Kategorie:
Nowiny
Ze Świata
Z Polski
Z Australii
Polonijne
Nauka
Religia
Wyszukiwarka 

Szukanie Rozszerzone
Konkurs Strzeleckiego:

Archiwum:

Reklama:

 
4 kwietnia 2018
Dopalacze - zagrożenie dla zdrowia i życia
Artur Malczewski

W warszawskiej Szkole Wyższej Przymierza Rodzin organizowane są przeciekawe konwersatoria. Ich koordynatorem jest Rektor, prof. Elzbieta Mycielska-Dowgiałło. W grudniu 2017 r. odbyło sie konserwatorium poświęcone dopalaczom - "Dopalacze - zagrożenie dla zdrowia i życia". W panelu dyskusyjnym udział wzięli: Piotr Burda, dr n. med. Konsultant Krajowy ds. Toksykologii Klinicznej; Artur Malczewski, Kierownik Centrum Informacji o Narkotykach i Narkomanii, Krajowe Biuro ds. Przeciwdziałania Narkomanii; podkom. Monika Domańska, funkcjonariusz KSP, Wydział dw. z Przestępczością Narkotykową Komendy Stołecznej Policji, kryminolog, specjalista dochodzeniowo-śledczy; Adam Nyk, specjalista terapii uzależnień, kierownik Poradni Profilaktyki, Leczenia i Terapii Uzależnień Monar w Warszawie; Sebastian Tul, specjalista terapii uzależnień, obecnie w procesie certyfikacji. Pełny tekst Konwersatorium - tutaj

Poniżej publikujemy wypowiedz jednego z panelistów, Artura Malczewskiego.

Witam państwa bardzo serdecznie i dziękuję za zaproszenie. Trzeba zacząć od początku. Jak to się zaczęło, bo ta historia nigdy się nie kończy, jak na razie ona cały czas trwa i ma nowe odsłony, nowe punkty zwrotne. Lubię tytuł „W pogoni za białym króliczkiem”. Kiedyś miałem prezentację na spotkaniu ekspertów w ramach grupy G-7 w Londynie, bo nas poproszono o pokazanie działań z zakresu redukcji popytu, bo do tej pory jesteśmy jednym z niewielu krajów, który podejmuje działania z zakresu redukcji popytu, jeśli chodzi o „dopalacze”.

W ramach swoich działań staramy się monitorować rynek „dopalaczowy”, ale także próbujemy przekonać tych, którzy biorą, aby nie brali, a także ci co mają problem, żeby z niego wyszli. Tytuł prezentacji „W pogoni za białym króliczkiem” to jest oczywiście nawiązanie do książki „Alicja w Krainie Czarów”. Alicja goni króliczka. On przekracza lustro, wchodzi na tę drugą stronę. To wszystko wygląda tak jakbyśmy byli pod wpływem nowych substancji psychoaktywnych. Ale są dwa znaczenia tego tytułu, drugi, że my gonimy tego króliczka od dziesięciu lat i cały czas nie możemy go złapać, żeby go włożyć do klatki, aby ten problem rozwiązać. Inne kraje również się z tym mierzą. My jesteśmy w tej grupie krajów, które wciąż mają duży rynek „dopalaczowy”. O tym chciałbym powiedzieć. Jaka jest podaż i popyt, a może to przez ten popyt mamy taką dużą podaż.

Kiedy się zaczęło? Mamy 2008 rok. Wtedy biznesmeni przedstawili nowy pomysł marketingowy na sprzedaż substancji psychoaktywnych, które były znane od wielu lat. Takim punktem zwrotnym w Europie, przede wszystkim w Polsce był rok 2008, kiedy kilku biznesmenów z Poznania wpadło na pomysł jak te substancje psychoaktywne, które dotąd były znane wąskiej grupie użytkowników, wypromować na rynek, żeby je sprzedać. I zrobili taki model biznesowy na zasadzie franczyzy, gdzie każdy z nas mając 40 tysięcy złotych mógł otworzyć sklep z „dopalaczami”. W 2008, w 2009 i do października 2010. Trzeba było mieć te pieniądze lub wziąć kredyt, znaleźć punkt sprzedaży, najlepiej w centrach dużych miast, podpisać umowę z organizacją w Poznaniu: dopalacze.com, wziąć od nich towar i zacząć handlować. Wtedy one wyglądały identycznie w każdym sklepie dopalacze.com. To było coś jak McDonald`s, jak Rossmann Sieć, podobnie wyglądających punktów sprzedaży sprzedających określoną grupę produktów. Takich sklepów powstało około 40 w 2008 roku. Pan Bratko, król „dopalaczy”, który był szefem konkurencyjnej sieci otworzył sieć pt. smartszop, ale też inni ludzie otwierali swoje sklepy i było ich w końcu 2010 roku około 1400.

Na początku były dwie grupy użytkowników dopalaczy. Jak czytamy fora użytkowników substancji psychoaktywnych to widzimy jak oni postrzegają tę sprawę, którą my jednoznacznie negatywnie oceniamy. Dla nich to jest kolejna substancja, za pomocą której oni chcą sobie „zrobić dobrze”, ale tak sobie zrobić, żeby mieć z tego zabawę i żeby nie przedawkować. Niektórym się udaje, niektórym nie. Paradoksalnie to jest tak, że ci, którzy używają dużo i mają szeroką wiedzę mogą przedawkować rzadziej, niż ci, którzy nie mają takiej wiedzy i biorą bez świadomości. Bo ci, którzy biorą od wielu lat, to wiedzą jak to zrobić. Stosują zasadę redukcji szkód, czytają na temat zażywanych substancji, biorą małe dawki na język na początku, instruują się, co zrobić by nie przedawkować.

Na początku ten rynek był podzielony na dwie grupy substancji: naturalne, to były te pierwsze rośliny, które zdelegalizowaliśmy w 2009 roku − m. in Szałwia Wieszcza. To byli ci, można byłoby ich nazwać osobami używającymi środki naturalne, przeciwni chemii, tak jak ci, którzy teraz krzyczą „sadzić, palić, zalegalizować”, czyli osoby za legalizacją marihuany. Uważają oni, że jak wyhoduję swój narkotyk, będzie czysty, bez brudnej domieszki. I druga grupa, byli to ci, którzy brali chemię np. BZP. Równocześnie wykryto, że w tych mieszankach ziołowych, które miały być naturalnymi produktami używanymi w Ameryce Południowej w obrzędach religijnych, są syntetyczne kannabinoidy, czyli to jest po prostu chemia. I czar prysł, że nie są to, tak jak na początku, naturalne substancje. Niewiele to jednak zmieniło. Rynek się dynamicznie rozwijał powstawały nowe substancje i były otwierane nowe sklepy.

No i trwała pogoń za „białym króliczkiem”. Na początku jednym z najbardziej popularnych środków było BZP (benzylopiperazyna), środek o stymulującym działaniu. Została zdelegalizowana w 2009 r. Wtedy na rynek wszedł mefedron, to jedyny do tej pory stymulant syntetyczny katynonu, który po zdelegalizowaniu nadal jest w ofercie sprzedawców. Potem mieliśmy około roku kiedy rynek „dopalaczy” nie zmieniał się. Dominowały syntetyczne kannabinoidy: UR- 144 oraz AM 2201 oraz alpha PVP i cała grupa innych syntetycznych katynonów. Po delegalizacji w lipcu 2015 rynek nam się całkowicie wymienił. Nawet ja nie jestem teraz od tego specjalistą.

W 2008 roku powstała kompletnie nowa grupa psychoaktywnych substancji legalnych. Sprzedający reklamowali je pod hasłem, że życie jest za krótkie na niezdrowe pigułki, bo te, które oni sprzedają są legalne, czyli zdrowe. To była taka próba przekazu, że jak coś nie jest objęte kontrolą to nie jest szkodliwe. Powstał termin legalne odurzenie: Legal highs, którymi nazywano „dopalacze” w Europie. Kolejne delegalizacje powodowały to, że pojawiała się kolejna grupa substancji i ten zwrotny punkt nastąpił w 2010 roku, kiedy to była ogromna, największa w historii Polski akcja policyjno – sanitarna, żeby zamknąć 1400 sklepów.

Do ich zamknięcia wykorzystano przepis inspekcji sanitarnej, że można cały ten biznes zamknąć. Od tego momentu rynek stał się zupełnie inny. On po dwóch, trzech latach powrócił w nowej odsłonie. W zeszłym roku było około 100 punktów sprzedaży. jak również około 30 sklepów internetowych. Dopalacze oferują teraz również dilerzy. Co się zmieniło? Zmieniło się to, że są jak gdyby dwa główne typy produktów na rynku: reserach chemicals oraz „dopalacze”. Jakby państwo porozmawiali z użytkownikami dopalaczy, to użytkownicy nie używają nazwy nowe substancje psychoaktywne.

To jest nasza terminologia konferencyjno – urzędowa. Różne kraje, różnie używają tej nazwy. Byłem na spotkaniu we Włoszech, gdzie jedna osoba zaliczała Metaamfetaminę do nowych substancji psychoaktywnych. U nas Metaamfetamina nie jest tą nową substancją. Czesi mają od wielu lat najwyższe wskaźniki w Europie używania metamfetaminy. Według użytkowników „dopalacze” to są te gotowe produkty do użycia takie jak „Mocarz” czy „Tajfun”, te z kolorową etykietą a research chemicals – odczynniki do badań chemicznych, na przykład kupujemy 10 gramów gotowej czystej substancji chemicznej i teoretycznie powinniśmy wiedzieć co tam jest, bo umieszczony jest wzór chemiczny i nazwa chemiczna na etykiecie. I przez to teraz użytkownicy sami sobie przygotowują substancje: namaczają podkład roślinny tą chemią. To jest taka rzecz, która się pojawiła po 2010 roku. W związku z zamknięciem sieci sklepów w 2010 roku sprzedaż przeniosło się przede wszystkim do internetu i na rynek dilerski.


W 2015 r., 1 lipca 114 substancji zostało zdelegalizowanych a tuż po delegalizacji mieliśmy 2000 zatruć z powodu nowych substancji psychoaktywnych, czyli „dopalaczy”. Sprzedawcy do delegalizacji z 1 lipca przygotowywali się. Pod koniec czerwca namawiali swoich klientów, żeby kupowali na zapas, bo wszystko co dobre, szybko się kończy – według ich reklam. Ponadto sprzedawcy podwajali zamówienia, czyli gdy kupowałeś jednego Mocarza, drugiego dostawałeś za darmo. Informowali też kupujących dodatkowo, że od 1 lipca ich zamkną dlatego warto kupić na zapas. Sprzedawcy wypychali cały towar, który mieli, bo wiedzieli, że na początku lipca będą kontrole.

I weszły kontrole. Sklepy stacjonarne, wszystko było kontrolowane. Poszukiwano zdelegalizowanych substancji jednakże na rynek weszły następnie nowe substancje, które okazują się jeszcze bardziej niebezpieczne niż były poprzednie, ponieważ każda nowa grupa syntetycznych kannabinoidów jest bardziej toksyczna, niż wcześniejsza. W związku z tym jest łatwiejsza możliwość przedawkowania. W zeszłym roku było około 4300 prawdopodobnych przypadków zatruć nowymi substancjami psychoaktywnymi.

Warto podkreślić, że my nie wiemy do końca co truje. Bo nie mamy takiego systemu, który by nam mówił jakie substancje spowodowały zatrucia wśród użytkowników „dopalaczy”. Warto dodać, że nadal istnieje stacjonarna sieć sprzedaż „dopalaczy” np w Poznaniu czy we Wrocławiu. W Pabianicach są nadal dwa sklepy „dopalaczowe”, których władze nie mogą zamknąć. Przyjrzyjmy się jaka jest skala zjawiska, czyli rozpowszechnienie używania „dopalaczy”. Według badań Krajowego Biura ds. Przeciwdziałania Narkomanii wskaźniki używania nowych substancji psychoaktywnych w całej populacji (15-64 lata) są niskie 3% w 2010 roku, a w 2015 od 1,3% do albo 2%.

W 2011 byliśmy na 2 miejscu, razem z Łotwą po Irlandii pod względem rozpowszechnienia używania „dopalaczy” wśród 15-12-latków, w 2014 już mamy miejsce 6-7, wskaźniki są takie same 9%, ale kilka krajów nas w tym czasie wyprzedziło. Problem używania „dopalaczy” odnotowujemy wśród osób, które wstrzykują narkotyki. Według badań wśród odbiorców programów wymiany igieł i strzykawek, w ciągu ostatnich 30 dni prawie co trzeci używał substancji takich jak mefedron w 2016 roku. W 2010 to było tylko 10%. Obserwujemy, że dopalacze wypierają tradycyjne narkotyki.

„Dopalacze” zastąpiły heroinę, której zabrakło na rynku w 2010 roku a heroinę się rzadziej wstrzykuje niż np. syntetyczne katynony m.in. mefedron, które mogą być wstrzykiwane kilka razy dziennie. W przypadku „dopalaczy” jest zatem więcej ryzykownych zachowań zarówno pod względem zakażeń, ale również możliwości przedawkowania. Wyniki badań Fundacji CBOS oraz KBPN wśród młodzieży (18-19 lat) pokazują, że w latach 2008 i 2010 nastąpił trzykrotny wzrost używania „dopalaczy” z 3,5% do 11,4% badanych, którzy mieli kontakt z „dopalaczami”.

Ostatnie wyniki z 2016 roku odnotowały spadek do 3,5%. Czyli ta skala używania wśród młodzieży nie jest tak wysoka jak była w 2010 roku . Można zatem zaryzykować hipotezę, że ograniczenie dostępności do „dopalaczy” przyniosło jakieś rezultaty. Niestety nie przełożyło się to na zmniejszenie się skali zatruć. Analizując problem „dopalaczy” widać, że scena narkotykowa zmierza w kierunku substancji chemicznych, które można w łatwy sposób wyprodukować. W Europie są to pojedyncze fabryki, a „dopalacze” u nas to głównie import. Głównym producentem dopalaczy są Chiny. Każdy z nas może sobie zamówić „dopalacze” przez Internet w hurtowych ilościach a potem to sprzedawać.

W 2014 roku po raz pierwszy udało nam się przebadać dużą grupę użytkowników dopalaczy w ramach projektu I-TREND, który w Polsce realizował Uniwersytet SWPS. Były to badania międzynarodowe, które miało na celu przebadanie nie tylko użytkowników dopalaczy ale również analizę substancji, sklepów oraz forów użytkowników . Przedstawię Państwu wybrane wyniki badania. Użytkownicy biorą głównie w grupie znajomych poza domem, albo w domu, w szkole lub w pracy. Samemu rzadko. To jest dobra informacja, bo jeżeli ktoś przedawkuje, to ktoś inny jest w stanie mu pomóc. Kolejne pytanie dotyczyło posiadanych informacji na temat przyjmowania, czyli wiedzy jak to zażyć.

Tylko 53% powiedziało, że ma informacje na temat bezpiecznej dawki, a 56% ma informacje o szkodliwości dla zdrowia, czyli blisko połowa nie ma wystarczającej informacji jaka dawka jest bezpieczna i nie ma informacji na temat zagrożeń dla zdrowia. To znaczy, że oni biorą coś jak dzieci we mgle. Ich to jak gdyby do końca nie interesuje. Inne pytanie dotyczyło powodu dla którego ludzie biorą. Mają problemy, nie radzą sobie w domu, w życiu, kłótnia, rodzice nie kochają.


Najczęstsze jednak podawane powody są banalne: zdarzyła się okazja, z ciekawości, ma silne działanie. Często pierwsze inicjacje to jest przypadek. Dopiero potem, jak ktoś wejdzie w używanie, to zależy od tego jak on funkcjonuje w życiu rodziny, czy ma przyjaźnie, ciepło, czy ma wsparcie, jeżeli tego nie ma, to on dalej w to wchodzi i wyrównuje w sobie jakiś deficyt. Informacji o tych substancjach szukają głównie wśród przyjaciół, ale co trzeci powiedział, że nie ma, nie potrzebuje żadnych informacji. Czyli niestety pełna beztroska.

Oprócz wspomnianych badań internetowych byłem zaangażowany w komponent dotyczący kupowania „dopalaczy”. Wytypowaliśmy najbardziej znane sklepy on-line w Polsce. Zrobiliśmy listę najbardziej popularnych „dopalaczy” i kupiłem w najbardziej popularnych sklepach internetowych najbardziej popularne „dopalacze” – research chemicals. Kupowałem to bez żadnych problemów. Te paczki do mnie dochodziły. Dostawałem gratisy. Miałem punkty lojalnościowe. Potem zbadaliśmy skład tych „dopalaczy”. Okazało się, że w co trzecim „dopalaczu” była inna substancja niż deklarowana przez sprzedawcę, czystość była różna. Spotkałem dwa „dopalacze”, w którym deklarowana substancja była w jednym opakowaniu o stężeniu 36%, a w drugim 99%. Zapłaciłem tyle samo, tak samo wyglądały oba „dopalacze”. Jeżeli bym zaczął od tej słabszej, a za tydzień wziąłbym sobie dwa razy więcej tej silniejszej to bym kilka razy przekroczył tę dawkę z pierwszej próbowanej paczki.

To może jest powód dlaczego niektórzy przedawkowują. Bo nie wiedzą jakie jest stężenie. Są to wyniki z czterech krajów. Największą szansę kupienia czystego produktu mieli klienci w Wielkiej Brytanii i we Francji, zaś w Holandii jeszcze mniejsze szanse niż u nas.

Na zakończenie jakie są wnioski z analizy sytuacji dotyczącej „dopalaczy”. Trzeba pomyśleć o działaniach z zakresu profilaktyki selektywnej, oraz z zakresu redukcji szkód, czyli dotrzeć do tych ludzi z grup ryzyka i do tych, którzy już sięgają, żeby oni tego nie robili. Profilaktyka uniwersalna jest konieczna, ale w niej wychodzi się od paradygmatu danej substancji i wyniki badania pokazują, że coraz mniej osób sięga po „dopalacze” więc w jej ramach warto przede wszystkim wzmacniać młodego człowieka . Potrzebujemy nowych rozwiązań prawnych. Jest kilka pomysłów, jest kilka propozycji. Sam byłem zwolennikiem rozwiązań pod tytułem „blanket ban” gdzie delegalizujemy wszystko co psychoaktywne a nie podlega pod przepisy innych ustaw, jednak po naszej konferencji we wrześniu dotyczącej „dopalaczy”, gdzie było dużo specjalistów w tym m.in ze Irlandii i z Wielkiej Brytanii, którzy pokazywali też negatywne aspekt tego rozwiązania, nie jestem już tak bardzo przekonany do tych rozwiązań.

Nasze założenia prawne powinny zależeć od tego co jest celem naszej polityki. Czy celem polityki jest ochrona zdrowia, czy celem polityki jest zamknięcie wszystkich sklepów, czy może jeszcze coś innego i wtedy powinniśmy dobrać odpowiedni instrument. Wprowadzenie mocnych działań antydopalaczowych powoduje na początku gwałtowny wzrost zatruć. Brytyjczycy wprowadzając „blanket ban” najprawdopodobniej trzykrotnie przesuwali termin wprowadzenia nowych rozwiązań, ponieważ obawiali się fali zatruć. Te zatrucia nie nastąpiły.

Zniknęło ponad 300 sklepów stacjonarnych. Sklepy internetowe przeniosły się z serwerów brytyjskich na zagraniczne, ale pojawili się bezdomni, którzy przedawkowali syntetyczne kanobinoidy, pojawili się znowu dilerzy na ulicach z „dopalaczami”. Warto zwrócić uwagę, że wskaźniki zatruć w ostatnich latach są dość wysokie, a wskaźniki używania wśród młodzieży raczej wskazują na zmniejszanie się poziomu używania. To może pokazywać, że mamy obecnie do czynienia z o wiele bardziej niebezpiecznymi „dopalaczami” niż to było na początku w latach 2008-2012. Pojawiły się nowe fentanyle, które są dla nas wyzwaniem, bo jeśli ktoś zacznie je sprzedawać na dużą skalę to możemy mieć nie tylko falę zatruć, ale również falę zgonów. Warto podkreślić, że w przeciwdziałaniu „dopalaczom” jedną z kluczowych ról odgrywa prowadzenie skutecznych działań pomocowych z zakresu redukcji szkód, profilaktyki oraz leczenia.

Artur Marczewski

Wszystko o dopalaczach. Pełny tekst Konwersatorium

Szkoła Wyższa Przymierza Rodzin - wikipedia