Sydnejskie Hufce Harcerskie „Krakow” i „Polesie” korzystając z wakacji szkolnych wybrały się na Biwak do przepięknej miejscowości Shoalhaven Heads.
Hasłem biwaku była „Woła nas las, pola i jeziora”.
W czwartek raniutko, bo zbiórka była już o 8 mej rano na stacji Glenfield, skąd pociągami dojechaliśmy do stacji Nowra a z stamtąd autobusem do miejsca biwakowania w Shoalhaven Heads. Dnie były wypełnione od rannej pobudki o godzinie 7 rano do wieczora ciekawymi zajęciami i przeplatane smakowitymi posiłkami. Najlepiej oddajmy glos niektórym uczestnikom niech oni sami powiedzą nam o biwaku.
Czwartek 4-10-18 Spotkaliśmy się wszyscy na Dworcu Głównym i padał silny deszcz. Dotarcie do Shoalhaven Heads zajęło 4 godziny. Wzięliśmy dwa pociągi i autobus.
Kiedy przyjechaliśmy, usiedliśmy i śpiewaliśmy piosenki. Potem poszliśmy na spacer nad ocean, aby zwiedzić okolice. Kiedy wróciliśmy, stawialiśmy namioty i rozpakowaliśmy nasze rzeczy. Zwołano zbiórkę, na której uroczyście dwa zuchy dołączyły do harcerek, Aurelia i Kaya.
Na obiad mieliśmy spaghetti bolognaise. To było pyszne. Na zewnątrz padało ciężko, więc mieliśmy kominek w jadalni. Potem poszliśmy spać. Nadia Blad
Piątek 4-10-18 Obudziliśmy się i zjedliśmy śniadanie. Wszyscy przygotowaliśmy się do odwiedzenia Ogrodu Botanicznego Shoalhaven. Szliśmy wzdłuż plaży. Druhny Marysi przyjaciel-wolontariusz Rob oprowadził nas po ogrodzie i opowiadał o tym ogrodzie i pracach w nich woluntariuszy o różnych ptakach i roślinach. Harcerki i harcerze skomponowały piosenkę o sosnach Wollemi, która następnie była śpiewana przy ognisku. Po spacerze w parku odbyły się na dużym terenie gry i zabawy i zatrzymaliśmy się w domu Druhny Marysi na lody. Po powrocie do obozu wybraliśmy się na spływ kajakowy i tez pływaliśmy w basenie. Tej nocy mieliśmy ognisko, a harcerki były na warcie. Zara Borysiewicz
|
|
|
Sobota 6-10-18 Harcerki miały bardzo wczesny start. Obudziliśmy się o 5 rano i po cichu poszłyśmy na plażę, aby obejrzeć wschód słońca. Chociaż chmury zasłaniały wschód słońca, udało nam się zobaczyć kilka delfinów pływających w wodzie. Potem zjedliśmy śniadanie i przygotowaliśmy nasze rzeczy na spacer w buszu. Poszliśmy na plażę, gdzie Druhna Marysia pokazała nam, które chwasty wyrywać,” Mother of Millions”, bo one są trujące dla zwierząt i wyrywaliśmy je przez ponad dwie godziny. Zebrało się tego wiele dużych worów.
Wróciliśmy na lunch i podzieliliśmy się na grupy, by popłynąć kajakiem po rzece. Po spływach mieliśmy trochę wolnego czasu, zanim zjedliśmy klopsiki i tłuczone ziemniaki na kolację. Następnie udaliśmy się na ciekawe ogniska. Maya Chawa
Jeszcze Gabriel napisał:
W zeszłym tygodniu od 4tego do 7mego października Harcerze z Sydney byli na drugim w tym roku biwaku. Tym razem w Shoalhaven Heads Parku Karawanowym.
Jak sami wiecie pogoda nie sprzyjała i nie mieliśmy za wiele słońce. Pomimo deszczu mieliśmy świetna zabawę. Nie ustawaliśmy od śpiewu i gwaru. Pełni harcerskiego ducha pracowaliśmy też społecznie porządkując plażę w Shoalhaven. W piątek pogoda się poprawiła i udaliśmy się leśna wyprawę do ogrodów botanicznych. Nauczyliśmy się tam wiele o różnych gatunkach roślin i krzewów naturalnych dla Australii.Po powrocie z ogrodów poszliśmy pływać na kajakach i było super. Każdego wieczoru mieliśmy świetną zabawę przy ognisku śpiewając piosenki i tańcząc nasze ulubione tańce. Ostatniego dnia w niedziele uczestniczyliśmy we Mszy Św. w lokalnej parafii. Podczas Mszy Św. mieliśmy zaszczyt śpiewać polska modlitwę harcerską. Po powrocie do parku karawanowego spakowaliśmy nasze rzeczy, namioty i wyruszyliśmy w podróż do domu pociągiem.
Nasz drugi biwak w tym roku był owocny i udany. Choć pogoda nie była fantastyczna to nie straciliśmy humoru i harcerskiego ducha. Gabriel Snoch
|
|
|
Biwak Wiosenny – Zuchy Dziesięciu zuchów dołączyło do Biwaku Wiosennego w Shoalhaven Heads.
Więkość zuchów spotkało się na peronie w Central, razem z harcerkami i harcerzami. Druhny porozdzieliły zuchy na grupy i do każdej grupy był opiekuń lub opiekunka (starzy harcerz lub harcerka).
Podróż była długa, ale ciekawa. Zuchy poznali się z harcerzami i harcerkami.
Ostatni odcinek podróży był autobusem. Pani kierowca zawiozła nas pod samą bramę miejsca biwaku, ale najpierw na ostatnim przystanku wszedł do autobusu Ks. Kamil, wraz z Druhem Krystianem Davis (którzy czekali na młodzież harcerską).
Przed rozbiciem obozu, pożegnaliśmy dwóch zuchów (Kaje i Aurelie), które przeszły do harcerek. Zostało ośmiu, sześć chłopców i dwie dziewczynki. Chłopcy razem spali w jednym namiocie, a dziewczynki w drugim, razem z Druhną Irenką i Druhną Anią. Pogoda była mokra pierwszego dnia, ale zuchy, były prawdziwymi zuchami i nie podali się! Dla niektórych z nich była to pierwsza noc pod namiotem!
Miejsce biwaku było cudowne – przy oceanu i rzece, ale najbardziej zuchom się podobał plac zabaw, z wielką dmuchaną poduszką, wieżą ze sznurów, i basenem! Nawet że nie było ciepło, zuchy bardzo chcieli wypróbować wodę w basenie. Niestety nie wielu wytrzymało w chlodnej wodzie. Po niedługim czasie, przebrali się ze strojów kąpielowych i zdecydowali poszaleć na wielkiej dmuchanej poduszce!
W czasie biwaku, zuchy poznały nowe nazwy drzew i ptaków. Z chęcią pomagały przy wyrywaniu kwastu „Mother of millions”. Poznały także nowe piosenki. Widziały marsz raków po plaży, i nazbierały stos muszelek do plecaków.
Przeżyli nowe i niezapomniane przeżycia! Komendantka Zuchow Ania Chawa phm
|
|
|
Niedziela 7-10-18 Najtrudniejsza była niedziela do wstania nie tylko dla harcerek, które w sobotę i tak wstawały o 5tej rano, ale dla wszystkich biwakowiczow, bo nie tylko ze trzeba było zegarek przesunąć o jedna godzinę do przodu, to pobudka była o 6tej rano, abyśmy wszyscy byli gotowi na godzinę 7 , by zdążyć nas wszystkich przewieźć do kościoła na Msze Święta do Berry na godzinę 8ma. Ksiądz i parafianie serdecznie nas przywitali. Zaraz po komunii Alina Brymora siadła do organów i zaśpiewaliśmy nasza modlitwę harcerska. Wszyscy z nami wstali!
Po powrocie zjedliśmy smaczne śniadanie i potem pakowaliśmy plecaki, składaliśmy namioty (niestety mokre) i zlikwidowaliśmy biwak. Ponieważ prace te przebiegły szybko, sprawnie i z uśmiechem na buźkach naszych uczestników biwaku, to jeszcze przed ostatnim posiłkiem mieliśmy czas na śpiewanie naszych ulubionych harcerskich piosenek i tej biwakowej „Gonic marzenia”.
Na ostatnim apelu było podsumowanie biwaku rozdanie symboliczne nagrody podziękowania instruktorom i paniom z KPH za trud przygotowania biwaku, i prace w czasie biwaku. Nadszedł czas wyjazdu na stację kolejowa w Berry. Podróż powrotna była z przygodami, ponieważ był wypadek na torach, a więc bractwo musiało się przesiadać do innego pociągu w Kiamie, i w Albion Parku skąd autobusem wyruszyli w podróż do Sydney. Komendantka biwaku druhna Danusia Douglas telefonicznie informowała rodzicow o zachodzących zmianach podczas podroży, więc wszyscy spokojnie czekali na swoich milusińskich.
Do zobaczenia na następnej wycieczce, biwaku czy Zlocie.
Czuwaj Halina Prociuk phm
A tu biwak oczami Babci Ernestyny - reportaż
|