Kategorie:
Nowiny
Ze Świata
Z Polski
Z Australii
Polonijne
Nauka
Religia
Wyszukiwarka 

Szukanie Rozszerzone
Konkurs Strzeleckiego:

Archiwum:

Reklama:

 
26 października 2015
Jaruzelski był zdrajcą a Kukliński bohaterem
Z Tadeuszem Płużańskim rozmawia Małgorzata Kupiszewska
Został Pan zgłoszony do zaszczytnej nagrody Strażnika Pamięci. Internet zahuczał. Wszyscy poparli Pana kandydaturę. Zgodzili się z uzasadnieniem Profesora Sławomira Cenckiewicza. Spłaca Pan dług, pamiętając o zamordowanych o świcie?

Dziękuję prof. Sławomirowi Cenckiewiczowi, i wszystkim, którzy zgłosili moją kandydaturę do tej prestiżowej nagrody, a także tym, którzy mnie poparli. Pozostaję pod wrażeniem wielkiej ilości pozytywnych reakcji. A czy spłacam dług? Zapewne. Dług wobec Ojca i innych Żołnierzy Wyklętych/Niezłomnych, szczególnie tych zabitych strzałem w tył głowy i zrzuconych do bezimiennych dołów śmierci na powązkowskiej „Łączce”. Dług wobec dowódcy Taty – rotmistrza Witolda Pileckiego, którego określał mianem świętego polskiego patriotyzmu. Niestety było też tak, że Ojciec, który w 1989 r. był entuzjastą nowej Polski, z czasem ten entuzjazm tracił. Jeden przykład. Kiedy studiowałem historię na Uniwersytecie Warszawskim, bodaj na drugim roku zgłosił się do mnie Urząd Ochrony Państwa, abym u nich pracował. Powiedziałem o tym Tacie i to była jedyna rzecz, której mi w życiu zabronił. Powiedział wprost: „To są te same służby, co kiedyś”. Okazało się, że Ojciec miał rację. Tato widział, że jego prześladowcy nie są napiętnowani, sądzeni. A bohaterowie nagradzani. I dziś, po ponad ćwierć wieku od okrągłego stołu często jest tak, że komunistycznych zbrodniarzy za życia się hołubi, a potem chowa z honorami. Ojciec powtarzał często, że daleko nam do czasów jego Polski – Polski przedwojennej, w pełni wolnej i niepodległej, która ceniła swoich żołnierzy i składała hołd kombatantom, wtedy głównie bohaterom powstania styczniowego. W ciągu tych ponad 25 lat dzisiejszej Polski, tzw. III RP właściwie tylko prezydentura Lecha Kaczyńskiego – przerwana tragicznie – w godny sposób przywracała pamięć o polskiej historii i prawdziwych polskich bohaterach. Dlatego wciąż jest tak wiele do zrobienia.

Przeciwstawiał się Pan ostatnio wielu „wynaturzeniom”: bezczelności dyrektora obozu w Oświęcimiu, kiedy na 70. rocznicę otwarcia obozu nie zaprosił rodziny Rotmistrza Witolda Pileckiego, bezzasadnym atakom pewnej gazety na Kazimierza Cholewę, prezesa Parku Jordana w Krakowie, właściwego uhonorowania Żołnierzy Wyklętych na „Łączce”. Skąd w Panu tyle buntu i niezgody?

Te wszystkie wydarzenia, które Pani przywołuje, są skandaliczne. A było ich dużo więcej, np. zapraszanie do Polski na wykłady Zygmunta Baumana, majora zbrodniczego Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego, który pacyfikował antykomunistyczne podziemie - Żołnierzy Wyklętych/Niezłomnych. Mam wrażenie, że państwo polskie – a pogłębiło się to po Smoleńsku - nie prowadzi aktywnej polityki historycznej, rozumianej jako dbałość o polską pamięć, polskie tradycje i wartości. Jednym z elementów dzisiejszej schizofrenii jest polityka pomnikowa, kiedy z takim trudem usuwa się z przestrzeni publicznej okupacyjne pamiątki sowieckie, a z drugiej strony upamiętnianie tych, którzy walczyli o naszą wolność i niepodległość nie jest mile widziane. Kiedy chowamy z ceremoniałem państwowym i wojskowym komunistycznych zbrodniarzy, a na tym samym cmentarzu na Powązkach Wojskowych w Warszawie nie możemy wydobyć z dołów śmierci ich ofiar – polskich żołnierzy, dowódców, po prostu elity II Rzeczypospolitej. Polskie państwo nie potrafi nawet odpowiednio nazwać komunizmu, że był to zbrodniczy system totalitarny. Polskie prawo ściga zbrodniarzy komunistycznych tylko jeśli złamali tamtejsze prawo. Czyli uznajemy PRL za legalny, jego prawo też, w tym mordowanie ludzi, zbrodnie sądowe. Ten stan trzeba zmienić. Jeszcze jest czas, żeby żyjących wciąż oprawców skutecznie skazać. Bo tego wymaga elementarna sprawiedliwość...

...Sprawę trzeba przedstawiać w sposób klarowny. Były dwie strony medalu, z jednej bandyci, bestie, oprawcy, czyli Sowieci i ich polscy kolaboranci, a z drugiej ci, którzy walczyli o wolność i niepodległość. Próby przedstawienia tego w inny sposób są kłamstwem, bo wtedy zacierają się różnice między katem a ofiarą, między dobrem a złem. I potem słyszymy opowieści, że oprawcy wcale nie byli tacy źli, że mieli też wiele ludzkich cech, działali w interesie Polski, a ci dobrzy to tak naprawdę bandyci. Dla mnie ten kontrapunkt jest jasny – Jaruzelski był zdrajcą, a Kukliński bohaterem.


Jako niepisany strażnik pamięci Żołnierzy Wyklętych zgodził się Pan na wzięcie udziału w Ogólnopolskiej Konferencji Pomnik Symboliczny Pułkownik Kukliński - zwycięska misja. Przygotowuje Pan wystąpienie zatytułowane: Pułkownik Kukliński – ostatni żołnierz wyklęty. Nie boi się Pan, że spotka z krytyką, podważeniem tej teorii. Kukliński miał 18 lat, pierwsze poważne decyzje za sobą, kiedy umierał Rotmistrz Witold Pilecki.

Z krytyką spotykałem się wielokrotnie, dlatego już trochę przywykłem. Pyta Pani, dlaczego Ryszard Kukliński to ostatni Żołnierz Wyklęty? Misja pułkownika to bez wątpienia dalszy ciąg walki Polaków z okupantami o wolność waszą i naszą. Kolejna odsłona polskich powstań narodowych, wojny polsko-bolszewickiej 1920 roku, walki podjętej 1 i 17 września 1939 r., potem prowadzonej przez polskich żołnierzy na wszystkich frontach II wojny światowej, w końcu kontynuowanej przez Żołnierzy Wyklętych/Niezłomnych w ramach prowadzonej przez nich dalej wojny z Sowietami i ich polskimi sługusami. I znów trzeba nazwać rzeczy po imieniu: to było ostatnie polskie powstanie. Potem mamy poznański czerwiec 1956 r., rok 1976, wybuch i karnawał Solidarności, przerwany wprowadzeniem stanu wojennego. W te wydarzenia wpisuje się już postać Ryszarda Kuklińskiego. Był ostatnim polskim Żołnierzem Wyklętym/Niezłomnym, choć nie walczył z bronią w ręku w lesie. Tak jak do partyzantki antykomunistycznej nie należał rotmistrz Pilecki, czy gen. Fieldorf. Ale tu chodzi o coś innego: przecież najważniejsza jest idea, cel, a nie forma walki. I Kuklińskiego, ze względu na istotę jego misji, na to, jak bardzo zaszkodził czerwonym i pokrzyżował ich plany, chcieli zlikwidować, jak zlikwidowali Pileckiego, czy Fieldorfa.

Jak Pan ocenia decyzję Prezydenta RP Andrzeja Dudę objęcia Ogólnopolskiej Konferencji patronatem honorowym?

Płk Kukliński nie prowadził prywatnej wojny z imperium zła. Występował w interesie zbiorowości, narodu, reprezentując Polaków w naszych dążeniach do godnego życia i odzyskania niepodległości. Dlatego to sprawa wagi państwowej. Patronat prezydenta RP nad konferencją nie powinien w ogóle dziwić, jest czymś naturalnym. Oczywiście mogło się to stać dziś, kiedy mamy prezydenta, który rozumie i reprezentuje polską rację stanu. Jest jeszcze jeden powód - prezydent jest zwierzchnikiem polskich sił zbrojnych. A kim był Ryszard Kukliński, jeśli nie polskim żołnierzem, wykonującym niemal samotną misję, która ocaliła Polskę i Polaków od katastrofy. Ale na tym nie koniec. Mam nadzieję, że następnym krokiem, którego dokona głowa państwa będzie awansowanie Ryszarda Kuklińskiego na stopień generała. On zasłużył na to jak mało kto.

Czy możemy mieć nadzieję, że od 7 listopada Polacy zmienią swoje nastawienie do pułkownika Ryszarda Kuklińskiego, którego jeszcze i dziś wielu nie nazywa bohaterem?

Wielu uważa go wręcz za zdrajcę. To pokłosie komunistycznej propagandy i wytrwałe kłamstwa takich środowisk, jak „Gazeta Wyborcza”. Dla nich Jaruzelski i Kiszczak to autorytety, „ludzie honoru”, a Kukliński – odwrotnie. Ale spór o pułkownika jest przecież sporem o 45 lat naszej historii. Czy PRL była państwem polskim czy niesuwerennym bytem, zależnym od Związku Sowieckiego, którym rządziła z nadania i w interesie Kremla grupa uzurpatorów? Szczęśliwie szala przechyla się na stronę Kuklińskiego. On wygrywa walkę z Jaruzelskim. To dlatego, że Polska się budzi, przede wszystkim polska młodzież nie daje już sobie wciskać kłamstw. I konferencja w Wiązownie na pewno przyczyni się do lepszego poznania prawdziwego Ryszarda Kuklińskiego – polskiego bohatera.

Dziękuję za rozmowę.