Niektórzy historycy uważają, że nie wykorzystano w pełni zwycięstwa, bowiem nie opanowano zamku w Malborku, siedziby głównej zakonu! To powodowało, że w przyszłości Polacy z Niemcami musieli kontynuować walkę. Zakon, choć już w innej formie istnieje do dziś, a siedzibą wielkiego mistrza jest dom zakonny w Wiedniu.
Tym razem proponuję fragment prozy/tekstu kronikarza, historyka i dyplomaty Jana Długosza, który opisuje w „Historia Polonica” wspomnianą bitwę.
„We wtorek, w dzień Rozesłania Apostołów, piętnastego Lipca, Władysław król
Polski postanowił przed świtem wysłuchać Mszy świętej; zarazem udawszy się do kaplicy obozowej, wysłuchał z wielkiem nabożeństwem dwóch mszy, gdzie prosząc Boga o pomoc, z większą niż zwykle modlił się gorącością ducha. Upadłszy potem na kolana, zanosił do nieba modły, błagając Pana zastępów, aby mu zdarzył pomyślną walkę i rychłe nad nieprzyjacielem zwycięstwo. Zaczem król w pełnej zbroi siadłszy na konia, podjechał na wyniosłe wzgórze i stanąl na pagórku między dwoma gajami, szeroko rozłożonymi, skąd łatwy i dokładny rozlegał się widok na nieprzyjacielskie wojska.
[...] Gdy wytrąbione hasło bojowe, wszystko wojsko królewskie zabrzmiało głośno pieśń ojczystą Bogarodzicę, a potem z podniesionymi kopiami pobiegło do bitwy.....Obadwa wojska z głośnym jak zwykle przed walką okrzykiem zwarły się z sobą w nizinie, która je przedzielała. Krzyżacy dwakroć uderzywszy z dział, silnym natarciem na próżno usiłowali przełamać i zmieszać polskie szyki, lubo wojsko pruskie z głośniejszym krzykiem i z wyższego pagórka ruszyło do walki. Tak straszny zaś za ich spotkaniem z wzajemnego uderzenia kopij, chrzęstu ścierających się zbroi i szczęku mieczów powstał huk i łomot, że go na kilka mil w okolicy słychać było. Mąż na męża napierał, kruszyły się z trzaskiem oręże, godziły w twarz wymierzone groty.
Jan Matejko, Bitwa pod Grunwaldem |
W tym zamieszaniu i zgiełku trudno rozróżnić było dzielniejszych od słabszych, odważnych od niewieściuchów, wszyscy bowiem jakby w jednym zawiśli tłumie. I nie cofali się wcale z miejsca ani jeden drugiemu ustępował pola, aż gdy nieprzyjaciel zwalony z konia albo zabity rum otwierał zwycięzcy. Gdy na koniec połamano kopie, zwarły się z sobą tak silnie obu stron szyki i oręże, że już tylko topory i groty na drzewcach ponasadzane, tłukąc o siebie, przeraźliwy wydawały łoskot, jakby bijące w kuźniach młoty. Jeźdźcy ściśnieni w natłoku mieczem tylko nacierali na siebie, i sama już wtedy siła, sama dzielność osobista przeważała.
Po rozpoczęciu bitwy obadwa wojska walczyły niemal przez godzinę całą z równym powodzeniem: a gdy jedno drugiemu nie ustępowało pola dzielnie dobijając się zwycięstwa, trudno było przewidzieć, na którą stronę przechyli się się szala i która w końcu otrzyma górę. Krzyżacy postrzegłszy, że na lewym skrzydle, kędy było wojsko polskie, szło im twardo i walka zdawała się niebezpieczną, już bowiem przednie szyki uległy, zwrócili oręż na prawe skrzydło, składające się z Litwinów, które mniej gęste mając szyki, słabsze konie i rynsztunki, łatwiejszym zdało się do pokonania; tuszyli bowiem, że po jego odparciu silniej Polakom na kark wsiędą. Ale nie ze wszystkim powiodły im się zamiary. Gdy z Litwinami, Rusią i Tatarami zawrzała bitwa, hufce litewskie, nie mogąc wytrzymać natarcia nieprzyjaciół chwiać się poczęły i o jedno staje ustąpiły z pola. Uderzyli na nie tym śmielej Krzyżacy, a napierając coraz silniej zmusili je w końcu do ucieczki.
Król Jagiełło, M. Godlewski 1863 |
[...] W czasie toczącej się z zaciętością z obu stron bitwy stał Władysław, król polski, z bliska i przypatrywał się dzielnym czynom swoich rycerzy, a położywszy zupełną ufność w Bogu, oczekiwał spokojnie ostatecznego pogromu i ucieczki nieprzyjaciół, których widział na wielu miejscach już złamanych i pierzchających. Wrzał gorącą chęcią boju król Władysław, i spinając konia ostrogami chciał rzucić się na najgęstrze szyki nieprzyjaciół; ledwo drużyna przybocznej straży zdołała go wstrzymać w zapędzie. A wtem podbiega rycerz z obozu Prusaków, Niemiec ropędzony na koniu bułanym dociera aż do miejsca, kędy król stał, a wywijając włócznią, godzi prosto na króla. Gdy więc Władysław król, podniósłszy także włócznie czekał jego spotkania, Zbigniew z Oleśnicy, pisarz królewski, prawie 1królewski, a ugodziwszy w bok onego Niemca, zwalił go z konia na ziemię. Padł struchlały, a drżącego z bojaźni król Władysław uderzywszy włócznią w czoło, które z opadnięciem przyłbicy odsłoniło się rycerzowi, zostawił go nietkniętym. Ale rycerze, trzymający straż przy królu, ubili go na miejscu, a piesze żołdaki odarły z zabitego odzież i zbroję. Wojsko krzyżackie, spostrzegłszy że pomieniony rycerz trupem poległ, zaraz poczęło się cofać na hasło jednego z Krzyżaków, który siedząc na białym koniu kopią dawał znać do odwrotu.
Prawie wszystko rycerstwo legło na placu lub dostało się w niewolę. Po zniesieniu zatem i rozbiciu całej potęgi nieprzyjacielskiej, przy czym także wielki mistrz pruski Ulryk, marszałkowie, komturowie, rycerze wszyscy i znakomitsi w wojsku pruskim panowie poginęli, reszta nieprzyjaciół poszła w rozsypkę, a raz tył podawszy pierzchała ciągle w popłochu. Władysław, król polski, nierychłe w prawdzie i ciężkim okupione trudem, zupełne jednak nad mistrzem i Krzyżakami otrzymał zwycięstwo".