Kategorie:
Nowiny
Ze Świata
Z Polski
Z Australii
Polonijne
Nauka
Religia
Wyszukiwarka 

Szukanie Rozszerzone
Konkurs Strzeleckiego:

Archiwum:

Reklama:

 
27 wrzesnia 2016
OAM - w pięknej wiosennej scenerii
Z Marianną Łacek rozmawia Ernestyna Skurjat-Kozek

- Informację o przyznaniu Ci zaszczytnego odznaczenia OAM dostałaś 13 czerwca, a więc zimą, o czym już pisaliśmy (tu link do wywiadu). Jak to miło, że Pan Gubernator Hon. David Hurley zadbał o to, aby odznaczenia wręczyć zasłużonym w możliwie najpiękniejszej, wiosennej scenerii. Opowiedz nam o tej uroczystości...

- Sama zastanawiałam się, dlaczego cała ta uroczystość przyznawania i wręczania Order of Australia rozciągnięta jest w czasie. Na pewno przygotowanie wszystkiego musi potrwać. Zawiadomienie i publiczne ogłoszenie, jakie miało miejsce w czerwcu z okazji Urodzin Królowej, jest raczej proste. Natomiast późniejsze przygotowanie nie tylko kasety ze złotymi orderami (aż trzy – miniaturka, plus większy w formie broszki, no i ten główny, duży), ale także wszystkich towarzyszących temu materiałów pisemnych oraz dokładne rozplanowanie ceremonii na pewno pochłania dużo czasu. Do tego dochodzi jeszcze wkomponowanie w czasie całej uroczystości, w którą zaangażowany jest nie tylko Gubernator, ale wielu wysokiej rangi urzędników państwowych - to musi być odpowiednio wcześnie zaplanowane.

...Dla mnie osobiście, rozłożenie na dwie raty nadania OAM to jak gdyby przedłużenie całej tej ogromnej przyjemności. Najpierw ogłoszenie, a później realne potwierdzenie, że jest to rzeczywiste. Oczywiście nie bez znaczenia był także fakt następującego po oficjalnej uroczystości przyjęcia w ogrodach, tonących już w wiosennej aurze, jako że odbywać się wszystko miało w ‘Government House’- pięknym pałacyku zlokalizowanym w sydnejskim Ogrodzie Botanicznym.




...Uroczystośc zaplanowana została na 9 września po południu. Informację o tym przysłano mi dwa miesiące wcześniej. Należało tę datę potwierdzić, podając dokładne imiona oraz nazwiska trzech osób – gości, którzy mieli mi w uroczystości towarzyszyć. Wkrótce otrzymaliśmy imienne zaproszenia, z uwagami odnośnie wymaganego stroju oraz z zapewnieniem parkingu.

...W pamiętne popołudnie 9 września, już od samego momentu przekroczenia bramy wiodącej do ogrodu ‘Government House’ potraktowani byliśmy z prawdziwymi honorami. Podprowadzono nas do wnętrza, wskazując gościom miejsca w jednej sali, a mającym otrzymać odznaczenia w sali sąsiedniej. Jak się później okazało była to jedna wielka Sala Balowa, przedzielona rozsuwaną ścianką. Odznaczonych tego dnia miało być trzydzieści parę osób. W tej co ja kategorii, było nas sześcioro. Przyznawano także inne odznaczenia – na przykład medale za odwagę itp. Posadzono nas w alfabetycznej kolejności. Mnie wypadło miejsce obok anglikańskiego pastora z południowych dzielnic Sydney. Przyjemną pogawędką skracaliśmy sobie kilkanaście minut oczekiwania aż sala się zapełni.

... Tuż przed zapowiedzianym czasem rozpoczęcia ceremonii rozsunięto ściankę dzielącą Salę Balową, której główną część zajmowali nasi goście – ponad 100 osób. Dla nas odznaczonych miejsca były z tyłu sali. Powitaliśmy wejście Gubernatora Hurleya, a następnie wspólnie został odśpiewany hymn Australii. Śpiewali wszyscy, bez wyjątku (ja także). W swoim krótkim przemówieniu Gubernator David Hurley podkreślił jak ważna jest praca dla wspólnego dobra. To nie tylko rząd australijski przyznaje odznaczenia, powiedział – my tylko potwierdzamy i jak gdyby firmujemy pracę, którą te osoby bezinteresownie wykonują na rzecz naszej społeczności. To australijska społeczność dziękuje zgromadzonym tutaj dzisiaj odbiorcom medali.




...A potem każdy z nagrodzonych podprowadzony był do samego frontu, gdzie odczytywano jego indywidualne zasługi. Gubernator wręczał odznaczenie, gratulował – i następował uroczysty powrót nagrodzonej osoby na miejsce. Kiedy przyszła moja kolej, ogarnęłam wzrokiem tę piękną, zabytkową salę Australii, ozdobioną rzeźbami i cennymi malowidłami, wypełnioną tłumem odświętnie ubranych gości, spojrzałam w stronę Gubernatora otoczonego świtą umundurowanych, uhonorowanych wieloma orderami osób – i poczułam się jak w bajce ... Przed oczyma stawały mi jak żywe migawki zdarzeń z przeszłości – podróż statkiem na Antypody, intensywne uczenie się angielskiego, pierwsza praca w fabryce, przylot Bronka (już samolotem) ślub, dzieci – i szkoła... Jak w półśnie docierały do mnie odczytywane słowa moich zasług dla australijskiego szkolnictwa, jako nauczycielki języka angielskiego najpierw w Newtown School of Performing Arts, a potem w Homebush Boys High School... niestrudzona praca dla młodzieży, wprowadzenie do nauczania nowych, aktywizujących młodzież programów , promowanie czytelnictwa, cenne rady dla rodziców, konferencje dla nauczycieli – padały nazwy Strathfield, Bondi, Kogarah... pamiętam, zapraszano mnie do wielu miejsc, aby przeprowadzać sesje "jak uczyć, aby nauczyć"... publikacje w anglojęzycznych periodykach nauczycielskich... Ta litania wydawała się nie mieć końca....




-To nas nie dziwi. Wszyscy wiemy, jak szalenie pracowitą jesteś osobą, ale myślę, że przynajmniej tego jednego dnia, kiedy byłaś udekorowana, miałaś wolne i nie musiałaś nic robić, ani już nikogo uczyć ...

- Nie, robić rzeczywiście tego dnia nic nie musiałam, ale jeśli chodzi o nauczanie, to muszę Ci coś wyjaśnić. Jak się ktoś urodził nauczycielem, to nim będzie do końca... Tak więc po wymienieniu (prawie) wszystkich moich zasług dla edukacji – przyszła kolej na przykłady moich działań dla polskiej społeczności w Australii. I tutaj, muszę przyznać z trudem opanowywałam wzruszenie. Oto ja, emigrantka, stoję tutaj, na drugim końcu świata, w uroczym australijskim pałacyku, w obecności Gubernatora, wysokich urzędników państwowych oraz tylu zaproszonych gości i słucham jak ‘Poland ... Polish... Poles’ - mój Kraj, moja Polska odmieniana jest po wielekroć razy. To chyba był najpiękniejszy moment w całej tej uroczystości. Nie wymieniano żadnego innego kraju, ponieważ oprócz mnie, wszyscy tego dnia nagrodzeni, to byli ‘True-Aussies’. Przypinając mi medal, po złożeniu oficjalnych gratulacji, Gubernator Hurley skomentował:

‘Now, you are probably the happiest person, who has all reasons to be totally proud and satisfied of your Polish origin’

‘Oh no, not yet’ – odpowiedziałam. – ‘Why not?’ zapytał zdumiony. – ‘I can not be totally satisfied, as not everyone in Australia knows yet how to pronounce correctly Kościuszko, they say it Kozjasko, which is wrong’.

Pan Gubernator Hurley poprosił, żeby mu jeszcze raz wyraźnie powiedzieć Koś-ciusz-ko i powtórzył to prawie bezbłędnie, a zwracając się do zebranych powiedział przez mikrofon:

–‘Dear people, this wonderful lady has all rights to feel totally satisfied, please repeat Kościuszko, we all must learn how to say it correctly’. – Powtórzyli. Gubernator się roześmiał, a ja odprowadzana huraganem braw kroczyłam dumnie wzdłuż sali na wyznaczone mi miejsce, zerkając w stronę, gdzie siedzieli moi.



-Kogo zabrałaś ze sobą na tę uroczystość i jaka była reakcja Twoich gości?

- Oczywiście w pierwszym rzędzie zaprosiłam męża. Bronek, jak dobry Anioł Stróż stoi za moimi wszystkimi poczynaniami. Zaprosiłam też Dorotkę Usień – to synowa mojej siostry, czyli żona siostrzeńca. Urocza, bardzo rodzinna osoba, blisko z nami związana. Dużą niespodzianką był najmłodszy syn – Piotr. Przyleciał z Nowego Jorku, gdzie pracuje, specjalnie na tę uroczystość. Cieszyłam się, że nasz ‘Benjaminek’ mógł reprezentować swoich braci i siostrę. Zarówno Bronek jak i Piotr oraz Dorotka nie musieli mi mówić, ale po oczach poznałam, że podobnie jak ja oni też z trudem opanowywali wzruszenie.

...Podczas przyjęcia w ogrodach, po zakończeniu oficjalnej uroczystości wiele osób podchodziło do nas przywołując swoje polskie koneksje – krewnych, sąsiadów, kolegów ze szkoły lub ze studiów, a nawet jeden z urzędników pochwalił się, że podawał z Polką dziecko do chrztu. Również i Pan Gubernator Hurley powiedział nam, że byli z żoną w Polsce i nawet jechali pociągiem z Warszawy do Krakowa. Skometował także żartobliwie, że jestem jedyną nauczycielką, która nawet tutaj nie ominęła okazji, żeby przeprowadzić lekcję i on Gubernator też się czegoś nauczył. To ma być Kościuszko, a nie Kozjasko.

...Przypomniałam sobie, jak podczas promocji jednej z książek Petera Skrzyneckiego zwróciliśmy się z prośbą do Pana G. Whitlama, który tamtą uroczystość prowadził, aby pomógł w dopisaniu ‘z’ do ‘Mt Kosciusko’, jak wtenczas pisano. Był zdumiony, nie zdawał sobie sprawy, że to było błędne. Przyrzekł nam, że jak tylko wygra wybory, to jego pierwszym rozporządzeniem będzie poprawić pisownię Mt Kosciuszko. I zrobił to. Poprawiono wszystkie napisy na mapach, w broszurach reklamowych i w podręcznikach. To było równe 40 lat temu...

...Przez kilka godzin w scenerii ogrodów rozkoszowaliśmy się swobodną, ale bardzo wytworną atmosferą przyjęcia. Kelnerzy bez końca roznosili tace najprzeróżnorodniejszych frykasów i napojów. Stojący w grupkach goście swobodnie gawędzili, robili pamiątkowe fotografie na tle rozkwitłych krzewów oraz jarzących się w promieniach zachodzącego słońca dachów Opery. Niektórzy woleli wejść do środka pałacu, gdzie można było usiąść na którejś z wygodnych, antycznych kanap lub w fotelu i nieco odpocząć po dniu wypełnionym wrażenimi. Piotr musiał wracać do NY zaraz następnego dnia rano. Żegnając się powiedział – ‘Mamo, do tej pory zawsze powtarzałaś, że jesteś z nas dumna. Teraz ja powiem, jak bardzo MY jesteśmy dumni z Ciebie’.

- Droga Marianno, jeszcze raz gratuluję... i cóż, muszę Cię w takim razie zaprosić do pracy w Australijskim Komitecie Obchodów Światowego Roku Kościuszki...

- Pomogę z przyjemnością!

Z Marianną Łacek rozmawiała Ernestyna Skurjat-Kozek