Kategorie:
Nowiny
Ze Świata
Z Polski
Z Australii
Polonijne
Nauka
Religia
Wyszukiwarka 

Szukanie Rozszerzone
Konkurs Strzeleckiego:

Archiwum:

Reklama:

 
12 czerwca 2018
Ot, taki epizod w moim życiu
W odpowiedzi Panu Machnackiemu
Szok! Takie wielkie wydarzenie MUZYCZNE, po którym w polonijnych mediach zostają tylko FOTKI. Napracowaliśmy się wszyscy bardzo, dosłownie dniami i nocami, a teraz nagle list od dyrektora artystycznego koncertu „Tribute to Freedom”, w którym domaga się usunięcia wszystkich nagrań z koncertu. Oto treść emaila, ktory Puls Polonii otrzymał we wtorek 12 czerwca 2018 r. o godz. 22:55.

Szanowni Państwo. Bardzo mi przykro, jednak muszę zaoponować przeciwko rozpowszechnianiu tych nagrań, które w żaden sposób nie były autoryzowane ani przez organizatorów koncertu, jak i przez samych wykonawców. Nagranie jest słabej jakości i nie jest akceptowane przez solistów. Ich praca na scenie to również ich wizerunek i naszym zadaniem jest dołożyć starań aby był on jak najlepszy. Dysponujemy materiałem profesjonalnym, który jeszcze jest w fazie obróbki i wkrótce będzie dostępny również dla wszelkich polonijnych instytucji, w tym i dla Puls Polonii. Koncert został zarejestrowany dla celów archiwalnych, nie może być wykorzystywany w celach komercyjnych czy reklamowych. Będzie jednak dostepny do ogladania, m.in. na pamiatkowych DVD. Bardzo proszę o wyrozumiałość. Nie wyobrażalnym dla mnie również jest, że bez pozwolenia orkiestry publikujecie Państwo poemat Step w swojej oprawie ilustracyjnej. Choć rozumiem, że przyświecał temu jak najlepszy cel bardzo proszę o usunięcie tego materiału z YT. Kopie tego listu przesyłam również do organizatorów koncertu i innych zainteresowanych. Grzegorz Machnacki

Cóż można odpowiedzieć na takie żądanie? Oczywiście, z bólem serca usunąć wszystkie nagrania z serwera, raz opublikowane wyrwać z korzeniami---- ze szkodą dla Polonii. Nasze nagrania nie są rzecz jasna, super profesjonalne. Można je nazwać „reporterskimi”, przeznaczone są dla mediów polonijnych w celach edukacyjnych i promocyjnych. Nie nagrywamy pirackich płyt, nie uprawiamy komercji, nie używamy tej muzyki w celach reklamowych.

Jeśli jednak artyści, orkiestra i organizatorzy koncertu nie życzyli sobie „cudzych” nagrań, to powinni byli PRZED koncertem powiadomić media, że nie wolno nagrywać, a jeszcze bardziej publikować. Swoim milczeniem/zaniedbaniem skazali nas na ogrom pracy, która została straszliwie zmarnowana.

Oczywiście, jak po każdym ważnym wydarzeniu polonijnym, redaktorzy-społecznicy spieszą do komputerów, aby opracować materiały i jak najszybciej podzielić się nimi z Polonią. Nasze australijskie miasta są bardzo rozległe, wiadomo, że niektórym rodakom trudno jest ganiać po imprezach, ale od tego są media, aby pozwoliły im w domowym zaciszu wygodnie śledzić relacje ubogacone zdjęciami, nagraniami audio i wideo. To wszystko kosztuje masę roboty. Pracując społecznie dla Polonii musimy często zaniedbywać inne obowiązki, sprawy rodzinne, ogrody.

Warto czytelnikom uzmysłowić, że relacja z imprezy „sama się nie robi”. Wyjazd na imprezę, to już jest zarwane pół dnia. Potem, nocą spędza się kilka godzin nad edytowaniem zdjęć, następnego dnia trzeba montować audio lub wideo – a te zajęcia są nader czasochłonne i w zasadzie trzeciego dnia, jak już się ma rozeznanie w całym materiale, przychodzi czas na napisanie artykułu. Tak więc po każdej imprezie redaktor ma kilka dni wyrwane z życia. Ale potem, jak widzi statystyki, ilu ma czytelników i co im się podoba, to oddycha z ulgą i ma cholerną satysfakcję... i znów zaniedbując grządki i doniczki, lub co gorsza wnuki, wbiera się na kolejną imprezę. I tak to trwa latami. A tymczasem wzrok coraz gorszy, ramiona mdleją przy komputerze, ale jakoś żal czasu na odpoczynek, bo robota polonijna nigdy sie nie kończy i zawsze są koszmarne zaległości.

Warto też czytelnikom uzmysłowić, że polonijne redakcje to nie są wielkie biura pełne sekretarek. W większości przypadkow stanowimy jednoosobowe redakcje, często we własnym domu. Sami płacimy za prąd, ponosimy wszelkie wydatki związane z technologią, komputerami, sprzętem, oprogramowaniem. Chcemy być jak najbardziej profesjonalni, uczymy się nowych technologii... tak więc nasza praca to nie tylko bieganie na imprezy. Prowadzimy szeroką korespondencję, materiały do publikacji nadchodzą z całej Australii, z Polski, z wielu krajów świata. Są momenty wielkiej frustracji, bo robi się wąskie gardło, po prostu brak czasu na druk materiałów czekających w kolejce na publikację. Trzeba podejmować trudne decyzje, co opublikować, co odłożyc na bok, a co wyrzucić do kosza. To są bardzo bolesne decyzje!

A praca redakcyjna – jak w moim przypadku – nie jest naszym jedynym zajęciem. Prowadzę organizację, która realizuje wiele projektów, niektóre na skalę miedzynarodową. I one są priorytetami! Pod koniec Roku Kościuszki zostałam odcięta od redakcyjnej codzienności, bo trzeba było zrobić w narzuconym terminie rozliczenia z grantów (Senat plus różne organizacje polskie i australijskie). Trwało to kilka miesięcy. Na Puls Polonii praktycznie nie było czasu. Zdesperowana przymierzałam się do zamknięcia, albo oddania Pulsu Polonii. Po rozliczeniach przyszły inne obowiązki – zgodnie z umową z Senatem miałam się zająć realizacją filmów dokumentujących poszczególne etapy obchodów Roku Kosciuszki.

Filmy same się nie robią. To są znów miesiące pracy, przy której wysiadają barki oraz wzrok. I tak oto, kiedy przede mną wizja pracy nad 3 zaległymi filmami, nadszedł czerwiec, a wraz z nim wyjątkowe spiętrzenie imprez: wyjątkowej wagi koncert „Tribute to Freedom”, jubileuszowy Zjazd Rady Naczelnej, otwarcie wystawy, bankiet, akademia, Dzień Dziecka w Plumptom z gośćmi z Polski, zakończenie Zjazdu na mszy św. w Marayong i procesji z okazji święta Bożego Ciała.

I od czego tu zacząć po 3 dniach „wyrwanych z życia”? Odpocząć , po czym zabrac się za filmy? Czy relacjonować Zjazd, bo to ważne sprawy polonijne? Ale na to potrzeba co najmniej tygodnia, że przestudiować materiały, przesłuchać i zmontować nagrania, wyselekconować zdjęcia i napisać coś sensownego... Więc może raczej poświęcic czas na opracowanie materiałów z koncertu, bo taki zdarza się raz na wiele lat? Oczarowana muzyką, dałam się porwać Noskowskiemu, Chopinowi, Paderewskiemu. Rzuciłam pracę nad filmami w nadziei, że jakoś mi się uda nadrobić te zaległości, a najpierw zróbmy relację z koncertu.

No i zrobiliśmy i dostaliśmy po uszach.

Na koniec pytanie do Pana Machnackiego: jakie „profesjonalne” nagrania ma na myśli (skoro obiecuje pamiątkowe DVD) , bo na koncercie nie widziałam żadnej profesjonalnej ekipy filmowej prócz naszych (całkiem profesjonalnych) kamer polonijnych. To, co Pan Machnacki zamieścił u siebie na Facebooku trudno określić mianem nagrań profesjonalnych: są tam scenki z próby, widać adidasy i rozchełstane koszule, całość filmowana komórką, bez statywu, z migającym obrazem. Czyżby artyści wyrazili zgodę na ich publikację? Ale jesli wolno Facebukowi, to dlaczego nie Pulsowi?

Ot, taki epizod w moim życiu. Gorycz, frustracja, apatia i niechęć do dalszego działania.

Ernestyna Skurjat-Kozek