"Prezydent w krainie kangurów". Andrzej Duda za dwa tygodnie leci z żoną z wizytą do Australii i Nowej Zelandii. Ot, powie ktoś, kolejna oficjalna wizyta głowy państwa. Ta jednak jest szczególna. Bo droga! Niemal dobę po uroczystej odprawie wart w Święto Wojska Polskiego, Andrzej Duda będzie musiał być już na warszawskim lotnisku Okęcie. Czekać będzie na niego Boeing 777 linii Emirates Airlines. Tak, prezydent w tę wizytę poleci rejsowym samolotem.
(...) Prezydent w Boeingu 777 nie będzie mógł się czuć zbyt samotny, gdyż średnio co szósty pasażer będzie z jego kancelarii, z rządu PiS lub ze Służby Ochrony Państwa! Z naszych informacji wynika, że sama prezydencka delegacja liczy 14 osób. Prezydentowi będzie towarzyszyć małżonka Agata, szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego Paweł Soloch (56 l.) czy minister Krzysztof Szczerski. Ponad 10 osób tym samym samolotem leci z MON, w tym minister obrony Mariusz Błaszczak. A nie zapominajmy o Służbie Ochrony Państwa! – SOP płaci z własnego budżetu za przeloty funkcjonariuszy z osobą ochranianą. W takiej sytuacji powinna z prezydentem udać się podwójna obsada, czyli 12 osób. Plus dwóch ochroniarzy pierwszej damy – mówi nam osoba znająca wewnętrzne regulacje w SOP. To oznacza, że łącznie polska delegacja może liczyć nawet 40 osób!
Cały artykuł i rysunki w fakt.pl
|