Kilka ostatnich dni spędziłem na Mazurach, odcięty od telewizji i codziennej prasy. I ani przez chwilę tego nie żałowałem. Jedno, co mnie niepokoiło – to nieprzewidziane numery, jakie mógł wywinąć wojujący dżihad podczas wizyty papieża na ŚDM w Krakowie. Kiedy w końcu sięgnąłem po komórkę, złapałem zasięg Wi-Fi i ustaliłem ostatecznie, że Jego Świętobliwość szczęśliwie opuścił nasz kraj samolotem rejsowym LOT, a w trakcie spotkań z młodzieżą katolickiego świata nic nie wybuchło, nie było żadnego skandalu, a w świat poszedł optymistyczny i przyjazny Polsce i Polakom przekaz – odetchnąłem z ulgą. I ucieszyłem się szczerze.
Wiem – nie powinienem cieszyć się z cudzego nieszczęścia! Cóż, nikt nie jest idealny... Ale gdy wyobraziłem sobie bezsilną wściekłość „totalnej” opozycji z powodu kolejnego sukcesu rządzących – trudno było nie parsknąć śmiechem...
A przed chwilą obejrzałem w TVP koncert piosenek powstańczych na wypełnionym po brzegi Placu Piłsudskiego w Warszawie – i wyobraziłem sobie lewackich „resortowców”, gryzących paluchy z bezsilnej wściekłości. Tyle lat ciężkiej „pracy u podstaw”, aby obrzydzić, zohydzić, opluć tradycyjny polski patriotyzm – wzięło w łeb! Tyle trudu, ażeby wykorzenić nasz zaściankowy „ciemnogród” i zmienić młode Polki i Polaków w kosmopolityczne, metroseksualne indywidua poszło na marne!
Nie udało się przerobić powstańców Armii Krajowej na antysemickich faszystów, nie dało się wyrwać nam z serc legendy „Żołnierzy Wyklętych”, nie powiodło się zabić pamięci o naszej Tradycji i Wierze. Nawet niewierzący Polacy – widząc to, co dzieje się w Europie Zachodniej czy na Ukrainie – odzyskują szacunek do Dekalogu. A to z powodu Dobra i Nadziei przez niego niesionych. Nikt dotąd nie wymyślił lepszego, bardziej uniwersalnego kodeksu człowieczeństwa. Ani Marks, ani Hitler, ni Stalin...
Dlatego w dniu wybuchu Powstania Warszawskiego pozwolę sobie spadkobiercom Wandy Wasilewskiej i Bolesława Bieruta zrobić małe przypomnienie z historii najnowszej:
ZBRODNIA I KARA (z tomiku „Ja tu zostaję”)
A kiedy wiatr historii sypnął piachem w oczy – Naród nasz w pacht oddano bestiom i swołoczy...
Gdy pół Polski zajęła zaraza czerwona, Drugą zaś jej połowę wzięła szwabska wrona – Antydekalog nastał. Wyzuł nas z wolności. Nie było już ni Dobra, ni Sprawiedliwości...
Wtedy Zło się rozlało, mocne kłamstwa siłą; Na ziemi, krwią zroszonej – zakwitły mogiły...
W ten czas butni mordercy – pewni bezkarności Folgowali swym zbrodniom, bestialstwu, podłości. Tak poddano nas próbie, pełnej okrucieństwa, Byśmy sens odnaleźli. Nadzieję w zwycięstwo...
I Naród się podźwignął... Ktoś tchnął w ludzi wiarę... Armia Krajowa walczy! Gdzie zbrodnia – tam kara...
Gdy pierwszy Polak, patrząc w oczy kata swego, Rzekł: „W imieniu Polskiego Państwa Podziemnego Na śmierć cię dziś skazuję poprzez rozstrzelanie!” Przywrócił tym normalność: grzechów rozliczanie... Oprawcy zrozumieli, że to nie zabawa, Że zbrodnia rodzi odwet. Nikt nie jest nad prawem!
***
Wojna się wypaliła, czerwoni wygrali... Terrorem karki zgięli... Sędziów – rozstrzelali... Cała armia zaprzańców najeźdźcę wspierała; Kula w łeb bohaterom! Okupantom – chwała! Jednak ten, co nie wierzył w sądy ostateczne, Gdy się już zestarzeje – drży o swoją wieczność...
Tak! Zbrodniarz zwykle tchórzy, gdy padół ten żegna. Iluż – na łożu śmierci – z Bogiem chce się jednać? Ilu z nich przeznaczenie swoje chce oszukać? Zmyć spowiedzią krew ofiar? Do raju zapukać?...
***
Łotr na krzyżu – skruszony – żałował za grzechy... Zdrajcy nie czują skruchy! Zmarłych ranią śmiechem... Łotr na krzyżu – zbawiony – z Bogiem się pojednał. Zdrajcy Boga chcą okpić... Im jest wszystko jedno!
Jest coś, czego się boją... I jedynie tego! To: „W imieniu Polskiego Państwa Podziemnego...”
A z cyklu – znalezione w sieci
przypominam jedną w youtubowych wersji ballady „Czterdziesty Czwarty” to z płyty „Katyń 1940”.
|