Kategorie:
Nowiny
Ze Świata
Z Polski
Z Australii
Polonijne
Nauka
Religia
Wyszukiwarka 

Szukanie Rozszerzone
Konkurs Strzeleckiego:

Archiwum:

Reklama:

 
30 lipca 2018
Pożegnanie Sharon
Ernestyna Skurjat-Kozek. Fot. Puls Polonii

Wiadomość o śmierci naszej aborygeńskiej przyjaciółki Sharon przyjęłam z wielkim smutkiem i jeszcze większym zaskoczeniem. Zmarła w niedzielę 15 lipca 2018 r. w St Georges Basin nieopodal Nowra, a jeszcze dwa dni wcześniej przysłała mi emaila napisanego w imieniu swojej Mamy, elderki klanu Ngarigo, sędziwej, ale jakże żywotnej Aunty Rae. W piątek 13 lipca Aunty Rae świętowała swoje 85 urodziny. Dziękując za moje życzenia informowała za pośrednictwem córki, że w ten uroczysty dzień dotrzymują jej towarzystwa prawnuki- z Sydney: bliźniaki Tanaya i Dylan. Tak więc jeszcze w piątek Sharon krzątała się radośnie po swoim domu podejmując gości. W niedzielę wieczorem powiedziała, że musi się położyć, bo coś jej słabo. W jakiś czas póżniej syn Evan znalazł matkę martwą. Od kilku lat cierpiała na nieuleczalną chorobę nerek, z tej racji miała co dwa dni dializę. Ale nie to było przyczyną śmierci. Chyba serce. Podobnie jak 5 lat temu, kiedy zmarł jej młodszy brat Matthew.

Trudno zapomnieć ten dzień, 13 lipca 2013 roku, kiedy to w nadmorskim klubie w Botany Bay Aunty Rae podejmowała tłum gości z okazji swoich 80. urodzin. Byliśmy tam w dość licznym gronie Polaków. Po kilkugodzinnych uroczystościach z bogatym programem artystycznym zbieraliśmy się do odejścia, kiedy nagle Matthew osunął się na ziemię. Umierał na naszych oczach – i na oczach zrozpaczonej Matki. Błyskawicznie pojawił się ambulans, ekipą paramedyków zajmowała się energicznie Carissa, córka Sharon; wtedy jeszcze nie wiedziałam, że Carissa pracuje w pogotowiu ratunkowym. Jak zahipnotyzowani, obserwowaliśmy w cichej modlitwie, jak choremu aplikują wstrząsy elektryczne. Niestety, zmarł.

Nie potrafilismy sobie wyobrazić, jak czuje się matka, która w dniu urodzin patrzy bezradnie na odejście swego syna. Bodaj w dwa lata później Aunty Rae przeżyła śmierć swojej córki Colleen. A teraz Sharon. I znów tragedia, tym razem w dwa dni po świętowaniu urodzin. Ale Aunty Rae to bardzo odporna i silna osoba i w ogóle niezwykła indywidualność. Jej naturalnym stanem jest promienność, śmiech, życzliwość, ciekawość drugiego człowieka. Tańczyła radośnie w kwietniu tego roku na 60-tych urodzinach Sharon, tańczyła też teraz na stypie. Tylko pozazdrościć takiej pogody ducha.

Tak jak to obserwuję, najbardziej śmierć Sharon przeżyła chyba jej wnuczka Tanaya. Bliźniaki Tanayę i Dylana znamy od lat, ongiś były dzieciakami, dziś są urodziwymi i przystojnymi nastolatkami po maturze, które właśnie rozpoczynają swoją karierę zawodową. Pamietam, jak Tanaya w czasie urodzin Sharon prezentowała wiersz napisany na cześć babci. Obie miały łzy w oczach. Czyżby była między nimi jakaś specjalna więź? Tak. A dowiedziałam się o tym dopiero na pogrzebie.


Otóż w matriarchalnym systemie Ngarigo kobiety odgrywają szczególną rolę. Najstarsza osoba – w tym przypadku Aunty Rae – jako klanowy elder pełni rolę przywódcy i reprezentuje swój klan w zewnętrznym świecie, np. w Komitecie Doradczym Kosciuszko National Park. Ze względu na wiek i coraz słabszą kondycję, elderka nie zawsze podejmuje trud podróży, zatem deleguje swoją następczynię. Tą następczynią była Sharon – posiadająca status liderki. Z zawodu nauczycielka, dobrze nadawała się do takiej roli. Ale teraz jej zabrakło. Zastanawiałam się, komu Aunty Rae przekaże funkcję po Sharon. Intuicja podpowiadała mi, że będzie to Tanaya. Dobrze, aby to była szanująca plemienne tradycje młoda osoba, która swobodnie porusza się po nowoczesnym świecie.

Sądziłam, że Tanaya została pasowana na liderkę w dzień przed pogrzebem, kiedy zjechała się starszyzna plemienna. Okazało się jednak, że pasowanie odbyło się sporo wcześniej, jeszcze przed kwietniowym party urodzinowym. Jak opowiada Tanaya, babcia Sharon zwołała plemienną naradę, na której poinformowała, że z racji nieuleczalnej choroby powoli wycofuje się z oficjalnej działalności, a na swą następczynię proponuje wnuczkę Tanayę. To spotkało się z aprobatą pozostałych elderek. (Warto wyjasnić, że władza w plemieniu Ngarigo sprawowana jest kolektywnie przez cztery elderki reprezentujące poszczególne klany.) Tak więc w 60 urodziny Sharon, kiedy to Tanaya czytała babci wiersz - i obie roniły łzy wzruszenia – ten moment musiał być dla nich bardzo symboliczny.

Na pogrzeb pojechaliśmy do Nowra z Urszulą i Tonym Lang. Urszula opowiadała po drodze, jak w sobotę 7 lipca br pojechali z Jindabyne (gdzie byli na urlopie) do Cooma na otwarcie dorocznego festiwalu aborygeńskiego NAIDOC WEEK. W przeszłości, kiedy NAIDOC był organizowany przez Snowy River Council, regularnie braliśmy udział w tych uroczystościach w ślicznym amfiteatrze Clay Pits nad Jeziorem Jindabyne. Niestety, po amalgamacji trzech „powiatów” i powstaniu Snowy Monaro Council, zapomniano o Polakach. Gdyby Iris nie powiadomiła Ulki, nie bylibysmy świadkami imprezy, na której córka Sharon, Sally wystawiła swoje obrazy, a sama Sharon, radosna i elegancka, po raz ostatni wystąpiła publicznie... na 8 dni przed śmiercią.

Nabożeństwo żałobne odbyło się w kaplicy Shoalhaven Bereavement Services, w leśnym ustroniu - cmentarzysku. Goście zaczęli się zbierać już o 14,30, wśród nich Dave Darlington, były wieloletni dyrektor National Parks NSW, ten sam, który zaproponował Aborygenom Ngarigo, tradycyjnym kustoszom Mt Kosciuszko, powrót na rdzenne ziemie w charakterze doradców Kosciuszko National Park Advisory Committee; przy jegon przyjaznej aprobacie polsko-aborygeński dialog nabierał kolorów. Na pogrzebie pojawił się też dawno nie widziany „siwobrody” Paul McLeod, przedstawiciel Ngarigo z Wreck Bay. Z trudem rozpoznałam dawno niewidzianą Jennifer, młodszą siostrę Sharon; pytam, czy pamięta, jak odwiedziliśmy Aunty Rae, kiedy pomieszkiwała u niej w Brisbane. Jen uśmiechnęła się: owszem, pamiętam, jak zostawiliście u nas dekielek od aparatu fotograficznego!




Uroczystościom przewodniczył aborygeński pastor Ray Minniecon z Qld. Punkt o 3 pm do kaplicy weszła procesyjnie najbliższa rodzina Sharon: na przedzie wnuk Dylan grający na didgeridoo, za nim na wózku inwalidzkim Aunty Rae w białym sweterku, trzymająca żółtą różę; wózkiem kierowali John (mąż Sharon) wespół z synem Evanem, następnie córka Carissa z rodziną i młodsza córka Sally z mężem, inni krewni, wszyscy z żółtymi różami, które złożyli na trumnie.

Po wstępnych modlitwach i hymnach wygłoszono wspomnienia o Zmarłej. Aunty Iris najpierw wygłosiła eulogy napisane przez Kosciuszko Heritage w imieniu polskiej społeczności.

Potem Iris wespół z Aunty Doris przedstawiły wspomnienia (niektóre zabawne!) zebrane przez najbliższych krewnych. Niejeden z nas dowiedział się, że Sharon poszła na studia jako dojrzała kobieta, już po odchowaniu trójki dzieci! Wzruszającym elementem ceremonii był Photographic Tribute, prezentacja zdjęć Sharon z różnych okresów życia... i różnych fryzur włącznie z prostowanymi włosami koloru pszenicy.

I ostatnia już pieśń.
There’s a land that is fairer than day
And by faith we can see it apart
For the father waits over the way
To prepare us a dwelling place there
In the sweet by and by
We shall meet on that beautiful shore…

Wszyscy po kolei podchodzimy do trumny jeszcze szepnąć Zmarłej kilka słów pożegnania, po czym kotara „zabiera” Sharon w podróż do Dreamtime. Wyruszamy teraz do Huskisson na stypę, do tej samej kawiarni „Pod Aniołem”, gdzie w kwietniu świętowaliśmy z Sharon jej 60 urodziny. Gra ten sam zespół. Na podłodze świeczki, skrzydła anioła i napis: Fly Free Our Beautiful Angel Sharon. Aunty Rae wstaje z wózka, wyrzuca ręce w górę i zaczyna tańczyć, lekko podtrzymywana przez Doris. Life goes on.

Ernestyna Skurjat-Kozek