W polonijnych domach i klubach mają miejsce interesujące spotkania autorskie. W dniu 17 czerwca odbyło się w Domu Polskim w Milton (Brisbane) przyjęcie promocyjne książki Beautiful & Healthy YOU - Anti-aging and Longevity Secrets of the Ancients Revealed (Ty piękna i zdrowa - Ujawnione odmładzające sekrety długiego życia starożytnych) – autorstwa Polki Joanny Burton mieszkającej w Brisbane. W sali konferencyjnej zasiadło przy stołach około setki osób, aby wysłuchać informacji o książce i komentarzy na jej temat, poznać autorkę oraz nabyć książkę z jej dedykacją. Z zainteresowaniem przyglądałem się temu zgromadzeniu, bo była to rzadka kombinacja trzech pokoleń, przy czym reprezentacje pokolenia najstarszego, jak i najmłodszego, były znaczne.
Dla mnie była to także miła okazja spotkania się z grupą bushwalkerów, których przez dwadzieścia lat wodziłem po australijskich dzikich ostępach. Okazało się, że z wieloma mamy wspólne zainteresowania dotyczące zdrowia.
Podczas tego wieczoru przedstawiłem poniższy, krótki referat zatytułowany pytaniem „Czy książka TY piękna i zdrowa jest potrzebna?”.
Czy narody zamieszkujące państwa Zachodu, które mają do swojej dyspozycji najnowsze odkrycia nauk medycznych i farmaceutycznych, jak również najnowszą technologię, odczuwają potrzebę interesowania się ideami i procedurami wymyślonymi i praktykowanymi w krajach Trzeciego Świata, aby być „pięknym i zdrowym”? Aby odpowiedzieć na takie pytanie, trzeba sięgnąć poza medycynę i naukę.
Do niedawna wierzyliśmy, że nasza planeta posiada system finansowy najlepszy z możliwych. Jednakże obecnie odkrywamy, że ten system jest niczym innym, jak gigantycznym oszustwem, transferującym biliony (am. trillion) dolarów tych, którzy tworzą rzeczy użyteczne dla ludzkości, tym którzy bawią się symbolami cyfrowymi, poprzez przesuwanie ich z jednego konta na inne. Ściślej mówiąc z kont obcych na swoje.
Przez setki lat wierzyliśmy, że nauka była symbolem prawdy. Nie kwestionowano tego, co twierdziła Akademia. Co się im wydarzyło? Weźmy przykład czterech słynnych instytucji badawczych: Harvard University, West England Universisty, Smithsonian Institution i australijskie CSIRO. W filmie dokumentalnym „Inside Job”, reżyser Charles Ferguson udowodnił, że Wydział Ekonomii Uniwersytetu Harwardzkiego jest instytucją skorumpowaną. Zatrudnieni tam „naukowcy” zamiast poszukiwania prawdy popierali machinacje Wall Street.
The University of West England zatrudnia wiodących i wpływowych naukowców odpowiadających za badania z zakresu zmian klimatycznych. Hakerzy przechwycili ich maile informujące podległych naukowców, jak dobrać punkt odniesienia mierzonych temperatur, aby osiągnąć „global warming”.
Całkiem ostatnio, najbardziej prestiżowa instytucja badawcza w Australii CSIRO (Commonwealth Scientific and Industrial Research Organisation) zdecydowała się nie prowadzić badań „dla wspólnego dobra”, ale tylko te, które przynoszą zysk. Redukcja programu badawczego obejmuje również badania Antarktydy. To jest bardziej niż zaskakujące. Australian Antarctic Territory obejmuje więcej niż połowę tego kontynentu, który znajduje się na trzecim miejscu, jeśli chodzi o zasoby ropy naftowej na świecie. Pomimo tradycji prowadzenia badań na Antarktydzie przez ponad sto lat, Australia nie zamierza odgrywać tam żadnej roli. Dlaczego? Czyżby ktoś inny zamierzał wprowadzić się na jej miejsce?
Dziwną rolę spełnia słynna amerykańska Smithsonian Institution. Od dziewiętnastego stulecia organizacja ta prowadziła badania i promowała odkrycia naukowe. Przez niemal stulecie kolekcjonowała ona kości ludzkich gigantów, wysokich do trzech metrów, z całego obszaru Stanów Zjednoczonych i przygranicznych terenów należących do Meksyku. I jaki był ich następny krok? Placówka naukowa zniszczyła te kości. Dlaczego? Intencją było powstrzymanie ludzkości przed wiedzą, że tacy ludzie wcześniej istnieli. Na szczęście, kiedy jeden z kuratorów odszedł na emeryturę, zabrał ze sobą taką ogromną ludzką kość i po paru latach zaprezentował ją publicznie. W erze Internetu wiadomość rozeszła się szybko.
Współczesna nauka podlega manipulacjom już od samego szczytu. Może dokonać wielkich odkryć, ale także promować kłamstwa. Musimy weryfikować rezultaty jej badań. Uniwersytety i inne placówki badawcze stają się coraz bardziej zależne od prywatnych dotacji, przekazywanych głównie przez korporacje. A ci, którzy płacą, żądają rezultatów badań, zwiększających ich zyski. Naukowiec często staje wobec dylematu: powiedzieć prawdę czy zadbać o swoją pracę?
Ale co możemy powiedzieć o politycznych prawdach i kłamstwach? A co o medialnych prawdach i kłamstwach? I co o medycynie? Czy ona może być wyjątkiem w rzeczywistym świecie? Co możemy powiedzieć o korporacjach farmaceutycznych? Czy ich zadaniem jest czynić ludzi zdrowymi i szczęśliwymi, czy też ich jedynym celem jest zysk oraz zyski ich akcjonariuszy?
Film „The Insider” z Russelem Crowe opiera się na prawdziwej historii badacza pracującego w jednej z tytoniowych korporacji. Odkrył on, że palenie tytoniu ma negatywny wpływ na mózg człowieka. Sprawa trafiła do Kongresu. I proszę wyobrazić sobie rząd siedmiu dyrektorów wykonawczych korporacji tytoniowych, przysięgających, że nigdy nie słyszeli o badaniach, które udowodniły, że palenie ma wpływ na zdrowie. Wśród tych siedmiu znajdował się pracodawca Crowe’a, który otrzymał rezultaty jego badań i za to wyrzucił go z pracy.
Korporacje farmaceutyczne biorą udział w kształceniu lekarzy, dla przykładu, poprzez wybór egzotycznych lokalizacji konferencje. Korporacje hojnie płacą za reklamówki zamieszczane w periodykach medycznych. Ale czyżby nie oczekiwali niczego w rewanżu? Na przykład odpowiedniej polityki redakcyjnej, sprzyjającej ich interesom.
W przeszłości, w aptekach można było nabyć wszelkie rodzaje ziół i suplementów. W tajemniczy sposób bardzo wiele z nich zniknęło. Nie tylko z aptecznych półek, ale także z wszelkich sklepów, szczególnie w tzw. cywilizowanych krajach.
Jeszcze w roku 2002, w aptece każdy potrzebujący mógł kupić naturalną witaminę B12 w płynie i samemu sobie ją wstrzyknąć. W roku 2003 naturalna witamina B12 w płynie zniknęła, ale sztuczna, syntetyczna była nadal dostępna. Jeśli obecnie ktoś ją potrzebuje, jeśli ktoś ją potrzebuje, to musi zaprzyjaźnić się z aptekarzem (chemikiem), który „po cichu” może ją wyprodukować1).
Ta złośliwa wojna z witaminami jest kontynuowana. Witamina B17 jest zakazana. Nawet samych pestek moreli, które zawierają ją w dużych ilościach, nie wolno sprzedawać.
W przeszłości lekarzy nazywano „physicians”. Zgodnie z Macquarie Encyclopaedic Dictionary termin ten odnosi się do „kogoś, kto jest wykształcony w sztuce uzdrawiania”. Jak to jest możliwe obecnie jeśli lekarze mają około 10 – 15 minut dla pacjenta i muszą leczyć zgodnie z instrukcjami? W takim i takim przypadku, taka i taka terapia musi być zastosowana. Nie ma tu miejsca na twórcze myślenie, bez którego żadna sztuka nie istnieje. Lekarz ogólny może wypisać receptę lub skierowanie do specjalisty. To niemal wszystko.
Na wyższym poziomie znajdują się specjaliści. Zasada jest ta sama. Raka leczy się operacją, radiacją i chemioterapią. Wszystkie powodują działania uboczne, czasami prowadzące do śmierci, ale każda inna terapia jest zakazana. Wszystko jest w porządku, jeśli procedury były przestrzegane. Jeśli po zaaplikowaniu jednej z powyższych metod, pacjent przeżył 5 lat, to wpisuje się go do kategorii tych, którzy przetrwali. Nawet jeśli umrze następnego dnia.
W Kanadzie, kilka lat temu, przeprowadzono ankietę wśród lekarzy. Specjalistów od leczenia raka zapytano, czy zgodziliby się na chemioterapię, gdyby raka zdiagnozowano u nich. 70% odpowiedziało NIE. Nie jest to zaskoczeniem po obejrzeniu filmu „Wit” z Emmą Thompson w roli lekarki, którą leczono właśnie chemioterapią.
Typowy lekarz zwykle nie pyta, jak się pacjent odżywia, jaki rodzaj pracy wykonuje, czy często pije alkohol lub czy pali papierosy. Ale te i wiele innych czynników mogą być przyczyną choroby lub, przeciwnie, dobrego zdrowia i odpowiednie korekty w stylu życia pozwalają uniknąć kosztownych terapii razem z ich efektami ubocznymi.
Książka Joanny informuje nas, że są państwa, które pozwalają lekarzom używać, z korzyścią dla pacjentów, terapie ziołowe, akupunkturę i inne tradycyjne zabiegi. W chińskich uczelniach medycznych uczą przyszłych lekarzy m. in. o przyczynach chorób. Uczą również tego, że stan naszych ciał i zdrowia psychicznego jest determinowany przez relacje między nami i różnymi elementami przyrody, jak woda, ogień, czas, energia kosmiczna i inne.
Orientalne narody poświęcają dużo uwagi zapobieganiu chorób. Chodzi o autentyczne zapobieganie, a nie o szkodzące, przymusowe szczepienia. Zamiast nich korzysta się z yogi, właściwych ćwiczeń, kąpieli, medytacji i bardzo wielu innych technik, nie pomijając właściwego jedzenia. Joanna w swej książce sugeruje konsumowanie żywności ekologicznej (organic).
Medycyna orientalna, o której pisze autorka, może być czasami bardzo prosta i tania. W niektórych przypadkach nawet nie kosztuje. Po prostu należy nacisnąć pewne punkty dookoła oka i można nie tylko poprawić swój wzrok, ale również funkcjonowanie nerek. W równie prosty sposób można poprawić słuch i nie tylko.
Po mojej przeprowadzce do górskiego uroczyska opowiedziano mi historię starszego mężczyzny, który cierpiał na raka. Zasiał nieco marihuany, zażywał ją i nie odczuwał bólu, aż pewnego dnia zjawiła się policja i skonfiskowała jego lekarstwo. Był zbyt stary i chory, aby go skazano na więzienie. Umarł w bólu, ale jako wolny człowiek i prawdziwy „physician”.
Książka ta przypomniała mi, że w medycynie nie należy bać się nowatorstwa, a kiedy mamy problem zdrowotny, to powinniśmy patrzeć nie tylko na fizyczne aspekty naszego ciała, ale także na strumienie energii wewnątrz niego, które mogą być wykorzystane w leczeniu. Czasem wystarczające może być zaktywizowanie ich we właściwy sposób.
Janusz Rygielski
1. Witamina B12 znajduje się w dużych ilościach w czerwonym mięsie, więc korzystają z niej wegetarianie, którzy mięsa nie jedzą.
Z autorką książki, Joanną Burton, można się skontaktować pod adresem acupunctureandbeautyclinic.com/
|