Jedną z emocji towarzyszących życiu każdego człowieka, który ma na odpowiednim poziomie rozwiniętą uczuciowość wyższą, jest poczucie winy. Pojawia się ono zawsze wtedy, gdy uznajemy, iż popełniliśmy coś, co nie jest zgodne z zasadami moralnymi lub prawnymi. Jednak bardzo często właśnie w poczucie winy wtrącają nas inni, którzy starają się nami manipulować, zarządzać, coś od nas uzyskać.
Kiedy prześledzi się wydarzenia ostatnich tygodni, a szczególnie wypowiedzi kilku zawodowych manipulatorów ludzką psychiką, widać wyraźnie jak intensywnie pracują oni nad ustawianiem Polaków w pozycji krwiożerczych antysemitów i z jaką mocą chcą wzbudzić w Polakach właśnie poczucie winy za czyny przez nich niezawinione. Od lat, a ostatnio jeszcze bardziej intensywnie niż poprzednio, cały polski naród jest oskarżany za przestępstwa i czyny niegodne jakie zdarzały się, jak podczas każdej wojny, również w czasach II wojny światowej.
Cały naród polski ma wziąć na siebie odpowiedzialność nawet za żydowski Holokaust, a niedługo zapewne, za wywołanie wojny. Jest to celowe działanie mające wytworzyć w naszym narodzie poczucie winy. Jego głównym celem, co łatwo zauważyć, jest uzyskanie przebaczenia i zadośćuczynienia w formie wypłaty roszczeń majątkowych płynących z gmin żydowskich.
Działanie takie, prowadzone przy znacznej pomocy światowej finansjery, a także za sprawą domorosłych zdrajców i wątpliwej jakości „Polaków”, już odniosły spodziewany skutek, kiedy to prezydenci Kwaśniewski i Komorowski kajali się i przepraszali. Robili to nie we własnym imieniu, lecz w imieniu całego polskiego narodu. Było tak kilka lat temu i jest tak znów obecnie. Roszczenia finansowe, o których wspomniano, są oczywiście najważniejszą sprawą docelową. W tak zwanym międzyczasie uznano, iż należy tak długo wzbudzać w Polakach poczucie winy za krzywdy doznawane przez Żydów podczas wojny, aż polskie państwo zgodzi się na zaspokojenie wspomnianych roszczeń i wypłacenie odpowiednich sum. Już w 1996 roku sekretarz generalny Światowego Kongresu Żydów - Izrael Singer powiedział:
„Ponad trzy miliony Żydów zginęło w Polsce i Polacy nie będą spadkobiercami polskich Żydów. My nigdy na to nie pozwolimy. (...) Jeśli Polska nie zaspokoi żydowskich żądań będzie publicznie atakowana i upokarzana na forum międzynarodowym”.../cytat za Wikipedia/
Ataki na Polskę trwają od lat i nie tylko nie ustają, ale nasilają się - ostatnio znów z okazji rocznicy Marca 68. Ciekawym przykładem w jaki sposób prowadzona jest wspomniana wyżej polityka wzbudzania poczucia winy w narodzie polskim jest przeanalizowane wystąpień amerykańskiej Żydówki urodzonej w Polsce - Sabiny Baral, która już w 2015 roku objechała niemal cały nasz kraj ze swoimi wspomnieniami. W internecie dostępne są nagrania z tych smutnych spotkań. Smutnych, gdyż są one niczym innym jak poważnym oskarżaniem Polski i Polaków jako całego narodu i działaniem na rzecz wzbudzania w nas poczucia winy.
Pani Baral odbyła na terenie Polski spotkania zarówno w gronie swoich żydowskich przyjaciół, jak i z innymi licznie zgromadzonymi wyznawcami jej teorii polskiej winy za żydowskie krzywdy. Spotkała się mianowicie w sierpniu 2015 Klubie Mamele, w synagodze Beit w Warszawie i oczywiście w Muzeum Żydów Polskich POLIN. Na uwagę zasługuje fakt, ze niedawno witana była z wielkimi honorami na zorganizowanym przez dyrekcję spotkaniu z młodzieżą szkolną w Zespole Szkół Nr. 1 w Lublinie.
Najciekawsze jest jednak jej spotkanie odbyte już we wrześniu 2010 we wrocławskim Ratuszu. Otóż właśnie tam, po wygłoszeniu długiej prelekcji na temat pokolenia Marca 68, i po omówieniu wszystkich krzywd jakie spotkały Autorkę ze strony Polski i Polaków, Sabina Baral została przeproszona przez ówcześnie urzędującego prezydenta Wrocławia, Rafała Dutkiewicza. Całując ją z wielką czcią w rękę, pan prezydent Wrocławia wręczył jej bukiet biało-czerwonych kwiatów... na klęczkach /można to sprawdzić w internecie/. Nawiasem mówiąc, sam pan prezydent Wrocławia okazał się być później członkiem PO i komitetu wyborczego prezydenta Komorowskiego, należał zatem do tych co to przepraszać lubią, ale nie za swoje winy.
Warto wiedzieć, że amerykańska Żydówka urodzona w Polsce - jak sama siebie określa pani Sabina Baral - podczas każdego spotkania, w swoich prelekcjach opowiada co następuje:
Urodziła sie we Wrocławiu, ojciec miał zakład szczotkarski, a jej babcię „przechowywali podczas wojny w jakiejś dziurze Polacy, którzy potem ją zamordowali”. Ona sama zawsze przebywała jedynie w środowisku sąsiadów, polskich Żydów, którzy „też nie byli normalni, bo jedna straciła swoje dzieci w Oświęcimiu, a inna całą wojnę spędziła w szafie i głodowała”. Prelegentka z łatwością łączy w swojej relacji oba te fakty.
Opowiadając swój życiorys podaje, że chodziła we Wrocławiu do żydowskiej szkoły aż do ukończenia jedenastej klasy. W przedszkolu spędziła tylko jeden dzień, bo ktoś wrzucił jej do kapci połamane szkło, dlatego więcej już tam nie poszła /w domyśle, zrobili to Polacy/.
Na studiach, w marcu 68’ na Politechnice wrocławskiej wzięła udział w strajku studenckim, ale kiedy ktoś jej powiedział, że chyba powinna pójść do domu, kiedy usłyszała, że Gomułka mówił złe rzeczy o Żydach, a jej ojciec stracił pracę, władze zamknęły żydowski klub brydżowy i wiele spółdzielni prowadzonych przez Żydów, a sąsiedzi pytali kiedy i gdzie zamierza wyjechać, zdecydowała się na wyjazd z Polski wraz z rodzicami. Powiedziano im wówczas, że wszyscy, którzy czują się w Polsce źle, mogą wyjechać. Jedni wyjeżdżali do Izraela, inni tak jak ona do Wiednia, Rzymu i stamtąd do Stanów Zjednoczonych.
Dalej, autorka książki „Zapiski z wygnania”, Sabina Baral, której ponoć głównym celem jest promocja tej książki twierdzi, że „opowiada ona o Żydach, którzy z Polski zostali wyrzuceni”. Autorka wspomnień, na każdym ze spotkań, z dużą dozą zdolności aktorskich opowiada na jakie kłopoty napotkała przy wyjeździe, jak jej rodzice nie mogli zabrać ze sobą swoich mebli, „nawet samowaru”, jak w ciągu trzech tygodni od złożenia prośby o wyjazd musieli wszystko sprzedać i to za grosze, jak jej mamie kazano zapłacić w grudniu cały rachunek za prąd, choć wyjazd z kraju miał nastąpić już 20- go, i jak w chwili kiedy otrzymali od władz polskich tak zwany „dokument podróży”, przestawali być polskimi obywatelami. Najgorsze było dla niej to, że ci którzy zdecydowali się na wyjazd musieli zrzec się obywatelstwa.
Sabina Baral często podkreśla też, że jej tata musiał wciąż wypłacać wysokie łapówki urzędnikom, aby zgodzili się na wywiezienie różnych rzeczy i że ci urzędnicy dosłownie "pastwili się nad wyjeżdżającymi" - szczerze dodaje: „tak się nam przynajmniej wydawało”, ale „przeszukiwali każdy drobiazg, decydowali o tym, czego nie wolno nam zabrać, choć nie było na ten temat żadnych przepisów”.
Niestety, Sabina Baral nigdy nie wspomina o tym, że były to władze komunistyczne, narzucone siłą przez obce mocarstwo i że cała władza administracyjna, także wszystkie służby, w tym służba celna była wykonawcami rozkazów komuny. Nie wspomina też, jakie represje czekały wówczas tych, którzy sprzeciwiali się tej władzy.
Słuchając wspomnień tej amerykańskiej Żydówki urodzonej w Polsce przypominają się losy polskich patriotów, emigrantów powojennych, i tych po stanie wojennym z biletem w jedną stronę, którzy również wrócić do kraju nie mogli. Od nich jednak nie słyszy się takich słów, które wciąż powtarza Sabina Baral: „mam uraz do Polski”, „Polska nas nie chciała, wyrzuciła nas”.
Na jednym ze spotkań, prelegentka podkreśliła też, że jeszcze przed wyjazdem, we Wrocławiu miała przyjemność rozmawiać z konsulem niemieckim, który był dla niej bardzo miły /okropni Polscy, dobrzy Niemcy?/
Na spotkaniu z młodzieżą szkolną w Lublinie pani Sabina odczytała tak wzruszająco fragment swojej książki, że można było dosłownie zalać się łzami lub na kolanach błagać o wybaczenie. I o to chyba głównie chodzi.
Podczas innego spotkania, na pytanie z sali „czy jest Pani w stanie wybaczyć naszemu krajowi”, amerykańska Żydowka urodzona w Polsce, po bardzo długiej chwili zastanowienia odpowiada: „nikt mnie o wybaczenie nie poprosił”.
Obwiniając Polskę i Polaków za żydowskie krzywdy mówi też na swoich prelekcjach:„nikt się wtedy za nami nie ujął, nie wystąpił w naszej obronie, nie napisał petycji”, „nie było już przecież wtedy hitlerowców, tylko Polacy”, „czuję do Polski wielki żal i oburzenie, że wyrzuciła nas 23 lata po Holokauście”.
Szkoda, że żaden z tak licznych przyjaciół i słuchaczy wyznań Sabiny Baral nigdy nie zapytał, czy w tamtych czasach ktoś ujął się za wyrzucanymi z PRL po 1945 roku, mordowanymi przez NKWD, a później przez SB, czy ktoś klękał przed nimi i przepraszał?
Czy ona nie rozumie, że Polacy żyli w zniewolonym kraju, w którym za opór władzy groziło w najlepszym wypadku więzienie? Że w każdym narodzie tych najbardziej odważnych jest zawsze tylko kilka procent, reszta albo się boi o swoje rodziny, albo jest obojętna na wszelkie polityczne wydarzenia?
Sabina Baral opisuje też w swoich wystąpieniach samotność na emigracji, walkę o urządzenie nowego życia, szukanie domu, pokonywanie przeciwności, tak jakby dotyczyło to jedynie wygnanych z Polski przez komunistyczne władze Żydów. Tylko ich.
Autorka wspomnianej książki stwierdza, iż celem jej objazdów po Polsce jest to, „aby może więcej ludzi zrozumiało co to jest być Żydem w Polsce”. Twierdzi też: „co prawda lubie pierogi, ale nie czuję się z Polską związana, choć bym bardzo chciała”. Do tego stopnia, że przez dwadzieścia lat była na Polskę obrażona i na znak protestu nie mówiła po polsku. Mówi tak z istniejącej w centrum Warszawy siedzibie Związku Postępowych Gmin Żydowskich, położonym tuż obok Centrum Kultury Islamu, swobodnie mówi tak w wybudowanym za pieniądze polskiego społeczeństwa Muzeum POLIN, twierdząc jednak niezgodnie z prawdą, że muzeum to „wybudowano za nasze pieniądze”.
Co jednak najważniejsze - nigdy podczas swoich licznych prelekcji nie wspomina o Polakach ratujących Żydów. Na każdym ze spotkań mówi natomiast obszernie o Żydach wygnanych i prześladowanych przez Polskę i Polaków.
Tak oto próbuje się wywoływać silne poczucie winy u słuchaczy tych osobistych, niewątpliwie trudnych przeżyć opowiadanych z dużą dozą dramatyzmu. Czasami cel ten był osiągnięty, bo kilku słuchaczom wzruszonym opowieścią zdarzało się przepraszać prelegentkę w imieniu Polaków podczas jej autorskich spotkań. Czy przepraszali oni jedynie we własnym imieniu, czy również w imieniu wszystkich polskich emigrantów rozsianych po świecie, czy w imieniu dzisiejszej polskiej młodzieży także?
Czy takie i podobne w treści wzbudzanie poczucia winy w Polakach za Holokaust, przymusową emigrację i wszelkie doznane krzywdy nigdy się nie skończy?
Trzeba wierzyć, że tekst ten nie zostanie zakwalifikowany ani jako nieprawdziwy, bo wszystkie cytowane wypowiedzi są do wysłuchania w internecie, ani tym bardziej jako antysemicki, ale jeśli nawet, wbrew intencjom niżej podpisanej, to trudno. Nie wzbudzi to we mnie poczucia winy, ani tym bardziej ochoty do przepraszania kogokolwiek. Ani w pozycji stojącej, ani na klęczkach.
Monika Wiench Melbourne
|