„Może ktoś kiedyś zrobi na ten temat film...a byłby to film sensacyjny”- napisała P. Agata Włodek w artykule
„Benny Wojciechowski i jego rodzina”. No i kula trafiła, nie w płot, a we mnie, bo ja miałem nakręcić film. I kula rozerwała już zabliźnioną ranę. Otóż w warszawskiej prasie przeczytałem kiedyś legendę Aborygenów o powstaniu opalu i wystawie J. Benny Wojciechowskiego. Piękna, poetycka legenda rozpaliła moją wyobraźnię i chciałem o nim zrobić film. Zachęcony sukcesem. Mój film dokumentalny o kolekcjonerze sztuki japońskiej "Manggha- Polski Japończyk" został dobrze oceniony przez krytykę. Także i tryptyk poetycki na kanwie prozy i poezji japońskiej, pierwszy w polskiej telewizji. To dało mi impuls, by dalej próbować sił i kręcić dokumenty, bo te mnie interesowały.
Był lipiec 1988 roku i już mieliśmy bilety do Sydney. Więc odnalazłem poszukiwacza „skarbów” w Kanberze. Dostałem od niego maszynopis o jego życiu, miała być z tego książka, którą ktoś pisał. Na jej podstawie tworzyłem scenariusz. Trudno było, bo jakoś tam nie było "mięsa", konfliktu, akcji, dramatu. Na konsultacjach coś "wyciągałem" od Benny, raz powiedział, że ludzie też ginęli, że złodziejstwo itp...więc coś udawało się sensacyjnego sklecić, by zamienić materiał w interesującą akcję. Jeździłem kilkakrotnie, inwestując czas i środki. Scenariusz był gotowy.
Życzliwi pomogli mi w kontakcie z sekcją dokumentu SBS-u, inni skontaktowali mnie z wydawnictwem "Weldon International". Wszystko rozwijało się jak najbardziej pomyślnie. SBS chciał pomóc w nakręceniu filmu, życzliwy "Weldon" miał wydać książkę z filmem na DVD. Na wydawniczym przyjęciu słyszę: -"To będzie narodowy bohater Australii". Cudownie-Polak bohaterem!
Z przedstawicielem "Weldona" nakręciłem "pilot-film", zrobiliśmy montaż. Doprowadziłem do spotkania producenta SBS-u i przedstawicieli "Weldona" w Kanberze, by oficjalnie "przyklepać" porozumienie. I nagle na tak ważnym spotkaniu, nie wiadomo dlaczego Benny mówi, że nie zna scenariusza. A ja pracowałem nad nim pół roku, zaakceptował go wcześniej, na ostatniej konsultacji, którą właśnie odbyłem przed tym spotkaniem. Konsternacja!
Jakoś coś wytłumaczyłem, ale gdy doszło do finansów, to okazało się, że i tu problem. SBS dawał zespół i zapewniał produkcję, natomiast Benny miał tylko opłacić podróż do kopalni i zapewnić hotel. Świetny układ! I tu się okazało, że nie ma pieniędzy! Do tego doszedł problem, że żeby wydać książkę, to trzeba ją na nowo napisać. Ale kto ją ma finansować?
...itd...itd...Odpowiedzi nie było i już jakoś wszyscy stracili chęć, by ten projekt urzeczywistnić i mój wysiłek, i zaangażowanie tych, co już złapali bakcyla, by sprawę poprzeć - wyparowało na zawsze. Nie wydano książki i nie ma filmu - który sugerowała autorka. A tak, chociażby został ślad po wizjonerze, który poradził sobie z ziemią, ale nie z rzeczywistością. Muzeum J. Benny Wojciechowskiego zamieniło się w Narodowe Muzeum Dinozaurów. Gorzko!
Po moich straconych złudzeniach i własnej półrocznej inwestycji, rana już dawno się zabliźniła. Ale to nieważne. Najbardziej mi żal tego, że wspaniały projekt Polaka się nie spełnił! Dla chluby Australii i Polski!
PS: Gdy poprosiłem o krótki "pilot film" na pamiątkę usłyszałem, że mogę go odkupić od "Weldona" za $2000.
Andrzej Siedlecki
Produkcje filmowe można obejrzeć na You Tube na mojej stronie internetowej:
www.andrzejsiedlecki.pl
Tu artykuł Agaty Włodek
|