W Sejmie Rzeczyspospolitej od ponad 20 dni rezyduje grupka kobiet towarzysząca swoim niepełnosprawnym dorosłym dzieciom. Widok to przykry i wzbudzający różnorodne emocje - od głębokiego współczucia i troski, aż po mniej lub bardziej skrywaną niechęć do takiej formy podjęcia walki o dobro dziecka. Tym bardziej, że domagającym się nie wystarczają żadne formy pomocy deklarowane przez rząd. I choć poprzednio głównym ich postulatem było zapewnienie przez władze konkretnej pomocy rzeczowej, to ostatnio jak, określiła to Iwona Hartwich, stojąca na czele delegacji, chodzi im o „żywą gotówkę”.
Nie wzbudza też szczgólnej sympatii forma nacisku wywieranego na rząd, w tym zachowania graniczące z naruszaniem godności i powagi urzędników państwowych, którzy wciąż podejmują próby rozmów i uzgodnień w podczas bezpośrednich rozmów z protestującymi. Są przekrzykiwani, a nawet dotykani i nie traktowani z należnym im szacunkiem.
Zachowania te widoczne w internetowych relacjach z Sejmu wywołują w społeczeństwie coraz mniej syntonicznych odczuć w stosunku do protestujących kobiet. Przeciwnie - narzucają u widza myśl o konieczności podjęcia przez ochronę Sejmu działań zapobiegających podobnym protestom w przyszłości. Tym bardziej, że panie protestujące w Sejmie nie zamierzają opuścić sejmowych korytarzy. Przeciwnie, zachęcane przez kilka osób z totalnej opozycji, zamierzają przebywać w Sejmie, aż do czasu otrzymania „żywej gotówki” w odpowiedniej wysokości.
Jest rzeczą niespotykaną, że mimo, iż w sprawę zaangażowały się nie tylko osobistości odpowiedzialne za politykę społeczną w kraju, ale nawet najwyższe autorytety, aż po prezydenta Dudę, który rozmawiał z protestującymi na sejmowm korytarzu, napięcie wśród protestujących nie opada. Protestujące kobiety nie tylko nie mają najmniejszego zamiaru powrócić do domów, ale z każdym dniem eskalują napięcie. Lider grupy, pani Hartwich uznała nawet, że powinien przyjść do niej osobiście nie tylko jeden czy drugi minister, premier, prezydent, prezydentowa, ale także Jarosław Kaczyński.
Postulat ten jest podtrzymywany, mimo bardzo niedawnych żartów, na jakie pozwoliła sobie jedna z pretestujących w Sejmie matek, która stwierdziła, że prezes PiS powinien oddać całą swoją pensję dla niepełnosprawnych, a za pieniądze, które ona dostaje od rządu „prezes może utrzymywać swojego kota”. Czego jeszcze można się spodziewać po takiej pani? Poważnych rozmów, konkretnych uzgodnień? Czy napaści, ataków, kpin?
Całej sprawie poświęcane są kolejne dni, audycje radiowe i telewizyjne, liczne komentarze prasowe i internetowe. Warto tu wspomnieć o dwóch artykułach na ten temat ostatnio opublikowanych na portalu www.kontrowersje.net przez znanego publicystę Piotra Wielguckiego. Jeden z nich nosi tytuł „Chcemy żywej gotówki, czyli brudny biznes na niepełnosprawnych i kłamstwach”, a drugi „10 prostych pytań do pani polityk Iwony Hartwich, które chętnie powtórzę w sądzie”.
Autor artykułu pisze: ...”Zacznijmy od kłamstwa podstawowego, że ci rodzice są w najgorszej możliwej sytuacji i nikt nie ma tak ciężko. Oczywista i kompletna bzdura, ale nikt tego głośno nie powie..(...)Dzieci nie wstające z łóżka, z padaczkami lekoopornymi, dzieci niewidzące, niesłyszące, niemówiące, dzieci te są w nieporównywalnie gorszej sytuacji...” Dalej autor artykułu podkreśla, że ciężko chore dzieci potrzebują często każdego grosza na ratowanie ich życia, a nie „na kino”, czego domaga się dla swojego syna pani Hartwich. Tym bardziej, że jak ujawnia Piotr Wielgucki liderka protestu mieszka w bardzo dobrych warunkach, w toruńskim, drogim apartamencie „Stefa ciszy” i nie tylko zapewnia swojemu niepełnosprawnemu dorosłemu synowi zajęcia rehabilitacyjne i wspólne pływanie z nim w basenie, ale wyjazdy na narty, a nawet na wycieczkę do Chorwacji. Autor tekstu ilustruje te stwierdzenia zdjęciami, które pani Hartwich opublikowała wcześniej, jeszcze przed protestem, na Facebooku.
Nie wiadomo jaka jest sytuacja pozostałych osób protestujących, wydaje się natomiast, że liderka protesu ma się materialnie nienajgorzej, a jej wystąpienia kierowane są nie tylko macierzyńską miłością. Tym bardziej, że zarówno z punktu widzenia jej dorosłego niepełnosprawnego syna, jak i kilku innych rezydujących obecnie na sejmowych korytarzach osób niepełnosprawnych, pobyt w takich warunkach napewno nie służy ich zdrowiu.
Ludzie chorzy, a takimi są osoby psychicznie i fizycznie niepełnosprawne, wymagają przede wszystkim spokoju. Ich naturalnym środowiskiem powinien być ich własny dom, znajome twarze, znany im pokój i przedmioty, bliskie im od lat. Potrzebne jest im poczucie bezpieczeństwa i stabilizacji.
Z tych prostych powodów, wezwanie zawarte w tytule „Miejcie litość” warto posłać wprost na sejmowy korytarz, do matek, które od trzech tygodni narażają swoje dzieci na nieustające napięcie i pobyt dzień i noc w obcym im środowisku. Zaradne mamusie - miejcie litość nad własnymi dziećmi!
Monika Wiench
|