Od wczorajszego południa (czwartek) trwam w zachwycie z powodu Światowych Dni Młodzieży (które mają sie zacząć dopiero w przyszłym tygodniu w Krakowie). Znalazłam się wówczas na Krakowskim Przedmieściu i w całkowitym zaskoczeniu obserwowałam kolorowy tłum, a właściwie liczne grupy nasto- i dwudziestolatków śpacerujących, śpiewających, tańczących. Wszyscy mieli identyfikatory i występowali pod flagami swoich państw. Tu jest teraz cały świat.
Ponieważ przyjechali na imprezę chrześcijańską, to nie było wrzasków czy wulgarności, tylko sama młodość, czar i wdzięk. Słońce świeciło łagodnie i pięknie. Gdy czekałam na autobus vis a vis Uniwersytetu, to właśnie zbliżyła się grupa australijska - jakieś 25 osób, w tym ze cztery o wyglądzie azjatyckim. Pomyślałam sobie, że nie miałabyś nic przeciwko temu, by znależć się w tym miejscu.
Wieczorem w tv obejrzeliśmy z Kotem koncert Rubika na Placu Piłsudskiego. Cudo - w sensie muzycznym, wokalnym i wizualnym.
Dzisiaj znów pojechałam na Krakowskie, by napawać się tą niezwykłą atmosferą. Organizacja jest perfekcyjna - wzdłuż traktu ustawiono białe otwarte namioty: strefa turystyki, sportu, kultury, historii, itp. Wielu woluntariuszy, liczne stoiska z materiałami informacyjnymi i pamiątkami, i wszystko w najlepszym guście.
Stale się coś dzieje - w kościołach odbywają się koncerty, a na zewnątrz widziałam pokaz tańców staropolskich (później w programie przewidziano naukę polskich tańców ludowych). Zabawny był widok małych murzyniątek malujących farbami to, co widzą lub trochę starszych śniadych nastolatków ćwiczących na "bieżni". Koło gmachu Ministerstwa Kultury wystawiony jest fortepian, przy którym stale ktoś z gości siada i gra, a ludzie słuchają i biją brawo.
Atmosfera jest cudowna - luz i serdeczność. Ani śladu dewocji czy odpustowej atmosfery. Po prostu jest pięknie.
Brak mi będzie tych dzieciaków, gdy rozjadą się w różne strony świata. /j/
|