Kiedy ks. Kamil na tydzień przed Niedzielą Palmową zapowiedział konkurs na „największą palmę wykonaną rodzinnie” postanowiłam naradzić się z wnuczkami. Panienki spędzają u nas weekendy. Tak więc w piątek wieczorem opowiedziałam dziewczynkom o konkursie. Zapaliły się do pomysłu i zaczęły kombinować, jak to zrobić, żeby nasza palma była największa i co zrobić, żeby zmieściła się do samochodu (rozważałyśmy nawet palmę w kształcie koła, które na miejscu w kościele zostałoby rozprostowane). Dziewczynki zadawały mi wiele pytań, na które nie umiałam odpowiedzieć, zatem sięgnęłam po pomoce naukowe w postaci książek.
Książek w naszym domu jest dużo, o wiele za dużo, upchane na regałach czekają na życzliwą rękę, która po nie sięgnie. Cóż, kiedy szansę mają tylko te stojące na wysokości oczu! Nasze stare kręgosłupy niechętnie się schylają i wzbraniają się przed wejściem na drabinkę w poszukiwaniu wolumenów na wyższych półkach. Szczęściem dla wnuczek znalazła się na wygodnej wysokości, obok bajek, wielka kolorowa księga pt. „Wielka księga tradycji polskich. Zwyczaje w polskim domu”. Otworzyłyśmy ją na stronie 156, gdzie zaczyna się rozdział pt. „Niedziela Palmowa”. Dziewczynki wpatrywały się w kolorowe ilustracje, a ja czytałam, jak w różnych regionach Polski wykonuje się palmy i jak się je dekoruje.
Z wielkim zadziwieniem przeczytałam, że niektóre kompozycje palmowe robi się na bazie świerkowego pnia, z którego obciosuje sie gałęzie, a pozostawia tylko czub. No, to taka palma może mieć nawet kilka metrów wysokości! W skład kompozycji wchodzą różne gałązki, w tym rozmarynu, oczywiście bukszpanu, a nawet gałązek malinowych, specjalnie podhodowanych w wazonie, by wypuściły świeże listki...Poza tym kwiaty świeże i sztuczne oraz wstążki i kokardki. To w Polsce. A co mamy tutaj?
„Wstążek to mamy dużo w babcinym kredensie” – podniecała się młodsza panienka. Starsza przypomniała sobie, że w naszym ogrodzie, tuż koło rododendronu rośnie niska palma o baaaaardzo długich liściach. „No, ale palma ma być robiona ze świerka!” – wtrącił się dziadek, na co wkurzyła się babcia: „Chyba nie masz na myśli tego drzewka podobnego do srebrnej jodły, które od kilku lat pieczołowicie hoduję w wielkiej donicy?! Nie mamy tu lasu, a tylko jedno drzewko...” Na co starsza wnuczka zaproponowała: „To można by odpiłować tylko jedną gałąz”. Babcia ją natychmiast skontrowała: „Ale one są bardzo wiotkie...”
„Babciu, a co to znaczy wiotkie?” zapytała młodsza. „No, takie giętkie, a nam potrzebny jest pień sztywny jak kij!” Tu babcia zaproponowała wziąć latarkę i ruszyć na obchód ogrodu. „Baby zwariowały” powiedział dziadek i zgasił światło, a wraz z nim całą dyskusję.
Była nadzieja, że rano przed wyjazdem do polskiej szkoły zdążymy oblecieć nasze włości i zobaczyć, co się nadaje do palmowej kompozycji. Niestety, rano się okazało, że dziewczynki są chore. Starsza ledwie głos z gardła wydobywała, młodsza miała paskudną gorączkę. Cholerny wirus! Po burzliwej dyskusji ustalono, ze starsza pójdzie do szkoły, a młodsza zostanie w babcią w domu. Zmierzyłyśmy gorączkę, 38,6 C. Schowałyśmy się więc pod piernaty.
Nie wiem, ile to trwało, ale przywiezione przez dziadka lekarstwo o smaku „kruskawkowym” poskutkowało i uzdrowiona chora zaczęła się wyrywać do ogrodu. Na początek wycięłyśmy gałąz palmy. „Oj, jaka duża, większa ode mnie!” ucieszyła się wnuczka. Potem gałąż „srebrnej jodły” do dekoracji. Potem kawałek jałowca, i rozmaryn, i malina, i mięta i bukszpan i przedziwne szkarłatne kwiatki z drzewa, którego nazwy nawet nie znam (wstyd! 30 lat na emigracji!). Wnuczka nazbierała jeszcze rozsypane pod drzewem frangipani pojedyńcze białe kwiatki i zerwała kilka ostatnich kwiatków nasturcji; rozczarowana usłyszała, że po pierwsze to one szybko zwiędną, a po drugie nie ma ich jak do palmy przymocować.
Podeszła do krzewu uschniętej róży, którą podpierała zielona plastykowa tyczka i zapytała: „A to się nie przyda?”.
Babcia była olśniona. „No jasne! Patrz, ten kij jest dokładnie długości palmy!”.
Przyniosłyśmy całe zielsko na werandę i ułożyłyśmy na stole. Wnuczka ustalała, jak ułożyć całą kompozycję i jak do niej włączyć złoty listek klonu. Podeszła w kierunku doniczek i zapytała, czy można wyciąć kilka główek dorodnych aksamitek. „Tylko dwie, reszta dla królika”, odpowiedziała babcia i dodała: „Ale kompozycję zrobimy jutro rano, i kwiatki też dodamy w ostatniej chwili.” Wnusia jeszcze wypatrzyła piękne bordowe georginie w wazonie i uzyskała obietnicę, że jeden kwiatek dodamy jutro do dekoracji. Na werandzie było zimno i wietrznie, więc wróciłyśmy do łóżka. Starszej wnuczki nie było z nami, bo ją tata zabrał ze szkoły do domu. Młodsza pękała z radości, była z dziadkami, nie miała konkurentki. Przez wiele godzin dziadzio czytał bajki. Już mieliśmy dzień zakończyc paciorkiem, kiedy pojawił się tata, aby drugą chorą zabrać do domu.
I tak oto w Palmową Niedzielę babcia stanęła na chłodnej werandzie i pospiesznie, wg koncepcji wnuczki złożyła palmową kompozycję. Do kościoła trzeba było pojechać większym samochodem.
Po nabożenstwie ksiadz Kamil poprosił wszystkie dzieci, aby wraz z palmami stanęły przy ołtarzu. Uprosiliśmy Weroniczkę (koleżankę naszych wnuczek ze szkoły sobotniej), aby zaopiekowała się naszą palmą. Ksiądz z ministrantami dokonali pomiarów i okazało się, że ta nasza wygrała. Kapłan uraczył wszystkie dzieci słodyczami, a Weroniczne wręczył kolorową torbę, ale oddała ją nam radząc, by oddać tej, której się należy, która pracowała nad zwycięską kompozycją. Z zażenowaniem przejęliśmy kolorową torbę (pudło czekoladek, książeczka i karta z życzeniami). Wręczymy ją wnuczce w Wielki Piątek...chyba do tej pory wyzdrowieje?
Babcia Ernestyna. Foto Dziadzio
Egzotyczny kwiat z drzewa, którego nazwy nie znamy. Może ktoś nas uswiadomi? |
|