Mam w głowie taki dyżurny obrazek, którego używam zazwyczaj wtedy, kiedy
wszystko wali mi się na głowę: Strumiany. Las. Nagrzane słońcem popołudnie. Dom
Kulmów tonie w zupełnej ciszy. Jo ukryta za świerkiem na leżaku, na trawie pusta
filiżanka, porozkładane papiery. Ciocia oczy ma przymknięte, uśmiecha się...Wuj
drzemie na tarasie w fotelu. Ciocia Helena u siebie. Słychać tykanie zegara w kuchni,
brzęczenie much...Widzę rybki w baseniku, do których skrada się kot...zaczynam
oddychać w rytmie ich leniwego popołudnia.....zdenerwowanie gdzieś odpływa.
Czasami to były sny: w noc stanu wojennego, rybki w basenie zdechły, w ogrodzie
leżał martwy ptak...
Pójście na studia reżyserskie, w moim przypadku, oznaczało zerwanie z
zawodem. Pracowałam już jako psycholog na uczelni i w przychodni szpitalnej.
Zdobyłam się na odwagę i napisałam do Kulmów list. Znałam ich od dziecka : byli
jednymi z tych, którzy zjawiali się w Klęskowie i pozostawali przjaciółmi domu
Dowlaszów i gromady ich przybranych dzieci. Wizyty Kulmów były zawsze
radosnym świętem: Ciocia Joanna sławna pisarka i poetka, Wuj muzyk i filozof.
Zjawiali się z nienacka, zawsze z prenentami: wielcy artyści umieli policzyć, ile jest
dzieci i jak niezliczone są potrzeby. Czasami Tata zabierał mnie do Strumian.
Jechaliśmy pociągiem do Klinisk i spacerem sześć kilometrów rzez las. Muzyka,
literatura, filozofia, żarty...
Joanna Kulmowa. Fot. Internet |
Jan Kulma. Fot. printscreen TVN24 |
Kulmowie potraktowali ten mój list poważnie. Przyjęli to,
że psychologia mi nie wystarcza i pragnę poszukać swojego miejsca w teatrze.
Zgodzili się przygotować mnie do egzaminów reżyserskich. Akurat zaczynały się
trzymiesięczne wakacje na uczelni. Zamieszkałam w Strumianach. Od tamtej chwili
zamknęły się za mną jakieś drzwi. Zniknęła Ciocia Jo i Wuj Jan. Zamienili się w parę
pryncypialnych mentorów. Żadnego ale, żadnego ja przecież nigdy nie, żadnego nie
potrafię...Od rana do wieczora dykcja, impostacja głosu, proza, wiersz, sceny,
plastyka ruchu, samodzielna praca z głosem między świerkami a w wolnych
chwilach pisanie reżyserskiego egzemplarza.
Po kilku tygodniach takiego
maglowania miałam serdecznie dość: ćwiczyłam przeponę patrząc tęsknie na furtkę,
spokojne życie lasu za płotem a za lasem...na dawne moje życie wśród doceniających
mnie ludzi. Tu: sztywny, jąkający się nikt. Moje sposoby na poczucie się sobą u siebie
– przestały działać. A najtrudniejsze było to, że pękały szwy mojej dorosłości.
(Gdyby moi studenci zobaczyli, jak pani magister z zamocowanym kijem od
szczotki na plecach buczy w krzakach i fałszuje...).
Wieczorami padałam jak trup na łóżku w dawnym pokoju babci Cichockiej a już po
chwili, czyli rano budziły mnie kroki na schodach i tłuczenie się zbiegających psów.
Napisałam też mój pierwszy egzemplarz reżyserski. Wuj schlastał punkt po punkcie.
Wszystko. Byłam załamana. Na szczęście podsłuchałam ich, siedzieli na leżakach za
świerkiem i pokłócili się...o mnie. Wuj upierał się, że mam umysł logiczny po nim.
Ciocia, że po niej mam skłonności do impresji. No i pięknie zrobiony monolog
Goneryli, tu byli zgodni. Zamknęłam się w łazience. Poryczałam się. A więc to tak!
To jest ich Metoda. Profesjonalny dryl, żeby posmakować Teatru, złamać, zniechęcić.
Jeżeli przetrzyma - może wejdzie w teatralny krwiobieg.
Krok po kroku w tłumionym poczuciu wstydu i śmieszności nabierałam przy nich
nowego rodzaju kondycji: liczą się intuicja, bysrość obserwacji, wiedza i miłość. Do
każdego można dotrzeć, trzeba wyczuć - jak.
Bywały też inne, pełne ciepła chwile: bujany fotel Cioci Jo. Wiersze. Zaludniały
pokoik na poddaszu Elfy i Krasnoludy. Filozoficzne dysputy. Wuj przy fortepianie.
Wspólne patrzenie w ogień...
Poświęcili mi swój własny czas. W mundurach groźnych mentorów, punktowali
każdy mój krok. Ile w tym miłości zrozumiałam po latach, już sama jako pedagog.
Kulmowie zbudowali w starej lesniczówce na Pomorzu przyczółek teatralnej
Warszawy Schillera, Zelwerowicza i następców Korzeniewskiego, Bardiniego. Po ich
trawniku przechadzał się, mentalnie Swinarski, Hubner, Szczepkowski.
Miałam szczęście, że u progu mojej reżyserskiej inkarnacji trafiłam do Strumian. Bez
tego magla, pracując w Teatrze, nie będąc aktorką czułabym się jak...cywil.
Nie ja jedna przeszłam ten osobliwy Strumiański Fakultet. Aktorzy, śpiewacy,
muzycy – Rodzina Strumiańska. Przeszliśmy to samo i pokochali...
Wspomnienia Inki Dowlasz pochodzą z książki "Zakon we dwoje" Haliny Pytel-Kapanowskiej.
pl.wikipedia.org/wiki/Inka_Dowlasz
www.inkadowlasz.cba.pl
Teatr Ludowy w Krakowie