Kategorie:
Nowiny
Ze Świata
Z Polski
Z Australii
Polonijne
Nauka
Religia
Wyszukiwarka 

Szukanie Rozszerzone
Konkurs Strzeleckiego:

Archiwum:

Reklama:

 
18 marca 2017
Prosto z buszu: Wojna o Planetę Ziemia
Janusz Rygielski
Wydarzenia w Stanach Zjednoczonych, przebiegające w niesamowitym tempie, mogą wydawać się niezrozumiałe, a nawet dziwaczne. Ogólna percepcja jest taka, że oto nagle, ni z tego ni z owego, o urząd prezydenta państwa zaczął się ubiegać się właściciel m. in. firmy budującej, odnawiającej i zarządzającej wieżowcami, hotelami, kasynami i polami do gry w golfa. Przez jedenaście lat prowadził on program telewizyjny. Wystąpił w 12 filmach i 14 serialach telewizyjnych. Dwukrotnie był nominowany do nagrody EMMA (Emma Award). Władał też w latach 1996-2015 konkursami piękności Miss Universe i Miss USA. Jest członkiem Screen Actors Guild i pobiera emeryturę od tej instytucji, w wysokości 110 tys. dol. rocznie. W roku 2016 Forbes oszacował, że z majątkiem 4,5 miliarda zajmuje 324 miejsce na liście najbogatszych ludzi na świecie i 113 miejsce w Stanach Zjednoczonych.

Wymawiano Trumpowi i nadal mu się wymawia, że nie ma wystarczającego doświadczenia w polityce. Otóż już od roku 1988 rozważał on ubieganie o stanowiska prezydenta Stanów Zjednoczonych lub gubernatora stanu Nowy York. W roku 2011 New York Journal opublikował wyniki sondażu, zgodnie z którym Trump prowadził o jeden punkt przed Mittem Romney’em. W roku 2012 jego starania o nominację z ramienia Partii Republikańskiej na prezydenta były mocno zaawansowane i w sondażach opinii publicznej był notowany najwyżej, z przewagą 9 punktów. Mając duże szanse zrezygnował, a złośliwe media komentowały, że tym sposobem znacznie podniósł oglądalność swojego serialu telewizyjnego „The Apprentice”.

Jeśli chodzi o formalne kwalifikacje, to najpierw ukończył New York Military Academy w stopniu kapitana, a następnie przez dwa lata studiował w Fordham University. Po czym w Wharton School of the University of Pensylvania uzyskał stopień licencjata, równocześnie pracując w firmie rodzinnej. No cóż, myślę że zarówno doświadczenie zawodowe jak i formalne kwalifikacje posiada nie gorsze, jeśli nie lepsze, niż były prezydent Ronald Reagan czy też gubernator Arnold Schwarzenegger.

Wikipedia podaje obszerną informację o perypetiach sądowych imperium obecnego prezydenta, których liczba wynosiła ok. 3 500. Tysiące z nich nie zakończyły się jasnym stanowiskiem, ale tam gdzie sytuacja była oczywista, Trump wygrał 451 spraw i przegrał 38. W roku 2000 Trump został oskarżony o lobbing popierający rządowe odrzucenie proponowanych kasyn, które mogły konkurować z jego kasynami. Poniósł za to karę w wysokości 250 tys. dol. Chodziło o budowę kasyna prowadzonego przez Indian. Przypuszczam, że Geromino, Crazy Horse, Sitting Bull i inni słynni wodzowie Indian z pewnością poparliby inicjatywę Trumpa.

W normalnych warunkach potęga za plecami Hillary Clinton, dysponująca nieograniczonymi funduszami, a w razie potrzeby eliminująca konkurentów cieszących się większym powodzeniem lub odpowiednio programująca komputery, zapewniła by sobie stanowisko prezydenta. W roku 2000 wybory wygrał Al Gore, ale różnymi sztuczkami z głosami oraz wsparciem sędziów, mianowanych przez gubernatora Florydy, nota bene brata George’a Busha, wyliczono, że to właśnie on wygrał. Jednak mimo takich możliwości ostatnie wybory wygrał Trump. Sam nigdy nie dałby rady. Ci, którzy za nim stali musieli być dostatecznie silni, aby podjąć wyzwanie przeciwko Nowemu Porządkowi Światowemu (New World Order – NWO). I musieli mieć wystarczające powody, aby funkcję lidera powierzyć człowiekowi odważnemu, pełnemu kontrowersji, którego potyczki udowodniły, że potrafi walczyć.

To, co piszę dalej, jest wybiórczą informacją, opartą głównie na publikacjach zamieszczonych w The Millenium Report, State of the Nation, Benjamin Fulford Reports, Armstrong Economics, Executive Intelligence Review, Zero Hedge, The Christian Truther, Waking Times, Conservative Tribune i wielu innych stronach internetowych.

A więc dlaczego akurat Donald Trump?

Była ekipa rządząca światem doprowadziła do rządowego długu Stanów Zjednoczonych przekraczającego cały dochód roczny (104%; dla porównania Australia 37%, Polska 51%). Zadłużenie zewnętrzne USA jest około osiemnaście razy większe. www.tradingeconomics.com/united-states/government-debt-to-gdp

Banki są zadłużone na ponad 400 bilionów dol. (am. trillion). Dokładnych danych nikt nie zna. To ogromne zadłużenie leczono za pomocą drukowania (lub wpisywania w systemy komputerowe) nieistniejących dolarów. Drukowano ich więcej i więcej. Jakoś te dolary papierowe i wirtualne udało się wcisnąć reszcie świata i własnym konsumentom za cenę inflacji i podwyżek cen. Ale coraz więcej państw, przede wszystkim Chiny, odmawia przyjmowania tej waluty (i oczywiście papierów wartościowych rządu Stanów Zjednoczonych). Rząd amerykański stoi więc przed bankructwem.

Donald Trump uchodzi za profesjonalistę, znakomicie dającego sobie radę z bankructwami. Zamiast więc chaosu i bijatyki może udać mu się przeprowadzenie „resetu” w bardziej łagodny sposób. Dla elity do niedawna rządzącej, a według Benjamina Fulforda chazarskiej mafii, rozwiązaniem byłoby:
1. Zdelegalizowanie gotówki.
2. Zablokowanie wszystkich prywatnych kont i ATM-ów oraz przejęcie oszczędzanych pieniędzy na „ratowanie banków”. Koń by się uśmiał, bo większa część zadłużeń bankowych musiała trafić do kieszeni banksterów.
3. Wstrzymanie wszelkiej działalności gospodarczej oraz funkcjonowania państwa, poza policją i wojskiem. Ogłoszony zostałby stan wojenny.
4. Wywołanie zamieszek, dzięki kontynuowanej polityce imigracyjnej. Zamieszki w wielu przypadkach przekształcają się w wojnę domową.
5. Alternatywnie, zostałaby wywołana III Wojna Światowa, w rezultacie której zwycięzca podyktowałby warunki, zagrabił wszelki majątek przegranych i narzucił nowy, zarządzany przez siebie system finansowy. Elita spędziłaby ten okres w odpornych na bomby atomowe bunkrach, komfortowo wyposażonych (m. in. w baseny, kina, etc), zapewniających dobrze filtrowaną wentylację i zdrową żywność na co najmniej rok.
6. Po wojnie ziemska populacja liczyłaby około pół miliarda, co jest marzeniem elity. Wszystkim obywatelom (poza równiejszymi) zostałyby wszczepione czipy, zapewniające pełną inwigilację, a nawet możliwość sterowania ich postępowaniem.
7. Powołano by by nową, jedyną religię.

Taki prawdopodobnie system życia na planecie Ziemia zaczęto by realizować już obecnie, gdyby wybory wygrała Hillary Clinton, finansowana i wspierana przez elitę, gotowa spełnić każde polecenie, niezależnie od mizeroty, na jaką skazywałaby ok. pół miliarda pozostałych przy życiu ludzi. Jest oczywiste, że żaden system nie mógłby zostać zrealizowany, jeśli skażenie radioaktywne Ziemi, poza bunkrami, byłoby tak wysokie, że nie kwalifikowała by się ona do osiedlenia przez najbliższe tysiące lat.

Jedną z najlepszych cech społeczeństwa amerykańskiego jest fakt, że wśród elity, nie mówiąc już o tzw. klasie średniej, znajduje się sporo mądrych ludzi, którzy potrafią oceniać krytycznie sytuację, przewidywać do czego prowadzi aktualne postępowanie i zastanawiać się nad ewentualnymi środkami, które mogłyby prowadzić do lepszej przyszłości.

W okresie ostatnich kilku miesięcy, dzięki Julianowi Assange i mediom alternatywnym, dokonała się w wielu krajach swego rodzaju rewolucja, jeśli chodzi o ocenę dotychczasowych liderów i roli tradycyjnych mediów. Obywatele – wyborcy mieli okazję przekonać się, że ogromna liczba osób sprawujących najwyższe funkcje w państwie w najmniejszym stopniu nie przejmuje się obietnicami wyborczymi i losem tych, którzy ich wybrali. Natomiast z ogromną chęcią spełnia życzenia korporacji, których celem jest jak największy zysk. Oznacza to przenoszenie przemysłu wytwórczego do krajów z tanią siłą roboczą i pauperyzację byłych pracowników, w takich państwach jak Stany Zjednoczone czy Australia. Wielu przywódców bogaci się, w czasie kiedy rządzą i również po zakończeniu swych kadencji. Przechwycone przez WikiLeaks majle dowodzą, że przywódcy w bezczelny sposób kłamią, biorą łapówki w różnej formie, wywołują wojny pod fałszywymi pretekstami, aby zrabować majątek jakiegoś państwa lub przejąć jego niezależny system finansowy.

Ale najgorsze, co się mogło liderom przydarzyć, to rozpowszechnianie w Internecie dowodów, iż spora część z nich jest oszustami, kłamcami, a także pedofilami, zarówno męskimi jak i żeńskimi. Czy porządny człowiek chciałby mieć takich rządzących? Oczywiście, media głównego nurtu o tym nie piszą. Ważniejsze są rozwody celebrytów i wyniki sportowe.

Ale znaleźli się wpływowi ludzie, którzy postanowili skończyć z oszustwami finansowymi, nie kończącymi się wojnami, z drastycznie niewłaściwym podziałem majątku narodowego, a także z kłamstwami i obyczajami nie do przyjęcia w cywilizowanym społeczeństwie. Postawili na człowieka, któremu nie chodziło o pieniądze (na kampanię wyborczą wydał 100 milionów dolarów, nie korzystając z dotacji), który odważnie przedstawiał publicznie swoje priorytety i potrafił nazywać sprawy po imieniu.

Nie wiem kto, oprócz przedstawicieli wojska, wchodzi w skład nieoficjalnej grupy wspomagającej Donalda Trumpa, ale niesłychanie wymowna była jego pierwsza wizyta poza spotkaniami w Białym Domu. Otóż były nią odwiedziny amerykańskiej siedziby Centralnej Agencji Wywiadowczej (CIA) w Langley, w stanie Virginia. Na tę pierwszą wizytę prezydent Trump zabrał trzy osoby: głównodowodzącego siłami zbrojnymi Stanów Zjednoczonych – generała Josepha Dunfolda, emerytowanego generała, obecnie ministra obrony gen. Jamesa Mattisa i emerytowanego generała, obecnie ministra spraw wewnętrznych Johna F. Kelly. Odnoszę wrażenie, że to przede wszystkim armia amerykańska doszła do wniosku, że tak dalej ciągnąć tych nieprawości na naszej planecie nie można.

Janusz Rygielski