Ze Stanisławem Ożogiem, posłem do Parlamentu Europejskiego z Prawa i Sprawiedliwości, rozmawia Mariusz Kamieniecki. --Komisja Europejska opowiedziała się za wykluczeniem Polski z Rady Europejskiej i zdecydowała o uruchomieniu art. 7 traktatu o Unii Europejskiej. Czym kierują się Juncker, Timmermans i spółka, wytaczając te działa przeciwko Polsce?
– Jest to dla mnie decyzja zupełnie niezrozumiała. Spodziewałem się innego rozwiązania. Zaskakujące jest dla mnie również tempo tych działań antypolskich. Proszę zwrócić uwagę, że nie czeka się na przeprowadzenie do końca procesu legislacyjnego ustaw o Sądzie Najwyższym i Krajowej Radzie Sądownictwa – przecież czekamy jeszcze na podpis prezydenta, tylko wychodzi się przed szereg z atakiem, wręcz dokonuje się sądu nad Polską. Nie zgodzimy się na żaden dyktat, nie ulegniemy żadnym szantażom. Komisja Europejska nie będzie nam reformowała wymiaru sprawiedliwości. W brukselskich kręgach nie analizuje się wyjaśnień polskiego rządu – tych wcześniejszych, bo późniejszych nie było, i słusznie, bo trudno merytorycznie odpowiadać na zaczepki. Tak czy inaczej nikt w Komisji Europejskiej nie analizował nawet dokumentów przesłanych z Warszawy. Do Jean-Claude'a Junckera, Fransa Timmermansa i spółki nie docierają argumenty min. Konrada Szymańskiego, który argumentował, że podobny kształt wymiaru sprawiedliwości jest w innych krajach Unii. Wiemy o tym, że były próby nacisków czy wpływania na premier Wielkiej Brytanii Theresę May, która jutro ma przybyć z wizytą do Warszawy, aby odwołała tę wizytę i nie przyjeżdżała do Polski. Sądziłem, że chociażby z uwagi na tę wizytę Bruksela przynajmniej zaniecha uruchomienia art. 7 traktatu o Unii Europejskiej. Trudno jednak doszukiwać się przyzwoitości ze strony ludzi, którzy usta mają pełne frazesów o praworządności, ale w sercu nie mają żadnych zasad.
Ta procedura to efekt donosów na Polskę?
– To skazuje Platformę i Nowoczesną w najbliższych wyborach na polityczny niebyt. Polacy nie zaaprobują donoszenia na własny kraj i domagania się karania własnego państwa. Donosy polityków Platformy i Nowoczesnej, ich pielgrzymki do Brukseli sprawiły, że Polska jest atakowana. Ten festiwal straszenia, którego efektem jest wszczęta procedura, która – tak naprawdę – nie ma szans, żeby się zakończyć jakąkolwiek konkluzją, jest próbą wywarcia nacisku na polskie władze i zaprzestania reform wymiaru sprawiedliwości. Tyle tylko, że to rząd Zjednoczonej Prawicy otrzymał mandat od polskiego społeczeństwa do wprowadzania zmian w obszary, które były przesiąknięte duchem jeszcze PRL-u. Po 1989 r. zmienił się ustrój w Polsce, ale nie zmieniła się władza sądownicza, która stała na straży, aby zmiany dokonujące się w kraju nie sięgnęły zbyt głęboko i nie dotknęły starego układu. Ale żadne próby straszenia czy nacisku z zewnątrz nie zniechęcą nas do reformowania państwa polskiego. Brukselskie elity wtrącają się w nasze wewnętrzne sprawy, próbują ingerować w naszą politykę, ale na to nie pozwolimy. Żadne szantaże nie zmienią naszego stanowiska.
Na ile sankcje wobec Polski mogą się okazać skuteczne?
– Osobiście nie wierzę w skuteczność i powodzenie tej drańskiej gry przeciwko Polsce i Polakom. Natomiast to, co dzisiaj się stało, budzi we mnie ogromny niesmak. Komisja Europejska pokazała uległość wobec tzw. totalnej opozycji i – co istotne – zrobiła to w okresie świąteczno-noworocznym, dając niejako prezent pod choinkę politykom spod znaku targowicy. Wierzę w rozsądek Polaków, ufam, że zrozumieją, iż nie chodzi tu o żadne przestrzeganie praworządności czy przestrzeganie zasad demokracji, rzekomo łamanej przez obecny rząd, ale o zwykłą grę prowadzoną przeciwko Polsce. Tu chodzi o grę obliczoną na dokonanie przewrotu przeciw demokratycznie wybranej władzy w Polsce. Wczoraj wieczorem dowiedziałem się, że siedem największych miast we Francji – z wyjątkiem Paryża – zwróciło się do prezydenta Emmanuela Macrona o podjęcie wszelkich działań, które miałyby zahamować i nie dopuścić do rozruchów na tle społecznym, które się szykują. Chodzi o to, żeby zająć się na poważnie sprawą imigracji muzułmańskiej, której skutki są coraz bardziej odczuwalne. Ale o tym, co się dzieje we francuskich miastach, tego na szczytach unijnych nie słychać. Nie mówi się o protestach czy wczorajszym strajku w Brukseli, ale na agendzie spraw wciąż jest Polska – temat zastępczy.
Frans Timmermans podczas konferencji prasowej powiedział, że w tym roku nie było dialogu z Polską…
– Tak jak już wspomniałem, trudno w nieskończoność dyskutować z kimś, kto jest odporny na rzeczowe argumenty. Ale nawet mimo to Polska nie zrywa rozmów. Natomiast postępowanie Timmermansa świadczy o nim samym i o elitach unijnych. Frans Timmermans to człowiek, który prowadzi prywatną wendettę przeciwko Polsce, co więcej, wcale się z tym nie kryje. Nie wiem, jak tłumaczyć to szaleństwo unijnych elit, do czego chcą doprowadzić, naprawdę nie wiem… Ciągle zadaję sobie pytanie, kto rządzi dzisiejszą Europą, kto stoi za tak absurdalnymi decyzjami… Działania KE to pęd donikąd. Europa zmierza do ściany, która jest coraz bliżej.
Z czego to wynika?
– Sądzę, że lewackie, europejskie elity są przerażone zmianami, jakie zachodzą na scenie politycznej w poszczególnych państwach Unii. Najlepiej świadczy o tym wynik wyborów w Austrii i wypowiedzi kanclerza Sebastiana Kurza, który wraz ze swoim zastępcą zobowiązali się do zwalczania radykalnego islamu, obniżenia podatków oraz ograniczenia imigracji. A ostatnio także premiera rządu, który się ukonstytuował. Politycy, przywódcy w innych krajach zachodnich obawiają się, że ten model może się przenieść do ich państw, co oznaczać będzie koniec ich władzy. Europa powoli się budzi, czego obawiają się także brukselscy biurokraci. I to przerażenie, że fala zmian rozejdzie się po całej Europie, objawia się również atakami na Polskę, gdzie ta zmiana dokonała się przed dwoma laty.
Berlin i Bruksela chcą zablokować reformy wymiaru sprawiedliwości w Polsce?
– Do tego tandemu Berlin i Bruksela dodałbym jeszcze Paryż.
Jak odebrał Pan sugestie dziennikarki Isabel Shayani w niemieckiej telewizji ARD wobec Polski, Czech i Węgier, że jeśli nie chcą przyjmować uchodźców i podporządkować się zasadom obowiązującym we wspólnocie, to niech opuszczą UE?
– Niemcy pogubili się całkowicie. Zresztą ta stacja nie jest dla mnie wiarygodna, jednak pomijając ten fakt, wystarczy przypomnieć to, co ostatnio powiedzieli Martin Schulz i Emmanuel Macron, którzy wzywali i nadal wzywają do rozbicia UE i stworzenia federalnego państwa – Stanów Zjednoczonych Europy, gdzie preferowane byłyby kraje strefy euro. Fakt preferowania państw strefy euro przejawia się m.in. w tym, że ostatnio dodrukowano blisko półtora biliona euro na ratowanie gospodarek krajów strefy euro. To jaskrawy przykład podziału Europy na państwa strefy euro i pozostałe. Próba tworzenia ministerstw finansów oddzielnie dla strefy euro i państw spoza tej strefy to nic innego jak próba rozbicia UE.
Wracając jeszcze do konferencji Fransa Timmermansa, który zachęca polski rząd do dialogu z KE, ale z drugiej strony mamy wypowiedź min. Krzysztofa Szczerskiego, który uważa, że KE, uruchomiając art. 7 traktatu o UE, de facto zdecydowała się jednostronnie zakończyć obecny etap dialogu z Polską…
– Zadałbym pytanie, czy kiedykolwiek KE zaczęła i prowadziła dialog z Polską. Jeśli cały czas forsuje się swoje tezy, wyraża opinie, krytykę, a nie słucha się tego, co ma do powiedzenia druga strona, to trudno to nazwać dialogiem. To dyktat, nie dialog, chyba że w rozumieniu Fransa Timmermansa, który jest dla mnie człowiekiem zupełnie niewiarygodnym. Przypomnę, że Timmermans, którego partia w Holandii ma 5 czy 6 procent poparcia, na dobrą sprawę jest pozbawiony legitymacji do sprawowania funkcji wiceprzewodniczącego KE. Gdyby był człowiekiem honoru, to wobec powyższego sam złożyłby mandat. Działania dyskredytują tego polityka.
Panie Pośle, po co ten cały szum, skoro – jak wszystko wskazuje – i tak żadnych sankcji wobec Polski nie będzie?
– Nie zgodzą się Węgry i być może inne kraje Grupy Wyszehradzkiej. Mówi się także o Austrii, Hiszpanii, ale wydaje mi się, że jest to początek listy państw, które nie pozwolą pozbawić Polski głosu w Radzie Europejskiej i karać nas za troskę o własne państwo. Wiedzą bowiem, że kiedyś taka sytuacja może się powtórzyć i to oni mogą się znaleźć w podobnej sytuacji. Zresztą żeby art. 7 został wdrożony, żeby nastąpiło uruchomienie procedury o naruszeniu praworządności, potrzebne są głosy 22 państw. Nie jestem do końca przekonany, czy znajdzie się wymagane cztery piąte państw członkowskich, które pod tym ostatecznym wnioskiem się podpiszą.
Dziękuję za rozmowę.
źródło naszdziennik.pl |