Jak pan przyjął zaskakującą informację o tym, że rodzina Rotmistrza Pileckiego nie została zaproszona na obchody rocznicy wyzwolenia obozu Auschwitz?
Tadeusz Płużański, historyk, publicysta, prezes Fundacji Łączka: Trudno to określić jednym słowem – to jest po prostu szok i sytuacja już nawet nie niefortunna, ale skandaliczna. To obraza dla polskiego bohatera i jego dzieci, co potwierdza tezę, że nasi rządzący, ale i organizatorzy tych uroczystości chcą wyrugować z pamięci postać Witolda Pileckiego, jego dobrowolną misję w Auschwitz i raporty… Chodzi o to, by – jeśli chodzi o to straszne miejsce – obowiązywała inna narracja, by obóz kojarzył się tylko z zagładą narodu żydowskiego. Taka konstrukcja jest obecna na świecie od wielu lat i nie ma w niej miejsca dla Rotmistrza. Szkoda, bo dzisiejsze uroczystości są świetną okazją, by wypromować postać naszego bohatera. Trzeba to było zaplanować dużo wcześniej, organizowanie obchodów nie były żadną tajemnicą… Okrągła rocznica mogła się stać wielkim polskim sukcesem – pokazalibyśmy światu, że mamy takiego bohatera, nauczyli ludzi, kim on był, jakiej niebywałej rzeczy dokonał. Tak naprawdę to on chciał wyzwolić obóz, Sowieci tylko tam wkroczyli, gdy nie było już Niemców. Ale świat nie dowie się o tej misji, bo Pilecki został z tej historii wygumkowany.
Organizatorzy tłumaczą, że Zofii Pileckiej nie zaproszono z powodu ograniczonej liczby miejsc, że pierwszeństwo mieli żyjący więźniowie obozu. Czy to dobre wytłumaczenie?
To jest zupełnie śmieszna argumentacja, dla mnie zupełnie nie do przyjęcia. Znalazło się miejsce dla wnuczka Hoessa, a co on ma wspólnego z pamięcią o Auschwitz, poza rodzinnymi koligacjami ze stroną zbrodniczą? Będą przedstawiciele wielu państw, liczne delegacje… Jeśli o obecność Rotmistrza nie zadbali Muzeum czy Międzynarodowa Rada, to obowiązkiem polskich władz było podnieść ten temat i zaprosić rodzinę Pileckiego. Skoro będzie delegacja rządu, prezydenta i innych instytucji, do dlaczego nie znalazło się miejsce dla rodziny Pileckiego?
Główny doradca premier Ewy Kopacz próbował dziś ratować sytuację…
To kuriozalna sytuacja. Sławomir Nitras dzwonił do mnie dzisiaj rano, gdy uroczystości de facto już się rozpoczęły… Doradca pani premier dzwoni do mnie, bo nie ma kontaktu do państwa Pileckich, nie wie, czy Rotmistrz ma córkę, czy syna, czy są z Warszawy, czy z innych miejsc… Ręce opadają. Mimo wszystko dałem panu Nitrasowi namiary, ale to nieporozumienie i kpina. Telefonowanie w dniu obchodów do beznadziejna misja – co tu można ugrać, skoro uroczystości od rana już trwają? Nie wiem, na co liczono w otoczeniu pani premier Kopacz… Z jednej strony panuje całkowita nieznajomość polskiej historii – niewiedza, czy potomkowie Rotmistrza żyją. Na moją uwagę, że inicjatywa rządu jest za późna, Nitras odpowiedział, że dopiero dzisiaj dowiedział się o problemie… Odnoszę wrażenie, że była to dramatyczna próba ratowania wizerunku Ewy Kopacz. Być może chciano też zadośćuczynić dzieciom Rotmistrza, ale z drugiej strony były to ruchy zupełnie kabaretowe.
Jaka była reakcja Zofii Pileckiej na spóźnione zaproszenie ze strony KPRM?
Na ich miejscu odmówiłbym przyjęcia takiego zaproszenia. O tym trzeba było pomyśleć rok temu, pół roku temu, kilka tygodni temu… Ale nie w dniu obchodów! Powtarzam – uroczystości były zaplanowane o wiele wcześniej! Zachowanie Kancelarii Premiera jest kompletnie niepoważne. Na taki telefon odpowiedź mogła być tylko jedna. Nitras zresztą oddzwonił do mnie i żalił się, że starał się, dzwonił do dzieci Rotmistrza, ale zaproszenie nie zostało przyjęte… Syn był poza Warszawą, a pani Zofia nie dała rady dotrzeć, również ze względu na zły stron zdrowia.
Ale z zaproszeniem po prostu się spóźniono. Liczono na to, że z jednej strony nikt się nie zorientuje i nie przejmie, ale interwencja mediów – w tym państwa portalu – spowodowała, że KPRM zainteresowała się sprawą… Jakie są przyczyny całej sprawy? Z jednej strony nonszalancja, nieznajomość polskiej historii… KPRM nie do końca wiedziała, kto to jest Rotmistrz, czy pozostawił po sobie jakichś potomków. A wystarczyło sięgnąć do listy osób zapraszanych uprzednio – w czasach prezydenta Kaczyńskiego pani Zofia została zaproszona po raz pierwszy. Szkoda, bo dziś wychodzi na to, że obowiązuje jedyna słuszna narracja, w której miejsca dla pięknej misji Rotmistrza po prostu nie ma. Ale to też większy problem.
Co ma pan na myśli?
25 lat po początkach III RP nie ma wciąż Muzeum Historii Polski, nie ma Muzeum Żołnierzy Wyklętych… W zamian mamy szereg publikacji i filmów, które szkalują polską historię, przedstawiając ją jako tę bez bohaterów. A jeśli nawet Polska miała, to niech leżą dalej w dołach śmierci. Jeszcze trochę i dojdziemy do sytuacji, w której rząd powie, że nie było II wojny światowej, nikt nas nie zaatakował, a może i gorzej – zakłamanie o polskiej winie i „polskich obozach” przyjmie się w świecie i zostaniemy przedstawieni jako agresor. Już teraz pojawiają się opinie, że to my sprowokowaliśmy Sowietów, że to my założyliśmy obozy, a i po wojnie były „polskie obozy” utworzone przez komunistów. Historia Polski pisana jest na nowo i musimy protestować!
Rozmawiał Krzysztof Karwowski
Więcej na ten temat - reakcja córki Rotmistrza |