Teatr „Fantazja” z Sydney po raz kolejny zawitał do Melbourne i po raz kolejny odniósł niewątpliwy sukces. Tym razem na scenach klubów polskich w Albion oraz w Rovwille ujrzeliśmy sztukę Macieja Wojtyszki „Grzechy Starości” w reżyserii Joanny Borkowskiej-Surucić. Fabuła sztuki oparta jest na pewnym fakcie historycznym, który wydarzył się w XIX wieku w Paryżu. Było nim spotkanie dwóch wielkich kompozytorów Rossiniego i Wagnera. Tytuł nawiązuje do żartobliwego określenia Rossiniego, który Małą Mszę Uroczystą nazwał „ostatnim grzechem śmiertelnym swojej starości”.
Rossini, wokół którego toczy się akcja Grzechów Starości, był człowiekiem obdarzonym błyskotliwym, choć nieco cynicznym poczuciem humoru. W końcowych latach twórczości przyjaciele wspominają go jednocześnie jako człowieka zakompleksionego, upokorzonego i przekonanego o zmarnowaniu swojego talentu. Takiego właśnie Rossiniego opisał Wojtyszko i takiego ukazał publiczności Jacek Samborski, który bardzo przekonywająco zagrał głównego bohatera.
Sztuka Wojtyszki w 1999 roku zdobyła wyróżnienie w konkursie na telewizyjny utwór dramatyczny i parę miesięcy później została zrealizowana przez Teatr Telewizji Polskiej. W inscenizacji warszawskiej główną rolę zagrał Gustaw Holoubek i sztuka sama w sobie była wielkim wydarzeniem artystycznym. Ponieważ miałem przyjemność oglądania owej światowej premiery, wybierałem się na spotkanie z „Fantazją” z pewnymi obawami. Zdawałem sobie sprawę, że wszyscy ci, którzy widzieli prapremierę, w sposób naturalny będą ją porównywać z realizacją wizji Joanny Borkowskiej-Surucić. Czy zespołowi udało się sprostać oczekiwaniom? Sądząc po reakcji publiczności, niewątpliwie tak. Wszyscy bez wyjątku aktorzy mieli swoje doskonałe momenty i zespół wyszedł obroną ręką z jakże trudnego wezwania jakim była realizacja sztuki Wojtyszki.
|
|
|
Mnie osobiście szczególnie utkwiła w pamięci Marta Kieć – Gubała, która wcielając się w rolę Olimpii stworzyła małą, barwną aktorską miniaturkę. Publiczność natomiast nagrodziła najbardziej rzęsistymi brawami kucharza Dominika Libuet, którego rolę po mistrzowsku odegrał Andrzej Świtakowski. Kiedy wydawało się, że widzowie hojnie nagrodzili już wszystkie aktorskie gwiazdy, Joanna Borkowska-Surucić wyczarowała na scenie jeszcze jednego gwiazdora w osobie Stefana Mrowińskiego.
Stefan Mrowiński, pisarz, krytyk, reżyser i autor niezliczonych tekstów lirycznych, znany jest szeroko australijskiej publiczności. Tak się składa, że właśnie w obecnym sezonie teatralnym obchodzi swój okrągły, 50-ty jubileusz pracy artystycznej. Nie zapomnieli o tym jego przyjaciele z teatru Fantazja. Zaprosili go na scenę i odśpiewali tradycyjne sto lat. To był niezwykle miły i sympatyczny gest ze strony naszych gości z Sydney.
Wzruszony Stefan dziękował artystom i w swój charakterystyczny sposób obdarzał ich nietuzinkowymi pochwałami pełnymi witalności i humoru. Ostatecznie stwierdził: -„Teatr Fantazja osiągnął Himalajskie szczyty.”
|
|
|
I na tym w zasadzie powinienem zakończyć relację z tego bardzo udanego, niedzielnego popołudnia. Zwykła jednak ludzka uczciwość nie pozwala mi, abym nie dodał paru słów krytyki. Nie na zasadzie bezsensownego krytykanctwa, ale z nadzieją, że zostaną one odebrane jako przyjacielska obserwacja z głębi widowni. Po pierwsze niewielka grupa widzów opuściła przedstawienie po pierwszej odsłonie. Powód? Niektóre sceny wydały im się zbyt odważne i obsceniczne. Myślę, że warto się nad tym zastanowić i wziąć pod uwagę, że spora część widowni to ludzie, którym nie bardzo przypadają do gustu erotyczne aluzje.
Druga uwaga to moja bardziej osobista krytyka. Wydaje mi się, że scenie końcowej zabrakło dynamizmu i wyrazistości. I choć wielu moich przyjaciół się ze mną nie zgadza, to ja będę się upierał, że kucharz Dominik, gdyby tylko zechciał, mógłby do ostatniego dania dodać odrobinę egzotycznych przypraw.
Jerzy Krysiak
|