Kategorie:
Nowiny
Ze Świata
Z Polski
Z Australii
Polonijne
Nauka
Religia
Wyszukiwarka 

Szukanie Rozszerzone
Konkurs Strzeleckiego:

Archiwum:

Reklama:

 
21 sierpnia 2018
Kolejny głos w sprawie australijskich fregat
Igor Szczęsnowicz
Komentarze do wizyty prezydenta Andrzeja Dudy w Australii i Nowej Zelandii zostały zdominowane przez sprawę fregat, które strona polska mogłaby ewentualnie na antypodach nabyć. Fregat tej klasy Polska nigdy nie miała, a jeśli polskie stocznie miałyby je kiedykolwiek zbudować, trwałoby to zapewne co najmniej 10–15 lat, jeśli nie dłużej. Nabycie australijskich fregat w znaczący sposób wzmocniłoby naszą pozycję i bezpieczeństwo na Bałtyku. Jednak należy pamiętać, że fregaty to nie armaty albo czołgi, a ich cena będzie liczona w dziewięciocyfrowej kwocie, i to wcale nie w złotówkach.

Jeśli jesteśmy już na tyle bogaci, że możemy sobie na to pozwolić – jednocześnie nie przekładając z przyczyn finansowych na święty nigdy np. programu „Orka”, dotyczących dostarczenia Polsce nowoczesnych okrętów podwodnych, lub programu budowy w polskich stoczniach okrętów Marynarki Wojennej – to wówczas oczywiście nie należy się nad kupnem tych fregat zastanawiać. Ale jeśli australijskie fregaty miałyby zatopić przyszłość polskich stoczni, koszty społeczne tego zakupu byłby chyba jednak zbyt wysokie.

niezalezna.pl/233739-fregaty-przyszlosci

Jeden z komentarzy: Sprawa zakupu fregat, która jak słuszne Pan zauważył, zdominowała i przyćmiła wizytę Prezydenta w Australii, tak naprawdę nie ma nic wspólnego z tym, czy jakieś fregaty kupować czy nie. Problem, który jej dotyczy tkwi w zupełnie innym miejscu i wskazuje na zupełnie inny, bardzo duży dla PiSu, problem. Wskazuje na albo bardzo poważne braki komunikacyjne pomiędzy rządem a Prezydentem, albo na celowe działanie dyskredytujące jednych przez drugich. To drugie niestety jest bardziej prawdopodobne i wskazuje, że rozpoczął się polityczny wyścig, dużo ważniejszy od jakichś tam wyborów do europarlamentu, samorządowych, czy nawet parlamentarnych. Wyścig o schedę po Kaczyńskim. Różne środowiska w obozie władzy coraz mocniej zaczynają się przepychać do czoła peletonu, jakby wiedziały, że nieuchronnie zbliża się wielki finisz. I nie ma taryfy ulgowej; tam ktoś kogoś popchnie, kopnie, albo wsadzi coś w szprychy rozpędzonego konkurenta. Zupełnie nie bacząc na to, że przy czymś takim kraksa może dotyczyć całego peletonu.