Adelajdzki Teatr Stary ciągle świętuje swoje sześćdziesięciolecie. W sobotę, 14 listopada 2015 roku odbyła się premiera przedstawienia pod tytułem “Mayday”. Sztukę zagrano ponownie w niedzielę 15 listopada, a będzie jeszcze jedna okazja do zobaczenia tego utworu, w dniu 5 grudnia o godzinie 17:00, w The Parks Recreation and Sports Centre, Angle Park – stałym miejscu występów Teatru Starego. Jak zwykle publiczność dopisała i nie zawiodła się. Od dawna chodziły słuchy, że sztuka jest bardzo śmieszna i że to gwarancja dobrej zabawy. Zanim napiszę więcej o przedstawieniu, krótko o autorze.
Ray Cooney, angielski pisarz i zarazem aktor jest autorem tej przezabawnej farsy. Jak napisał Paweł Głowacki po polskiej premierze „Sztuka Cooneya to mistrzostwo gatunku – wehikuł śmiechu tkany misternie i bez wytchnienia na kanwie kompletnej bzdury”. A Mayday grany był przez 10 lat na londyńskim West-Endzie bijąc rekordy popularności. Ray Cooney to autor najbardziej kasowych i z pewnością najśmieszniejszych fars, jakie powstały na Wyspach Brytyjskich w ciągu ostatnich lat i szturmem zdobyły teatry Europy Zachodniej i Broadwayu. „Mayday” jest jego siedemnastym z kolei utworem, podobno jak dotąd najlepszym... Po raz pierwszy w Polsce wystawiono go w warszawskim Teatrze Kwadrat w 1994 roku. Sztuka jest grana w wielu miastach w całej Polsce. Tłumaczem bardzo zgrabnego przekładu tego utworu jest Elżbieta Woźniak.
Historia wpadki bigamisty wydawałaby się dobrym tematem na tragedię, Cooney udowodnił, że to najśmieszniejszy temat na świecie. Warszawski taksówkarz, Jan Kowalski, któremu przez lata udaje się bezkolizyjnie lawirować między dwiema kochającymi go żonami, na skutek wypadku ulicznego wpada w tarapaty. Jego tajemnica wychodzi na jaw, wywołując lawinę komplikacji. Bohater miota się, usiłując ukryć podwójne życie przed małżonkami, mediami i policją. Znakomicie w tę rolę wcielił się Marek Kobyłecki.
|
|
Akcja dzieje się w dwóch, oddzielnych domach (na sąsiednich dzielnicach), z dwiema różnymi, równie mocno kochającymi go żonami. Pierwsza to Maria Kowalska grana doskonale przez Jolę Ratuszyńską. Ta zazwyczaj spokojna i dbająca o swego męża żona, pod wpływem emocji wywołanych krętactwami Jana oraz ich sąsiada Stasia, przeistacza się w kobietę rozhisteryzowaną, bliską obłędu. Druga żona Barbara Kowalska, ekspresyjnie zagrana przez Elwirę Byrt, to kobieta nowoczesna i otwarta. Wyraża swoje opinie bez ogródek, a swoją bezpruderyjność podkreśla w równej mierze stylem ubierania się, jak i wypowiedzi.
Bardzo ważną rolę w tej sztuce gra sąsiad Stanisław Ogrodnik. Jest on trochę gapowatym starym kawalerem, bezrobotnym co zresztą z dumą podkreśla. Staś próbując chronić Jana poprzez nieporadne kłamstwa, wplątuje jego i siebie w coraz bardziej nieprawdopodobne kłopoty. W rolę tę brawurowo wcielił się Bogdan Lichtański. I tu muszę podkreślić jedną sprawę. Tak Jolę Ratuszyńską jak i Marka Kobyłeckiego widzieliśmy już wcześniej w ich życiowych rolach. Uważam, że tą kreacją Lichtański udowodnił swoją sceniczną znakomitość. Komizm sytuacji fabularnych i językowych sprawia, że "Mayday" rozśmiesza do łez, ale trzeba to umieć przekazać. Właśnie, dzięki bardzo sprawnej reżyserce Olimpii Niewiadomskiej, która również wcieliła się w postać aspirantki Żądło, jak też opracowała scenariusz, adelajdzkie przedstawienie należało do wyśmienitych.
Składników do kotła nieporozumień z lawinowo spadającymi zbiegami okoliczności dodają policjanci. Wspomniana już aspirantka Żądło i aspirant z sąsiedniego posterunku – Pasikonik, przezabawnie zagrany przez Andrzeja Munka. Omyłkowo zrozumiane przez bohaterów wypowiedzi i błędnie zinterpretowane przez nich wydarzenia doprowadzają do absurdalnego zawikłania sytuacji. Pikantności dodaje rewelacyjna rola Mariusza Sterna jako homoseksualisty Bobby Franklina. A obecność fotoreporterki (Alicja Noetzel- Pacan) nadaje medialnego rozgłosu Kowalskiemu, którego on ze zrozumiałych względów, unika jak diabeł święconej wody.
Takiej galopady słowno-sytuacyjnych gagów chyba jeszcze nie widzieliśmy. Aktorzy od początku do ostatniej sceny trzymali zawrotne tempo życiowych powikłań okraszając to przezabawnym językiem i mimiką. Fajerwerki humoru co rusz zmuszały publiczność do gromkiego śmiechu i braw.
Trzeba jeszcze podkreślić profesjonalne przygotowanie dźwięku i światła przez Bogdana Wiencierza i duże zaangażowanie Basi Dworak, Krystyny Gałązkiewicz i Joanny Jurgowiak w przygotowanie przedstawienia, ich trud, zdając sobie sprawę z wielu wyrzeczeń na rzecz sztuki. Ludziom teatru życzymy dalszych sukcesów artystycznych i satysfakcji z pracy na rzecz środowiska polonijnego.
A może za jakiś czas zobaczymy na naszej scenie Mayday 2 ?
Krzysztof Deja
|