Herbert zmarł 28 lipca 1998 r. w Warszawie, a w jego prostym nekrologu dodano na końcu te właśnie słowa : „Pan Cogito został sam”. Ten sierocy stan pana Cogito nieustannie rekompensują mu jednak czytelnicy wierszy Herberta. Jeszcze parę dni przed śmiercią poeta marzył, by pojechać do Wenecji. A tam miał wyzdrowieć, odrodzić się…Dzwonił nawet do LOT-u, pytał czy mogą go wnieść do samolotu na noszach. Podróż ta byłaby chyba mało realna, Herberta wożono już na wózku inwalidzkim. Ciało odmawiało posłuszeństwa, chorował też na astmę, a niepoprawny dalej palił papierosy. W przeddzień śmierci – jakby ją przeczuł – wezwał znajomego księdza i wyspowiadał się, a tego samego dnia wieczorem chwycił go atak duszności. Pogotowie zabrało go do szpitala, z którego już nie wrócił.
I pochowano go w przeddzień kolejnej rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego. Spoczął na Starych Powązkach obok grobów Baczyńskiego i Gajcego. Obok tych, których ukochał i czcił. Sam pochodził ze Lwowa ( urodzony tam w 1924 r.) z rodziny mieszanej, co było odbiciem wieloetniczności tego starego polskiego miasta. Oprócz polskiego rodowodu Herbert miał ormiańskie oraz austriackie korzenie ( po babkach), a na osobne wyjaśnienie zasługuje jego nazwisko, które jak utrzymuje rodzinne podanie przyszło z Anglii. Podobno za Henryka VIII na banicję skazano barona Herberta za to, że nie poparł kościoła anglikańskiego. Pradziad poety dotarł za to do Galicji z Wiednia, zakładając krakowsko-lwowską linię Herbertów.
Wydaje się, że w przypadku poety ważniejszy jest jednak rodowód literacki, a ten możemy ustalić na podstawie nagrania jego wierszy dla Radia Kraków, zrealizowanego cudem 8 maja 1998 w domu Herberta. Cudem, bowiem po tracheotomii poeta prawie nie mógł mówić, ale nagle odzyskał głos. Herbert, z rurkami w nosie, podłączony do aparatury tłoczącej tlen przeczytał 20 własnych wierszy, ale też wiersze ulubionych poetów, swoich „duchowych przewodników” : Norwida, Słowackiego i Gajcego. Recytował „Przed snem” Gajcego, „Bema pamięci rapsod żałosny” Norwida, a ze Słowackiego wybrał „Sowińskiego w okopach Woli”. Wybór tych tekstów znaczący, nie trzeba wyjaśniać zwłaszcza polonistom. Herbert utożsamiał się z gen.Sowińskim, „prawym Polakiem o drewnianej nodze”, który do końca bronił Miasta. Szeregi kombatantów o niepodległą ojczyznę, AK-owcy czy lwowskie Orlęta, także dysydenci ( o ile niezłomni ) – to była jego partia. I tym można tłumaczyć jego bezkompromisowość w ocenach PRL-u, jego potępienie „grubej kreski” ( pisał „..nie tobie przebaczać w imieniu tych, których zdradzono o świcie” ), a jego domaganie się rozliczenia zbrodni minionego systemu irytowało ex-komunistów, także ich popleczników czy byłych kolaborantów.
Tymczasem za jego stanowiskiem stały racje moralne, nie polityczne, czego nie chcieli dostrzegać oponenci i prześmiewcy Herberta. Bo nie brakowało i takich, którzy jak np.Aleksander Małachowski nazywali go …”bolszewickim propagandzistą (…) o tępej twarzy czekisty” (!?) albo jak tow.Mieczysław Rakowski „panem Vomito” (!), a w najlepszym razie „oszołomem” jak Jacek Zychowicz. Te absurdalne epitety pochodzą z lat 1995/6, zatruły one ostatnie lata ciężko chorego poety. Nie tracił jednak humoru, bo kiedy Miłosz telefonował do niego w maju 1998, a między innymi namawiał Herberta do pogodzenia się z Michnikiem, poeta odparł z sarkazmem: „Nie mogę spotkać się z człowiekiem, na którego jednym kolanie siedzi Jaruzelski, a na drugim Kiszczak”…Z Miłoszem wadził się parokrotnie, właśnie w powodu innego stosunku do grubej kreski.
Raz nawet opuścił dom Miłosza, gdy ten – może żartem – powiedział, że Polskę należałoby przyłączyć do… Związku Radzieckiego!
Podczas wojny Herbert studiował polonistykę na tajnych kompletach, natomiast jego kontakty z AK-owskim podziemiem owiane są tajemnicą, podobnie jak przyczyna małej ułomności : poeta nieznacznie utykał – czy był to rezultat jakiejś akcji w latach wojny ? Herbert unikał odpowiedzi na to pytanie, twierdząc że wmieszane były w to wysoko postawione osoby. Po wojnie Herbert studiował prawo w Toruniu, a w Krakowie na Akademii Handlowej. Pod rządami komunistów prawo i gospodarka kulały jednak najmocniej, zatem Herbert zajął się filozofią, ale prześladowania wybitnych profesorów zniechęciły go do studiów.Prosił za to w listach zawieszonego prof. Elzenberga, by ten nie wykreślał go z prywatnej listy uczniów. I podobno w rozważaniach pana Cogito jest echo wykładów Elzenberga.
Pozostawała zawsze poezja, debiutował w „Tygodniku Powszechnym” (1948),a wiersze zamieścił też w paxowskiej antologii, co potem niesłusznie mu wytykano. PAX do 1951 był schronieniem prześladowanych AK-owców, ziemian, arystokracji, a np. hellenista Adam Krokiewicz tam właśnie publikował książkę o Hezjodzie.
Pierwszy tomik wierszy – „Struna światła” – wydał dopiero w 1956 roku. W tym pięknym zbiorze czystej poezji – z wieloma odniesieniami do mitów antycznych – jest tylko jeden dysonans: utwór „Pożegnanie września”. Kampania z 1939 roku zasługiwała bowiem na większy szacunek liryczny, co chyba było możliwe po odwilży października.
W roku 1958 rozpoczyna swoje podróże , głównie po Francji i Italii, podsumowane w r.1962 esejami pt. „Barbarzyńca w ogrodzie”. Wydaje nowe tomiki, a dzięki austriackiej nagrodzie im.Lenaua lata 1965 –1971 spędza w Austrii, Francji, RFN, Grecji, USA. Po powrocie do kraju wyjeżdża ponownie, a w r.1973 dostaje nagrodę Herdera. Tym razem przebywa w Berlinie Zachodnim, a jednak wydaje kolejne książki w kraju. W r.1974 ukazał się cykl poetycki „Pan Cogito”, a jego postać będzie powracać w kolejnych zbiorach wierszy. W roku 1975 Herbert podpisał jednak protest przeciwko poprawkom w konstytucji, na jakiś czas był więc na czarnej liście. Drukował za to w drugim obiegu, był w redakcji „Zapisu”, pisma wychodzącego poza cenzurą. Następne wcielenia pana Cogito rozważają los Polski po stanie wojennym, „Raport z oblężonego miasta” ukaże się w w r.1983 w Paryżu.
Zamiast wymieniać tytuły wszystkich dzieł Herberta zwróćmy uwagę na cechy jego poezji. Krytycy ukuli sporo formułek na określenie jego twórczości – jak np. poeta klasycznej równowagi, stoickiej filozofii, ironicznego dystansu czy poeta aluzji do antyku i tradycji. A prof.Bogusław Żurakowski ( sam też wybitny poeta) pisał w „Paradoksie poezji”( 1982) : „By wyrazić współczesność poeta sięga po sytuacje znane z historii czy literatury przeszłości (…), to znaczy że w nurcie zmienności są elementy stałe, trwałe” ( str.52). Sięga nie tylko do postaci amtycznych, czasem z głęboką ironią czerpie z motywów wschodnich jak np. w „Bajce ruskiej” : „…Przyrósł car do tronu. Nogi tronowe pomieszały się z nogami carskimi. Ręka wrosła w poręcz. Nie można go było oderwać. A zakopać cara ze złotym tronem – żal”.
Aluzje do starożytności czy innych postaci z dziejów były naturalnie puklerzem poety, inaczej mówiąc jego grą z cenzurą. Nie wszyscy to rozumieli, a niektórzy ( jak Kornhauser i Zagajewski ) zarzucali mu ucieczkę od polskiej rzeczywistości do wieży z kości słoniowej, poprawność i pięknoduchostwo. Zarzuty to niepoważne, Herbert w paru wersach umiał wyrazić taką tragedię polskości, że bledną przy tym całe tomiki wymienionych wyżej obu panów. Oto przykład, może najbardziej dramatyczny :
Rów, w którym płynie mętna rzeka,
nazywam Wisłą. Ciężko wyznać :
na taką miłość nas skazali,
taką przebodli nas ojczyzną…
Ogromna jest skala tej strofy. Jest w niej wyrzut wobec i sygnatariuszy Jałty, ale też wobec Moskwy oraz samych Polaków, którzy tak nieludzki reżim popierali, umacniali mimo oporu narodu. Cenzura przepuściła te wersy, być może obawiając się że w razie skreślenia Herbert zamieści je w drugim obiegu, w pismach lub oficynach podziemnych. Pięknie o jego twórczości wypowiedział się Stanisław Grochowiak : „ Poezja Herberta koi ludzi boleśnie poparzonych językami historii”. A kiedy nastał stan wojenny i młodsze pokolenia na własnej skórze odczuły żelazną pięść PZPR-u, poeta pisał : „…kalendarze pana Cogito są jak łuski wystrzelonych nabojów / jak wykres absurdalnej choroby / jak pamiętnik pogromu…( tomik „Rovigo”, 1992). Pan Cogito jest maską poety, podobnie jak pan Teste u Paul Valery’ego czy pan Piórko w wierszach Henri Michaux, jednak u Herberta to skromne „cogito” było w dodatku wyzwaniem w stosunku do absurdu oficjalnej ideologii.
Był też Herbert mistrzem krótkich poematów prozą jak ten zatytułowany „Kraj”:
Na samym rogu tej starej mapy jest kraj, do którego tęsknię. Jest to ojczyzna jabłek, pagórków, leniwych rzek, cierpkiego wina i miłości. Niestety wielki pająk rozsnuł na nim swoją sieć i lepką śliną zamknął rogatki marzenia.
Tak jest zawsze : anioł z ognistym mieczem, pająk, sumienie.
Jednym ze słów-kluczy u Herberta jest właśnie „sumienie”, a monologi pana Cogito brzmią często jak moralitety. Kryterium czynów w „najniższym kręgu piekła” jest u niego „sprawa smaku” jak poeta wyłożył w wierszu „Potęga smaku”, dedykowanym prof.Izydorze Dąmbskiej, usuniętej przez reżim z uczelni, a pracującej potem w gdańskiej bibliotece. Herbert bywał u niej w domu, ponieważ w tych latach zamieszkiwał w Sopocie. Poznał w życiu tyle miast, ale nieustannie tęsknił za swoim Lwowem. Poeta czuł się jakby wiecznym tułaczem, który nigdy nie powróci już do rodzinnego grodu, „miasta kresowego, którego nie ma na żadnej mapie…”, a był tam przecież taki chleb, co „żywić może”.
Na wiele lat przed śmiercią Herbert oswajał się z nią zgodnie z zaleceniami filozofów i zapisywał „czterem żywiołom to, co miał na niedługie władanie” – a szczególnie myśl. Tę powierzał ogniowi: „niech kwitnie ogień”. Przeczuwał też, że elity władzy III RP uczynią wszystko, by usunąć go w cień, choć naprawdę nie było to do końca możliwe. Lewica załatwiła więc laur Nobla dla Szymborskiej, dzięki czemu byli partyjni poczuli się jakby „zrehabilitowani”, oczyszczeni z piętna kolaboracji z reżimem. Akademia Szwedzka lubiła zresztą dawać nagrodę pisarzom o lewicowych tendencjach jak Jose Saramago czy Dario Fo ( ten ostatni nawet z sympatią wyrażał się o Czerwonych Brygadach!), by poprzestać tylko na tych nazwiskach.
Nie zmieniało sytuacji wyznanie samej Szymborskiej, że Nobel należał się jednak Herbertowi. I dlatego poeta pisał w „Przesłaniu pana Cogito” : „Idź dokąd poszli tamci do ciemnego kresu/ po złote runo nicości / twoją ostatnią nagrodę”. Za czasów III RP jakoś nie przyznano mu w kraju prestiżowych wawrzynów. Pozostawało królestwo niebieskie. Tak się stało. Hebert – duchowy lider antykonformistów – odszedł odebrać swoją nagrodę w Kolchidzie zaświatów. A nam zostawił pana Cogito, Fortynbrasa, Apollina, Nike czy Marka Aurelego. Po zgonie poety, zaledwie kilka dni później Tomasz Jastrun na łamach „Polityki” (8 sierpnia 1998 ) raczył przypisać Herbertowi…chorobę psychiczną! Ilustruje to wymownie niechęć kół magdalenkowych do niezłomnego kombatanta o rozliczenie epoki PRL-u, którego na łożu choroby odwiedził nawet pułkownik Kukliński.
Cierpiący Herbert w jednym z ostatnich wierszy pisał:
Panie, wiem że dni moje są policzone zostało ich niewiele Tyle żebym jeszcze zdążył zebrać piasek którym przykryją mi twarz…
Wprawdzie prezydent Aleksander Kwaśniewski przyznał mu pośmiertnie Order Orła Białego, ale wdowa oczywiście odmówiła przyjęcia tego odznaczenia. Z pewnością wypełniła wolę zmarłego poety, on również odmówiłby wyróżnienia z rąk przedstawiciela byłego reżimu, z którym walczył kiedyś pan Cogito.
Marek Baterowicz
|