W dniach afery podsłuchowej, podczas której z ust ministra Bartłomieja Sienkiewicza padło wyznanie – „państwo polskie istnieje tylko teoretycznie” – przyleciała do nas delegacja parlamentarna z Marszałkiem Senatu RP, Bogdanem Borusewiczem. A jeśli polskie państwo naprawdę nie istnieje ( w końcu minister spraw wewnętrznych wie najlepiej!) , to delegacja przyfrunęła chyba z niebytu ? Nie trzeba też nikomu tłumaczyć, że delegacja na tym szczeblu nie jest tej rangi, co wizyta głowy państwa lub premiera rządu, a zatem samą laską marszałkowską nie wyczaruje w Canberze spraw ważnych dla Polski. Tym bardziej, że pikantne wyznanie ministra Sienkiewcza już krąży w mediach globu, by nie powiedzieć globalnych, i z pewnością nie uszło uwadze rządu Abbotta.
Jakże więc Australia – czy inne państwo świata – miałoby podejmować rozmowy z państwem, które istnieje tylko teoretycznie ? A jeśli istnieje tylko na papierze, formalnie a nie realnie, to czy innym państwom opłaci sie utrzymywać stosunki z taką republiką, wycinanką z papieru!? Bo nie jest nawet „papierowym tygrysem”. IIIRP istnieje tylko na szyldach ambasad i konsulatów – może jeszcze na pieczęciach – ale naprawdę jest jakąś umowną ( jeszcze tolerowaną ) republiką w Unii Europejskiej albo republiką post-smoleńską, zależną od Moskwy i to nie tylko w dziedzinie energetycznej.
O, kraju Lechitów! O, Rzeczypospolito, która byłaś tak blisko, by dać złotą wolność trzem narodom – niestety, źle przeprowadzona unia w Brześciu Litewskim ( 1596) nie pozyskała w końcu Ukrainy. I choć jeszcze czwarty naród cieszył się przywilejami nieznanymi wtedy w innych krajach Europy, a także mniejszości etniczne, owa Rzeczypospolita zaczęła chylić się do upadku. Powody tej dekadencji znamy, natomiast nie jest powszechną wiedza o obecnej chorobie IIIRP, chorobie, która doprowadziła państwo polskie do niebytu, zdaniem ministra Sienkiewicza. Wiedzę o tej chorobie już chronicznej posiadają tuziny publicystów i blogerów, historyków i ekonomistów, wreszcie fachowców z innych kręgów, natomiast negują ją i ukrywają potomkowie czerwonych dynastii, resortowe dzieci, celebryci i „autorytety” Salonu, zwolennicy układu okrągłostołowego i dawnych służb czy spece od mokrej roboty.
Czy Polskę w r. 1989 strącono do niebytu ? Pytanie bez sensu: nigdy bowiem tej Polski z niebytu powojennego nie wytrącono, z niebytu peerelowskiego i z rygorów republiki sowieckiego kroju. W r.1989 – w Magdalence - zadbano, aby utrzymać Polaków w ubezwłasnowolnieniu, które reżim stalinowski osiągnął po latach krwawych represji, dławiąc ruch oporu przeciwko sowieckiemu okupantowi. Okrągły stół był przecież triumfem reżimu, a nie demokratycznej opozycji. Ta haniebna umowa – zawarta ponad narodem i bez jego woli – miała na celu zatwierdzić nieformalne ustalenia z Magdalenki, aby przypadkiem sytuacja nie wymknęła się spod kontroli PZPR-u, jego przybudówek i służb. Temu właśnie służyła gruba kreska, odrzucenie postulatów lustracji i dekomunizacji , co jednocześnie dawało parasol ochronny prosowieckiej agenturze skupionej w PZPR, SB czy w WSI.
Tym prostym fortelem oszukano polskie społeczeństwo, wmawiając ludziom, że dostają wreszcie demokrację, a nawet niepodległość (!), gdy tymczasem pozornie ustępujący reżim utrzymał wszelkie warunki kontroli nad narodem, aby nie wypuścić go z potrzasku, zainstalowanego w latach stalinizmu. Jakby według zaleceń carycy Katarzyny – „aby Polska nie wyszła z nicości” – albo według recepty leninowskiej : jeden krok wstecz, a potem dwa kroki do przodu! A realizacji tych zamierzeń służą czerwone dynastie ( czyli resortowe dzieci) tworzące materię post-komunistycznego układu. Okres „jednego kroku wstecz” to były zaledwie trzy lata ( 1989- 1992), państwo polskie mogło się narodzić po lustracji projektowanej przez rząd Olszewskiego i Macierewicza, niestety nocna zmiana – dzieło starych marksistów, zdrajców i oportunistów z Wałęsą na czele – przekreśliła te nadzieje. Peerelowska nomenklatura ocalona cudem głosowania ( bo KPN nie musiał się obrażać o jedną teczkę!) zdobyła pozycję do kontrofensywy.
A potem ruszyła powracająca fala tejże nomenklatury, nie tylko na najwyższych urzędach, ale też w wymiarze „sprawiedliwości”, bo post-komuniści wiedzieli jakie instytucje należy obstawiać, aby manipulować Polską. Rozpoczęto więc przywracać na stanowiska negatywnie zweryfikowanych prokuratorów, zwłaszcza w r.1994, za kadencji ministra Jaskierni ( byłego aparatczyka PZPR,zarazem prokuratora generalnego!) przywrócono aż kilkudziesięciu. I to procentuje dzisiaj, gdy spojrzeć na mataczenie śledztwa smoleńskiego czy na aktualne wyczyny prokuratury w redakcji tygodnika „Wprost”, będące jawnym pogwałceniem wolności prasy. Te metody wręcz totalitarne skłoniły wielu publicystów i blogerów do opinii, że rząd Tuska jest zagrożeniem dla demokracji, jasne – ale przecież nie jest to pierwsza afera, która podsuwa taki wniosek! Zasady demokracji łamie się w IIIRP od samego początku.
|
Z kolei Grzegorz Braun sądzi, że po aferze podsłuchowej państwo polskie abdykowało, ładnie to brzmi, lecz jaki to nonsens: embrion polskiego państwa usunięto 4 czerwca 1992 r., a zatem państwo polskie jeszcze nie istnieje! To co istnieje jest natomiast lakierowaną fasadą dla naiwnych, ozdobioną czekoladowym orłem a zaśmieconą pomnikami dla „wyzwolicieli”. W gruncie rzeczy jest to państwo post-stalinowskie, bo oparte na dzieciach resortowych i honorujące katów żołnierzy wyklętych, a prześladujące tych, co protestują przeciwko wykładom profesora-majora KBW.
Z takiego to kraju, państwa utrzymywanego tylko dla kasty nietykalnych a nie dla obywateli, przyleciała do nas delegacja „parlamentu”, także pozostającego pod kontrolą układu, czego symbolem jest choćby laska marszałkowska Sejmu dla Ewy Kopacz, notorycznej kłamczyni w kwestii smoleńskiej „katastrofy”. Nie lepiej jest w Senacie, gdzie Marszałkiem jest były dysydent i współzałożyciel pierwszych Wolnych Związków Zawodowych na Wybrzeżu ( w r.1978). Za te zasługi Lech Kaczyński wsparł Borusewicza w politycznej karierze, tenże jednak szybko zaatakował PiS, a w roku 2008 – już jako Marszałek Senatu – „wszedł w buty PZPR i szantażował Instytut Pamięci Narodowej zmniejszeniem budżetu i wymuszeniem zwolnień grupowych” ( patrz: Krzysztof Wyszkowski, „Głową w mur”, str.94). A zatem jaka metamorfoza: z dysydenta pan Borusewicz przeobraził się w jeden z filarów post-komunistycznego układu! I jest nim do dzisiaj, a Leszek Zborowski tak to komentował: „Nie dziwi fakt, że inicjatorem tej haniebnej krucjaty ( przeciwko IPN) stał się nasz dawny opozycyjny kolega Bogdan Borusewicz. Od lat wykrzywianie prawdy jest jego ulubionym zajęciem (...), Marszałek Borusewicz jest dzisiaj w grupie politycznych karierowiczów, którzy forsują ideę kasty nietykalnych i niepodlegających krytyce „lepszych Polaków”. ( idem, str.95).
Takie to „elity” ma owa IIIRP, proklamowana w r.1989 wyłącznie dla ratowania peerelowskich kadr i stosownych służb, a nie dla wprowadzenia demokracji i odzyskania niepodległości. A czy po aferze podsłuchowej polecą jakieś głowy? W końcu Sienkiewicz z Belką radzili – używając rynsztokowych wyrażeń - nad operacjami finansowymi niezgodnymi z Konstytucją , a nawet z prawem unijnym, a że nagrano aż 900 godzin rozmów wiele jeszcze wypłynie, o ile bohaterska akcja ABW nie zapobiegnie nowym skandalom! Tusk się waha? A może dopiero studiuje Konstytucję? Okaże się za kilka dni, jedno dziś jest pewne: nawet gdy polecą jakieś głowy, to na inne miejsce układu, bo są to cenne śrubki maszynerii podtrzymującej fasadę państwa „teoretycznego”! Nazwanego też pogardliwie „kamieni kupą”. A dymisja rządu i przedwczesne wybory nie pasują chyba układowi, w zacieraniu afer mają bogate doświadczenie.
Marek Baterowicz
|