Kategorie:
Nowiny
Ze Świata
Z Polski
Z Australii
Polonijne
Nauka
Religia
Wyszukiwarka 

Szukanie Rozszerzone
Konkurs Strzeleckiego:

Archiwum:

Reklama:

 
17 wrzesnia 2017
Muzyka, wiersze, malarstwo
Marek Baterowicz. Foto Tom Koprowski

MUZYKA, WIERSZE I MALARSTWO! – niezwykłe popołudnie w Konsulacie RP, w sobotę 16 września, przyciągnęło miłośników muz i chyba się nie zawiedli! W pierwszej części programu królowała muzyka, a zatem Aleksander Bącal ( fortepian) i Mikołaj Drozdowski ( skrzypce), utalentowani wyjątkowo chłopcy. Na wstępie zabrzmiały tony naszego ukochanego Chopina , dwa mazurki ( z op.30) grał młody Aleksander dobrze akcentując tony liryczne w kontrapunkcie do wiejskiej kobzy, tak często słyszalnej w tych kompozycjach. Następnie drugi licealista skrzypek Mikołaj zagrał nam pięknie słynne Tango Jalousie ( Gade ), a na fortepianie akompaniowała mu jego matka Eka Tatanaszwili, znana pianistka, i był to popis wzajemnej artystycznej intuicji.

Trzeba tu wtrącić, że obaj chłopcy – wysocy i przystojni bruneci! - pochodzą z mieszanych małżeństw polsko-gruzińskich, ojcowie są Polakami a matki Gruzinkami. Matką Aleksandra jest skrzypaczka Nana Tatanaszwili, siostra Eki. Ojciec Aleksandra zresztą jest też skrzypkiem. W tych rodzinnych muzycznych koneksjach odstaje jedynie ojciec Mikołaja, Bogumił Drozdowski, który nie gra nawet na dudach, ale za to para się piórem – tym zajmiemy się później. Skończmy relację z muzycznej części imprezy.


Wszystkie zdjęcia T. Koprowskiego pochodzą z otwarcia wystawy obrazów Vitka Skonecznego w Konsulacie RP w Sydney




Aleksander kontynuował pięknie swój minirecital interpretując żywiołowo pory roku Czajkowskiego oraz poloneza Fryderyka. A sławny czardasz Montiego w wykonaniu obu chłopców doprowadził audytorium do ekstazy, skrzypce jednak są w tym utworze instrumentem dominującym, zatem Mikołaj okazał się głównym czarodziejem wieczoru.

Część literacka – zatytułowana „Po co miłość poecie...” - była domeną Eli Chylewskiej i Bogumiła Drozdowskiego, który na tle Eli ( autorki dwóch zbiorów wierszy ) jest prawie debiutantem, ale promował tej soboty swój tomik „Maskarada plus” z ilustracjami Vitka Skonecznego, wybornego artysty osiadłego w Sydney. Elę i Bogumiła łączy i pasja teatralna, oboje uwielbiają grać w słynnym sydnejskim teatrze Fantazja. Oboje są też niepoprawnymi optymistami, kochają życie i ludzi, a wbrew naszej epoce cenią romantyzm. Przedstawili nam coś w rodzaju poetyzującego dialogu, w którym ich wyznania i wzdychania krążą wokół miłości ( spełnionej i niespełnionej ), a forma trąci quasi-kabaretem, tym bardziej, że Bogumił niektóre swoje rymowane kwestie nucił lub podśpiewywał niczym Jeremi Przybora lub Jerzy Wasowski.








Niestety, nie przebił w tym obu niezrównanych starszych panów. Pewne partie tego dialogu pochodziły ze wspomnianego wyżej zbiorku „Maskarada plus”, a rymy Eli z tekstów pisanych dla zabawy. Można przyjąć, że był to repertuar ludyczny, może odwołujący się do figlików, którymi błysnął kiedyś Mikołaj Rej, dla przykładu :

Pani dwu na wieczerzą do siebie prosiła,
Więc dobrą myśl tu sobie z nimi uczyniła.
Pan niewiadomie przyszedł, kołace do domu.
Patrz diable, pewnie naszy nie ujdą gomonu!
Pani jednego zamknie, drugiemu kazała,
By się k niemu dobywał.Panu powiedziała,
Iż tu jeden drugiego, chcąc go zabić, wegnał,
Pan ledwe o północy potym je pojednał.








Wypada tu dodać, że białogłowy z epoki imć Reja nie były aż takie perfidne latawice, scenkę zaś ową zaczerpnął nasz pisarz prawdopodobnie z „Dekameronu” Boccaccia. Musimy też dodać, że tak śmiałych facecji nie przedstawiono nam w konsulacie. W porównaniu z Rejem duet Eli i Bogumiła był exemplum cnót wszelkich, a ich „figliki” jedynie czasem potrącały struny erotycznych aluzji. Na marginesie trzeba zaznaczyć, że oboje nie recytowali nam tego wieczoru swoich najlepszych wierszy, bo nie pasowały do koncepcji owego „kabaretu o miłości”.

Ela Chylewska, znana od lat jako autorka „Apetytu na raj” ( 1994) i „Za bramą raju” ( 2006), ma w swoim dorobku wiele uroczych liryków. Inny styl reprezentuje Bogumił Drozdowski, jest mniej liryczny a bardziej krotochwilny i bawi się słowem bez ograniczeń ( np. „sam zjem pelargonię/ sam też się zapłodnię...”), a nawet nie unika słów niecenzuralnych, które niepotrzebnie demolują artystyczne tło całości. Te minusy rekompensują na szczęście nośne i mądre refleksje jak ta:

„Ciało i duszę dał ci razem Pan
Sam do projektu nie wprowadzaj zmian.”








Może to da do myślenia entuzjastom teorii gender ? Jest Bogumił krytykiem różnych postaw i funkcji

(np. „Panie prezesie, co pana niesie/ że pan jak orzeł nie fruwa ?”)

i celuje we fraszkach:

Chodzą mi po łbie myśli niesforne
- jak tu kangura skrzyżować z orłem.
Wynik przeraża, co to być może ?!
Nie w pełni kangur i już nie orzeł.

Jak wspomnieliśmy, tomik Bogumiła ilustrował Vitek Skoneczny, a właśnie w tych dniach w konsulacie trwała wystawa jego obrazów i była ona naprawdę doskonałą oprawą imprezy muzyczno-poetyckiej. Vitek, znany od lat rysownik i autor kapitalnych, nieraz genialnych, żartów rysunkowych (a nie stronił i od polityki!) wydanych w albumie „Pukanie wzbronione”, tym razem ukazał inny aspekt swej artystycznej osobowości. W kilkudziesięciu obrazach zebranych w konsulacie dominują reprodukcje płócień Modiglianiego i Picassa, ale są także takie dzieła jak portret Jana Pawła II, pejzaże czy wstrząsający obraz „Braterstwo broni”, symbolizujący zryw narodu węgierskiego w r.1956 i zbrodniczą represję Rosjan, ale i polską pomoc w dawaniu krwi dla powstańców z Budapesztu. I właśnie słuchaliśmy czardasza patrząc na ten obraz, a mnie przypomniał się mój stary wiersz publikowany poza cenzurą w r.1980 i dedykowany Węgrom. Oto jego fragment:

Pamiętam pulsujące wieczory,
kiedy z ojcem słuchaliśmy radia
łudząc się, że nasi bracia
odepchną pięść Kaina ze wschodu.
Daremnie – z każdym zmierzchem
wzbierał księżyc krwi,
na oczach całego świata
dławiono pieśń o wolności
i rodziła się nowa pochwała przemocy.
A obrońcy Europy umierali samotnie,
z błyskiem jutrzenki w oczach,
ginąc pod butem żołdaka,
który w jednej ręce niósł sierp
a w drugiej młot...






W czasie otwarcia wystawy artysta Skoneczny, członek australijskiego związku Polskich Więźniów Politycznych, został udekorowany Krzyżem Wolności i Solidarności


Na wystawie Vitka Skonecznego jest też inny wstrząsający obraz – „Polska Guernica” – który poprzez aluzję do Picassa oddaje tragedię stanu wojennego w r.1981, trwającego kilka lat. Odwołanie do sławnego dzieła Picassa ma ten sens, że ludzie Zachodu – najczęściej zlewicowani, więc mentalnie chorzy – nie byli i nie są w stanie pojąć tragedii innych narodów, cierpiących kiedyś w reżimach komunistycznych.

Trzeba im to ułatwić wskazując na pewną symbolicznie już zakodowaną tragedię, która na obszarze ich kultury uzyskała wymiar „dantejskiego piekła”. Może wtedy ci lewacy, dla których los byków na corridzie był ważniejszy od tragedii narodów ujarzmionych przez Moskali, pojmą czym był komunizm. A dzięki tym dwóm obrazom Vitka – o Węgrach i o Polsce dławionej dekretem WRON-y – sobotnia impreza w konsulacie dostarczyła nam ( obok wrażeń czysto artystycznych ) także refleksji o minionej epoce totalitaryzmu i sowieckiego imperializmu.






Pogrobowcy tego systemu manewrują od czasu do czasu za Bugiem, a zatem Syrenka i inne kraje regionu nie mogą spać spokojnie. Dlatego pytanie z tytułu imprezy wypada nam zastąpić tą afirmacją, że miłość jest potrzebna nie tylko poecie, ale i całej planecie!

Marek Baterowicz