oficjalnie datę zgonu: 9 maja 1946 r. Mam nawet taki dokument. Jak wszystkie rodziny katyńskie byliśmy zakneblowani. Tylko nieliczni mieli odwagę napisać w czasach PRL na symbolicznych nagrobkach: zginął w Katyniu w 1940. Zanim Halina Młyńczak stanęła po raz pierwszy na ziemi męczeństwa swojego Ojca, już wiedziała: ppor. Gustaw Szpilewski, numer identyfikacyjny 3736.

STACJA GDYNIA: na skrzyzowaniu katyńskich losów
Chrystus nie tylko krzyżuje ludzkie losy, ale jak głosił Biskup Józef Zawitkowski w tegorocznych kazaniach pasyjnych w Radiu Maryja: „Wszystko mi pokrzyżowałeś”. Z tego „krzyżowania” może się narodzić tylko dobro, znacznie przerastające naszą maleńką wyobraźnię, rozum i plany, które co najwyżej sięgają końca nosa.

Na takim skrzyżowaniu spotkały się losy dwóch gdyńskich rodzin, na które padał długi cień katyńskiego Krzyża. Jak doszło do spotkania Pani Haliny Młyńczak, córki zamordowanego w Katyniu ppor. Gustawa Szpilewskiego, więżnia Kozielska i Henryka Gorzechowskiego (juniora), syna por. Henryka Gorzechowskiego, zamordowanego w Katyniu jeńca Kozielska.

– W piśmie „Odrodzenie”, opowiada Pani Halina Młyńczak, redagowanym m.in. przez pisarza Jana Dobraczyńskiego, ogłoszono, że organizowany jest wyjazd do Katynia dla rodzin pomordowanych. Zebrałam oczywiście wszystkie dokumenty dotyczące ojca i w kopercie, na której po raz pierwszy mogłam napisać oficjalnie słowo „Katyń”, przesłałam. Zostałam zakwalifikowana na ten wyjazd. Był rok 1989 r. Zaczęłam na lewo i prawo z tej radości chwalić się wśród znajomych: – Jadę do Katynia! Jedna z moich znajomych, gdy to usłyszała, mówi: – A ja znam Pana Henryka Gorzechowskiego, który był w Kozielsku i pracuje w gdyńskim „Centromerze”.

– Jak to, to niemożliwe, jeniec z Kozielska żyje?! – nie dowierzałam. Koleżanka zorganizowała spotkanie towarzyskie. Rozmawialiśmy chyba ze cztery godziny. To od niego dowiedziałam się, że w Kozielsku mój ojciec, tak jak i jego był w tzw. skicie (zabudowania dla niższej służby klasztornej), gdzie Sowieci przetrzymywali niższych stopniem polskich oficerów. Starsi stopniem byli w pomieszczeniach dawnego monastyru prawosławnego. Pan Gorzechowski opowiedział Pani Halinie o relikwii po Ojcu – sosnowej deseczce z wizerunkiem Matki Bożej Ostrobramskiej, którą ojciec podarował mu w Kozielsku na 19. urodziny (na rewersie deseczki jest data: Kozielsk 28-II-1940).

Kresowa Madonna uratowała jego młode życie. Na porannym apelu, gdzieś w drugiej połowie kwietnia 1940 r. – w każdym razie wtedy, gdy wywożono z Kozielska w niewiadomym kierunku jedną z ostatnich grup jeńców – dziewiętnastoletni wówczas Henryk Gorzechowski usłyszał wyczytane swoje nazwisko. Zapytał: – Henryk, ale który? Jest przecież dwóch. Ojciec i syn. Przyjmujący apel machnął ręką: „wsio rawno, możet byt atiec”. – Pan Gorzechowski, gdy się spotkaliśmy, był po pierwszym zawale, wspomina Pani Halina, więc przekazał mi lampki, które miałam zapalić również w jego imieniu na miejscu kaźni naszych ojców. Przed moim wyjazdem do Katynia w 1989 r. przychodzili do mnie różni ludzie i prosili: – Przywieź stamtąd chociaż gałązkę z tego lasu.

– Z Henrykiem Gorzechowskim, który pracował w Centromerze m.in. jako tłumacz, umówiłam się na spotkanie po przyjeździe z Katynia. W maju 1989 r. Pan Gorzechowski uczestniczył w wyjeździe kombatantów na Monte Cassino (w czasie wojny, po uwolnieniu z Kozielska, był żołnierzem Generała Maczka). Ale już do spotkania nie doszło; zmarł w październiku 1989 r.

Gdy poznałam historię tej relikwii, uświadomiłam sobie, że ta pamiątka ma nie tylko prywatny, ale i narodowy charakter. – 7 kwietnia 1990 r. deseczkę z wyrzeźbionym kozikiem wizerunkiem Kresowej Madonny przyniósł do mojego domu po śmierci ojca – kolejny Henryk Gorzechowski (taka była tradycja dziedziczenia imienia w tej rodzinie). Pani Halina rozpoczęła starania, by o Kozielskiej relikwii dowiedział się świat. Początkowo myślała, by znalazła jakieś godne miejsce w Gdyni. – Gdy może powstanie sanktuarium katyńskie, Matka Boża z Kozielska będzie chciała mu patronować – marzyła.

W 1990 r. napisała do „Pielgrzyma” o swojej drugiej pielgrzymce do Katynia w 1990 r.: „Jego opiekunka (Henryka Gorzechowskiego – juniora) Matka Boska, odbyła pielgrzymkę do Katynia ze mną, do grobu Henryka – seniora. Trwała w ukryciu przez 50. lat, teraz tę płaskorzeźbę…za waszym pośrednictwem pragnęłabym ukazać światu. Ściślej biorąc, może uczyni to kolejny Henryk Gorzechowski – wnuk i syn Henryków, ja zaś poczuwam się do obowiązku zasygnalizować sprawę”. Pani Halina w tekście do „Pielgrzyma” przypomina dalej, że znana jest relikwia, wyrzeżbiona przez ppor. Zielińskiego z obozu nr II w 1941 r. A Matka Boża Ostrobramska na deseczce z obozowej pryczy z Kozielska jest relikwią z obozu nr 1.

– Zaczęłam o Niej pisać, udostępniać na wystawy – opowiada Pani Halina. Gdy nawiązałam kontakt z prof. Jackiem Trznadlem, on zaproponował, by relikwia znalazła swoje godne miejsce w Katedrze św. Jana Chrzciciela w Warszawie. W sercu hołubiłam myśl o Gdyni, ale przecież Warszawa to serce Polski. Gdy prof. Jacek Trznadel skontaktował się z ówczesnym Biskupem Sławojem Leszkiem Głódziem, wybór padł ostatecznie na Katedrę Polową Wojska Polskiego. Największą zasługę w powstaniu tego sanktuarium mają, moim zdaniem, Prof. Trznadel i Biskup Polowy Sławoj Leszek Głódż. – Ilekroć jestem w Warszawie, zaglądam do kaplicy i serce mi rośnie. Byłam oczywiście z wnukami, którzy potrafią natychmiast odszukać tabliczkę z nazwiskiem pradziadka: Gustawa Szpilewskiego. A jednocześnie nie mogę się nadziwić: – Dlaczego przez moje ręce Matka Boża wyszła z ukrycia, skoro tylerąk i serc godniejszych?...

MODLITWA
Pani Halina Młyńczak, wdzięczna cudownej ingerencji Matki Bożej – relikwii z Kozielska, napisała modlitwę. To jakby niewypowiedziane błaganie Ojca, który prosi o opiekę nad swoim Synem: „Matko Najświętsza, do serca swego przytul Syneczka mego jedynego, obok na pryczy los jeniecki dzieli, odkąd Sowieci nas do niewoli wzięli. Głos jego Matki z Polski nie dochodzi, zmowa zaborców listom drogę grodzi, Tyś w Ostrej Bramie dana na ratunek, Zdejm z serca Ojca głęboki frasunek. Proszę, niech Henryk zrodzon w Polsce wolnej, wróci do Matki i Polski swobodnej Na desce z pryczy rzeźbiąc Twe oblicze, proszę: otocz opieką jego młode życie.”
Amen.
I tak się stało.


* * * Od 15 września 2002 r. Matka Boża z Kaplicy Katyńskiej, na deseczce z obozowej pryczy, w Katedrze Polowej Wojska Polskiego, pochyla się nad prośbami wszystkich skruszonych w sercu i przedstawia swojemu zmaltretowanemu Synowi. A On wisi w kruchcie obok na krzyżu; przypomina wszystkich wydobytych z katyńskich dołów śmierci. Ten sam poszarpany polski mundur i to samo rozdarte, ale kochające serce. Boskie zranione Serce, które leczy inne zranione ludzkie serca.

Elżbieta Szmigielska-Jezierska

Źródło: Nasza Służba. Dwutygodnik Ordynariatu Polowego Wojska Polskiego nr 8, 16-30 kwietnia 2008.


Tablica pamiątkowa w kościele św. Brygidy w Gdańsku


Kaplica Katyńska w Gdyni


"Wiernym Synom Ojczyzny" tablica w Kaplicy Katyńskiej w Gdyni


Matka Boska Ostrobramska - Kaplica Katyńska w Gdyni


Ołtarzyk z Madonnami Katyńskimi - Kaplica Katyńska w Gdyni