Mówią u nas niektórzy, że gender to nowa nauka, a ostatnio usłyszeliśmy o jej „odkryciach”. Nie znają ich widać biskupi zajmujący się na synodzie w Rzymie rodziną, bo genderyści twierdzą, że są różne rodzaje rodzin. Podano na naukowym kongresie na UW w 2012 roku pod patronatem prof. dr hab. Fuszary, że obok „tradycyjnej” rodziny są także „les-rodziny”, „homorodziny”, „patchworkowe rodziny”, „poliamoryczne rodziny”, „queer” i „incest” rodziny. Każda nauka ma swój język techniczny, genderologia woli posługiwać się językiem angielskim, bo niejedną wstydliwą moralną przypadłość można próbować w ten sposób elegancko przesłonić. Zbyt dobrze po polsku brzmi np. grupowa czy kazirodcza rodzina, wolą zatem genderyści mówić o „poliamorycznych” i „incest” rodzinach.
Zaskakuje zatem, że genderyści oraz ich polityczni i duchowi patroni nie stanęli w obronie prof. J. Hartmana, który zechciał ich jakoby naukowe odkrycia wcielać w życie, ujawniając pomysł legalizacji kazirodztwa. Okazało się jednak, że znikąd nie ma poparcia, a nawet galopem odcięli się jego dotychczasowi przyjaciele od tego pomysłu, wyrzucając naukowca z partii, kasując diety w Ministerstwie Zdrowia, a w miejscu naukowej pracy (UJ) kierując na przesłuchania do „komisji etycznej”. Takich męczarni nie zgotowano u nas nawet aborcjonistom, obrońcom in vitro i sodomitom. A już się wydawało, że nawet dojrzali katolicy popierają gender, a tylko szaleńcy walczą z tą „nauką”. Teraz zaś wyszła na jaw wrogość do jej odkryć u samych jej mecenasów i obrońców. Skąd to aktualne zamieszanie w ich szeregach?
Najpierw jest to potwierdzenie kondycji człowieka jako istoty rozumnej. Wprawdzie każdy występek paraliżuje tę rozumność, to jednak w sprzyjających okolicznościach może się ona jeszcze ujawnić, zakołatać do drzwi. Tak stało się i w tym przypadku. Kneblując Hartmana, genderyści mniej czy bardziej wyraźnie uświadomili sobie konieczność konsekwencji bronionej przez siebie tezy, że dopuszczalna jest manipulacja ludzką płciowością, czyli usprawiedliwione są między innymi antykoncepcja czy homoseksualizm. Zgoda na te praktyki w logiczny sposób prowadzi jednak do akceptacji także wszelakich innych seksualnych występków, włącznie z pedofilią i kazirodztwem. Obrońcy genderyzmu, ale zarazem przeciwnicy pomysłu Hartmana zauważyli widać rozszczepienie swojego myślenia. Stąd to wzburzenie w ich szeregach. A może jest jeszcze druga tego przyczyna?
To nieoczekiwane kneblowanie Hartmana przez mecenasów genderystów przywołuje pamięć o szaleństwie Edypa, kiedy uświadomił sobie swój kazirodczy czyn. Poślubił swoją matkę i począł z nią dwie córki i dwóch synów. Nie mógł tego wiedzieć i dlatego był bez winy. Inna jest jednak sytuacja współczesnych Edypów. Szerokie rozpowszechnienie praktyk sztucznego zapłodnienia in vitro z użyciem anonimowych dawców komórek rozrodczych prowadzi do tego, że wielu nie zna swojego potomstwa czy swoich prawdziwych rodziców i rodzeństwa.
Powstało kilka filmów na ten temat, w tym jeden dokumentalny, o niefrasobliwym „dawcy nasienia”. Zgadzając się na in vitro, społeczeństwo otwiera drogę kazirodztwu i z tego powodu naszą epokę można nazwać „epoką Edypa”. Pomysł Hartmana legalizacji kazirodztwa być może uświadomił niektórym ten fakt, za który są współodpowiedzialni. Stąd ten wybuch wściekłości i ścieżka zdrowia dla pomysłodawcy z nieoczekiwanej strony. Trzeba zatem szybko skorzystać z tej nieoczekiwanej okazji, aby całkiem dobudzić chyba już trochę rozbudzone sumienia.
Miał szczęście Kartezjusz, ojciec nowożytnego myślenia, że „litościwa śmierć zabrała wielkiego marzyciela jeszcze w pełni jego marzeń”, twierdzi słynny tomista E. Gilson, „zanim jego doktryna została publicznie obalona przez fakty”. Te nierozumne marzenia Kartezjusza polegały na oczekiwaniu, aby wszystkie nauki, włącznie z medycyną i etyką, uprawiać metodą matematyczną. Naszym genderystom trzeba raczej życzyć jak najszybszego wybudzenia się ze swoich antyludzkich koszmarów.
źródło: Nasz Dziennik |