Podkusiło mnie pokazać film o Kościuszce polskim seniorom z „wioski spokojnej starości” (Holy Family Services) w Marayong. Nawet nie przeczuwałam, jaki to będzie sympatyczny i atrakcyjny dzień. Już sama sceneria, kościół, imponujace budynki Nursing Home i Domu Brata Alberta, dorodnymi różami obrośnięte wille w Retirement Village, polskie maki na grządkach, młode dęby za kościołem, wybujałe lilie przed salą parafialną, słoneczko, świeże powietrze, wszystko to sprawia, że człowiek czuje się prawie jak w raju.
Słyszałam wcześniej od ks. Henryka, że seniorzy mają luksusową salę kinową, więc pomyślałam sobie, że warto pokazać tam nasz film. Weszliśmy do recepcji, gdzie zaraz przywitała nas Barbara Michalska (Lifestyle & Leisure Coordinator), po drodze do sali kinowej przedstawiła się nam dyrektorka ośrodka; mineliśmy wielką, słoneczną, elegancką salę koncertową z dwoma pianinami, kilkoma choinkami i szopką ze żłóbkiem (jeszcze pustym, bez Maleństwa). Wszystko bardzo gustowne, kolorowe, radujące oko.
Wchodzimy wreszcie do sali kinowej, gdzie nawet nie musimy pytać o stojaki do filmowych ilustracji, które przywieliśmy z sobą, bowiem stoją sobie na stałe w kinie. Zawieszamy portret Kościuszki i ustawiamy ilustracje Basi Rodańskiej: złotą karetę Kosciuszki oraz scenkę z domu fińskiego rybaka, gdzie Kościuszko spędza beztroski dzień urozmaicony szalonym występem skrzypka-wesołka Stasia Libiszewskiego. Zjeżdżają się seniorzy, (mowię "zjeżdżają", bo większość na wózkach inwalidzkich), witając ich zaczynam powoli opowiadać o filmie i o tym jak powstał. A powstał w atmosferze niewyobrażalnych komplikacji zdrowotnych całej naszej ekipy - czasami chciałoby się powiedzieć, że nad filmem o Kościuszce zawisła klątwa carycy Katarzyny.
|
|
|
Wśród widzów mam kilku znajomków, w tym panią, z którą chodziłyśmy do jednego kościoła - pewnego dnia znikła, nie wiedziałam, co się stało - a teraz się wyjasniło. Opuściła własny dom, zamieszkała w Marayong. Jej wzrok troche jakby nieobecny, chyba mnie nie poznaje. Ale inna znajoma rzuca mi się na szyję - mimo wylewu trzyma się swietnie, chodzi o własnych siłach i jest w dobrym humorze. Natomiast pewien znajomy pan powiedział organizatorce, że nie przyjdzie na projekcje, bo "nie chce sie pokazywac pani Ernestynie w takim stanie".
Większość seniorów usmiechnięta, zadbana, ubrana elegancko i kolorowo, niektóre panie z makijażem. Film oglądają z zainteresowaniem, acz niejednemu się przytrafiło na chwilę przysnąć. Ciekawe, jaką ja będę miała koncentrację w ich wieku; już teraz jako młoda emerytka walczę z napadami senności w biały dzień.
Po projekcji pani Basia zaprasza nas do ekskluzywnej świetlicy, gdzie na tle szopki betlejemskiej i choinek robimy sobie zdjęcia z seniorami i pracownikami ośrodka oraz podziwiamy pomysłowe ozdoby choinkowe wykonane przez rezydentów. Następnie idziemy do biura pani Basi na kawę, gdzie z entuzjazmem snujemy plany, co jeszcze można zrobić, aby seniorom umilić życie. Na koniec zwiedzamy ośrodek i odwiedzamy kilka osób, nieodmiennie zadziwieni luksusem ich apartamentów.
Tego dnia podjęliśmy decyzję, że złożymy podanie o domek w Retirement Village. Chętnych jest dużo, kolejka jest długa, a nawet jak się dostanie przydział za wczesnie, to można paru chętnych przepuścić i jeszcze przez pewien czas pomieszkać we własnym domu. Starość nadchodzi wielkimi krokami, kondycja zdrowotna jakoś się nie poprawia, ogrody wokół domu coraz bardziej zaniedbane - po co się meczyć, skoro można przeprowadzić się do Marayong, gdzie jest miło i bezpiecznie i zapewniona całodobowa opieka.
Pani Basi Michalskiej serdecznie dziękujemy za gościnę oraz za donację dla "Kościuszko Heritage Inc."
Pani Basia Michalska przy specjalnym pianinie, które gra z rolki... |
|