Od Redakcji. W trakcie badań nad okresem carskiej niewoli Tadeusza Kościuszki nawiązałam kontakt z dr Leszkiem Markiem Krzesniakiem Prezesem Polskiej Fundacji Kościuszkowskiej z siedzibą w Warszawie. Dr Krześniak pochodzi z Maciejowic i oczywiście jest wielkim fanem Kościuszki. Niniejszym przedrukowujemy wywiad Bożeny Klukowskiej z dr Krzesniakiem. Oryginalny tytuł publikacji: "Kościuszkowiec pełna parą".
Dr n. med. Leszek Marek Krześniak na co dzień jest internistą, lekarzem, o jakim pacjenci marzą: odpowiedzialnym, konkretnym, a przede wszystkim kompetentnym. Nigdy nie przerwie w pół słowa komuś, kto zawile opowiada o swoich dolegliwościach. Zawsze wysłucha do końca, a jeśli pacjent ma własne zdanie na temat tego, co mu doskwiera, nie zbagatelizuje sprawy, mówiąc, że przecież to on jest od stawiania diagnozy, a nie chory.
Jak się pochodzi z Maciejowic... Ma tyle zainteresowań, że mógłby nimi obdzielić niejeden... pułk piechoty. Chyba jednak najbardziej pasjonuje się życiem naszego wielkiego bohatera narodowego Tadeusza Kościuszki. Sam twierdzi, że nie mogło być inaczej, bo jak się pochodzi z Maciejowic, to trudno się Kościuszką nie interesować. A właśnie z tych okolic jest cała jego rodzina.
– Tak na dobrą sprawę o moich zainteresowaniach zadecydował przypadek – mówi doktor Krześniak. Byłem wtedy małym chłopcem. Do naszej szkoły w Maciejowicach miała przyjechać wycieczka z Warszawy, a my, uczniowie, mieliśmy przygotować inscenizację poświęconą życiu Kościuszki. Wycieczka nie przyjechała, ale narodziła się pasja – wspomina.
Zainteresowanie Kościuszką nabrało intensywności w szkole średniej.
– Już wtedy chodziło mi po głowie utworzenie czegoś na kształt fundacji czy towarzystwa, takiej organizacji non-profit, która będzie upowszechniać wiedzę o Kościuszce i jego czasach. No i oczywiście o Maciejowicach, bo choć bitwa była przegrana, to jednak warto o niej pamiętać. Tym bardziej, że do dziś wciąż niewiele o niej wiadomo – podsumowuje doktor Krześniak, który robił wszystko, żeby wciąż dowiadywać się czegoś nowego o październiku 1794 r., kiedy to dwie wrogie armie stanęły naprzeciw siebie. Wkrótce ostatecznie zrealizował swoje marzenia. Towarzystwo Miłośników Maciejowic stało się faktem.
– Od początku naszym celem było nie tylko popularyzowanie tradycji kościuszkowskiej, lecz także podejmowanie działań na rzecz lokalnej społeczności.
Żywe lekcje historii Czy można upowszechniać wiedzę historyczną w taki sposób, żeby zarażać nią młodych ludzi? Okazuje się, że tak. W każdym razie doktorowi Leszkowi Krześniakowi to się udało.
– Kiedy po raz pierwszy przygotowywałem obchody rocznicy bitwy pod Maciejowicami, przyszły na nie... trzy osoby. Nie zraziłem się tym, choć pracy w przygotowania włożyłem mnóstwo.Teraz zjeżdża się około tysiąca osób, a obchody trwają trzy dni. To nie są żadne tam nieciekawe spotkania czy sympozja z nudnymi odczytami. To żywe lekcje historii prowadzone kościuszkowskimi szlakami. Zjeżdżają się ludzie z całego świata. To ci, których doktor Krześniak zaraził swoją pasją.
– To, co teraz robimy, już dawno przestało mieć charakter lokalny. Z Towarzystwa ,,wypączkowała” Polska Fundacja Kościuszkowska, która dba o to, żeby pamięć o Tadeuszu Kościuszce była obecna wszędzie tam, gdzie kiedyś ów zaznaczył swój ślad. Mowa na przykład o Petersburgu, gdzie bohater spod Maciejowic był więziony i gdzie odsłonięto tablicę ku jego pamięci. Albo o Kosowie, gdzie był chrzczony. Czy też o Mereczowszczyźnie, gdzie się urodził, a gdzie zorganizowano imprezę poświęconą działalności militarnej Tadeusza Kościuszki.
|
Tajemnice alkowy Czy nie ma dość? W końcu ile można jeszcze „wyciągnąć” z Kościuszki?! A jednak okazuje się, że jeśli ktoś jest takim pasjonatem jak on, jest to możliwe.
– W życiu każdego człowieka można znaleźć nieskończenie wiele pasjonujących momentów, trzeba tylko chcieć. A co dopiero w życiu takiej osoby jak Tadeusz Kościuszko! – zapala się doktor Krześniak. Na hasło „Kościuszko” od razu chwytam wiatr w żagle. I płynę, płynę, płynę... – dorzuca.
Zebrał materiały i własnym sumptem wydał książkę „Damy serca Tadeusza Kościuszki”. Chciał pokazać, zwłaszcza młodym, że i taki bohater narodowy miał swoje tajemnice. Doktor Leszek Krześniak świetnie czuje się w roli nie tylko kronikarza czy bibliotekarza, lecz także organizatora konkursów (np. na najpiękniejszy strój z epoki), festynów, jarmarków, oczywiście związanych tematycznie z osobą Kościuszki. Ściąga na nie zespoły z całego świata. Najmniej wdzięcznym zadaniem w tym wszystkim jest żebranie o fundusze, ale cóż, dziś bez sponsorów niewiele można zdziałać. W kilka publikacji zainwestował swoje pieniądze.
Doba co najmniej 30-godzinna Jak znajduje na to wszystko czas? Ano właśnie, tego nawet on sam nie wie. Śmieje się tylko,
że u niego doba trwa co najmniej 30 godzin. I prosi, aby jeszcze wspomnieć o spektaklu, jaki przygotował podczas inscenizacji bitwy pod Terespolem, o wystawie fotograficznej zorganizowanej w szkole w Garwolinie, którą obejrzało co najmniej tysiąc osób, i o wielu innych rzeczach, o których sam musi sobie przypomnieć, bo było ich tak dużo. A przecież to nie są jedyne rzeczy, jakimi zajmuje się poza leczeniem ludzi. Wszystkie te przestrzenie wzajemnie się jednak przenikają.
– Chyba jest tak, jak mówią psycholodzy – im więcej masz zajęć, im więcej pasji, tym lepiej organizujesz sobie czas. No i w moim przypadku tak właśnie jest.
Mistrz fotografii Inną pasją doktora Krześniaka jest medycyna naturalna, a szczególnie ziołolecznictwo. – Zacząłem stosować ziołolecznictwo, kiedy moi pacjenci coraz częściej zgłaszali objawy uboczne zalecanych terapii farmakologicznych. Niektóre ordynowane im leki powodowały znaczne pogorszenie pracy różnych narządów wewnętrznych, zwłaszcza wątroby i żołądka. Okazało się, że kiedy zaczynali stosować napary z nagietka, rumianku czy innych ziół, niepożądane objawy ustępowały – mówi. Przekonałem się, że połączenie medycyny akademickiej z naturalną jest możliwe i wychodzi pacjentowi na zdrowie – dodaje.
A ponieważ jeszcze kilkanaście lat temu terapia ziołami nie była tak popularna jak teraz, sam napisał kilka poradników. Nie mógł jednak znaleźć do nich odpowiednich zdjęć. I tak od zainteresowania ziołami przeszedł do fotografii, bo w końcu sam robił zdjęcia interesujących go roślin. Efekty jego pracy można, co jakiś czas, podziwiać nie tylko na kartach książek, lecz także na wystawach. A i to nie wszystko, co łączy go z fotografowaniem. Dziś prowadzi dokumentację fotograficzną zdarzeń historycznych. Człowiek orkiestra? Nie lubi, gdy tak się go nazywa, ale po dłuższym zastanowieniu przyznaje, że jednak coś w tym jest.
Dla rodziny zrobi wszystko Jak w tym wszystkim znajduje jeszcze czas dla rodziny – żony Alicji, córki Natalii i syna Filipa – naprawdę nie wiadomo. – Co prawda dzieci są już dorosłe, ale przecież trzeba, co jakiś czas, usiąść, porozmawiać, podzielić się wrażeniami – mówi doktor Krześniak.
Jego żona podobnie jak On jest lekarzem, dermatologiem alergologiem. W ślady rodziców poszła córka, która obroniła doktorat. Syn skończył politologię. Czy, podobnie jak tata, staną się posiadaczami nietypowego hobby?
– Już są – dopowiada z uśmiechem lekarz. To prawdziwi kościuszkowcy...
Bożena Klukowska - medycyna i pasje
Polska Fundacja Kościuszkowska
|