Ten bebik spadł nam z nieba, a raczej z sufitu. Wczoraj wieczorem mąż usłyszał jakiś dziwny pisk. Czy to królik na werandzie zaatakował myszkę? Ale nie, to nie on; siedział w klatce i ze smakiem zadajał wielki liść jarmużu. Andrzej podszedł bliżej wnęki z lodówką, za którą coś żałośnie piskało. „Chyba mamy lokatora”- powiedział. Rok temu, przez wnękę nad lodówką, spadł nam właśnie ze strychu z dużym hukiem dorosły possum, ale nawet nie zdążył dać głosu, bo od razu rzucił się do ucieczki... do salonu. Ledwieśmy go spod antycznej kanapy wykurzyli – przez pralnię, do ogrodu, na wolność.
A teraz piskanie dochodziło zza lodówki. Andrzej poświecił latarką i powiedział, że siedzi tam nieopierzony niemowlaczek – chyba possumek. Jak to-to spod wielkiej lodówki wydobyć? Zaczęliśmy powolotku wysuwać lodówkę z wnęki, ja histerycznie wystraszona, że niemowlaczek zginie najechany przez giganta. Ale jak się okazało, bebik siedział sobie na takiej tacy, na najdolniejszej części lodówki... i na niej przyjechał na środek kuchni. Andrzej nadstawił plastkowy, ażurowy koszyczek i maluch natychmiast się do niego przeprowadził. Jednak koszyczek był nieco za mały, a maluch zbyt ruchliwy, wiec przeprowadziliśmy go do o wiele większego plastykowego pudełka – w jego proporcjach było duże jak boisko sportowe.
Rzuciłam się na poszukiwanie smoczka, zdawało mi się, że mamy jeszcze po wnuczce jakaś buteleczkę ze smoczkiem właśnie. Okazało się jednak, że to nie smoczek tylko smok, którym bebika nijak napoić nie da rady. W kredensie znalazłam malutki spodeczek, ustawiliśmy go na środku „boiska”, nalałam tam trochę podgrzanego mleka, umoczyłam palec i kropelkę podałam do pysia, przy czym kilka kolejnych kropelek rozlało się po "boisku” i zrobiła się ślizgawica, a bebik rozpaczliwie wywijał jakieś figury; z tego wszystkiego pociecha była jedna, że jednak troszkę mleka z podłogi wylizał.
Zwierzątko było takie malutkie, takie bezradne, że baliśmy się wziąć je na rękę. Serce mi pękało na myśl, że bebiczek już swojej mamy nigdy nie zobaczy. A może ta mama go wyrzuciła? Jakim cudem maleństwo wypadło jej z poucha? Jakim cudem w jednym kawałku przeleciało ze strychu na podłogę w kuchni i nie dostało wstrząsu mózgu?
Przeprowadzka z koszyczka niebieskiego do białego |
Oj, bo wyskoczy na podłogę! |
Nie ma to jak wspinaczka! |
Kiedy już maluszek był po mlecznej kąpieli, postanowiliśmy ułożyć go spać w zapasowej króliczej klateczce, na flanelowych szmatkach. Obok postawiliśmy „balię” z mlekiem. Possumek przestał popiskiwać, pazurkami naciągnął na siebie kołderkę i chyba zasnął. To i my poszliśmy spać. Mówię do męża – I jak tu się opiekować taką miniaturką? Może o pomoc poprosić naszego królika? Puszysty angorek... Może by utulił possumka?
- No co ty? Obruszył się mąż - Fluffy ma strasznie długą sierść, possumek pewnie by się w tym gąszczu udusił. No nic, powiedziałam, jak maleństwo przeżyje, to się jutro będziemy martwić, jak mu dogodzić. -Jutro, kochanie, to ja go odwożę do Koala Park. Chyba nie myślisz, że zostanie u nas?
Tak więc dzisiaj rano Andrzej pojechał do pobliskiego Koala Park, ale tam mu powiedzieli, że już więcej niemowlaków nie przyjmują, niech może spróbuje w lokalnym Veterinary Hospital. Na szczęście tam znajdę przygarnęli, wzięli nasz adres i powiedzieli, że jak malucha podchowają, to go potem koło naszego domu wypuszczą na wolność – bo tylko tu przygarną go swoi; w innej dzielnicy mogliby go zagryźć. Cieplej zrobiło mi się na myśl, że jeszcze kiedyś malucha zobaczę...A potem postanowiłam, że nie będę czekać ileś tam miesięcy – przecież moge pojechać do szpitala z wizytą już jutro!
A tymczasem zapraszam do przeczytania mego – sprzed kilku już lat! – wywiadu z opiekunką sierotek z buszu. Ela Achtel opowiada o sierotkach-possumiątkach
Zapraszam też do oberzenia fotogalerii zwierzątek, jakie Ela miała pod swoją opieką.
Fotogaleria. Oglądajcie!
A może ktoś z Was ma podobne doświadczenia i chciałby je w Pulsie Polonii opisać? Zapraszamy.
Ernestyna Skurjat-Kozek
PS. Wczoraj, w niedzielę pojechaliśmy z wnuczkami do szpitala, żeby odwiedzić possumka. Niestety, poinformowano nas, że przeżył tylko jeden dzień. Nieopierzonym maleństwom trudno jest przeżyć poza ciepłą torbą mamy...Bardzo nam smutno...
|